Z Joanną Atamaniuk-Rybacką, pediatrą , rozmawia Joanna Sokolińska
Tak, mnie najbardziej zaimponowała pewna dwulatka. Kiedy matka zaniepokojona zbyt długą ciszą wpadła do pokoju, córka leżała na drugiej od góry półce meblościanki. Przerażona matka krzyknęła: 'Kasia! Co ty robisz?!'. A Kasia na to: 'Kryształ udaję'.
Kiedy dziecko ma trzy, pięć, sześć lat, pewnie chodzi i wykorzystuje tę umiejętność do poznawania świata, i pierwsze lata podstawówki, kiedy w obecności rówieśników człowiek jest w stanie zrobić wszystko.
Oczywiście. W przypadku niemowląt podstawowa sprawa to przewijak. 'Nie, on jeszcze nigdy sam się nie przewrócił z plecków na brzuszek'. I właśnie kiedy to mówimy, odwracając głowę, on się obraca i spada. Dla niemowlaka upadek na głowę z wysokości 30 centymetrów może być niebezpieczny. Dlatego zawsze po upadku niemowlę powinien zobaczyć chirurg.
Kolejna rzecz: zabawki rozciągane na gumce, instalowane w wózku albo łóżeczku. Kiedy dziecko ma pięć-siedem miesięcy, zaczyna siadać. Ale siada jeszcze niepewnie, często składa się jak scyzoryk, padając do przodu. Trzeba się upewnić, czy taka zabawka nie wisi za nisko i nie poddusi dziecka.
W ogóle na zabawki trzeba uważać. Dziecko dostało od cioci śliczną lalę z kolczykami w uszach. No i pół dnia szukałyśmy z matką tego kolczyka, bo małe roczne paluszki z uchwytem pęsetowym wydłubią wszystko. Na szczęście się znalazł.
Kupując rzeczy, patrzmy, czy mają atesty. Rozmawiam z matką, ona trzyma na rękach dziecko. Nagle mówię: 'Oho, ona chyba coś połknęła' - dziecko jest czerwone i łzy mu z oczu lecą. Matka: 'Nie, skąd, co ona mogłaby połknąć?'. I okazuje się, że przy sandałku brakuje sprzączki - metalowej, z ostrym szpikulcem. Buty nie miały atestu.
Przy małych dzieciach trzeba uważać na starsze rodzeństwo. W wieku trzech-czterech lat niemowlaka postrzega się jako lalkę. Albo znienawidzoną, której można, kiedy płacze - autentyk - zakleić usta plastrem bez opatrunku, albo ukochaną, którą się będzie bujać mocno, mocno, mocno...
I nagle widzi wszystko na wysokości metra. My z kolei rzadko tam zaglądamy, rzadko też patrzymy uważnie na podłogę. A półtoraroczne dziecko tę igłę, która upadła pół roku temu, znajdzie w 30 sekund. Pamiętamy, żeby zabezpieczyć kontakty, ale zapominamy o przedłużaczach. Albo o schodach i balkonach - 'ależ skąd, przez tę szczelinę on się w życiu nie przeciśnie!'. A właśnie, że się przeciśnie. Dziecko jest z gumy. Wszyscy wiedzą, że środki czystości muszą stać wysoko, w zamykanej szafce. Wiedzą, ale ich tam nie trzymają. Albo uważają, że wystarczy, żeby szafka z lekami była wysoko. Tyle że bywają dzieci genialne - jak trzylatka, która wstała w nocy, weszła na muszlę klozetową i wspięła się do szafki, po czym oblała się acetonem. Dzieci potrafią odkręcić opakowanie leku z zabezpieczeniem przed dziećmi.
W ogóle leki to temat rzeka. Dajemy sobie głowę uciąć, że są dobrze zabezpieczone, ale zapominamy, że starsze pokolenie szykuje tabletki i nagle przypomina sobie, że trzeba je popić, albo odchodzi na chwilę, bo telefon dzwoni. I ta chwila wystarcza dziecku, żeby się tymi lekami odżywić - to zdarza się najczęściej w rodzinach lekarskich.
Albo inny typowy wypadek. Telefon: 'Miałam mu dać łyżeczkę syropu, a dałam trzy i to nie był syrop, co robić?'. Jeden ojciec zamiast syropu podał dziecku płyn na porost włosów - cudem je odratowano. Dzieje się tak nagminnie, bo nie sprawdzamy dokładnie, czy na pewno odkręcamy tę butelkę, co potrzeba. No i największa zbrodnia: podawanie leku na siłę. Dziecko nie chce połknąć, a my wmuszamy. Nie wolno - jest ryzyko zakrztuszenia. Nie chce połknąć? To trzeba zadzwonić do pediatry, niech zmieni lek.
Każdy pomysł jest wtedy doskonały - od przejścia po zewnętrznym gzymsie tarasu po doświadczenia chemiczne. To wtedy gotuje się - i, co gorsza, zjada - zupki z dostępnych materiałów: środków chemicznych i kwiatków zerwanych w ogrodzie. Jedzie się z rozpędu z górki na trzykołowym rowerku. Nadal wszystko bierze się do buzi. Ale nie przypadkiem, jak wtedy, kiedy ma się rok, tylko z rozmysłem. 'Dlaczego połknąłeś szklaną kulkę?! Bo wyglądała jak cukierek'.
Czterolatek nie ma takiej wyobraźni, żeby zrozumieć, że to, co robi, może być niebezpieczne. Jedyne, co można na tym etapie robić, to mieć oczy z tyłu głowy. Każde dziecko będzie chciało wleźć na parapet - bo przez okno więcej widać. Trzeba to okno jakoś zabezpieczyć.
Przedszkole jest względnie bezpieczne, najwyżej dzieciaki się pobiją. Trzeba tylko sprawdzić, czy wyjście jest dobrze zabezpieczone, żeby nie można było pójść sobie samemu na spacerek.
Gorzej z podwórkiem - tu jedno drugie buja na huśtawce ze zbytnim rozmachem albo szaleje się na trzepaku. Trzeba to mieć pod kontrolą. Miałam kiedyś, kiedy jeszcze pracowałam w szpitalu, na oddziale dwóch 13-latków pokąsanych przez żmije. Bo na starym Gocławiu łapali węże. Rodzice byli szczęśliwi, że chłopcy mają hobby.
Tu zaczynają się urazy związane z brawurą. Bo wspinał się na dach albo wchodził na latarnię. Bo na rolkach można zjechać tyłem po schodach albo wskoczyć na ławkę, prawda? Rowerem zjechać z górki... Jeśli koledzy nie noszą kasków, może być problem z przekonaniem dziecka, że ono ma nosić.
Mieć dobry kontakt z dzieckiem i wspierać jego asertywność, żeby wiedziało, że może mieć inne zdanie niż grupa. Jak ma już coś robić, niech robi bezpiecznie. Mojemu synowi mówiłam na spacerze: 'Patrz, na takie drzewo nie ma co wchodzić, bo gałęzie są wiotkie. O, ta zaraz odpadnie. Mam nadzieję, że jak wchodzisz, to sprawdzasz nogą, czy gałąź cię utrzyma'. Mówić, jak trzymać petardę, na co uważać, Namawiać, żeby mówił o tym kolegom. Kask rowerowy czy jakiekolwiek inne tego typu akcesoria kupować według gustu dziecka, nie własnego, bo to zwiększa szansę, że będzie nosić.
Jest szansa, że jeśli zamiast mówić 'nie, bo nie', wytłumaczymy, dlaczego coś jest niebezpieczne, to ta informacja gdzieś zostanie i zakiełkuje w odpowiedniej chwili.