Jo Hemmings to psycholożka, która specjalizuje się w psychologii behawioralnej i uczeniu ludzi, jak tworzyć zgodne relacje. Oprócz tego jej "konikiem" jest też sprzątanie - ma nawet firmę, która oferuje usługę profesjonalnego "odgruzowywania" mieszkań z nagromadzonych, niepotrzebnych przedmiotów.
W tej sytuacji wnioski, które wysnuwa, przestają dziwić. Mogą jednak wydawać się trudne do przyjęcia (i nic nie stoi na przeszkodzie, by potraktować je z przymrużeniem oka - choć z drugiej strony posprzątanie bałaganu na pewno nikomu nie zrobi krzywdy).
Według Hemmings przyczyną niechęci do seksu może być bałagan w mieszkaniu - szczególnie w salonie i w sypialni. Dlaczego akurat te dwa pomieszczenia? Bo tam spędzamy najwięcej czasu z naszymi bliskimi.
Bałagan nie pozwala odpowiednio wypocząć i się zrelaksować. Zamiast tego utrudnia koncentrację, podnosi poziom stresu i wprowadza w zły nastrój. To zaś może się przyczyniać do pogłębiania niskiej samooceny i depresji, co z kolei jest niestety bardzo skutecznym zabójcą libido.
Przy okazji cierpią też nasze relacje z rodziną - zły humor na pewno nie sprzyja ich pielęgnowaniu. Kłótnie o porozrzucane zabawki czy gazety też nie pomagają. Mogą za to skutecznie sprawić, że człowiek staje się rozdrażniony i seks jest wtedy ostatnią rzeczą, na którą ma ochotę.
Dlatego utrzymywanie porządku w tych dwóch pomieszczeniach jest kluczowe - w salonie dla zdrowych stosunków z najbliższymi i dobrego nastroju, w sypialni - by mieć udany seks i się wyspać.
Proste? W teorii na pewno, ale pamiętajcie, żeby nie przesadzić też w drugą stronę... O tym, jakie to może mieć skutki przeczytacie w liście od naszej czytelniczki, której mąż prasuje ubrania nawet znajomym i ma swój system "równomiernego zużywania naczyń".
Źródło: Daily Mail.
Zobacz też: