Biegać nago w telewizji

Mam milion kompleksów z powodu starego, tłustego wyglądu. Największy z nich to otyłość brzuszna, brak talii i rozstępy

'Mam 19 lat i wyglądam jak słoń. Cała jestem do kitu, ale najbardziej nie znoszę swojego brzucha, który jest większy niż piersi' - napisała studentka. 'Od 11 lat jestem nieszczęśliwą, brzydką, starą kobietą. Gdy pomyślę sobie, że jakiś mężczyzna miałby mnie dotknąć albo obejmować, czuję wstręt do samej siebie. Czy nie nazwałby mnie pontonem albo grubasem?' - to fragment listu 41-letniej Renaty. Nauczycielka z Lublina (37 lat): 'Świetne są wałeczki na plecach, pod biustem, w pasie kaszanka, oponki. Najlepiej na świecie czułam się, gdy schudłam 10 kg, teraz znów przypulpeciłam i jest mi z tym źle'.

Pisały pielęgniarki, menedżerki, gospodynie domowe, kobiety przed dwudziestką i po pięćdziesiątce. Niektóre krótko: 'Wstydzę się własnego ciała - tych małych i obwisłych piersi, wystającego brzucha z cellulitem', inne szeroko opisywały problemy w domu, w pracy, w kontaktach z mężczyznami.

Ponad trzysta kobiet zgłosiło chęć udziału w polskiej edycji programu 'Jak dobrze wyglądać nago?'. Przysyłały zdjęcia: w bikini na plaży, w salonie w dresie i kapciach, z dziećmi na rękach. 'Na zdjęciu się uśmiecham, ale tak naprawdę czuję się ze sobą fatalnie' - pisały. 'Pomóżcie mi być prawdziwą kobietą: piękną, pożądaną i kochaną'.

Pierwowzorem programu "Jak dobrze jest wyglądać nago" jest "How To Look Good Naked"

Redaktorzy programu i stylistki przeprowadzili selekcję. Na wstępie odpadały te kobiety, które były w złym stanie psychicznym, miały trudną sytuację rodzinną. - Jedna napisała, że rozwiodła się z mężem, bo się nad nią znęcał, ale wciąż mieszkają pod jednym dachem - mówi Jacek Sut, producent programu. - Była szansa, że mąż może robić problemy, wiedzieliśmy, że nie będziemy mogli pojechać na zdjęcia do niej do domu.

Brano pod uwagę zwłaszcza historie opisane w listach: kobiety, która ma o kilkanaście lat młodszego partnera i boi się, że przestanie być dla niego atrakcyjna, czy menedżerki, która ma męską figurę i chciałaby się poczuć kobieco. Liczyło się też to, czy metamorfoza jest możliwa - na przysłanych zdjęciach musiało być widać, że bohaterka w odpowiednich ubraniach i fryzurze będzie wyglądać ładnie.

Wreszcie ważna była różnorodność - w programie powinno się pojawić jak najwięcej typów sylwetki: klepsydra, wiolonczela, za duże ramiona, za wąskie biodra, za mały biust. - Najwięcej zgłosiło się kobiet, których problemem jest tusza, za grube uda, pupa - mówi Jacek Sut. - Wiele pisało też, że się zaniedbały. Urodziły trójkę dzieci, a po kilku latach obudziły się grube i brzydkie. Są na siebie wściekłe, nie wiedzą, co z tym zrobić. Najrzadziej zgłaszały się zbyt chude i takie, których problemem był duży biust.

Z trzystu dziewczyn wyłoniono 50. Na kolejnym etapie, zgodnie z wytycznymi formuły programu, odpadły te powyżej pięćdziesiątki. - Było ich dosłownie kilka, a najstarsza miała chyba 62 lata - mówi Jacek Sut. - Baliśmy się, że skóra takiej pani raczej nie będzie już wyglądać dobrze w kamerze.

Założeniem programu jest, że panie są na początku bez makijażu. Obawialiśmy się też, że ciężko będzie osiągnąć efekt metamorfozy. W naszej kulturze zakorzenione jest tabu starości. Nie chcieliśmy kontrowersji, chociaż zdajemy sobie sprawę, że starsze kobiety również mogą czuć się seksownie. Panie trzeba było też zważyć i zmierzyć. Formuła programu zakłada, że bohaterki mogą nosić maksymalnie rozmiar 46.

- To jest program o modzie, a nie terapeutyczny - tłumaczy producent. - Często dostawaliśmy zdjęcia takich kobiet, którym pomóc mógł jedynie psycholog i lekarz dietetyk, a nie odpowiednie ubrania. Ostatecznie wybrano osiem bohaterek. Na koniec, ponieważ selekcja zajęła trochę czasu, trzeba było prosić o dosłanie aktualnych zdjęć. Okazywało się, że niektóre kobiety wyglądają już inaczej. Jedna ogoliła się na łyso. Rozważano, czy nie doczepić jej pasemek, ale uznano, że program jest skierowany do przeciętnych Polek, które nie mogą pozwolić sobie na wydatek rzędu tysiąca złotych. Niektóre bohaterki się rozmyślały, kiedy okazywało się, że wybrano właśnie je. W ostatniej chwili zadzwonił chłopak jednej z dziewczyn i powiedział, że nie będzie mu w telewizji nago biegać.

Godzilla na dyskotece

Na planie programu 43-letnia Wiola Zakrzewska z Trzebini, puszysta blondynka w okularach, staje w rozciągniętej bieliźnie w otoczeniu wielkich luster. Co jej się nie podoba we własnym ciele? Właściwie wszystko. - Masywne, otłuszczone uda, brzuch, cellulit - wylicza. Zawsze myślała, że ma ładne plecy, a tu widzi, że jej się jakieś tłuszcze wywijają.

Z zawodu jest nauczycielką. Do programu zgłosiła się razem z 19-letnią córką Zuzą. Wiola: - To był impuls. Oglądałyśmy angielski program i bardzo nam się podobało, że nawet grubsze kobiety mogą dobrze wyglądać. Pojawiła się linijeczka, że poszukują chętnych do polskiej wersji. Zuzka mnie namówiła, właściwie za mnie wysłała zgłoszenie. Zgodziłam się, bo nie sądziłam, że nas wybiorą.

Jak się odezwali, to chciałam czmychnąć. Ale chcieli nas obie i Zuza powiedziała, że jak się wycofam, to mi nie daruje. Obie są wysokie, postawne, mają szerokie biodra, duże uda. Nie chodziły na basen, bo wstydziły się pokazać, jakie są duże i niezgrabne. W kostiumach wciąż porównywały się z koleżankami, czuły się za grube, by obok nich iść. Viola: - Nie mogłyśmy patrzeć na siebie nago. Dopóki człowiek ubrany, to jeszcze między ludzi idzie, ale jak miałyśmy jechać na wakacje ze znajomymi, to było tysiąc powodów, żeby zostać, bo przecież się przy nich nie rozbierzemy. Mogłyśmy jechać same, gdzie nikt nas nie zna, na dziką plażę.

Wiola jest rozwiedziona. Były mąż jej cellulitu nie zauważał, ale też nigdy jej nie mówił, że mu się podoba. Był jeden taki moment na zabawie, kiedy tańczył z nią i z innymi dziewczynami, a potem powiedział, że jest szczupła w talii w porównaniu z koleżankami. To był taki jedyny komplement i Wola zapamiętała go na długo. Sądzi jednak, że to kobiety wpędzają się w kompleksy. Mówią po kątach, że tamta nie powinna nosić takiej mini, a inna wygląda jak szafa. Zuzka, jej córka, studiuje edukację przedszkolną i wczesnoszkolną. Jest ładną szatynką, ma ponad 180 cm wzrostu. Figura typu wiolonczela - dość szerokie biodra. Fascynuje ją styl pin-up girls, ubiera się w dżinsy i koszulki zespołów rockowych. Nie ma chłopaka. Często słyszy od znajomych, że gdyby udało jej się trochę schudnąć, to byłaby z niej laska. - Wzrost jest fajny, jeżeli dziewczyna jest szczupła, a nie klockowata - wzdycha. - W gimnazjum koledzy przezywali mnie 'Godzilla', bo byłam wyższa od nich i potężna. Żartowali, że jak pójdę na dyskotekę, to się zawali podłoga. Zuza: - Jak się idzie kupić ciuchy do sklepu, to jest karkołomne zadanie. Rozmiar 42 jest uznawany za ogromny, a my mamy 44-46. Jak tylko widzę w sklepie coś w takim rozmiarze, to nie patrzę, czy fajne, czy workowate, tylko od razu kupuję.

Przeciętny Polak a reglanowe rękawy

Bohaterki programu przeszły metamorfozę. Dobrano im ubrania i bieliznę do typu sylwetki, wykonano zabiegi pielęgnacyjne na ciało, profesjonalny makijaż, zmieniono fryzurę. Ubrania stylistki kupowały w popularnych sklepach, które cenowo miały być dostępne dla bohaterek. Średnie ceny: dżinsy 200-300 zł, sweterek 169, płaszczyk, który udało się upolować na wyprzedaży, 120 zł. Ale zdarzał się też garnitur za 1 tys. zł, no i buty za 300-400.

- Starałyśmy się też je przekonać, że czasem warto zaoszczędzić i kupić coś porządniejszego w droższym sklepie - mówi Katarzyna Krzyszkowska-Sut, szefowa zespołu modowego. - Na koniec część ubrań zabierały do domu. Niektóre wolały codzienne ciuchy, inne coś extra, np. wieczorową sukienkę. Jedne z pań były zachwycone nowymi ubraniami, szczegółowo notowały kolory i fasony, inne zachowywały się nonszalancko, jakby miały same takie ubrania w swoich szafach. Krzyszkowska-Sut: - Dokumentaliści przywieźli zawartość ich szaf na plan, więc wiemy, co tam było. Ubrania znoszone i marnej jakości, wybierane często bez zastanowienia, najchętniej z second-handów. Bohaterki zestawiały je ze sobą przypadkowo, nieumiejętnie korzystały z rad zawartych w pismach kobiecych.

To plus nie zawsze trafione opinie znajomych powodowało, że czuły się zagubione, zrezygnowane. Niektórym wydawało się, że same nigdy nie będą w stanie kupić sobie takich szałowych ciuchów. Tymczasem zdarzały się takie zestawy, które bez butów kosztowały niewiele ponad 100 zł. Kiedy po raz pierwszy widziały się w lustrze odmienione wybuchały płaczem, ze szczęścia ściskały i całowały prowadzącego.

Jacek Sut: - To dobrze, że program prowadzi gej. Dziewczyny nie czują się skrępowane, kiedy złapie je za piersi, żeby coś tam poprawić, podnieść, mogą go swobodnie uściskać. Obejrzałem z 80 gejów i wybrałem Piotrka Sałatę. Był dobrze ubrany, obyty z kamerą. Ujął nas swoją prostolinijnością i sposobem nawiązywania kontaktu. Jest dużo bardziej subtelny niż Gok Wan, który prowadzi angielską wersję programu, ale na naszym rynku to zaleta, bo widzowi trzeba sprzedać mniej glamouru, a więcej poradnictwa od podstaw.

Jak w angielskiej wersji Gok machnie na ekranie jakimś ciuchem, to przeciętny widz wie, co to jest, a u nas 70 proc. osób nie ma pojęcia, co to takiego reglanowe rękawy czy spódnica z godetami. Największe emocje bohaterek budziło to, że na planie trzeba było rozebrać się do bielizny. - Musiały biegać ze swoimi fałdkami i cellulitem, które dotąd starały się ukryć, przed operatorami, dźwiękowcami, producentem - opowiada Justyna Dworczyk z zespołu modowego. - Na początku, kiedy się przebierały, wciąż rozglądały się, czy ktoś nie patrzy. Po jakimś czasie było im już wszystko jedno.

Zwieńczeniem programu jest sesja zdjęciowa nago, a potem finał, kiedy nagie zdjęcie pojawia się na billboardzie i przypadkowi przechodnie je komentują. Prowadzący pytał bohaterki o zgodę na nagą sesję w trakcje nagrywania programu. Mogły się nie zgodzić. Zgodziły się wszystkie.

Co uczniowie powiedzą?

Wiola Zakrzewska: - Ja tak strasznie przeżyłam to rozbieranie się, bo uczę niemieckiego w liceum i boję się, jak uczniowie zareagują na mój udział w programie. Byłam pewna, że sesji zdjęciowej nago nie będzie w realiach tego kraju. Kiedy na planie odmówiłam włożenia prześwitujących majtek, to przyjęto to ze zrozumieniem. Jak zaproponowano nagą sesję, to wpadłam w histerię, że nie chcę, że tego nie było w umowie, że mnie uczniowie zobaczą.

Jednak Wiola uległa namowom córki, która nie miała z tym problemu. Nie żałuje. - Zdjęcie jest przepiękne, Zuza jest fajnie pokazana, a ja jestem schowana z tyłu. Jak zobaczyłyśmy zdjęcie na dwustu telewizorach w Saturnie, to nie miałyśmy oporów, żeby zaczepiać obcych ludzi i pytać ich, czy dobrze wyglądamy nago - śmieje się. Na razie nie powiedziały nikomu, że biorą udział w programie. Wiola: - To będzie wielkie zaskoczenie. Chociaż koleżanki w pracy już dziwnie na mnie patrzą, bo ciągle udzielam im porad, jak się mają ubrać, że podłużne pasy i dopasowane kamizelki wyszczuplają.

Zuza na planie czuła się jak ryba w wodzie. Wygląda świetnie z wyprostowanymi włosami z grzywką i w dopasowanej tunice. Nie ma już oporów, by włożyć kostium kąpielowy, mimo że uda i cellulit są te same. Wiola dowiedziała się, że powinna nosić szerokie paski podkreślające talię, wysokie obcasy pomimo wzrostu 173 cm, bo ma zgrabne nogi od stóp do kolan. Tylko jak jej zmienili fryzurę na taką asymetryczną, to się popłakała. Potem się przyzwyczaiła. Ale twierdzi, że jedno doświadczenie z telewizją wystarczy. - Zdenerwowało mnie, że do początkowej sesji ubrano nas w najbrzydsze ubrania, jakie miałyśmy w szafach - mówi. - Potem przebrano nas w piękne ciuchy, z których większość musiałyśmy oddać. Chciałabym tak wyglądać na co dzień. Mam nadzieję, że będę umiała.

Pierwotnie program "How To Look Good Naked" prowadził Gok Wan. Kolejnym prowadzącym został Carson Kressley

Więcej o: