Ludzie to nie jedyny gatunek wśród ssaków, który kocha się nie tylko w celach prokreacyjnych. Robią to także delfiny, makaki i bonobo. My jednak, w przeciwieństwie do wyżej wymienionych, uwielbiamy wpędzać się we wstyd i poczucie winy.
Ile razy czytaliście i słyszeliście, że seks, który trwa 7 minut jest zły, bo zbyt krótki. Że kochanie się przy zgaszonym świetle to dowód na waszą pruderyjność. Że pozycja na "misjonarza" to potwierdzenie, że w waszej sypialni wieje śmiertelną nudą.
Grupa wpędzająca w kompleksy jest duża, wpływowa i aktywna. Od autora "Kamasutry" po redaktorki "Cosmo", wszyscy udowadniają, że można lepiej. A właściwie nie można, tylko trzeba!
Ale właściwie dlaczego mielibyście uprawiać seks w pozycjach, które należy poprzedzić porządną rozgrzewką i rozciąganiem. Podczas których czujecie wszystko oprócz przyjemności? A kto wam każe wychodzić poza bezpieczną strefę seksu gwarantującego orgazm, podtrzymanie więzi i bliskości z partnerem?
Które pozycje stanowią podstawę, a cała reszta to tylko ich delikatne przeróbki? Klasyk, czyli pozycja na "Misjonarza".
Pozycja na "Misjonarza" Rys. Gazeta.pl
Według specjalistów dno dna, nuda, szczyt pruderii i dowód na to, że brak wam fantazji, a wasze życie seksualne jest monotonne i pozbawione fajerwerków.
Naszym zdaniem? Wygodna pozycja (zwłaszcza dla leżącej na plecach kobiety, zapewniająca intymność, ułatwiająca penetrację - zwłaszcza, jeśli partnerka obejmie mężczyznę nogami i pod pośladki podłoży poduszkę.
Wszystkie modyfikacje (nogi kobiety opierają się o ramiona mężczyzny) to wciąż "misjonarz".
Jeździec i odwrócony jeździec. Pozycja lubiana przez kobiety, bo stymuluje łechtaczkę. A jak coś jest dobre, sprawdzone i daje przyjemność, to czemu z tego rezygnować i szukać innych?
Tym bardziej, że leżący pod kobietą mężczyzna ma wolne ręce i może się zająć jednym z bardziej erogennych miejsc na mapie damskiego ciała, czyli piersiami. Jeśli to wasza ulubiona pozycja, rozumiemy, akceptujemy i popieramy. To samo dotyczy odwróconego jeźdźca.
Kolejna pozycja w niczym nie przypomina ani "misjonarza", ani "jeźdźca". Pozycja na "pieski" jest zupełnie inna niż dwie wymienione wcześniej. I w sumie nieważne, czy partnerka jest na czworaka, czy opiera się schylona o stół w jadalni. Idea pozostaje ta sama, a piesek pieskiem.
Pozycja na "Pieska" Rys. Gazeta.pl
Skoro już jesteśmy ustawieni w pozycji, w której kobieta jest tyłem do mężczyzny, to od "łyżeczek" dzieli nas tylko przeniesienie się z ustawienia wertykalnego w horyzontalne.
Pozycja na "Łyżeczki" Rys. Gazeta.pl
W przedostatniej z „sześciu prawdziwych pozycji” mężczyzna wchodzi w kobietę od tyłu, leżąc za nią. Idealna na poranny seks - kiedy jesteśmy jeszcze lekko zaspani i mamy nieumyte zęby.
Było na leżąco, teraz pozycja na stojąco. Klasyk, bardzo filmowy. Kwestie wygody i satysfakcji pozostawiamy waszej ocenie. Naszym zdaniem spróbować warto, ale żeby tak codziennie... Trzeba żelaznej kondycji ze strony partnera i kontroli masy ciała ze strony partnerki.
Pozycja na "Stojąco" Rys. Gazeta.pl
I to koniec pozycji. Wszelkie "ławeczki", "imbryczki”, "hydranty" to sztuczne twory powstałe, żeby was wpędzić w poczucie winy. A wy przecież nic nie musicie (chociaż jeśli chcecie, to ZAJRZYJCIE TUTAJ ).
Powtarzamy. Nie dajcie sobie wmówić, że wasze życie erotyczne musi być "bardziej". Lubicie „misjonarza” po ciemku i pod kołdrą. Wspaniale! Tak trzymać, nikomu nic do tego! Co nie zmienia faktu, że nie warto poznać kilku „pozycji” w teorii. W praktyce mocna szóstka wystarczy, jeśli tylko daje gwarancję megakumulacji doznań.
SZUKASZ SPOSOBU, BY NAPRAWIĆ SWÓJ ZWIĄZEK? TEN TEST POMOŻE ZDIAGNOZOWAĆ WASZĄ RELACJĘ>>>