Wojciech Eichelberger - Przykłady, które przytoczyłaś, są bardzo skrajne. Ale rzeczywiście, przy długotrwałym i silnym przepracowaniu mogą pojawiać się również poważne zaburzenia psychiczne, szczególnie kiedy dochodzi do tego bezsenność. A z reguły tak się dzieje. Przepracowanie bierze się stąd, że przestajemy słuchać naturalnego rytmu ciała, w którym okresy mobilizacji muszą być przeplatane okresami regeneracji. To jest podstawowy rytm przyrody. I nasze ciało i umysł też mu podlegają. Ale my często zapominamy, że należymy do przyrody i zaczynamy zachowywać się arogancko, próbując wygrać z naturą.
- Przez jakiś czas tak. Jeżeli jednak dłużej w ten sposób postępujemy, to blokuje się naturalna funkcja naszego organizmu, można powiedzieć - "przełącznik trybów", który samoczynnie wprowadza organizm w stan regeneracji w każdej sytuacji, która się do tego nadaje. Organizm ludzki działa w dwóch trybach - mobilizacji i regeneracji. Mobilizacja może być bardziej nasilona albo regeneracja bardziej głęboka, ale granica między jednym stanem a drugim jest bardzo czytelna. I w każdym z nas taki "przełącznik trybów" powinien działać sprawnie. Jeśli próbujemy zwalczać naturalny odruch regeneracyjny, czyli wyłączenia się, dążenia do odpoczynku, wtedy ten przełącznik "zacina się" w pozycji "mobilizacja", co uniemożliwia nam odpoczynek również wtedy, kiedy okoliczności temu sprzyjają. Na przykład jest wieczór, czujemy się bardzo zmęczeni, kładziemy się spać i nie możemy zasnąć. Dzieje się tak dlatego, że w krwiobiegu jest mnóstwo hormonów stresowych, które dają sygnał, że trzeba się mobilizować. A kiedy nie śpimy, zaległości regeneracyjne się kumulują. W końcu pojawia się stan swoistej euforii. Wydaje się nam, że już nie potrzebujemy snu, że możemy nieustannie działać na wysokich obrotach. Ale w którymś momencie nadużywamy naszych zasobów energetycznych do tego stopnia, że wewnętrzny "dyspozytor", czyli instynkt samozachowawczy, po prostu "odcina nam prąd". Bez względu na nasze aspiracje, plany, misje i zawodowe ambicje
- Pojawia się stresowe wypalenie energetyczne, które daje objawy podobne do syndromu depresyjno-lękowego. I jeśli się w porę nie zatrzymamy, to sprowadzimy się do formy przetrwalnikowej. Zachowane będą tylko podstawowe funkcje życiowe, a reszta będzie niedostępna: nie będziemy w stanie wstać z łóżka, odebrać telefonu, z kimkolwiek rozmawiać...
- Jeżeli nadużywamy naszej podstawowej energii życiowej, wtedy katastrofalnie spada nam odporność. Nie tylko na stres, ale również na inwazję bakterii, wirusów, wolnych rodników. Stajemy się bardzo podatni na wszelkiego rodzaju choroby (wzrasta także zagrożenie chorobami onkologicznymi). Hormony stresowe, które nie zostały wydalone, krążą w naszym organizmie, kumulując się. Najlepiej pozbyć się ich przez ruch - energia, którą one mobilizują, musi zostać rozładowana. Dlatego ruch jest szczególnie ważny dla osób, które przeżywają stresy psychiczne, siedząc za biurkiem czy przy komputerze.
- Pierwszym ostrzeżeniem są nieuzasadnione bóle mięśni i stawów. Nie pracujemy fizycznie, a wszystko nas boli tak, jakbyśmy harowali w kopalni. Okazuje się, że ten ból jest wynikiem nadmiernego napięcia mięśni przez długi czas. Również w nocy. My tego nie zauważamy, przyzwyczajamy się i nie jesteśmy tego świadomi. Nadmierny tonus, napięcie mięśni, świadczy o zestresowaniu, o tym, że ktoś żyje tak, jakby cały czas był na wojnie. Napięte mięśnie wywierają stały nacisk na stawy i pojawiają się bóle stawów. Następny objaw to kłopoty z zasypianiem. Potem - budzenie się w nocy, szczególnie między 3. a 5. rano. A później pojawia się tak zwane napięcie weekendowe, czyli przeżywamy niepokój i napięcie również wtedy, kiedy nie mamy nic do zrobienia, gdy mamy wolny czas i moglibyśmy wypocząć.
- To objaw "zaciętego przełącznika", który może doprowadzić do pracoholizmu. Zachowujemy się jak samochód, który mimo że stoi, to jednak nie może wyłączyć silnika. Mało tego - ten silnik pracuje na bardzo dużych obrotach.
- To są sprawy wtórne, ale jeśli ciągle będziemy żyć w nadmiernej mobilizacji, to nasze funkcje fizjologiczne związane z regeneracją,np. pokarmowe czy oddechowe, ulegną zaburzeniu. Bowiem w stresie i mobilizacji te funkcje są przez organizm w ogromnej mierze ograniczane. Żołądek źle trawi, a nadmiernie zmobilizowane serce zaczyna źle pracować, rośnie ciśnienie, pojawiają się bóle w klatce piersiowej, niedotlenienie mózgu i organizmu, ponieważ za płytko oddychamy, kłopoty z oczami, które w stresie za rzadko mrugają i są nadmiernie napięte i wyschnięte, a także kłopoty z dziąsłami, zębami, ponieważ szczęki są ciągle zaciśnięte. To tylko najczęstsze objawy permanentnego stresu. Trzeba brać przykład ze zwierząt. Zwłaszcza z kotów, które mają doskonale wyregulowane "przełączniki". Kot w jednej chwili może położyć się całkowicie rozluźniony, by potem w ułamku sekundy stać się "pociskiem", który walczy, goni albo ucieka. My tego nie potrafimy. A właśnie tego trzeba się uczyć. Prawdziwy wojownik czy tancerz umie w każdym sprzyjającym momencie odpocząć, doładować akumulatory. Coraz mniej ludzi to potrafi. Nie nadmiar pracy, lecz nasza niezdolność do przełączania się w stan odpoczynku, regeneracji w każdych okolicznościach, które na to pozwalają, wyczerpuje nas energetycznie.
- Jeżeli mamy taki obraz świata, obraz naszego życia jako nieustannej harówy, walki i związanej z tym potrzeby mobilizacji, to grozi nam energetyczne wyczerpanie, spadek odporności i chorowanie. Lepiej patrzeć na życie jak na bal, na którym tańczy się różne tańce: taniec pracy, taniec dbania o dom, taniec radości... W ten sposób dzień, który jest wypełniony różnymi obowiązkami, czynnościami, spotkaniami, można przeżyć w rytmie tańca. Raz grają rocka, raz fokstrota, raz tango, a my wchodzimy w każdą sytuację tak, jakbyśmy byli zapraszani do tańca lub jakbyśmy kogoś do tańca zapraszali.