Baby są jakieś inne - od dzisiaj w kinach!

Już jutro, 14 października premiera najnowszego filmu Marka Koterskiego ?Baby są jakieś inne?. Serdecznie zapraszamy.

Marek Koterski od lat śledzi losy polskiego inteligenta. W jego najnowszym filmie, inteligent spędza najwięcej czasu w samochodzie - w drodze, w pędzie, próbując dotrzeć do celu - i, jak to zwykle, bywa droga to wyboista, pełna pułapek, tragikomicznych niespodzianek. Nie chodzi tu jednak o przekroczoną prędkość, dziurawą oponę, przygody na trasie Wszystko się dzieje - a dzieje się dużo i często - za sprawą rozmowy bohaterów: dwóch zwyczajnych, przewrażliwionych, egocentrycznych, niespełnionych malkontentów. Reżyser zdążył nas już przyzwyczaić do polskich wad, uprzedzeń i uogólnień. W swoim najnowszym filmie "Baby są jakieś inne" ograniczył powierzchnię dla narodowych poglądów do przestrzeni auta. Język zawsze był bardzo ważny w jego kinie, jednak w tym filmie słowa wybrzmiewają jeszcze mocniej, są najważniejszym bohaterem, wyznaczając ramy i nadając tempo dramaturgii. Filmowe dialogi - błyskotliwe, ostre, śmieszne, straszne - dudnią długo w głowie, niosąc obiegowe opinie, które znamy, często słyszymy, ale równie często wstyd jest się nam do nich przyznać. I uznać za swoje. Spokojnie, Marek Koterski po raz kolejny robi to za nas, w myśl zasady: Żeby mówić o sobie, trzeba zostawić cały wstyd w domu.

Robert Więckiewicz o filmie "Baby są jakieś inne"

Rozmowy o kobietach zdominowane przez cechy męskich bohaterów

Mamy w "Babach" dwóch mężczyzn i ich rozmowy o życiu. Nie mają złudzeń, dyskutują o żonach, byłych dziewczynach i miłościach niespełnionych. Bohaterowie tej opowieści to wciąż życiowo niespełnieni inteligenci, którym czkawką odbijają się kolejne stygmaty codzienności - PRL, później przełom ustrojowy, szybki konsumpcjonizm, pozorowany katolicyzm, wreszcie roszczeniowy feminizm. Rozmowy o kobietach są zdominowane przez cechy męskich bohaterów - ich wady, zalety, natręctwa, oczekiwania, przyzwyczajenia. I wielka samotność. Marek Koterski przewrotnie sportretował obie płcie, uchwycił przy tym piętno współczesnych czasów: rywalizację, zagubienie i niedopasowanie do odgórnie narzucanych nam ról oraz funkcji. I jak zwykle obśmiał obecną, niezależnie od czasów i obyczajów, głupotę. Ona nie ma płci. Słusznie dostaje się obydwu stronom.

Dawno nie widziałem filmu, który w swojej prostocie, mistrzowskich dialogach, brawurowej grze panów Więckiewicza i Woronowicza przynosiłby tyle ważnych refleksji połączonych ze wspaniałą, absurdalną zabawą. Krzysztof Materna o filmie "Baby są jakieś inne", Wprost

ADAM WORONOWICZ NIE TYLKO O FILMIE

O męskich rozmowach

Marek mówił o swoich obawach wyraźnie, już od samego początku: mam nadzieje, że macie odwagę powiedzenia takiego tekstu. A żeby odważyć się na to, trzeba było pójść w głąb jego scenariusza. Wypowiadamy pewne słowa i poglądy, ale są to tematy odwieczne. Faceci rozmawiali, rozmawiają i będą rozmawiać. Czasami udaje im się pójść głębiej i przyznać się, że nie radzą sobie z kobietami, z życiem, ze sobą. I ta nasza filmowa rozmowa ma swoje dramatyczne momenty. To nie jest powierzchowny dialog. Krok po koku trzeba było się otwierać na szczerość tych słów. Marek powiedział nawet w pewnym momencie: bałem się, że się nie odważycie. Tekst był podstawą, fundamentem i zadziałał przede wszystkim na nas. Czuliśmy, że to jest szczere, prawdziwe, przemyślanie. Choć nie było to jasno powiedziane, wiedzieliśmy i powiedzieliśmy sobie wyraźnie, kim są nasi bohaterowie, do czego zmierzają. Nie trzeba było kombinować. Wszystko było w tekście, jak się okazało, wszystko było w nas.

O feministkach

Film ma takie momenty, że nie wiadomo, śmiać się, czy płakać. I to jest siła dobrego tekstu. Charlie Chaplin też przeplatał śmieszne i tragiczne motywy. Nie chcę tutaj dokonywać porównań, ale u Marka Koterskiego to też jest wyważone. Zastanawialiśmy się jak zawrzeć dramaturgię, ale okazało się, że dramaturgia jest w samych bohaterach, w ich historiach, w ich twarzach. Widać ich bezradność, bo my, faceci, nie radzimy sobie z tematem kobiet. Przerzucamy się tym tematem, bo tak naprawdę nie radzimy sobie sami ze sobą. Nie przejmuję się opiniami feministek, liczę, że nie odczytają filmu Marka Koterskiego jak ataku, chcemy, żeby też się z siebie pośmiały. Marek Koterski pokazał po prostu, że się pozamienialiśmy rolami, że wszystko jest odwrócone. Świetnie nas podejrzał, spenetrował nasze życie wewnętrzne, udowodnił, że odniesiony sukces nie daje poczucia spełniania. Ten film jest też o tym, jaką cenę płacimy za niespełnione marzenia, plany, skrywane frustracje. Męczymy się. Myślę, że to pierwszy polski film, w którym ktoś miał odwagę powiedzieć o takim problemie. Przewrotnie, to nie jest historia tylko o tym, że faceci rozmawiają o kobietach, mamy tu dużo z poglądów współczesnych kobiet na temat mężczyzn. Jest pierwiastek męski i kobiecy.

O Adasiu Miauczyńskim

Nie miałem poczucia, że mierzę się z wielką rolą. W scenariuszu nasze role zostały nazwane Pierwszy i Drugi (Robert Więckiewicz), więc nie myślałem o tym, że mierzę się z potęgą, z postacią, która tak bardzo weszła do naszego krajobrazu. Zdałem sobie z tego sprawę dopiero po fakcie, kiedy uświadomiłem sobie, że w tekście pada parę razy sformułowanie, w którym jest określone, że moja rola to Adam Miauczyński. Może dobrze się stało, że dopiero wtedy to poczułem i zrozumiałem, dzięki temu strach mnie nie sparaliżował, wszystko okazało się dość bezbolesnym procesem. Dlatego powiedziałem, że nie mierzyłem się z wielką rolą, czy z innymi aktorami, którzy zagrali Adasia Miauczyńskiego przede mną. Nie chciałbym zresztą tego, rywalizacja na tym polu jest bezcelowa, nie można tak podchodzić do tego zawodu. To zamyka, a ja chciałem pozostać otwarty na postać, na to, co zapisał Adam Miauczyński - w tej kwestii musimy być konsekwentni.

O babach

Nam mężczyznom ciężko jest dzisiaj nadążyć za kobietami. Ciężko nam je dziś złapać. W ogóle coraz ciężej jest nam być razem, łatwiej przychodzi nam się mijać. Jesteśmy ulepieni z różnych pierwiastków, cały bajer polega na tym, żeby to zaakceptować. Jak również to, że baby są silniejsze od nas. I nie ma co z tym walczyć.

Więcej o: