W sobotni poranek leżałam plackiem przed telewizorem powalona wirusem żołądkowym. Z wzrokiem mętnym i różnym poziomem zainteresowania oglądałam Dzień Dobry TVN.
Leciał całkiem z pozoru niewinny i pozbawiony erotycznych podtekstów materiał Katarzyny Olubińskiej o Donie Walshu - amerykańskim oceanografie, który jako jeden z trzech ludzi wylądował na dnie Rowu Mariańskiego.
Dziennikarka i jej gość zwiedzali właśnie replikę batyskafu. Starszy pan idąc do przymocowanego do dna pojazdu stołeczka, rzucił słowa skierowane do dziennikarki: - Usiądziesz mi na kolanach? Cały film zobaczycie TUTAJ - kluczowe pytanie pada w 4 minucie i 13 sekundzie nagrania.
Dziennikarka zareagowała tak, jak reaguje większość z nas w chwilach, kiedy ewidentnie przekraczane są granice dobrego smaku, nasze granice intymności - nic nie powiedziała, tylko uśmiechnęła się zażenowana. Ona się uśmiechnęła, ja aż zdębiałam.
Zanim zajmę się argumentami strony tłumaczącej rubaszne żarciki i wskazującej na niesłuszność mojego oburzenia, przytoczę jeszcze kilka przykładów z życia własnego oraz koleżanek.
- Mój promotor miał do mnie ogromną słabość - wspomina znajoma A. - Podobałam mu się fizycznie i generalnie adorował mnie z nieśmiałością licealisty, chociaż był trzy razy ode mnie starszy. Kiedyś na seminarium zagalopował się w swoich fantazjach - albo wreszcie odważył jedną zwerbalizować - i stwierdził, że jest tylko jeden sposób, żeby przekonać się, czy jestem naturalną blondynką (i nie chodziło ani o odcień brwi, ani o zmoczenie głowy). Moja reakcja? Pełen zażenowania uśmiech.
. Fot. Angus McDiarmid Fot. Angus McDiarmid
A to już wspomnienie bardziej współczesne. Znajoma M.: - Pan pilot w samolocie, był tak uprzejmy, by pomóc mi założyć płaszcz przy wysiadaniu z samolotu. Powiedziałam: - Dziękuję bardzo za pomoc, inaczej bym zmarzła. Na co pilot: - Nie mógłbym na to pozwolić, mogę panią rozgrzać, jeśli pani chce, yhy yhy yhy.
Znajoma nic nie powiedziała, tylko klasycznie uśmiechnęła się z zażenowaniem.
Są sytuacje mniej śmieszne, a bardziej niebezpieczne. Kiedyś wracałam z firmowego balu przebierańców taksówką jednej z warszawskich korporacji. Pan kierowca obrzucił mnie lustrującym spojrzeniem od stóp do głów i wyraził uznanie dla nóg, twierdząc, że są fantastyczne. Podziękowałam, ale na tym się nie skończyło. Wokół moich fantastycznych nóg zaczęły krążyć propozycje pana taksówkarza: - Może by nogi chciały jeszcze gdzieś pojechać? Może by się napiły szampana?
Tym razem zażenowany uśmiech przegrał z instynktem zachowawczym. Zamarkowałam, że dzwonię do narzeczonego i relacjonuję mu całą sytuację, pytając na koniec co mają zrobić moje nogi. Efekt? Kierowca się obraził i nadąsany zawiózł nogi pod dom.
Każda z nas codziennie mogłaby bez pudła wskazać sytuacje, w których zwyczajna rozmowa zaczyna mieć znamiona jednostronnego flirtu, który z naszego punktu widzenia flirtem nie jest. Ta granica jest oczywiście delikatna i bardzo umowna. Tak jak w przypadku dziennikarki sportowej Mel McLaughlin, która przeprowadzała wywiad z zawodnikiem drużyny krykieta Chrisem Gayle'em. Jego zachowanie - podrywanie jej - oraz słowa: - Nie rumień się, dziecinko , wywołały za oceanem skandal i stały się powodem nałożenia na sportowca kary w wysokości 10 tysięcy dolarów. Dziennikarka nie uśmiechnęła się z zażenowaniem, raczej dała wyraz swojemu niezadowoleniu.
W tym wypadku reporterka natychmiast dostała wsparcie od kolegów komentatorów, którzy pogratulowali jej wytrzymałości, odporności i klasy. Ten wywiad wywołał zresztą później burzę i falę dyskusji na temat traktowania kobiet w mediach.
To jeden z argumentów, prezentowanych przez broniących przedstawicieli swojej płci panów.
- Niedługo nie będzie można kobiecie powiedzieć, że ma ładne oczy, bo zacznie dzwonić do prawnika - okrasza uśmiechem jeden z panów.
Inny nawołuje: - Ej, weźcie się zdecydujcie w końcu drogie panie! Z jednej strony chcecie płomiennych romansów, 50 twarzy Greya, namiętności rodem z harlequina... a z drugiej krzyki o molestowanie...
Czy naprawdę tak trudno zauważyć różnicę między oczekiwaniami kobiet a ewentualnymi sugestiami ze strony mężczyzn? Czy naprawdę marzymy o siadaniu na kolanach - owszem wciąż atrakcyjnego - starszego pana? Czy M. miałaby ochotę na rozgrzewkę na pokładzie samolotu, a A. pokazać promotorowi włosy łonowe? Może odrobinę trzeźwego osądu?
Jedno pokolenie kobiet w rodzinie E. znosiło niewybredne żarty najstarszego z braci swoich mężów. Były głośne komentarze na temat walorów ich urody, raz nawet zdarzyło się podszyte żartem złapanie za piesi.
Kiedy przyszła synowa jednej z pań usłyszała podczas pierwszego rodzinnego spotkania ze strony owego pana, że "jest niezłą laską" kobiety solidarnie się zbuntowały. Po wyjściu dziewczyny zrobiły szwagrowi wykład, a następnie zerwały z nim wszelkie kontakty.
Mocna reakcja - efekt nawarstwiających się lat znoszenia seksualnych aluzji. Czy mężczyzna pochylił się nad autorefleksją? Zapewne do dziś uważa, że został niesłusznie skazany za wyrażenie podziwu dla kobiecego piękna. Są jednak sposoby i sposoby.