Psychologia na usługach rynku

W Wielkiej Brytanii i innych zachodnich krajach promuje się kognitywną terapię behawioralną jako opłacalne, rozsądne lekarstwo na nasze psychologiczne bolączki. To triumf rynkowej wizji ludzkiej psychiki.

Kobieta żyjąca w przekonaniu, że brzydko pachnie daje się przekonać do podróżowania środkami transportu publicznego niosąc porcję smażonej ryby z frytkami, aby sprawdzić jak ludzie na nią zareagują. Ta metoda pozwoli jej na ocenę "faktów": zrozumie, że ludzie inaczej reagują, gdy ma przy sobie coś o silnym zapachu i "skoryguje" swoje przekonania.

Witamy w świecie kognitywnej terapii behawioralnej (CBT), która od 10 lat zdobywa popularność w Wielkiej Brytanii i innych zachodnich krajach. Jeszcze niedawno stosowano wiele różnych metod terapeutycznych, dziś wypiera je CBT. Taka terapia jest tania, daje wyniki na piśmie i posługuje się zdroworozsądkowym, nastawionym na rozwiązywanie problemów podejściem do świata.

CBT, stworzona przez amerykańskiego psychiatrę Aarona Becka w 1960 r. opiera się na założeniu, że na nasze emocje i nastroje wpływają na nasze schematy myślowe. Celem terapii jest "skorygowanie" tych procesów tak, aby pacjent "myślał i działał bardziej realistycznie". Dzięki temu uda mu się wyeliminować dekonstrukcję rzeczywistości, która była źródłem jego problemów.

Zamiast skupiać się na historii pacjenta - np. na jego dzieciństwie i wczesnych doświadczeniach - jak to ma miejsce w przypadku wielu innych metod, CBT jest osadzone w teraźniejszości. Pacjent i terapeuta uzgadniają cele i formułują sposoby dochodzenia do nich podczas każdej sesji. Ujawniają się schematy negatywnego myślenia i dyskutuje się alternatywy. Na koniec każdej sesji pacjent dostaje pracę domową, która może polegać na samoobserwacji, robieniu zapisków i stosowaniu innych narzędzi oceny samego siebie.

Po swojej dziwnej podróży metrem kobieta z rybą i frytkami spotka się z terapeutą i porozmawia o tym, co się wydarzyło. Jeśli zrozumie, że ludzie nie zwracali na nią uwagi, gdy nie miała przy sobie brzydko pachnącego dania, być może uda jej się zmienić schemat myślowy i zobaczyć własne życie w bardziej pozytywnym świetle. Zobaczy, że jej symptomy wynikały z niewłaściwej interpretacji rzeczywistości i, miejmy nadzieję, zacznie patrzeć na świat tak jak reszta ludzi.

Ale dlaczego ta kobieta w ogóle myślała, że wydziela nieprzyjemny zapach? Jaką funkcję to przekonanie pełniło w jej życiu? Jeśli była co do tego pewna, jaką rolę pełniła ta pewność? Może było to dla niej rozwiązanie dla innego, mniej oczywistego problemu? Jeśli tak, to jakie mogą być konsekwencje próby pozbycia się tego przekonania?

Koszt terapii kognitywnej

Większość terapii ma na celu wydobycie tego, co kryje się za danym symptomem: nie chodzi w nich o zduszenie go, ale o wysłuchanie i zrozumienie, jaką funkcję pełni dla danej osoby. CBT, dla odmiany, ma na celu likwidację symptomów.

Nic dziwnego, że agencje rządowe przychylnym okiem patrzą na CBT. W tym roku ruszyła w Wielkiej Brytanii inicjatywa IAPT (Poprawa Dostępu do Terapii Psychologicznych), której celem jest wyszkolenie "kadry", składającej się przede wszystkim z ekspertów terapii kognitywnej, mającej uleczyć zestresowanych i przygnębionych obywateli. Lord Layard, jeden z pomysłodawców tego projektu, znany jako "car szczęścia", jest bardzo zadowolony. Nareszcie wszyscy będą mieli dostęp do skutecznych, naukowo potwierdzonych terapii. I jeszcze zaoszczędzimy na tym dużo pieniędzy. Depresje i lęki kosztują gospodarkę około 12 mld funtów rocznie - 1 proc. dochodu narodowego Wielkiej Brytanii, a dzięki nowym terapiom uda się wyleczyć obywateli za jedyne 750 funtów od osoby. Oszczędności na rachunkach za leki i zasiłkach dla osób niezdolnych do pracy będą zdumiewające.

Ale jakie mogą być prawdziwe koszty inicjatywy? I co wzrost popularności CBT mówi nam o naszym dzisiejszym świecie? Rząd ma także zamiar uregulować prawny status osób uznawanych za medium i spirytystów. Nie będzie już miało znaczenia czy wierzymy w nich czy nie, o tym kto ma prawdziwą moc zdecyduje wyższa instancja. Tak jak nowa retoryka "naukowa" mówi nam , że CBT to najlepsza z możliwych terapii, tak wkrótce rozstrzygnie ona, co jest "po drugiej stronie". Rząd musi tylko wesprzeć naukę przepisami prawnymi.

Nasze czasy przyniosły zaskakujący rozwój wydarzeń. To, co się dzieje odsłania paradoks współczesnego indywidualizmu. Wmawia się nam, że ponosimy odpowiedzialność za nasze życie, że mamy moc zmieniania samych siebie. Jednocześnie traktuje się nas jak dzieci, które nie są w stanie dokonać krytycznej oceny i które trzeba chronić przed pozbawionymi skrupułów i niebezpiecznymi drapieżnikami.

Osobowość plastyczna

Dziś plastyczność i zmiana rządzą tym, jak postrzegamy samych siebie. Osobowość jest przedstawiana jako zestaw umiejętności, których można się nauczyć i modyfikować. Możemy zmieniać nasze ciała za pomocą chirurgii plastycznej i tak samo możemy zmieniać nasze zachowania przez "pracę" nad sobą. Różne reality show pokazują nam przemiany książąt w żebraków, dzieci zamieniające się z rodzicami i maniaków komputerowych przemieniających się w donżuanów. Możliwości transformacji wydają się nieskończone. Marzenie Thatcher o mobilności społecznej nie jest dziś tylko rozrywką, to już indywidualny imperatyw.

CBT również obiecuje szybkie zmiany. Niepożądane cechy czy symptomy nie są już postrzegane jako wskazówki prowadzące do wewnętrznej prawdy, ale raczej jako nadające się do usunięcia przeszkody na drodze do naszego idealnego wizerunku. Nawroty depresji czy ataki paniki nie są już dziś oznakami zachodzących w podświadomości procesów, do których trzeba stopniowo docierać i je analizować, a stają się jedynie aspektami zachowania, które należy zlikwidować.

To triumf rynku. Nasze wewnętrzne światy stają się przestrzenią dla sprzedaży i kupna. Płacimy ekspertom, tzw. "life coaches", aby nauczyli nas jak się zmienić w pożądany sposób. Poszczególne cechy, jak nieśmiałość lub pewność siebie stają się towarami - możemy zapłacić, aby się ich pozbyć lub je wzmocnić. Depresja czy lęki są traktowane jak odizolowane problemy, z którymi można sobie poradzić uderzając miejscowo, bez całościowej analizy egzystencji jednostki, tak samo jak atak rakietowy na bazę terrorystów ma zlikwidować problem terroryzmu.

Dla dzisiejszych jednostek głębia wypłynęła na powierzchnię. W operach mydlanych i reality show bohaterowie dzielą się swoimi najgłębszymi przeżyciami i emocjami, jakby życie zewnętrzne i wewnętrzne były na tej samej płaszczyźnie. W przypadku niejasności pomoże panel ekspertów, jak w programie "Big Brother", gdzie wyjaśniają, co motywuje uczestników. Nasze ego nie jest już ciemną jaskinią, wszystko jest na widoku. Tym sposobem odebrano nam nasze życie wewnętrzne.

Wielu teoretyków społecznych postrzega tę atomizację jako wynik rozwoju gospodarek rynkowych. W świecie, gdzie rynek rządzi wszystkim, nie trzeba było długo czekać aż podstawowe ludzkie cechy zaczną być traktowane jak towary, a relacje jak transakcje. Studenci stali się odbiorcami usług edukacyjnych, dzieci klientami rodziców. Nic dziwnego, że wizja ludzi jako podmiotów konkurujących ze sobą na rynku o dobra i usługi będzie potrzebowała psychologii, aby nadać sobie wiarygodności.

Psychika jako towar

Nowa psychologia radykalnie zerwała z tradycyjnymi pojęciami. Jaźń była kiedyś uważana za miejsce konfliktów: między rozsądkiem a namiętnością, wolą i zrozumieniem, tłumionymi żądzami i zahamowaniami. Jak zauważył Nikolas Rose w swoim opracowaniu "Governing the Soul", jaźń nie jest dziś ze swojej natury popękana, ona tylko wymaga "aktualizacji".

Podzielona jaźń, tak hołubiona w latach 60. zniknęła wraz z przekonaniem, że smutek, rozpacz i frustracje zadają cios naszej wizji przytomności umysłu i spełnienia. Psychika stała się mięśniem, który trzeba rozwijać i trenować. Nie ma tu miejsca na złożoność i sprzeczności: dzisiejszy podmiot jest jednowymiarowy i poszukuje spełnienia. Teorie, że ludzkie życie zmierza zarówno do sukcesu jak i porażki, a nie tylko do osiągnięcia bogactwa, władzy czy szczęścia, są dziś uważane za bezsensowne. Nagle świat ludzkich relacji, opisywany przez kilkaset ostatnich lat przez pisarzy, poetów i dramaturgów, nadaje się tylko do wykasowania. Autosabotaż, masochizm i rozpacz to teraz wady, które nadają się do korekty, a nie części składowe ludzkiej jaźni.

Nowa psychologia jest więc na usługach rynku. Symptomy uznaje się za odchylenia, za wyuczone zachowania, które można wyeliminować dzięki krótkim kursom reedukacji. To dzięki takiemu podejściu CBT kwitnie. W podręcznikach z tej dziedziny pisze się bezwstydnie o "modyfikacji przekonań" i "sprzedaży terapii" pacjentowi. Takie podejście opiera się na rynkowej wizji psychiki, w której symptom, np. depresja lub bezsenność, nie jest uważany za ogólny problem w ludzkiej egzystencji - problem, którego rozwiązanie może pomóc w zrozumieniu siebie - a raczej za miejscowe zaburzenie, którym można pokierować i je naprawić.

To traktowanie psychiki jako towaru znajduje odzwierciedlenie w zmianie w diagnozowaniu chorób psychicznych. Na początku XX wieku istniało kilkanaście - kilkadziesiąt różnych kategorii diagnostycznych, dotyczących poszczególnych aspektów zdrowia psychicznego. Na początku lat 90. było ich ponad 360. Łatwe do zaobserwowania symptomy jak nieśmiałość posłużyły do definiowania schorzeń. Wiele z nich stworzyły i wypromowały firmy farmaceutyczne, aby dać początek rynkowym niszom na nowe leki. Dla przykładu fobię społeczną "sprzedano" twórcom leku - moclobemidum - który miał ją leczyć.

Koncentracja na powierzchownych zachowaniach dodaje terapiom kognitywnym naukowości. Jak zauważył Ian Parker, profesor psychologii z Manchester Metropolitan University, jeśli definiujemy przypadłość na podstawie symptomów, wystarczy pozbyć się symptomów aby przypadłość zniknęła. Terapeuta przeprowadza serię mniej lub bardziej mechanicznych, wcześniej opracowanych procedur, zatwierdzonych przez zarząd i skontrolowanych przez inspektorat. Na papierze wygląda to dobrze: symptomy zostają zredukowane. Nikt jednak nie monitoruje tzw. "symptomów alternatywnych", czyli problemów duszy i ciała pojawiających się po likwidacji oryginalnych objawów. Kobieta bojąca się psów może pozbyć się objawów dzięki terapii behawioralnej, ale co z jej relacją z ojcem, ocalonym z obozu koncentracyjnego, który po wojnie zaczął bać się owczarków niemieckich? Jeśli jej symptomy były przejawem identyfikacji z lękami ojca, jaki wyraz znajdą jej uczucia gdy pozbawimy ją tej fobii?

Dusza jak na dłoni

Te złożone kwestie nie interesują społeczeństwa, w którym głębia wypłynęła na powierzchnię. Liczą się szybkie, kosmetyczne poprawki, firmowane przez tak zwanych ekspertów. Kiedyś artykuły i książki pomagały nam rozwijać pomysły i idee, a dziś stwierdzenie "badania wykazały" zwalnia nas z myślenia. Nie tak dawno temu media ekscytowały się wiadomością, że badania wykazały, że ojcowie cierpiący na depresję mieli wpływ na samopoczucie dzieci. No cóż, czy ktokolwiek kiedykolwiek myślał inaczej? Czy trzeba było aż rządowego grantu, aby dowieść tę oczywistość? Ponadto, metodologia większości tego typu badań zawiera wiele błędów.

Żyjemy w świecie, w którym nic nie może zostać uznane za wiedzę, dopóki nie potwierdzą tego eksperci. Porady dotyczące wychowania dzieci czy odżywiania się mają może sens, ale czy istnieje jeden właściwy sposób na bycie w związku, zakochanie się czy zachowanie swoich przekonań? Wiedza stała się niemal równoznaczna z produktem: każdy nowy pomysł lub odkrycie musi mieć praktyczne zastosowanie - czyli musi dać się sprzedać. Badacze muszą określać "wyniki", których szukają i jaką korzyść one przyniosą. Nawet projekt rzeźby mającej stanąć na ulicy musi wyjaśniać jakie będzie zastosowanie każdego detalu.

W dzisiejszym społeczeństwie, mającym obsesję na punkcie wyników, ludzie muszą być policzalni, wymierni, przejrzyści. Prowadzi to do groteskowego pojmowania psychoterapii. Terapię uważa się dziś za zestaw technik, które można zastosować wobec człowieka. Ma to sens, jeśli patrzymy na terapię jak na transakcję biznesową z kupującym, sprzedającym i produktem. Zapominamy jednak wtedy o podstawowej kwestii: terapia to nie plasterek, który możemy przykleić na ranę, ale właściwość ludzkich relacji. Terapia to spotkanie dwojga ludzi, w którym właściwą pracę wykonuje pacjent, a nie terapeuta. Jak zauważył psychoanalityk Donald Winnicott, terapeuta daje pacjentowi przestrzeń, w której może on coś skonstruować i stworzyć. Terapeuta zachęca i ułatwia, ale to, czy terapia dojdzie do skutku zależy wyłącznie od pacjenta.

W przeciwieństwie do CBT tradycyjne metody terapii nie mają na celu zapewnienia dostępu do powszechnej rzeczywistości naukowej, a raczej traktują poważnie rzeczywistość, w której funkcjonuje pacjent: badają ją, definiują, rozwijają i obserwują, dokąd prowadzi. Nie da się przewidzieć jej rezultatów: pacjent może wrócić do pracy, ale może też porzucić dobrze płatną posadę, aby pójść zupełnie inną drogą.

Zagłuszyć symptomy

Terapie takie jak CBT, które dostarczają produkt, mogą z pewnością pomóc niektórym. Istotne jest jednak, aby rozróżnić kwestię tego, czy terapia działa i tego, jak działa. Aby terapia mogła się rozpocząć, trzeba zmobilizować nieświadome systemy przekonań. Ludzkie przekonania są bardzo silne i żadna władza zewnętrzna nie jest w stanie powiedzieć nam, w co wierzyć, choć prześladowania grup religijnych pokazują, że nie jest to takie oczywiste.

Lord Layard zadziwił niedawno terapeutów opowiadając następującą historię: "Moje najważniejsze doświadczenie z ostatnich lat to wizyta prezesa placówki zdrowia psychicznego ( ) który powiedział, że CBT uratowało mu życie ( ) Opowiedział mi, że cierpi na w pełni rozwiniętą postać psychozy maniakalno-depresyjnej, ale nie musiał brać ani jednego wolnego dnia od 15 lat. Ma małą książeczkę, którą ze sobą nosi i gdy zaczyna mieć dziwne myśli otwiera książeczkę na odpowiedniej stronie, w zależności od rodzaju tych myśli czy stanu w jakim się znajduje i robi dokładnie to, co jest napisane na kartce. Możecie powiedzieć, że to mechaniczne. Dla mnie to jest genialne i niewiele różni się od tego co Jezus i inni wielcy uzdrowiciele robili dla ludzi".

Ta historia pewnie spodobałaby się Mao i też chciałby mieć taką książeczkę. I rzeczywiście, terapia kognitywna była bardzo rozpowszechniona w czasach rewolucji kulturalnej w Chinach, gdy uczono ludzi, że depresja to tylko niewłaściwa postawa. Oddzieleni od rodzin, bez możliwości kontaktu z bliskimi, poddawani okrutnym karom, w obliczu zaginięć i zabójstw dokonywanych na ich bliskich, miliony ludzi "nauczyły się" dewaluować swoje reakcje. O świecie należało myśleć w inny sposób, a radość i entuzjazm powinny zastąpić uczucie rozpaczy i zniechęcenia. Myślenie pozytywne powinno wyprzeć niepotrzebne postawy negatywne.

Zaprzeczanie temu, że ludzkie symptomy mają uzasadnienie może mieć niebezpieczne konsekwencje. Rezygnacja z pracy nad procesami psychologicznymi może skutkować pojawieniem się nowych symptomów i aktami przemocy. Podejmowane poprzez CBT próby ignorowania wpływu doświadczeń jednostki na jej życie i zastąpienia ich płytką analizą tego, co tu i teraz to ponury argument dla tych, którzy wierzą, że jeśli możemy wynieść jakąś naukę z historii XX wieku, to na pewno nie taką, że należy umniejszać znaczenie historii i ludzkich wspomnień.

Więcej o: