To był rak. Kiedy usunęli mi macicę, zamiast cieszyć się, że będę żyła, zaczęłam bać się, że Michał mnie zostawi. Dla niego seks był zawsze taki ważny - myślałam - i co teraz będzie, kiedy stałam się niepełnowartościową kobietą. Po pewnym czasie od powrotu ze szpitala zaczął jakieś podchody, ale ja nie byłam zbyt chętna, bo wydawało mi się, że on to robi z litości. Nie wiem, co by było, gdyby nie nasza rodzinna pani doktor. Poszłam do niej na kontrolę i to ona zapytała mnie, jak tam współżycie po operacji. Rozpłakałam się - nawet nie wiedziałam, że tak mnie ta sytuacja boli i poniża. A ona wysłuchała moich domysłów i kazała mi przestać sobie roić bzdury. Dosłownie tak powiedziała i podziałało, bo jeszcze mnie upewniła, że dla mężczyzny żadnej różnicy - z macicą czy bez - w odczuciach seksualnych nie ma. I nakazała, żeby "przestać trzymać męża w poście". Skrupulatnie wypełniłam jej zalecenie, a Michał był taki zadowolony, że chyba nie mógłby tej radości udawać. Pomyślałam sobie: "Dziwne. Miodowy miesiąc po operacji onkologicznej?".
Bałem się o życie żony, więc kiedy wróciła po amputacji piersi do domu z nie najgorszą prognozą, byłem szczęśliwy i oczywiście chciałem się z nią kochać. Ale nie wiedziałem, co wolno i kiedy. Czy Marysia będzie moje "zdrożne chęci" (tak babcia nazywała pociąg seksualny) uważała za dopuszczalne? Trochę obawiałem się, jak to będzie bez tej zoperowanej piersi, ale przecież to moja kobieta i nadal jej pragnąłem. Mijały tygodnie, Marysia wyglądała na coraz bardziej zasmuconą, mnie też nie było wesoło. Pomógł przypadek: oglądaliśmy późnym wieczorem w łóżku jakiś film ze śmiałą sceną erotyczną i ona tak jakoś znacząco westchnęła. Ciągle bałem się ją urazić, ale taka była podniecająca atmosfera, że postanowiłem zapytać. Zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że bardzo się za sobą stęskniliśmy i obydwoje mamy dużo przesadzonych obaw. Ona bała się, że po amputacji zacznie we mnie budzić wstręt. I nawet poradziła się znajomej, też amazonki, która jej zasugerowała, żeby kupić sexy biustonosz z protezą i potraktować to jako strój do kochania się, przynajmniej na jakiś czas. Powiedziałem, że nie mam pojęcia, czy to będzie fajne, ale możemy spróbować. W ogóle postanowiliśmy zacząć nasze współżycie trochę jakby od nowa, uczyć się, sprawdzać, robić eksperymenty.
Nie potrafię zrozumieć, co w tym jest takiego nieprzyzwoitego? Czy apetyt na seks pacjentki onkologicznej to zbrodnia? Próbowałam dowiedzieć się czegoś od lekarza, który mnie wypisywał z oddziału, ale o mało nie zemdlał z zażenowania i tylko bąknął, żebym zapytała w przychodni na wizycie kontrolnej. Zapytałam i usłyszałam (naprawdę!), że mamy teraz ważniejsze sprawy do omówienia. Już prawie zrezygnowałam, jednak przypomniałam sobie, że nie ja jedna mam wycięte jajniki i mam z kim pogadać. Niech żyje samopomoc koleżanek z oddziału!
Co roku na raka piersi zapada około 10-12 tysięcy kobiet, na raka szyjki macicy - 4 tysiące, a na raka jajników - ponad 3 tysiące. Prawie wszystkie one i ich partnerzy pozostają bez konsultacji seksuologicznej. Trudno znaleźć jakiekolwiek informacje na ten temat w książkach, prasie czy internecie.