- Gdyby tak można było wszystko zacząć od nowa... Co zaniedbałam, dlaczego tak potoczyło się nasze wspólne życie? - szepcze. Na zdjęciu Magda w koronkowym welonie do ziemi, Marek - jej mąż - we fraku. Para jak z żurnala. On obejmuje ją i tuli jak największy skarb. Pamięta te silne ręce, jak ją pieściły. Ale pamięta też bolesne ciosy, po których nieraz nie mogła się podnieść... - Dlaczego tak się stało, Marku? Bywało jak w niebie, a ty zgotowałeś nam piekło... Sobie, mnie, naszemu synowi. Kochałeś mnie, czułam to. Jak dobrze byłoby znowu poczuć twoją miłość, jakby to była namacalna rzecz, jak ciepła woda. Być kochaną - marzy.
Magda i Marek dziś nie przypominają tych dwojga uśmiechniętych ludzi ze ślubnego zdjęcia. Ona - lat 35, o nadal pięknej, ale już pooranej zmarszczkami twarzy. W jej błękitnych oczach czai się pustka. On - lat 37, szpakowaty, przygarbiony z cynicznym grymasem delikatnych ust.
Agnieszka. Szczupła, 38-letnia brunetka. Dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach nadal przyprawia ją o dygot. A przecież to tylko jej matka wraca z zakupami. Boi się, że może to mąż. - Na powitanie zimne, szare oczy świdrowały mnie na wylot. Zaciśnięte usta czekały na mój pocałunek. Często zamachiwał się, ale nie uderzał. Zmuszał do upokarzającego kulenia się. To były moje małe końce świata. Kiedy człowiek się boi, chce się zmniejszyć do wielkości ziarenka piasku. Instynktownie wyczuwałam, że jest we mnie jakieś inne ja niż ten wystraszony kundel. Ale latami nie mogłam tej prawdziwej siebie wydobyć - wspomina, uciekając wzrokiem. Na zewnątrz małżeństwo Agnieszki należało do wzorowych. Paweł - inżynier władający trzema językami. Autorytet w pracy i u sąsiadów. Nie pił, nawet "cholera" mu się nie wyrwało. Wyprasowany kołnierzyk, czyste paznokcie. Ona - pianistka, po ślubie niepewna siebie gospodyni domowa. Tuż po porodzie ochrzciła córkę. Zosia była słaba. Mąż oczekiwał zdrowego syna. - Jakie to niewydarzone - tak przywitał córkę w szpitalu. Był rok 1998. Zosia została jedynaczką.
Zuzanna. 45 lat, burza rudych włosów. Na wspomnienie o mężu wstaje i odwraca się tyłem. Podchodzi do okna. Milczy. Jej plecy przechodzą drgawki. Ma kłopoty, ale uważa, że sama jest sobie winna. Przecież chciała mieć pięknie urządzone mieszkanie, samochód, wakacje w Egipcie. On, informatyk, musiał na to wszystko zarobić. Ona, tłumaczka, pracowała dla swojej przyjemności. On zaglądał do kieliszka i wtedy stawał się wulgarny. Wyzywał ją od dziwek, od k... Podejrzewał o zdradę z każdym mężczyzną, na którego spojrzała. Poszturchiwał i kopał. Okładał pięściami. Nie broniła się. Podbite oczy ukrywała za ciemnymi okularami. Przez lata milczała. W końcu, kiedy miesiąc temu, w środku nocy, nagą wyrzucił ją na klatkę schodową, musiała zapukać do drzwi sąsiadki. To ona wezwała policję i pogotowie. W szpitalu okazało się, że ma złamane trzy żebra i nos, liczne siniaki i zadrapania. Była tam tydzień, ale nie chciała złożyć skargi na męża.
- Pamiętasz swój ślub? - pytam Magdę. - Oczywiście - uśmiecha się, a w jej policzkach pojawiają się figlarne dołeczki. - Jacy wtedy byliśmy szczęśliwi! - klaszcze w dłonie. - Marek bez zająknienia wymówił tekst małżeńskiej przysięgi, a ja zaniemówiłam i w kościele zaległa cisza. Jakbym się wahała, a przecież nie miałam żadnych wątpliwości. To ze wzruszenia zacisnęła mi się krtań. Popłakałam się, ale dukając za księdzem, ślubowałam, że go nie opuszczę aż do śmierci... I trwam, choć łatwo nie jest - śmieje się bez przekonania.
Wesele było nieudane. Po kilku kieliszkach atmosfera stała się napięta. Doszło do ostrej wymiany zdań męża Magdy z Andrzejem, jej pierwszym chłopakiem. Później do wyzwisk, a na koniec do bójki. Poleciały szyby z okien. Wesele zakończyło się interwencją policji i przyjazdem karetki pogotowia. Marek ze złamanym palcem wylądował w szpitalu. Magda - rozczarowana, z obrączką na palcu, samotnie spędzała noc poślubną. Ale wtedy nie podejrzewała, że mąż to też "damski bokser" i że to ona będzie jego ofiarą. Przez dziesięć lat małżeństwa żyła nadzieją, że się opamięta i że będzie tym samym chłopakiem z sąsiedztwa, którego pokochała. Marzycielem z czarną czupryną i zielonymi oczami, w których zapalały się ogniki, gdy planował podróże dookoła świata. Przetańczyła z nim studniówkę. Koleżanki jej zazdrościły. Często zmienia dziewczyny - szeptały jej do ucha. Ale ona się nie zraziła, już wtedy zapragnęła, by był jej na zawsze. I przez lata studiów trwała sielanka. Ślub zaplanowali po obronie prac dyplomowych. Marek skończył zarządzanie i nie miał problemu ze znalezieniem pracy, Magda - historię i zaczęła uczyć w liceum.
- Kiedy zaczęło się wszystko psuć? Kiedy Paweł po raz pierwszy mnie uderzył? - Agnieszka (pianistka) kiwa się w fotelu jak dziecko chore na sierocą chorobę. Pierwszy rok po ślubie był sielanką. Załatwili kredyt i kupili niewielkie mieszkanie. Ściany sypialni wylepili niebieską tapetą w chmurki - odpowiednią dla maleństwa, które się miało narodzić. Z niechęcią wspomina scenę, kiedy miesięczna Zosia przypadkiem zwymiotowała tatusiowi na ramię.
- Jak on się wściekał! Szarpał małą, potrząsał. Kiedy próbowałam wyrwać mu dziecko, pchnął mnie tak mocno, że upadłam, uderzając o krzesło i rozcinając sobie głowę. To była pierwsza poważna awantura - wspomina, wbijając wzrok w podłogę. - Trzaskając drzwiami, wyszedł z domu. Na pożegnanie krzyknął: "Ty niewdzięczna suko, nawet nie potrafisz dać mi syna! Jesteś nikim. Ciągle bębnisz na pianinie". Upokorzona i wystraszona Agnieszka całą noc nie zmrużyła oka. Rano Paweł wrócił z bukietem róż. - Wybacz! - rzucił, wręczając kwiaty. - Żyję jak na wulkanie. Mam tyle pracy... - dodał bez wyjaśnień. Ona wcześniej nie zetknęła się z podobną sytuacją. Jej ojciec nigdy nie podnosił głosu ani na nią, ani na jej mamę. Wybaczyła mu, ale przestała ufać, zaczęła się bać. I od tego momentu strach towarzyszył jej zawsze.
Zuzanna (tłumaczka) od dziecka musiała walczyć o swoje miejsce w domu, wychowała się w rodzinie, w której panowała atmosfera przemocy. Ojciec pił i awanturował się. Kiedy dorosła, szybko wyszła za mąż i równie szybko urodziła dwoje dzieci. Chłopca i dziewczynkę. Niestety, na męża wybrała Krzysztofa. - Po tym, jak po raz pierwszy mnie uderzył, czułam, że zrobi to znowu, chociaż chciałam wierzyć, że już mnie nie skrzywdzi. Kochałam go!
- Zuzanna krzyczy, kurczowo zaciskając dłonie. - Kilka lat temu poszliśmy ze znajomymi na dyskotekę - opowiada. Kolega poprosił ją do tańca. Kiedy wróciła do stolika, mąż zniknął. - Szukałam go, ale znajomi powiedzieli mi, że wyszedł, dlatego postanowiłam wrócić do domu. Otworzyłam drzwi, a on z tyłu złapał mnie za szyję, nim zdążyłam się odwrócić. Zaciskając palce, pchnął mnie na dywan. Upadłam, a Krzysztof walił moją głową o podłogę. Dusiłam się. Nagle mnie puścił i wyszedł. Leżałam tak kilka minut. Bałam się. Nigdy przedtem go takim nie widziałam. Zachowywał się jak szaleniec. Po godzinie wrócił. Myślałam, że mnie zabije. To okropne uczucie. Zwinięta w kłębek na kanapie czekałam na cios. A on usiadł obok mnie. Podskoczyłam, kiedy mnie dotknął. Zaczął płakać. Powiedział, że mnie kocha i nie chce mnie stracić. Czułam się zraniona, ale też winna. Przecież pozwoliłam na to, że obcy mężczyzna tulił się do mnie w tańcu. Z guzami na głowie byłam dumna, że jest o mnie zazdrosny. Kocha mnie i na pewno nie chciał skrzywdzić, tylko nie mógł powstrzymać gniewu... pocieszałam się w duchu.
Miała nadzieję, że wpadający w szał z byle powodu Marek się zmieni. Tłumaczyła to tym, że mąż miał kłopoty w pracy. Nie awansował tak szybko, jak sobie za-planował. Byli pięć lat po ślubie, ich synek Kacper miał cztery latka, kiedy Marek upił się po raz pierwszy.
- Wracaliśmy do domu z przyjęcia, ja prowadziłam samochód. Na ganku złapał mnie i powalił na podłogę. Upadłam na Kacpra. Słyszałam, jak dziecko krzyczy, że go boli. Zepchnęłam Marka z siebie i uderzyłam pięścią z całej siły. Byłam wściekła, że skrzywdził syna. Wtedy na dobre zabrał się do bicia. Wykręcił mi ręce i kopał z całej siły. Kiedy udało mi się wyrwać, pobiegłam do telefonu, ale mi go wyrwał i rzucił o ścianę. Nigdy nie zapomnę jego spojrzenia pełnego nienawiści. Kazałam mu się natychmiast wyprowadzić, ale wrócił po kilku tygodniach. To był również jego dom i było mi przykro, że go wyrzuciłam. Ja też nie chciałam porzucać tego wszystkiego. Tu jest moje miejsce. Nie mam innego. Ale od tego czasu żyję jak na minie. Nigdy nie wiem, jakie moje zachowanie może sprowokować wybuch agresji. Którejś nocy chciał, żebym się z nim kochała, a ja się opierałam. Groził, że mnie zgwałci, ale go odepchnęłam. Wtedy rzucił mnie na tapczan i powiedział, że nie jestem warta tego, żeby mnie dotknął. Poczułam się jak tania dziwka, a on - siedząc na mnie okrakiem - bił mnie po twarzy, a na koniec napluł na mnie. Chciałam umrzeć. Ale nie odeszłam. Dlaczego? Nie wiem... Pewnie nadal go kocham. W tym roku, w wakacje byliśmy w Wenecji i on zachowywał się, jakby nie było wszystkich tych strasznych chwil, był taki czuły... - Magda uśmiecha się do wspomnień.
Agnieszka nerwowo zapala papierosa. - Nigdy nie zapomnę, jak Paweł uczył Zosię wierszyka "Kto ty jesteś?..." Ile mogło mieć dziecko w spacerówce? Przy kolejnej pomyłce uderzył ją w głowę. Rzuciłam się na niego z pięściami. - Moje życie z nim było krótko podstrzyżone - dodaje - tak jak włosy Zosi, do uszu, bo wtedy jest porządnie, mówił.
Co kilka dni wydzielał jej pieniądze na życie. Kiedy zapomniał, wybiegała za nim na klatkę schodową. Chciała pójść do pracy, uczyć dzieci muzyki, zabronił. Żyła z każdym dniem bardziej poniżona. I nie wiedziała, co jest gorsze - ból twarzy po ciężkiej dłoni męża, czy ból, kiedy on z tym swoim świdrującym spojrzeniem mawiał: "Zniszczę cię, ty zdziro!". - Myślę, że prześladowało go niezadowolenie z siebie i niechęć do tego, co nieporadne i delikatne. A przecież ożenił się ze mną. Słabowitą i kruchą. Mówił, że mnie kocha. Na szczęście jeszcze przed ślubem miałam kilka koncertów. Potem, ze mnie artystki, już nic nie zostało. Pewnej nocy, rok temu, kiedy przed lustrem w łazience oglądałam siniaki po jego pięściach, zapytałam siebie, czy chcę tak spędzić życie... Odpowiedź brzmiała: "Nie!". Spakowałam walizkę z najpotrzebniejszymi rzeczami, zabrałam Zosię i uciekłam. "Wrócisz do mnie na klęczkach!" - krzyczał. - I właśnie te jego słowa dały mi siłę, żeby się trzymać od niego z daleka. Brzmią mi w uszach, kiedy czuję, że nie dam sobie rady i myślę o powrocie. Wtedy, w nocy, wstydziłam się pojechać do rodziców. Przecież ukrywałam przed nimi moje kłopoty. Zadzwoniłam na Niebieską Linię i w ten sposób znalazłam się w schronisku. Pozwoliłam sobie pomóc. Słuchałam opowieści innych kobiet, były gorsze od mojej. Od pół roku pracuję w szkole muzycznej. Zamieszkałyśmy u rodziców. Bałam się, że będą namawiali mnie do powrotu do męża. Oni szczęśliwie żyją ze sobą już 35 lat. Ale uszanowali moją decyzję, choć nigdy nie powiedziałam im całej prawdy. A mama, bez dopytywania się dlaczego, zawozi córkę na spotkania z Pawłem. W co drugą niedzielę. Ja nie mogę się przełamać. Nadal mdleję na samo wspomnienie o nim. Miewam koszmarne sny. Budzę się z krzykiem, oblana zimnym potem. Strach ciągle żyje we mnie, a przecież muszę się z mężem spotkać w sądzie. Założyłam sprawę rozwodową z orzeczeniem o jego winie. Boję się, że przegram. On ma świetną opinię... A ja przez lata ukrywałam prawdę. Nawet przed moją przyjaciółką Jolą. Ale nie poddam się! Na razie nie potrafię mu wybaczyć... Czy naprawdę nie ma dla mnie ucieczki? Czy jestem na niego skazana? - pyta wystraszona. - Gdyby ktoś zrobił mi zdjęcie duszy, wyszłaby czarna dziura. Chociaż mam wokół siebie miłość i szacunek. Nie potrafię przewidzieć, kiedy odezwie się we mnie ta stłamszona Agnieszka, która nie umie zadbać o siebie i swoje dziecko - wyznaje, z całej siły gasząc papierosa w popielniczce.
- Dlaczego nadal tkwię w tym chorym związku? - zastanawia się Zuzanna. - Może dlatego, że mąż jest dobrym ojcem. Lubi bawić się z dziećmi. Nigdy nie podniósł na nie ręki. Mój ojciec pił i bił mnie i bra-ta. W końcu odszedł, kiedy dorastałam - wspomina.
Kiedy Krzysztof wyrzucił ją nagą na klatkę schodową, myślała, że to już koniec. - Nie miałam dokąd pójść. Czułam się nic niewarta. Tymczasem następnego dnia on niczego nie pamiętał, a może po prostu nie chciał pamiętać... Zapytałam, czemu to zrobił. Odpowiedział - "Nie wiem". Między nami bywa różnie. Są miesiące, kiedy nie kocham się z nim. Odrzucam jego pieszczoty. Nie mogę znieść jego dotyku. A później on płacze i błaga, żebym go nie odrzucała. Powtarza, że mnie kocha. Ulegam i znowu bywa wspaniale. Jesteśmy jak para zakochanych szczeniaków. A potem on tak się zachowa, że chciałabym go zabić, ale już po chwili jest mi go żal. Czy tak wygląda ślepa miłość? Pewnie tak. Wiele razy obiecywał, że przestanie pić i już nigdy nie będzie agresywny. Jednak bił mnie znowu, a ja nie odchodziłam. Jest coraz gorzej. Koleżanka namówiła mnie i zwróciłam się do Stowarzyszenia Niebieska Linia, chciałabym namówić męża na terapię, ale on twierdzi, że nie będzie przed nikim się zwierzał z naszych problemów. Szukam wymówek, żeby go nie zostawić. Mamy ładne mieszkanie, samochód i inne rzeczy. Ciężko na to pracowałam. Dzieci potrzebują ojca, a ja męża, który by się nami opiekował - wylicza Zuzanna, jakby chciała przekonać samą siebie. - A jeśli kiedyś uderzy cię za mocno i... zabije? - pytam. - Nie wierzę. Nie chcę o tym myśleć. Moje serce, choć złamane, nie przestaje bić dla niego. Myślę, że on o tym wie ...Myślę, że mnie kocha...
Na prośbę bohaterek reportażu ich imiona i niektóre dane zostały zmienione.
"Dlaczego bohaterki reportażu ciągle uciekają do wspomnień sprzed lat? To psychologiczny mechanizm związany z teorią cykli, stworzoną przez znaną terapeutkę, zajmującą się przemocą w rodzinie, Leonore Walker. Na początku znajomości zawsze jest pięknie. Ale gdy mija stan zakochania i zaczyna się życie, nie jest już tak sielankowo. Jemu nie wszystko podoba się w partnerce, okazuje się, że inne były jego oczekiwania. Zdarza się też, że coś mu nie wychodzi w życiu, że ma problemy w pracy lub finansowe. Zwykle w wyniku konfliktów narasta napięcie, którego para nie potrafi rozładować. W końcu następuje pierwszy akt przemocy.
Nie jest on zwykle dramatyczny i krwawy. Może to być sytuacja, kiedy on nie wytrzymał i ją popchnął, poszarpał jej sukienkę, spoliczkował, rzucił na łóżko albo wyzywał od najgorszych. Dla niej jest to szok. Często kobiety mówią, że nie mogą uwierzyć, że ukochany mógł się tak zachować. Po prostu nie rozumieją tego. Przecież był taki czuły, kochający, opiekuńczy, a tu raptem z niego "coś takiego wyszło". Trudno jej w to uwierzyć, trudno to zaakceptować. W takiej sytuacji, jeśli człowiek nie ma wiedzy psychologicznej, sięga po iluzoryczne sposoby rozwiązania tej sytuacji albo szuka przyczyny na zewnątrz.
Myśli wtedy: "on nie jest taki, tylko czasy są takie ciężkie" albo "on ma kłopoty w pracy", "ktoś ma na niego zły wpływ", "był pod wpływem alkoholu". Kobiety chcą za wszelką cenę zachować w sobie pozytywny obraz bliskiego człowieka. Przecież jest to fundament związku. Następuje proces oszukiwania siebie, wmawiania, że to jednorazowa wpadka, która się nie powtórzy. Zresztą po fakcie przemocy następuje faza, którą Leonore Walker nazywa "miodowym miesiącem". On, po tym, co zrobił, chce naprawić szkody i daje do zrozumienia, że potrafi być dobry. I jest kochający, opiekuńczy. Obsypuje kwiatami, zaprasza na kolację, uwodzi. Seks jeszcze bardziej scala ich związek. Ona dostaje informację: on jest fantastycznym człowiekiem, któremu zdarzył się błąd, ale potrafił go naprawić. Jednak ona nie wie, że następny akt przemocy będzie silniejszy. Znów narastają konflikty, napięcia. I znowu on atakuje. Kobieta ma dwa rodzaje doświadczeń. Jej partner przypomina bohaterów powieści R.L. Stevensona "Dr Jeckyll i Mr Hyde". Niestety, jest to sytuacja, która często kończy się tragicznie, ponieważ przemoc ma to do siebie, że narasta i jej skutki stają się coraz bardziej dramatyczne.
Dlatego taka rodzina potrzebuje natychmiastowej pomocy z zewnątrz (co nie znaczy, że zawsze należy się rozstać). Małżonkowie tak mocno tkwią w chorym układzie, że sami sobie nie pomogą.
Kampania pod tym hasłem rozpoczęła się 8 marca 2007 r. i potrwa do końca roku. Jej celem jest pokazanie, na czym polega przemoc psychiczna i ułatwienie osobom nieświadomym zidentyfikowania sytuacji, w której zostają jej poddane. Często ofiara wymazuje złe doświadczenia i wspomnienia - m.in. dlatego tak trudno przezwyciężyć przemoc psychiczną.
Kampanię inauguruje wydanie autobiograficznej książki Rosalind B. Penfold pt. "Kochać zbyt mocno", będącej zapisem lat spędzonych w związku opartym na takiej przemocy. Rysunki autorki niezwykle czytelnie ujawniają tragiczny proces zniewolenia. W trakcie trwania Kampanii zachęca się do korzystania z Ogólnopolskiego Telefonu dla Ofiar Przemocy w Rodzinie "Niebieska Linia" 0 801 120 002 , pod którym dyżurują specjaliści udzielający wsparcia i informacji o tym, gdzie szukać pomocy.
"Niebieska Linia" działa na zlecenie Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Telefon jest czynny od poniedziałku do soboty w godz. 10.00-22.00, w niedziele i święta w godz. 10.00-16.00. Osoby dzwoniące ponoszą koszt jednego impulsu telefonicznego. Kampanii towarzyszy sprzedaż bransoletek z ilustracjami z książki. Można je nabyć w salonach EMPiK w dziale prasy. Cena bransoletki 10 zł. Dochód z ich sprzedaży zostanie przeznaczony na dofinansowanie celów statutowych Stowarzyszenia na Rzecz Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie Niebieska Linia - organizacji pozarządowej prowadzącej na szeroką skalę działalność profilaktyczną, edukacyjną, interwencyjną i terapeutyczną dla osób uwikłanych w przemoc w rodzinie. Stowarzyszenie świadczy bezpłatne konsultacje, pomoc psychologiczną i prawną.