W sieci za 150 zł wszystko się kupi, a w realu za 1000 zł załatwi. Jak zabezpieczają się Polki?

Antykoncepcja nie jest ogólnie dostępna. Części kobiet na nią stać, inne ogranicza wstyd i upokorzenia, których doświadczają u lekarza i w aptece. Ten tekst to gorzka pigułka, w dodatku wcale nie hormonalna.

Antykoncepcja nie jest tematem, który poruszamy podczas rozmów z koleżankami. Chociaż pojawiają się głosy, że w ciągu ostatniego półtora roku i po kilku dużych protestach kobiet stałyśmy się bardziej otwarte. Niektórzy twierdzą, że gdyby wróciła cała emigracja z Wielkiej Brytanii, to nie mielibyśmy w ogóle problemu z prawami reprodukcyjnymi, bo kobiety po pobycie poza Polską przyzwyczaiły się, że mają prawo do antykoncepcji i aborcji i nikt im pod kołdrę nie zagląda.

Mam cztery naprawdę bliskie przyjaciółki i właśnie zdałam sobie sprawę, że zupełnie nie wiem, jaką antykoncepcję stosują... - ze zdziwieniem przyznaje znajoma. - Jedna z nich używała kiedyś prezerwatyw, a druga brała pigułki. Wyszło to zupełnie przypadkiem - temat kondomów w czasie rozmowy, a tabletek, kiedy usłyszałam na telefonie przyjaciółki przypomnienie o wzięciu pigułki - dodaje.

Anonimowo na forach doradzamy sobie chętniej - krytykujemy albo chwalimy tabletki, dzielimy się uwagami. W realu nie wpuszczamy siebie nawzajem w tę sferę życia. Pytanie - czy dlatego, że jest tak intymna, czy dlatego, że wstydzimy się, bo mamy poczucie, że nie do końca rozrodczość kontrolujemy, chcemy uchodzić za nowoczesne i świadome, a wcale takie nie jesteśmy?

„To cud, że pierwsza ciąża była planowana”

Joanna urodziła się w Poznaniu, w zamożnej rodzinie, w której zarówno rodzice, jak i dziadkowie mają wyższe wykształcenie. Co więcej, są wśród nich lekarz i farmaceutka.

Myślisz, że dzięki temu o antykoncepcji wiedziałam więcej niż nastolatka z małej wsi spod Poznania? - pyta. - Zdecydowanie nie! Nikt ze mną o seksie i antykoncepcji nie rozmawiał. To właściwie cud, że dopiero w wieku 29 lat zaszłam w pierwszą, całkowicie planowaną, ciążę. Jak teraz w wieku lat 35 patrzę na historię mojej antykoncepcji, to łapię się za głowę z przerażenia - mówi.

- Mój pierwszy chłopak był ode mnie starszy, bardziej doświadczony i szaleńczo we mnie zakochany. Nie krył się nigdy z tym, że chce mnie poślubić i mieć ze mną dzieci. To drugie zresztą najpierw. Jemu nie zależało na antykoncepcji, liczył wręcz na to, że zajdę w ciążę, pobierzemy się i będziemy razem aż do śmierci. Przez pewien czas brałam tabletki hormonalne - sama poszłam prywatnie do ginekolożki, bo nikt w rodzinie mnie nie uświadamiał - ale źle się po nich czułam, po kilku miesiącach je odstawiłam. Przez cztery lata tamtego związku nie zaszłam w ciążę, co po latach uznaję za prawdziwy cud - zapewnia.

- W kolejnych związkach stosowaliśmy wyłącznie prezerwatywy - nie było mowy o seksie bez zabezpieczenia. Miałam także odwagę poprosić jednego partnera o zrobienie badań na wirusa HIV - po tym jak usłyszałam, ile miał partnerek i że się nie zabezpieczał, bo to „zadbane kobiety były”. Dopiero kiedy starałam się o dziecko, okazało się, że moja owulacja jest bolesna i w tym dniu nawet do głowy by mi nie przyszło, żeby uprawiać seks - kontynuuje Joanna.

- Teraz jestem świadoma swojego ciała, wiem, kiedy mam dni płodne, wiem, jak się zabezpieczać. Mieszkam w dużym mieście, mam od lat tego samego lekarza, nie wstydzę się rozmawiać z nim o antykoncepcji ani kupować środków antykoncepcyjnych w aptece - dodaje.

Pijane plemniki i paniczny strach przed ciążą

Przyjęło się, że to młodzi ludzie - nastolatki, osoby na początku aktywnego życia seksualnego - mają braki w wiedzy na temat antykoncepcji i są bardziej skłonni do nieodpowiedzialnych zachowań. Aleksandra Józefowska, koordynatorka Grupy Edukatorów Seksualnych Ponton, od ponad dekady przygląda się problemom, z którymi w kwestii antykoncepcji zmaga się młodzież.

Jeśli chodzi o antykoncepcję, to młodzi ludzie mają duży chaos w merytorycznej wiedzy. Z jednej strony jest spora grupa osób, którym brakuje podstawowej wiedzy związanej z mechanizmem zapłodnienia. Im antykoncepcja nie jest jeszcze potrzebna, bo nie współżyją w sensie dosłownym, nie zajdą tak w ciążę. Od dziewczynek słyszymy: 'Skorzystałam z toalety w kawiarni, czy to możliwe, że na desce sedesowej były plemniki, a ja jestem w ciąży?' albo 'Miesiączka spóźnia mi się trzy tygodnie. Nigdy nie uprawiałam seksu, jednak nieraz się masturbowałam. Pobolewa mnie podbrzusze, a jak czytałam na internecie, to jest objaw ciąży. Czy mogę być w ciąży?' - cytuje Józefowska.

- Lata mijają, a te pytania ciągle padają. Dziewczyny analizują każdy sygnał płynący z ciała, strach podsyca te reakcje i dochodzi do sytuacji, w których dziewczynki dzwonią czy piszą po kilkanaście razy tego samego dnia - tłumaczy koordynatorka z Pontonu.

I kontynuuje: Druga grupa to osoby, które podejmują zachowania niefrasobliwe, ryzykowne, nie mając świadomości, na ile i czym ryzykują. Mówię tu o sytuacjach seksu np. podczas imprezy, kiedy rzeczywiście istniało ryzyko zajścia w ciążę. Dziewczyna pyta, czy to możliwe, że skoro spóźnia się jej miesiączka, to może być w ciąży. Ma świadomość, że mogło dojść do zapłodnienia, ale nie ma pojęcia, że seks bez zabezpieczenia z przypadkowo poznaną osobą niesie ryzyko infekcji przenoszonych drogą płciową. Te osoby pytają post factum - dodaje Józefowska.

- Trzecia grupa to ludzie, którzy mają pewną wiedzę, świadomie podchodzą do swoich relacji i chcą dopytać o zabezpieczenie, o alternatywne metody dotyczące antykoncepcji. Te sytuacje są jednak w mniejszości. Są także młodzi ludzie, którzy szukają wśród mitów prawdy i zgłaszają się do nas po rzetelne informacje:

Czy to prawda, że stosunek przerywany jest metodą antykoncepcyjną?
Czy jeśli para współżyje, a chłopak jest pod wpływem alkoholu, to nie może dojść do zapłodnienia, bo plemniki są także pijane?
Czy to prawda, że prezerwatywy mają pory, przez które przenikają plemniki?

- Bardzo często te nieprawdziwe informacje mają źródło nie na giełdzie podwórkowej wiedzy, tylko w szkołach, np. w ramach wychowania do życia w rodzinie młodzież dowiaduje się, że prezerwatywy mogą tak uciskać członka, że zablokują dopływ krwi, stosującego je mężczyznę pozostawiając bezpłodnym - kończy Józefowska.

SPRAWDŹ, JAKIE METODY ANTYKONCEPCJI SĄ DOSTĘPNE W POLSCE

Pytania zadawane anonimowo przez młodzież dzwoniącą na Wakacyjny Telefon Zaufania PontonuPytania zadawane anonimowo przez młodzież dzwoniącą na Wakacyjny Telefon Zaufania Pontonu Źródło: Raporty GES Ponton z lat 2010-2015

Plaster nie, bo wiadomo, o co chodzi

Ci, którzy nie zdobędą wiedzy, nie będą szukać rzetelnych źródeł informacji, w dorosłe życie wejdą, wierząc w mity. Tak jak Weronika, trzydziestoletnia mama dwójki małych dzieci z podwarszawskiej miejscowości, która sądziła, że karmienie piersią uniemożliwia zapłodnienie. W jej przypadku pierwsza ciąża była planowana i udało się w nią zajść po zaledwie kilku miesiącach starań.

Po roku macierzyńskiego byłam już gotowa na powrót do pracy - opowiada. - Okazało się jednak, że znów jestem - w nieplanowanej tym razem - ciąży. Sądziłam, że w naszym przypadku będzie to trudne: miałam nieregularne miesiączki, karmiłam piersią, za namową męża graliśmy w tak zwaną ruletkę watykańską, czyli stosowaliśmy kalendarzyk

Drugie dziecko Weroniki ma teraz pół roku, a kwestie antykoncepcji kobieta postanowiła wziąć w swoje ręce. - Według mnie najskuteczniejszą metodą są prezerwatywy, miesięcznie wydajemy na nie około 100 zł. Libido po drugiej ciąży z niewyjaśnionych przyczyn bardzo wzrosło. Zastanawiałam się nad tabletkami hormonalnymi lub wkładką, ale po tych pierwszych bardzo przytyłam, a idea wkładki nie do końca mnie przekonuje - wymienia.

- Plastry w moim przypadku odpadają, ponieważ nigdy nie paliłam i od razu byłoby wiadomo, w jakim celu je noszę. Plaster na ramieniu dodatkowo kojarzy mi się z epatowaniem seksualnością przez feministki, a z tym zupełnie mi nie po drodze. Na razie nie planujemy powiększać rodziny i myślę, że póki będę miała kontrolę nad zabezpieczaniem się, to będzie tak, jak sobie zaplanuję - Weronika jest pewna swoich słów.

Permanentne zagrożenie i obawa, że robi się coś złego

- To, co dotyczy młodych ludzi, dotyczy także tych starszych - stanowczym głosem zapewnia Anita Kucharska-Dziedzic, prezeska Lubuskiego Stowarzyszenia na Rzecz Kobiet BABA. - Młodzi mają większą indoktrynację w szkole, ale mogą sobie pewne rzeczy sprawdzić w sieci. Starsi, pozbawieni kompetencji cyfrowych albo w ogóle niemający dostępu do internetu, niczego nie sprawdzą - tłumaczy.

- Teoretycznie w sieci jest bardzo dużo rzetelnych informacji dotyczących antykoncepcji - mówi Kucharska-Dziedzic. - Z drugiej jednak strony mamy ciągły szantaż emocjonalny, który ja nazywam „płodoshopem” - czyli przedstawianie poronionych płodów z zaawansowanej ciąży jako abortowanych zarodków. Przekonuje się nas, że tygodniowy zarodek ma rączki nóżki i jest takim krasnoludkiem w naszym brzuchu. To zostaje w głowie i kobiety zastanawiają się, czy aby na pewno nie robią nic złego. Kobiety funkcjonują w ciągłym poczuciu winy, że stosują antykoncepcję, że robią coś złego - dodaje szefowa Stowarzyszenia BABA.

Kobiety coś o antykoncepcji wiedzą, ale ta wiedza nie jest ani dokładna, ani rozległa. Wstydzą się pytać o rodzaje antykoncepcji, ich stosowanie i koszty. Im mniejsze miasteczko, tym większy problem. Największy jednak problem jest taki, że ginekolodzy, gdy widzą w swoim gabinecie dojrzałą kobietę, zakładają, że ona zna dostępne metody antykoncepcyjne i wie, jak je stosować oraz je stosuje - tłumaczy Kucharska-Dziedzic.

- Jak kobiety są wykształcone, osiągnęły jakiś status, mają dzieci, własne pieniądze i oszczędności, to inwestują w swój święty spokój, w poczucie, że są zabezpieczone i nic nieprzewidzianego się im nie zdarzy - zapewnia szefowa Stowarzyszenia BABA. - Kobiety o niskim statusie, niemające w ogóle dostępu do internetu, żyją w permanentnym zagrożeniu, że coś się może wydarzyć.

"Bardzo doceniłam antykoncepcję po"

Regularnie się bada i świadomie cieszy się swoim życiem seksualnym Malwina, pochodząca z małej miejscowości na Podlasiu dwudziestoośmiolatka.

Stosuję krążek dopochwowy. Moim zdaniem to wygodna forma antykoncepcji. Działa przez trzy tygodnie, wiec jest idealna dla zapominalskich - w przeciwieństwie do tabletek. Krążek jest niedrogi - wydaję na niego 50 zł miesięcznie, a lekarz mi wypisuje zapas na pół roku. W moim przypadku nie ma uciążliwych skutków ubocznych, no i do tej pory mnie nie zawiódł - zapewnia kobieta.

Malwina podkreśla, że świadomie korzysta z rozrywki, jaką jest seks, póki co nie planuje dzieci - stąd regularna antykoncepcja. - Profilaktycznie się badam, co jest też wymuszane poniekąd przez stosowanie antykoncepcji.

Kobieta dodaje, że trzy razy zdarzyło się jej skorzystać z awaryjnej antykoncepcji. - Za pierwszym razem kończyło się szybką, prywatną wizytą u lekarza i przepisaniem recepty na antykoncepcję dzień po. To była naprawdę droga impreza, szczególnie jak na studencką kieszeń. Potem zawiodła prezerwatywa, ale wtedy znajomy lekarz szybko wypisał receptę i nie było problemu. Za trzecim razem to już była świadoma decyzja, ponieważ ulegliśmy chwili. Jeszcze wtedy można było kupić ten rodzaj antykoncepcji bez recepty. Trzeci przypadek był naprawdę wyjątkowym incydentem, który jednak sprawił, że bardzo doceniłam tę formę antykoncepcji i możliwość skorzystania z niej w momencie, kiedy lekkomyślność albo przypadek biorą górę nad odpowiedzialnością - podkreśla Malwina.

Planowanie życia, a nie tylko zapobieganie wpadce

Dr Tomasz Basta, ginekolog-położnik, założyciel krakowskiej Intima Clinic skłania się ku teorii, że to młodsze pacjentki, bardziej świadome, są skłonne stosować nowocześniejsze metody, takie jak wkładki domaciczne i implanty.

Zdaniem dr Tomasza Basty kobiety, które już urodziły i nie chcą mieć więcej dzieci, są zainteresowane stosowaniem długotrwałych metod antykoncepcji, czyli wkładek domacicznych i implantów, a panie w średnim wieku i wieku przejściowym boją się tych metod i nadal wolą stosować tabletki hormonalne. Kobiety w okresie planowanego rozrodu stosują krótkotrwale metody, czyli tabletki, krążki lub plastry.

Rzeczywiście jest tak, że miejsce zamieszkania warunkuje zainteresowanie lub bardziej jego brak niektórymi metodami antykoncepcyjnymi - tłumaczy ginekolog. - Na południu i wschodzie Polski metoda niehormonalnej wkładki domacicznej jest rzadko stosowana, a w centralnej i zachodniej części kraju jest dość popularna. Jest to uwarunkowane religijnie. W rejonach, gdzie społeczeństwo nadal jest bardziej odizolowane od łatwego dostępu do ginekologa, metody antykoncepcji to nadal przede wszystkim kalendarzyk, prezerwatywa i - co najwyżej - tabletki. W miastach i dużych aglomeracjach  jest inaczej.

Z taką opinią zgadza się Marta Niedźwiecka, trenerka pracującą na co dzień nad seksualnością i relacjami intymnymi kobiet (i mężczyzn).

- Bardzo powoli przyjmuje się myśl, że antykoncepcja to tak naprawdę element dobrostanu, że to planowanie życia, a nie tylko zapobieganie wpadce. Kobiety, z którymi się spotykam, o ile nie trafią na rozsądnego ginekologa, raczej myślą o antykoncepcji stereotypowo - idą w pigułki, niezależnie od tego, czy są dla nich dobre, czy złe. Najczęściej biorą je latami, nie robią przerw. Alternatywne, nowoczesne formy antykoncepcji są traktowane z nieufnością. Na dźwięk słowa „spirala” czy „IUD” [ang. intrauterine device, wewnątrzmaciczna wkładka antykoncepcyjna - przyp. red.] część nadal się krzywi. Świadomość chorób przenoszonych drogą płciową jest bardzo niska. Często, gdy mówię, że trzeba się badać na HIV, to słyszę: "przecież jestem w stałym związku". Świetnie, ale co jeśli partner w tym stałym związku będzie miał niefortunną przygodę? - podsumowuje Niedźwiecka.

Z kolei z doświadczeń Kucharskiej-Dziedzic wynika, że największą świadomość swojego ciała i fizjologii mają kobiety w wieku 35-55 lat. Te, które mają dojrzewające córki i chciałyby, żeby te córki były bezpieczne.

Metody antykoncepcyjneMetody antykoncepcyjne Rys. iStock

Ostatnia pozycja na liście priorytetów

Anita Kucharska-Dziedzic ze Stowarzyszenia BABA codziennie kontaktuje się z kobietami z lubuskiego. Jak więc w praktyce wygląda antykoncepcja poza metropoliami?

Jesteśmy ciągle na etapie prezerwatywy, stosunku przerywanego i wyskakiwania z 1000 zł, kiedy zdarzy się wpadka. Pigułki antykoncepcyjne i spirale stosują kobiety, które stać na to, żeby raz na miesiąc albo raz na trzy miesiące pójść do lekarza za 150 zł, żeby przepisał środki antykoncepcyjne, a potem stać je na ich wykupienie za 50 zł miesięcznie.

Kucharska-Dzidzic mocno podkreśla, że antykoncepcja jest dobrem, na które stać tylko wybraną grupę kobiet. - Nie mówimy więc o kobietach, które mają najniższą krajową. „Najniższa krajowa” ma ewentualnie prezerwatywę, korzysta z kalendarzyka, stosuje stosunek przerywany. I nie chodzi o to, że one nie wiedzą, jak się zabezpieczyć, tylko ich nie stać, bo antykoncepcja to ostatni wydatek na ich liście priorytetów. Generalnie się więc nie zabezpieczają, licząc na to, że jakoś się uda, a jak raz w roku pojawia się problem, to po prostu kombinują. W sieci za 150 zł wszystko się kupi, a w realu za 1000 zł załatwi.

"Szesnastolatka rodzi dziecko, ale po antykoncepcję musi przyjść z mamą"

Aleksandra Józefowska z Grupy Edukatorów Seksualnych Ponton wymienia prezerwatywy jako najczęściej wybierany wśród młodzieży rodzaj antykoncepcji:

- Prezerwatywy są ogólnodostępne i w porównaniu z innymi środkami niedrogie. Hormonalne środki antykoncepcyjne czy prywatna wizyta u ginekologa to jest duży wydatek dla osoby niepełnoletniej. Prezerwatywy też nie są supertanie. Marki znane, reklamowane, to koszt około 10 zł za trzy sztuki. Środki hormonalne dziewczyna może sama, bez udziału i zgody opiekuna prawnego, stosować dopiero po ukończeniu 18 roku życia. Wiele dziewcząt nie ma zbyt dobrego kontaktu z rodzicami, nie przyjdzie więc z nimi do ginekologa. Część może zapisać się do lekarza prywatnie - wtedy zdarza się, że ginekolodzy wypisują pigułki, omijając prawo. Ten zapis jest w ogóle kuriozalny - podkreśla Józefowska.

Wedle prawa czynem karalnym nie jest współżycie z piętnastolatką, ale dostęp do antykoncepcji jest możliwy dopiero od osiemnastego roku życia. Dochodzi więc do sytuacji, w których szesnastolatka rodzi dziecko i jest mamą, ale po antykoncepcję hormonalną musi się zgłosić z własną matką. 

Tylko jedna apteka w miasteczku, a w sklepie pracuje ciocia

Jak zapewnia Józefowska, młodzi ludzie mają ogromną blokadę, żeby kupować środki antykoncepcyjne. - W dużym mieście wszędzie są sieciowe drogerie, i - nawet jak się ktoś wstydzi - może w miarę anonimowo kupić prezerwatywy.

W małej miejscowości, w której jest jedna apteka i jeden sklep, ludzie się znają, wszyscy wszystko o sobie wiedzą, w aptece pracuje ciocia, a w sklepie sąsiadka, to pojawia się skrępowanie.

- Owszem, można prezerwatywy zamówić przez internet, ale paczka przychodzi do domu, w którym mieszkają rodzice, ciekawi jej zawartości. Skoro młodzi ludzie uważają sferę seksualną za wstydliwą, za tabu, to z tego powodu będą mieli blokadę przez takimi zakupami. Tym bardziej, że w polskich domach nie ma otwartej rozmowy na temat seksu - dodaje Józefowska.

Lekarze nie chcą problemów

Wstyd nie jest tylko problemem młodzieży. - Jeśli mieszkamy w małym miasteczku, w którym jest jedna apteka, jeden ginekolog przyjmujący państwowo i jeden prywatnie, to jesteśmy w czarnej du**e, to już zupełnie nie wiadomo, co robić - podkreśla Kucharska-Dziedzic. - Trzeba pojechać poza rodzinną miejscowość, ryzykując, że wcale nie będzie lepiej. Doszło do sytuacji, w której nawet na forach kobiety przestały sobie polecać lekarzy i apteki. A lekarze, mając kontakt pierwszy raz z pacjentką, w obawie przed nieprzyjemnościami, są bardzo ostrożni. Boją się prowokacji, tego, że ktoś może im chcieć zaszkodzić. Tym bardziej, że lekarze w prywatnych gabinetach pracują także w państwowych przychodniach i nie chcą mieć żadnych problemów - dodaje szefowa Stowarzyszenia BABA.

Pierwsza wizyta to takie wzajemne obwąchiwanie się pacjentki i lekarza. Lekarze w ten sposób zapewniają sobie święty spokój i chronią się przed fanatykami. Ginekolodzy - nawet jeśli są zwolennikami praw reprodukcyjnych kobiet i nieoficjalnie pomagają im - poza dużymi miastami nie chcą afiszować się ze swoimi przekonaniami. Nie chcą mieć na głowie z jednej strony fanatyków anti-choice, a z drugiej rzeszy zrozpaczonych kobiet, które będą chciały od nich uzyskać pomoc - kontynuuje Kucharska-Dziedzic.

- Kobiety nie wyskakują same z prośbą o zapisanie antykoncepcji, tylko pod koniec wizyty - tak przypadkiem - o nią proszą. Najpierw przełamują lody, wyczuwają lekarza. Prywatnie kobiety chodzą najczęściej do lekarzy dwóch specjalności - ginekologów i stomatologów, bo wiedzą, że tam będą miały usługę i są specjalistom wierne. Bo gabinet prywatny to jest jednak biznes, tam się raczej nie upokarza, niczego nie utrudnia - dodaje Kucharska-Dziedzic. 

Zdaniem szefowej Stowarzyszenia BABA, jak już uda się kobietom zdobyć receptę, to kolejne niemiłe sytuacje czekają na nie w aptekach. - Jedna z kobiet opisała nam sytuację, gdzie przy okazji wykupywania recepty na antykoncepcję postkoitalną [antykoncepcję awaryjną - przyp. red.] została poproszona przez farmaceutę o pokazanie dowodu osobistego. Kobieta zmieszała się, ale dowód pokazała. Farmaceutka powiedziała jej na to: "Pani jest dorosła, a nie wie, że w ten sposób zabija swoje dzieci?". Klientkę apteki - i pewnie nie ją pierwszą i ostatnią - spotkała przykrość i upokorzenie.

Kobiece dramaty i brak kontroli

W wielu przypadkach nie chodzi już nawet o brak pieniędzy na antykoncepcję czy brak wiedzy na temat jej stosowania i ograniczoną dostępność.

Żeby pokazać niektóre dramaty, Anita Kucharska-Dziedzic przytacza historię kobiety, której mąż był skazany za przemoc domową i czekał z wyrokiem na wolne miejsce w więzieniu.

Zanim się zgłosił do jednostki penitencjarnej, jeszcze raz udowodnił żonie, gdzie jest jej miejsce i kto ma rację. Pobił ją strasznie i potwornie zgwałcił - miała złamaną szczękę, uszkodzone nerwy, krwawiła. Trafiła do szpitala, gdzie ją opatrzono, ale nikt nie zapytał o antykoncepcję. Okazało, że jest w ciąży - opowiada Kucharska-Dziedzic.

- Rodzina męża wyrzuciła ją z domu, była bez pieniędzy, bez mieszkania. Trafiła do nas w skrajnej nędzy, dziecko urodziła. Nawet nie wiedziała, że mogła uniknąć tej ciąży dzięki antykoncepcji postkoitalnej.

Kolejna wstrząsająca historia przytaczana przez szefową Stowarzyszenia Baba, która zapewne nie jest jednostkowym przypadkiem, to dramat czternastoletniej dziewczynki, która zaszła w ciążę w wyniku kazirodczego gwałtu. - Matka, nie wiemy, z jakich powodów, jako opiekun prawny nie zgodziła się na legalne przerwanie ciąży. Dziecko urodziło dziecko, na dodatek z kazirodczego gwałtu.

Ten dramat może spotkać mnie, siostrę przyjaciółki, córkę znajomego

Czy więc czujemy, że mamy kontrolę nad własną rozrodczością? Joanna z Poznania na to pytanie odpowiedziała dwa razy. Pierwszy raz zapewniła, że czuje, że zna swój organizm i potrafi się zabezpieczyć przed niechcianą ciążą. Później, kiedy wałkowała ten temat w głowie, zrobiła się mniej optymistyczna:

Zaczęłam się zastanawiać nad swoim poczuciem kontroli i sprawczości i dochodzę do wniosku, że jest ono bardzo kruche i pozorne. Mam partnera, którego darzę zaufaniem i wierzę, że mnie nie zdradza i nie zakazi chorobą przenoszoną drogą płciową. Rodziłam, jestem wyedukowana, wiem, kiedy i jak w ciążę można zajść. Nie żyję w przemocowym związku, w którym nie znam dnia ani godziny, kiedy seks zostanie na mnie wymuszony albo padnę ofiarą małżeńskiego gwałtu - mówi Joanna.

- Stać mnie na środki antykoncepcyjne, a ich kupowanie to nie tylko moja sprawa, ale także mojego partnera - kontynuuje kobieta. - Mogłabym jednak zostać zgwałcona podczas biegania - tak jak miało to miejsce w warszawskim Lesie Kabackim, zajść w ciążę z gwałcicielem, zostać zakażona chorobą. Mogłabym zostać otumaniona tabletkami dodanymi do piwa i - tak jak dwudziestoczterolatka w Lublinie - zostać zgwałcona przez dwóch mężczyzn. Albo być jak dwudziestosześciolatka z Łodzi - uprowadzona przez trzech mężczyzn i przez 10 dni przetrzymywana w mieszkaniu, wielokrotnie przez nich gwałcona - wylicza Joanna.

- W tych przypadkach natychmiast tracę kontrolę nad własnym ciałem - podkreśla. - A taki dramat może spotkać mnie, siostrę bliskiej przyjaciółki czy córkę znajomego. Zmieniam więc odpowiedź. Czuję, że mam pozorną kontrolę nad własną rozrodczością i wiele szczęścia, że życie mnie w sumie bardzo rozpieszcza - kończy smutno, ale i z ulgą Joanna. 

SPRAWDŹ, JAKIE METODY ANTYKONCEPCJI SĄ DOSTĘPNE W POLSCE

Jakie metody antykoncepcji stosujesz?
Więcej o: