Kto by tam słuchał kobiet!

Kobiety wbrew temu, co sądzą politycy IV RP, mają więcej aspiracji niż nadskakiwanie mężowi

Polityka prorodzinna IV RP doprowadzi do:

a) niechcianych ciąż,

b) dzieci z przypadku,

c) ślubów z przymusu (koniecznie kościelne),

d) braku ojca,

e) spadku dochodów.

Kobietę pozbawi pracy zawodowej. Za to wzbogaci jej plan dnia o obsługę co najmniej czwórki dzieci, męża i schorowanych krewnych przez 24 godziny na dobę.

Efekt gwarantowany: najniższy stopień dzietności w krajach UE: 1,25.

Politycy biją na alarm: wymieramy! Nie będzie kto miał płacić na nasze emerytury! Róbmy dzieci, bo kto się nami zajmie na starość? Sęk w tym, że dzieci nie da się robić bez kobiet, a o kobiety rządzący z uporem maniaka dbają po swojemu, nie licząc się ani na jotę z ich potrzebami.

Badania Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową (w sobotniej "Gazecie" opowiadała o nich Irena Wóycicka) pokazały czarno na białym: Polki chcą mieć więcej dzieci, ale nie mają na to warunków finansowych i zawodowych.

Czego potrzebują?

Darmowych, łatwo dostępnych żłobków i przedszkoli, równego podziału obowiązków rodzinnych między oboje partnerów, wreszcie - przepisów ułatwiających łączenie życia zawodowego z prywatnym: możliwości pracy w domu, w niepełnym wymiarze godzin, w nietypowych porach dnia. Ale kto by tam słuchał kobiet.

Co ci wmawia feminizm

Założenia polityki prorodzinnej made in Poland sformułował jej gorący zwolennik poseł Marian Piłka: - Jest naturalny cykl aktywności kobiety - najpierw urodzenie i wychowanie dzieci, a później realizacja ambicji społecznych, zawodowych, także politycznych. Pan Bóg dał kobiecie dłuższe życie i kobieta może zdążyć być i matką, i kobietą zawodowego sukcesu. A kiedy kobiety od razu stawiają na karierę, gdy nie mają czasu na macierzyństwo i rodzinę, to w dojrzałym wieku czują się niespełnione, zgorzkniałe.

Na razie nakazu rodzenia jeszcze nie wprowadzono, choć jesteśmy blisko Mutter Kreutz w postaci ulgowej karty na basen, kina i teatru dla wielodzietnych. A nawet 1000 zł miesięcznie dla matki z sześciorgiem dzieci -to niedawny pomysł posłów z koalicji. Matki o niższych osiągach padły prawdopodobnie ofiarą wrażych ideologii. -Feminizm próbuje kobietom wmówić, że ich zasadniczym celem jest kariera, dominacja wżyciu społecznym i politycznym, a nie rodzina, która jest czymś podstawowym - i dla kobiet, i dla mężczyzn. Feminizm skłania kobiety do przejmowania męskich zachowań. Pcha do aktywności zawodowej i odciąga od rodziny, macierzyństwa - uważa poseł Piłka.

W głowie się mu nie mieści, żeby się z kobietami podzielić własną "dominacją wżyciu społecznym i politycznym" i że feminizm to nie tylko prawo do samorealizacji -pogardliwie sprowadzonej przez Piłkę do kariery - ale także, zwłaszcza w wolnorynkowych warunkach, prawo do dziecka.

Prawo do dziecka dobrze zrozumiały kraje takie jak Szwecja lub Francja, które poziomem dzietności biją nas na głowę (1,75 i 1,94).

Jak to się robi w Szwecji czy we Francji?

Wychodzą naprzeciw realnym potrzebom współczesnych kobiet. A kobiety wbrew temu, co sądzą posłowie LPR, mają więcej aspiracji niż niańczenie dzieci i nadskakiwanie mężowi, a w "wolnych chwilach" podlewanie kwiatków na parapecie i oglądanie "Smerfów" z gromadką pociech.

Te wredne egoistki chcą czegoś dla siebie. Na przykład pracy, która pozwala realizować ambicje i marzenia. Pieniędzy, które pozwolą im być niezależnymi. Bezpieczeństwa, a zależność -także od męża - go nie daje. Prawa do decydowania, czy, ile, kiedy i z kim chcą mieć dzieci. Godnych warunków życia na starość, to znaczy porządnej emerytury. Równości, czyli partnerów odpowiedzialnych za wspólny dom i wychowanie dzieci. Prawa, które ściga, separuje i karze mężów znęcających się nad żonami - bo to też polityka prorodzinna - a nie utrudnia takim parom rozwody w imię świętości rodziny.

Jak wygląda polityka prorodzinna w Szwecji lub we Francji?

Najpierw edukuje się społeczeństwo, że kobiety i mężczyźni są sobie równi i mają jednakowe prawo do samorealizacji.

A potem państwo im w tym jednakowo pomaga.

Bierze się pod uwagę istniejący stereotyp: "kobieta do garów i bachorów, mężczyzna do pracy i władzy". Oraz to, że skutki tego stereotypu są zgubne przede wszystkim dla kobiet.

Sieje się propagandę: Kobieto, możesz chcieć więcej od życia. Mężczyzno, musisz wziąć na siebie życiowe obowiązki partnera i ojca. A to przysłuży się nie tylko twojej żonie i dzieciom, ale i tobie, bo odkryjesz, że męskość to nie tylko "maczyzm", ale także wrażliwość i opiekuńczość. Wprowadza parytet we władzach kraju tak, żeby każda część społeczeństwa - z właściwymi sobie potrzebami i problemami - miała odpowiednią reprezentację. Firmom, które płacą kobietom niższe pensje, nie chcą kobiet zatrudniać lub tolerują w swoich szeregach molestowanie, każe bulić niebotyczne kary. Traktuje kobiety jako istoty w pełni władz umysłowych, uczuciowych i moralnych, umożliwiając im korzystanie z antykoncepcji i dając prawo do aborcji. Nikogo nie zmusza do rodzenia, lecz jedynie stwarza warunki, w których kobiety będą mogły mieć dzieci bez lęku przed ugrzęźnięciem w domu. Kiedy pary decydują się na potomstwo -wysyła nie tylko matkę, ale też ojca na długi urlop rodzicielski, kobietom ułatwia powrót na rynek pracy. Wszystkim dzieciom zapewnia bezpłatną opiekę w przedszkolach.

Ale dla naszych rządzących te rozwiązania to Sodoma i Gomora. Polak, żeby chciał się rozmnażać, musi być przede wszystkim czujny. -Niedopuszczalne jest szerzenie ideologii usprawiedliwiającej rozwody, antykoncepcję, sterylizację, prostytucję, pornografię, pedofilię czy różne zboczenia seksualne. Bez ochrony moralnej sfery kultury nie obroni się rodziny i wszelkie hasła o popieraniu rodziny staną się żałosną farsą. Ludzie zaś, którzy propagują antyrodzinne ideologie, winni odpowiadać za wykroczenie przeciw ludzkości - mówiła posłanka Anna Sobecka, przewodnicząca sejmowej komisji rodziny i praw kobiet.

Jak to się robi nad Wisłą?

Likwidując edukację seksualną i utrudniając dostęp do antykoncepcji. Niech kobiety zachodzą w ciążę "chcąc nie chcąc": bez względu na wiek, plany, możliwości. A jak już taka zajdzie - trafiona zatopiona. Aborcji sobie nie zrobi. Teraz trzeba jej wmówić, że tego właśnie chciała - domowych pieleszy. Że żyje po to, by zobaczyć uśmiech zadowolenia na twarzy męża, gdy wita go gorącym obiadem. Że najbardziej szczęśliwa jest, widząc dwie kreski na kolejnym ciążowym teście. Że jej aspiracje to utrzymanie porządku na półce ze skarpetkami męża.

Urlopy rodzicielskie dla ojców? Boże broń! - Ojciec nie jest w stanie karmić piersią, aw pierwszych miesiącach to dla dziecka najważniejsze. Gdy matka idzie do pracy, to dziecko immunologicznie jest poszkodowane - informuje niezawodny poseł Piłka.

Żłobki i przedszkola? Zlikwidować! -Uważam te placówki za wytwór starego systemu. Dzieci potrzebują bliskości i miłości matki, która daje im poczucie bezpieczeństwa - posłanka Sobecka mówi wprost, że jedynym gwarantem zdrowej moralnie rodziny jest niepracująca matka. Jeśli Sobecka ma tak fatalne zdanie o ojcowskim morale, to dlaczego go nie naprawia?

Powód jest prosty - dla polskich polityków rodzina to kobieta. A kobieta to rodzina. Nikt z rządzących nie zastanawia się, jak mężczyźni mogliby łączyć obowiązki domowe z zawodowymi, bo nikt nie bierze pod uwagę, że mężczyźni w ogóle mogliby mieć obowiązki domowe. Że spoczywa na nich dokładnie taka sama odpowiedzialność za opiekę nad dziećmi, ludźmi starszymi i domem. Tradycyjnie sprawują ją kobiety. Władza robi wszystko, by kobiety do tej tradycji przywiązać.

Od wieków mężczyźni są święcie przekonani, że wiedzą lepiej, co jest dla kobiet dobre. Jeśli chcieliby robić politykę naprawdę prorodzinną, a nie politykę własnych przeterminowanych wyobrażeń, musieliby schować swoje wypasione ego i wreszcie posłuchać kobiet.