Uzależnienie od komputera

Zdrowy człowiek jest zdolny do pracy i do miłości. Uzależniony - przynajmniej do jednego nie. Nawet jeśli pędzi życie, flirtując przez internet

Joanna Sokolińska: Polski sąd uznał już dwie kobiety za uzależnione od komputera. Jak to się dzieje, że człowiek tak traci kontrolę nad sobą, że nie zauważa, że dzieci nie chodzą do szkoły, albo żąda rozwodu, by mieć łatwiejszy dostęp do internetu?

Tatiana Ostaszewska-Mosak, psychoterapeutka: Mechanizm jest taki jak przy wszystkich uzależnieniach, zaczyna się od chęci spróbowania czegoś nowego. I to nic złego, gorzej, gdy to zaczyna zastępować inne aktywności, prowadzi do utraty kontaktu z rzeczywistością. Zaburza się widzenie świata, trudno ocenić, co jest normalne, a co już nie. Człowiek daje się wciągnąć do świata wirtualnego, który satysfakcjonuje go bardziej niż realny. I tam doświadcza tego, czego powinien doświadczać wśród nas: emocji, wyzwań, możliwości sprawdzenia się.

Dlaczego?

Komputerowy świat daje poczucie bezpieczeństwa, bo w nim panujemy nad wszystkim - ktoś zrani, coś nie wyjdzie, można to przerwać. A w życiu często tracimy kontrolę nad tym, co nas spotyka. Internet pozwala łatwo się dowartościować - można się kreować, być ideałem, czego nikt z wirtualnych znajomych nie zweryfikuje.

To daje krótkotrwałe, ale silne poczucie satysfakcji. Uzależniony internauta czuje, że wreszcie żyje tak, jak zawsze chciał. Tyle że to nie jest naprawdę.

Gdzie jest granica? Jak poznać, że coś jest już ze mną nie tak?

Gdy zauważymy brak równowagi pomiędzy różnymi formami aktywności, to jest to silny sygnał. W tym przypadku wydłużanie czasu spędzanego przy komputerze. Warto słuchać życzliwych ludzi. Jeśli mówią, że się zmieniliśmy, że czują się zaniedbywani - trzeba te informacje przeanalizować. Gdy pojawiają się głosy, że zaczynamy zawalać terminy czy zaniedbywać obowiązki, to już najwyższy czas, aby zacząć przeciwdziałać uzależnieniu.

Jak wylogować się z sieci i połączyć ze sobą? Przeczytaj książkę Tima Powersa >>

Opowiadano mi o mężczyźnie, który po pracy szedł do baru na lampkę koniaku. Gdy bar zamknięto, dostał szału i trafił na terapię z rozpoznaniem "alkoholik". Był uzależniony?

Często dowiadujemy się o uzależnieniu, dopiero gdy coś się psuje. Jedna z definicji uzależnienia mówi, że dowiadujemy się o nim w momencie odstawienia potencjalnego narkotyku. Gdyby to było tylko przyzwyczajenie, ten mężczyzna pomyślałby: "O rany, zamknięte. Może napiję się wina w domu? A może pójdę na kawę, pogram w tenisa?" - poradziłby sobie. Ale jeśli brak tego jednego kieliszka w tym jednym barze spowodował, że on się rozsypał - to było to uzależnienie. Zawsze jeśli brak czegoś uniemożliwia normalne funkcjonowanie, można się domyślać, że to uzależnienie.

Co to znaczy "normalne"? Kiedy zaleję komputer herbatą, jestem wściekła, że nie mogę go używać. Mam iść na detoks?

Pozbawieni czegoś, co jest potrzebne, reagujemy złością. Komputer czy telefon komórkowy dla wielu jest czymś niezbędnym do pracy. Jednak w pewnym momencie go wyłączam i przechodzę do innych spraw. Jeżeli człowiek to potrafi, jest dobrze, nawet jeśli fakt, że sprzęt się popsuł, wywołuje zdenerwowanie.

Inaczej jest, gdy używanie komputera wypełnia cały czas, jeśli w kinie myśli się o tym, żeby wrócić i zrobić nowy rekord w grze, jeśli na randce myśli się o czacie. Świr komputerowy czy na punkcie jakichkolwiek nowoczesnych technologii utrudnia nawiązanie bezpośredniego kontaktu. Może się okazać, że radzimy sobie na czacie, a kiedy mamy rozmawiać z prawdziwym człowiekiem, odczuwamy paraliżujący stres, z którym nie umiemy sobie poradzić.

Freud napisał, że zdrowy człowiek jest zdolny do dwóch rzeczy: do pracy i do miłości. Ta prosta definicja pozwala każdemu sprawdzić, czy wszystko z nim jest dobrze.

Co decyduje, że ktoś uzależnia się akurat od komputera?

Nie ma wiarygodnych badań, które wskazywałyby na zależność pomiędzy np. typem osobowości czy temperamentu a wyborem narkotyku. Jakąś rolę odgrywają tu geny (np. większe ryzyko uzależnienia od alkoholu u dzieci alkoholików), ale również doświadczenia w dzieciństwie. Nie bez znaczenia jest też wpływ mediów i kultury, moda. Coś jest bardziej akceptowane w niektórych środowiskach (np. marihuana - tak, heroina - już nie, albo internet - tak, seks - nie). Ważna jest łatwość dostępu - szybciej możemy się uzależnić od czegoś, co mamy w zasięgu ręki, niż od czegoś, do czego dotrzeć jest trudno. Człowiek jest wygodny.

Czy może się uzależnić ktoś, kto normalnie funkcjonuje, nie ma kłopotów z nawiązywaniem dobrych relacji, nie jest nieśmiały, kocha i jest kochany?

Uzależnienie zawsze jest sygnałem o jakichś brakach w życiu. Mogą one dotyczyć różnych aspektów, ale zaryzykuję stwierdzenie, że człowiek zdrowy psychicznie, dbający o higienę psychofizyczną dnia codziennego, potrafi uchronić się przed uzależnieniem. Każdy ma kontakt z komputerami, z internetem, a jednak nie każdy się uzależnia. Nie sądzę, żeby na przykład Janina Ochojska uzależniła się od internetu.

Czemu nie?

Bo jest silna, aktywna, bo realizuje się w inny sposób. Uzależnia się ktoś, kto ma duże potrzeby, wielkie pragnienia i jednocześnie nie ma pomysłu, jak je zaspokoić. Albo ktoś, kto korzysta z pierwszej nadarzającej się okazji do zaspokojenia.

Czasem ktoś szuka, choć nie wie czego. Wie tylko, że czegoś mu brak. Było fajnie, już nie jest fajnie, chociaż nie ma do czego się przyczepić - jest partner, dziecko, praca, mieszkanie, auto, a ciągle czegoś brakuje. Czasem za tym brakiem kryje się lęk. Ostatnio jest dużo powodów do lęku. Bezrobocie, terroryzm, tsunami - to podnosi poziom lęku egzystencjalnego. Drobiazg urasta do rangi problemu, więc człowiek korzysta z pierwszej możliwości rozładowania napięcia. Gdy pojawia się "narkotyk", przestaje myśleć o konsekwencjach, doraźne rozładowanie jest ważniejsze.

Wróćmy do tych, którym doskwiera w życiu jakiś brak. Wiadomo, co to jest?

Na początku drogi robimy plany. Jeśli jesteśmy nieszczęśliwi, znajdujemy powód - jestem brzydka, nie mam faceta, dziecka, domu z ogrodem. Powody się zmieniają, bo zmienia się sytuacja. Aż w pewnym momencie człowiek zaczyna się zastanawiać, czy przez gonienie za kolejnymi punktami czegoś nie zgubił.

Może wyszłam nie za tego mężczyznę? Wybrałam niewłaściwy zawód? I co teraz? Czy będę umiała z tym żyć? Ze świadomością pomyłki? W takiej czarnej dziurze, bez emocji? Czy to zmienię? Czy będę wiedziała jak? Czy to w ogóle jest możliwe?

Namawiam, by zmieniać to, co jest zmienialne. Dlaczego nasz związek kiedyś był fajny, a teraz nie jest? Bo byliśmy bardziej spontaniczni, otwarci, mniej zmęczeni. Umieliśmy się bawić, a teraz nie umiemy. To można zmienić.

Najbardziej udane małżeństwo po 15 latach nie doświadcza już dreszczu na myśl o wspólnym wieczorze.

To prawda. I właśnie dlatego tyle osób wchodzi do internetu, żeby przeżyć ten dreszcz, ekstazę pierwszego spotkania, początku, kiedy wszystko może się wydarzyć. I zapominają o innej ważnej, choć już zaspokojonej potrzebie - poczucia bezpieczeństwa. Przestają to doceniać, bo już to mają.

To może internet jest takim wentylem dla znudzonych, a uzależnieni to ci, którzy się po prostu zagalopowali?

Jeśli czatowanie czy internetowy flirt jest pieprzykiem dodającym emocji codziennemu lubianemu życiu, to jest w porządku. Gorzej, jeśli chcemy tego na okrągło.

Ale dlaczego? Czemu nie można przeżyć całego życia na haju?

Bo życie takie nie jest.

To tylko Pani zdanie. Ludzie mają różne systemy wartości i potrzeby.

Ale zgadzają się zwykle, że życie nie jest tylko czarne lub białe, mieszczą się w nim różne emocje i różne doświadczenia. Nic nie trwa wiecznie. I jeśli ktoś nie chce tego zaakceptować, będzie się zwodził, samooszukiwał i szukał ucieczki.

Był u Pani ktoś uzależniony od internetu?

Myślę, że na razie ludzie uzależnieni od internetu dopiero zaczynają sobie uświadamiać, że coś jest nie tak. Do specjalistów zaczną się zgłaszać za dwa-trzy lata. Był u mnie człowiek uzależniony od telewizji. Oglądał non stop, rzucił pracę, żył z oszczędności. Kiedy zaczęły topnieć, pomyślał, że trzeba coś ze sobą zrobić.

To tak bardzo uzależniony nie był.

Bo z nowoczesnymi technologiami jednak nie jest tak jak z narkotykami czy alkoholem. Tu zostają przebłyski świadomości, pewna zdolność do realnej oceny sytuacji.

Kazała mu Pani oddać telewizor?

Nie jestem zwolenniczką ostrych cięć. Jeśli ktoś zatracił całą aktywność i zabiorę mu jedyne, co ma, on zwariuje. Znajdowaliśmy różne rzeczy, które mogłyby go zaciekawić. Zamiast filmu w telewizji - film w kinie. Stopniowo.

Na początku trzeba zmienić cokolwiek, żeby wyrwać się z poczucia niemocy. Małe kroki budują zasoby, do których można potem sięgać - "O, to mi się udało".

Może dziewczyna całymi dniami czatuje, bo boi się kontaktów z ludźmi? Zlecenie jej załatwienia drobnej sprawy w realnym świecie jest ćwiczeniem nawiązywania kontaktów. Od czegoś trzeba zacząć. Człowiek idzie więc do psychologa z naprawdę poważnym problemem - niskie poczucie własnej wartości albo strach przed wszystkim oprócz internetu - i po trzech wizytach ma pretensje: Nic się nie zmieniło!

No tak, bo na to, kim jesteś, pracowałeś całe życie, jak to ma się zmienić po trzech tygodniach?

Może się okazać, że życia nie starczy, żeby się zmienić.

Nie wszystko da się zmienić. Jednak można zrobić tak, żeby nam było lepiej. Nie będziemy szczęśliwi przez 24 godziny, każdego dnia, ale możemy poprawić jakość naszego życia. Możemy zastanowić się, co zrobić, by lepiej się czuć. Bo czy uzależniony człowiek jest szczęśliwy? Raczej nie, prawda?

Więcej o: