Prywatnie wolałabym wierzyć, że tak. Tyle że tak jak nie każdy ma szczęście w kartach, tak też nie każdy ma szczęście w miłości. Większość osób w naszym społeczeństwie chciałaby wierzyć w romantyczny model 'jednej, jedynej miłości', ale co robić, gdy ten model się nie sprawdzi?
To zależy, co rozumiemy przez miłość i jaki rodzaj związku budujemy. Otaczająca nas kultura wpaja wyobrażenia o miłości ujednolicone jak krój garniturów. Niby różne odcienie, ale w sumie wszystkie do siebie podobne. A przecież tak jak ludzie są różni, tak różne związki będą tworzyć. Mówi się, że miłość niejedno ma imię. Na przestrzeni wieków w różnych rejonach kuli ziemskiej obowiązywały bardzo różne zasady dotyczące relacji między ludźmi. Ani model z komedii romantycznej, ani model macho i jego kobiety, ani coraz modniejsze w kulturze zachodniej singielowanie nie są uniwersalne. Badania pokazują, że istnieją kultury, w których nie ma pojęcia miłości romantycznej. Nie da się więc odpowiedzieć, jak ważna jest miłość, gdy za każdym razem to pojęcie coś innego znaczy, a czasem wcale nie występuje.
Inna sprawa, że od jakiegoś czasu zaczęło dominować w kulturze popularnej rozumienie miłości jako mało wyszukanego, skomercjalizowanego romantyzmu. Ten model w połączeniu z dokonującymi się zmianami obyczajowymi może okazać się mieszanką wybuchową o trudnym do skontrolowania działaniu. Schizofreniczność naszych czasów polega na tym, że próbujemy realizować dwa lub więcej modeli życia: pragniemy romantycznej miłości jak z hollywoodzkiego filmu, mamy w planie życie rodzinne, jak by tego chciała nasza babcia, i ekspansywną karierę zawodową. Te trzy scenariusze są co najmniej trudne do pogodzenia. W tym sensie w związku najważniejsza jest przestrzeń na godzenie tych różnych dążeń, bo każdy z tych scenariuszy ma w sobie coś, co nas przyciąga. Tradycyjne podejście do związków ma za sobą lata testów. Wchodząc w taki typ relacji, wiemy, że próbujemy żyć podobnie do wielu ludzi, których znamy, często wiemy też, jakie są jego minusy. Bywa jednak, że jesteśmy za bardzo 'zaprogramowani' na jego realizację, że wchodzimy w ten schemat bez krytycznego myślenia o tym, co planujemy, w jakimś odruchowym porywie, a to nie zawsze dobrze się kończy. Do tego znając minusy takiego modelu, za szybko je akceptujemy. Gdy na tym tle pojawia się model 'amerykański'...
Tak. Tyle że ta 'samorealizacja' za często i za szybko mutuje w prymitywny egoizm i hołdowanie każdej swojej zachciance. Ludzie zakochują się, zakładają rodziny w nadziei, że teraz to już będzie jak w bajce albo co najmniej jak w reklamie płatków śniadaniowych. Gdy pojawiają się trudności, szukają ucieczki, bo żaba nie zamieniła się w księcia, a dzieci wrzeszczą, zamiast wcinać te płatki. Potem przychodzi czas na kolejną bajkę i tak w kółko. Rozwodów przybywa.
Właśnie podałaś charakterystykę związków typu 'friends with benefits' [dosł. 'przyjaciół z dodatkowymi świadczeniami'], które są coraz bardziej popularne w Stanach. W Polsce ten temat niemal nie istnieje, ale w USA ponad połowa studentów deklaruje, że ma za sobą takie doświadczenia.
Jest siedem cech pozwalających odróżnić związki FWB od promiskuityzmu. Po pierwsze, tego typu relacje tworzy się na wynegocjowanych warunkach. Po drugie, seksualność pozostaje pod kontrolą wzajemnych ustaleń. Dotyczą one częstości współżycia, wierności, antykoncepcji itd. Po trzecie, jest to relacja przyjacielska, w której na pierwszym planie są szczerość, wsparcie, akceptacja, obecność. Czwarta cecha jest opcjonalna - zachowanie związku w tajemnicy. Najczęściej występuje przy pierwszym związku FWB. Przy kolejnych już rzadziej. Po piąte i najbardziej problematyczne - związek ma charakter tymczasowy i zakłada się w nim brak zazdrości! Tę cechę 56 proc. badanych deklaruje jako najważniejszą i najtrudniejszą w realizacji. Priorytetem w związku jest jednak przyjaźń.
Jest drugoplanowy. Chodzi tu głównie o bliskość, szczerość, wsparcie, a przy okazji - zaspokojenie tych najintymniejszych potrzeb. Z tego powodu FWB zyskuje poza przeciwnikami, którzy uważają tę relację za przedmiotową i wykorzystującą, wielu obrońców. Pytani o motywy nawiązywania relacji FWB studenci odpowiadali: 'Nie chcę stałego związku', 'Potrzebuję seksu', 'To jest łatwiejsze niż tradycyjna relacja', 'Chcę pogłębić relację z przyjacielem/przyjaciółką'. Czasem pada też odpowiedź: 'Chcę związku typu FWB, bo to jest modne'.
10 proc. badanych wchodzi ze swoim przyjacielem w stały związek, 25 proc. zrywa zarówno układ, jak i przyjaźń, 30 proc. wraca do poziomu przyjacielskiego, 30 proc. to brak danych. Kolejna forma miłosnej ruletki.
Najczęściej ludzie, którzy mają do miłości stosunek bardziej zabawowy niż romantyczny, co jest koronnym argumentem krytyków tych relacji. Szokujące jest raczej to, jaką przemianę myślenia o przyjaźni i płci przeszła kultura zachodnia w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Jeszcze w latach 70. większość badanych deklarowała, że w ogóle nie ma przyjaciół przeciwnej płci, a badacze rozprawiali, czy przyjaźń między kobietą a mężczyzną jest możliwa. W latach 80. deklarowano już dwóch-trzech przyjaciół. W latach 90. średnia liczba przyjaciół przeciwnej płci wzrosła do czterech-pięciu. Dziś dyskutuje się o tym, jakie korzyści odnoszą mężczyźni i kobiety z posiadania przyjaciół przeciwnej płci.
Badania pokazują, że ludzie, którzy mają więcej przyjaciół odmiennej płci, lepiej się rozwijają. Wyjątkowo dużo wynoszą z tego mężczyźni. Poprawiają im się kompetencje werbalne i emocjonalne. Otrzymują ciepło i wsparcie, na które nie mogą liczyć ze strony kolegów. Wielu mężczyzn deklaruje nawet, że woli przyjaźnie z kobietami. Wiąże się to z przemianami ideału męskości i kobiecości.
Dzisiejszy mężczyzna ma prawo do okazywania uczuć, ma prawo się popłakać i zająć dzieckiem. Jest bardziej androginiczny, a ludzie mający dobrze rozwinięte kompetencje obu płci na wielu płaszczyznach radzą sobie po prostu lepiej: są bardziej popularni, mają więcej przyjaciół, łatwiej uzyskują wsparcie społeczne.
Relacje przyjacielskie i tworzenie związku to różne sprawy, które nie powinny ze sobą konkurować ani się wykluczać. Zrywanie kontaktów społecznych z powodu wejścia w związek to błąd, który, niestety, zdarza się nie tak rzadko. Wyizolowana para ogranicza swoje możliwości rozwoju, bo opuszcza wiele stymulujących wydarzeń, traci możliwości konfrontowania swoich opinii z innymi ludźmi. A co, jeśli przyjdzie kryzys? Okaże się, że żadne nie ma się do kogo zwrócić. Takie osoby po rozstaniu stają się bardzo samotne. Bez wsparcia społecznego stajemy się łatwym łupem dla chorób fizycznych i psychicznych, zwłaszcza depresji.
Podobieństwo partnerów generalnie pozwala przypuszczać, że związek będzie udany, choć oczywiście to także zależy od czasu, miejsca i typu człowieka. Dwoje podobnych do siebie ludzi potrafi się dobrze zrozumieć, dzieli swoje pasje, mówi podobnym językiem, preferuje to samo towarzystwo i ten sam sposób spędzania wolnego czasu. Różnice bywają atrakcyjne, ale na dłużej stają się irytujące i nudne, są powodem nieporozumień i kłótni. Chyba dlatego mit o szukających się dwóch połówkach mówi właśnie o jednym owocu, a nie o sałatce owocowej.
Nie wpadałabym ani w katastrofizm, ani w hurraoptymizm. Wszystkie przemiany mają plusy i minusy. Dla mnie jako badaczki kultury i psychologa ciekawe jest, jak wyciągnąć z tego procesu to, co korzystne, i uniknąć tego, co niebezpieczne. Zdarza się, że osoby promujące radykalne, konserwatywne wzorce same dokonują wyborów, którymi kompromitują promowane wartości. Ideały, którym hołdowali nasi dziadkowie, mogą być dla nas z wielu powodów nie do zrealizowania. Z drugiej strony liberalizacja obyczajów następuje w tempie, nad którym trudno zapanować. Nie wiadomo, jak zapobiegać kłopotom, które może mieć nasze nastoletnie dziecko, bo sami nie mieliśmy takich, a nawet nie wiemy, na czym one polegają. Wszystko jest w krytycznym momencie - świeże, niezrozumiałe, rozgrzebane.
Ludzie dzięki tradycji są lepiej przystosowani do tego, żeby żyć w relacji bliskości, w relacji, która jest wiążąca. Być może tę potrzebę więzi mają nawet wpisaną w siebie biologicznie. Jeśli wolność ma znaczyć kompletny brak zobowiązań i brak odpowiedzialności - staje się drogą donikąd. Normalne, zdrowe wychowanie dzieci powinno uczyć je zarówno czerpać, jak i wnosić. Inaczej będziemy cały czas sami. Będziemy walczącymi ze sobą wilkami, jak chciał pewien filozof. A przecież nikt nie chce żyć pośród wilków. Tak jak możemy przeczytać w 'Małym Księciu': 'Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś'. Do tego potrzebna jest dojrzałość.
Trudne pytanie. Psychologia potrafi dosyć dokładnie zmierzyć to, jak jest. Gorzej z określeniem przyczyn. O jakiej dojrzałości do tworzenia związku i rodziny można mówić, gdy małżeństwo zostaje zawarte, bo dziewczyna zaszła w ciążę na dyskotece? Nie ma edukacji seksualnej w szkołach, jest za to po krzakach i w internecie. Poza tym z przyczyn kulturowych wciąż wiele par zawiera małżeństwo bez uprzedniego poznania przyszłego małżonka - w wielu środowiskach wspólne mieszkanie przed ślubem uchodzi za nieobyczajne.
To dziwna sytuacja: żeby złożyć przysięgę na całe życie, trzeba najpierw skłamać. W Polsce nie ma usankcjonowanego zwyczaju 'bycia razem', tworzenia związku poza związkiem małżeńskim, mimo że nieformalnie ten rodzaj relacji jest dominujący. Nie ma na to nawet odpowiedniego słowa. O ukochanym można powiedzieć 'partner', ale to kojarzy się raczej z 'partnerem biznesowym'.
Kohabitant chyba nie występuje w polszczyźnie. Są za to słowa 'konkubent' i 'konkubina'. Tylko że te słowa kojarzą się z kontekstem sądowo-kryminalnym, a to nie jest najbardziej romantyczny kontekst. Może doczekamy się kiedyś związków partnerskich jak we Francji.
Nie ułatwiają tworzenia związku, a jeszcze bardziej utrudniają funkcjonowanie poza nim. Szczególnym problemem jest tu seksualność. Nie każdy ma szczęście w miłości, ale każdy ma potrzeby seksualne. Tu istnieją duże różnice w tym, na co pozwala się mężczyznom i kobietom. Istnieje społeczne przyzwolenie na to, że mężczyźni realizują się seksualnie bez względu na stan życia uczuciowego. Kobiety zaś są uczone, że seksualność jest częścią miłości i gdy miłość zawiedzie, bywa problemem. Ilustracją takiego kulturowego treningu są nawet piosenki grane w polskim radiu: 'Hej, dziewczyno, nie oddawaj się na pierwszej randce, bo nie będziesz miała żadnych szans!' albo 'Bo męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie czekać...', albo 'Kombinuj, dziewczyno, nim twe wdzięki przeminą, uśmiechaj się błogo, jeśli chcesz wyjść za mąż młodo!'. Mądrości życiowe z polskich hitów! Wiadomo więc powszechnie, że należy spotkać księcia z bajki, a potem żyć długo i szczęśliwie. Tego więc życzę wszystkim Czytelniczkom. Tym zaś, którym się to nie uda, życzę bycia człowiekiem wśród ludzi, którzy nie traktują innych przedmiotowo, i wielu prawdziwych przyjaciół, w tym jakiegoś z bonusem.
Co sądzicie o relacji FWB? Czy Waszym zdaniem miłość jest najważniejsza? A może model: mąż, żona i gromadka dzieci jest już przestarzały i trzeba go zmienić? Czekamy na maile.