Starzejemy się na własne życzenie

Starość nie zależy od metryki. Staruszkę z kobiety może zrobić tylko ona sama

Moja ciotka Zosia miała 65 lat, kiedy zaczęła chodzić na angielski i była to dla niej i wielka przygoda i solenne zobowiązanie. Miała męża - raczej niewidocznego - miała gdzieś jakieś dzieci, które z nimi nie mieszkały, a jej życie obracało się wokół własnych planów. Powiem od razu, to nie była prawdziwa ciotka, tylko przyszywana, przyjaciółka rodziców, ale do tego, żeby brać przykład, nie jest potrzebne pokrewieństwo ani powinowactwo.

Takich ciotek było w moim otoczeniu kilka i miałam wrażenie, że one - chociaż byłam wtedy młoda i łatwo mi było uznać kogoś za starego - właściwie się nie starzały. Miały najpierw po 65 lat, potem po 75, potem niektóre z nich przekroczyły 80... Ciocia Nusia regularnie chodziła z kolegami i koleżankami na basen, ciocia Tola nie opuściła żadnej premiery teatralnej, wszystkie dużo czytały, miały przyjaciół, podróżowały. Gdyby ktoś nazwał którąś z nich staruszką, wyśmiałabym go.

Zastanawiam się, co łączy te moje ciotki. Pewnie po prostu to, że na emeryturze nadal były niezależne, aktywne i robiły to, co lubią i czym się interesują. Takie niepodobne do kobiet, które jeszcze nie przekroczyły czterdziestki, a tkwią od lat w tym samym rytmie zajęć niemal niewolniczo oddane pracy i domowi. Moja znajoma Krystyna sama sama czuje, że nie ma o czym rozmawiać z ludźmi, nawet z rodziną, która tworzy jedyny jej krąg towarzyski. I oczywiście czuje się stara, chociaż ma dopiero 38 lat. Sprawdziłam na własnej skórze: kiedy z nią trochę posiedzę, po kwadransie ogarnia mnie znudzenie, zmęczenie i spadek energii. Milena jest dwa razy starsza, ale powietrze wokół niej wibruje, ma błyszczące oczy, żywo opowiada, co się dzieje w jej kontaktach z ludźmi, z kim się zaprzyjaźniła i jakie postępy poczyniła jej praca nad śpiewnikiem dla przedszkolaków. Przygląda mi się uważnie, jakby czytała w moich myślach i stąd wiedziała, nad czym się zastanawiam: "Bo najważniejsze to mieć pasję, prawda?".

Faustyna, za którą przepadam, też ma pasję: jest wolontariuszką w organizacji pomagającej obłożnie chorym i biednym. Na całym świecie osoby w wieku emerytalnym to główne oparcie dla wolontariatu - bo chcą coś robić dla innych. Taka właśnie jest Faustyna: zapracowana, ale też doceniana za to, jak pomaga potrzebującym. A młodzi wolontariusze wprost ją uwielbiają i jestem przekonana, że również dlatego, że jest elegancka i tak świetnie wygląda w szalach i bransoletkach.

Pytałam ich - i w ogóle ostatnio coraz częściej pytam ludzi - o jakiej kobiecie mogliby powiedzieć, że jest piękna, i wyobraźcie sobie, że tej konfrontacji nie wytrzymuje stereotyp młodziutkiej modelki. O Faustynie wszyscy jej młodsi koledzy mówią, że jest piękna, chociaż przekroczyła 70 lat. Dla osób obojga płci zdumiewająco często wzorcem piękna jest... ich babcia. Tak więc dla siebie i dla młodzieży warto się starać, żeby wyglądać atrakcyjnie, świetnie, bombowo. Jeśli jedna starsza pani może, to inne też by potrafiły. Pytanie tylko, czy zechcą spróbować.

Bo bycie staruszką to nie wyrok. Zostać staruszką czy nie to kwestia decyzji. Kalina jeszcze pracowała, a już rozglądała się za możliwością zainwestowania swojej odzyskanej energii i czasu w jakąś dobrą sprawę. Przejrzała swój notesik z telefonami, znalazła koleżankę pracującą w pomocy społecznej i za jej radą zgłosiła się do klubu seniora. Natychmiast po przejściu na emeryturę zaczęła uczyć panie w tym klubie korzystania z internetu. Ciekawy przykład, bo w ten sposób Kalina chroni przed starością i siebie, i swoje uczennice. Zresztą surfujące babcie to nie rzadkość. A frajdę z tego mają nie mniejszą niż nastolatki.

Są psycholożki, które twierdzą, że do "szkoły dobrego starzenia się" trzeba zapisać się zaraz po ukończeniu 45. roku życia, żeby przedwcześnie nie wpaść w pułapkę pseudostarości.

Myślę, że jednym z przedmiotów w tej szkole byłaby nauka tworzenia albo podtrzymywania kontaktów towarzyskich. A może chodzi o coś więcej? Może raczej o swoje towarzystwo, paczkę, grupę przyjaciół? Zwyczajnie - kto ich ma, ten łatwo się nie zestarzeje; kto ich nie ma, może w każdym momencie życia przystąpić do zaprzyjaźniania się. I oczywiście nie tylko z kobietami.

Sprawdźcie w urzędach stanu cywilnego albo w GUS-ie: co roku w Polsce zawierane są liczne małżeństwa między osobami, które mają 65 lat i więcej. To ci, którzy nie przestraszyli się stereotypu starości bez miłości i seksu. Zresztą po co statystyki? Wystarczy się rozejrzeć: babcia koleżanki mojej córki ma narzeczonego, 75-letnia sąsiadka mojej przyjaciółki pomieszkuje u swojego pana, a nieco od niej młodsza znajoma wymienia SMS-y i e-maile z pewnym mężczyzną.

Wniosek: starość nie zależy od metryki. Staruszkę z kobiety może zrobić tylko ona sama.

Któż to więc jest - staruszka?

- Staruszka to osoba zależna psychicznie, która nie ma własnego życia i musi żyć życiem cudzym.

- Staruszka to kobieta, która zrezygnowała z dbania o swój wygląd i podobania się innym.

- Staruszka to kobieta, która uznała, że jej życie osobiste i kontakty z mężczyznami się skończyły.

- Staruszka to ktoś, kto zajmuje się przeszłością, nie przyszłością, nie ma planów i nie widzi dla siebie perspektyw.

- Staruszka z powodu wieku czuje się niepotrzebna, nieprzydatna, nieatrakcyjna.

- Staruszka na nic nie czeka, niczego nowego się nie spodziewa, tkwi w rutynie i stagnacji.

Teraz każda z nas może użyć tego "narzędzia do określania zawartości staruszki w kobiecie" i przekonać się, czy i w jakim stopniu nią jest. Może już mając 33 lata, będzie musiała powiedzieć tak o sobie? A może 80 to jeszcze nie dość, żeby zaliczać się do staruszek?