Przez żołądek do serca

Jedni szukają pokrewieństwa dusz przez muzykę. Inni przez wspólne hobby. Cher zaś śpiewała, że odpowiedzi na pytanie czy jesteś zakochana szukać trzeba w pocałunku. Są jednak kobiety, które zaczną od zajrzenia do lodówki.

Dla niektórych jedzenie jest jak religia. Stanowi ono wartość samą w sobie, dodającą człowiekowi energii, wzmacniającą jego ciało i umysł. Celebrują każdy kęs a kolacja przy stole to czas na kontemplacje. Może więc nie dziwi nikogo to, że dla tych ludzi sukces małżeństwa, związku czy nawet pierwszej randki zależy nie tylko od tego, jak ta druga osoba się odżywia.

Powiedz mi co masz w lodówce...

... a powiem ci kim jesteś. Określenie, że jesteśmy tym, co jemy, zyskuje nowe znaczenie. Pisarka Melissa Coleman kiedy umawiała się na randki miała w zwyczaju zaglądać do lodówek swoich partnerów. Uważa, że puszka piwa i kiełbasa nie jest wyłącznie oznaką złego żywienia organizmu. Brak dbałości o dietę może dawać sygnał o nie zapewnianiu opieki również swojemu umysłowi i duszy. W czasach, gdy dużo osób jada na mieście wydawać by się mogło, że przekreślanie mężczyzny z powodu pustej lodówki jest rzeczą dość wydumaną. Mogłoby się przecież okazać, że nie miał czasu zrobić zakupów właśnie dlatego, że karmił swą duszę wizytą w galerii lub długim spacerem po plaży? Ale dobór partnera na podstawie zapasów żywieniowych jednak Coleman nie zawiódł - jest obecnie szczęśliwą mężatką. Sama opisuje w swojej książce stosowaną przez siebie dość surową dietę, polegającą na spożywaniu jedynie produktów uprawianych we własnym ogródku. Może więc nie powinien dziwić fakt, że nie udał jej się związek ani z mężczyzną, który na kolację kupuje kabanos i bułkę, ani z takim, który jada fast foody.

Jak jeść?

Coleman idzie w swych rozważaniach o jedzeniu nieco dalej. Według niej jeśli ktoś na randce nic nie je to znaczy, że nie potrafi zaangażować się w związek, bo nie chce spróbować niczego nowego. Trzeba w posiłek włożyć serce, jeśli się tego nie robi, może się okazać, że nie umiemy cieszyć się z życia. Poetka Karen Glenn na pierwszą randkę umawiała się do egzotycznej restauracji. Obserwowała jak jej współtowarzysze reagowali na jedzenie rękoma. Z tymi, którym ta forma posiłku nie odpowiadała, nie spotykała się już nigdy więcej, bo to - nudziarze. Ten, kto nie potrafi spróbować nowych dań nie ma w sobie żądzy przygody, a takich mężczyzn Glenn nie chciała w swoim życiu. Poetka twierdziła, że jedzenie to zwierciadło duszy i po nim można poznać z kim ma się do czynienia. Nie tylko sposób jedzenia może zakończyć związek, ale poszczególny składnik pokarmu. Glenn wspomina koleżankę, która zerwała z chłopakiem ponieważ nie znosił czosnku. Ona zaś z lubością wrzucała go do niemalże każdej potrawy. Glenn twierdzi, że przyprawa ta była dla niej kwintesencją posiłku i tego jak wyrażała samą siebie. Nie było więc dla niej zaskoczeniem, że związek zakończył się niepowodzeniem. Trudno mi sobie wyobrazić, by tak bagatelna rzecz była rzeczywistym powodem zerwania, ale może był to tylko symbol głębszych problemów, które trudno było tej parze wyartykułować. Tak czy inaczej, kopię skruszono o dość niewielką acz bardzo znaczącą roślinkę.

Wspólne posiłki

Są tacy, którzy uważają, że jeśli ktoś traktuje posiłek jak tankowanie benzyny do samochodu, to na pewno nie dogada się z osobą, która co wieczór dekoruje stół świecami i srebrnymi sztućcami i nie wyobraża sobie dorzucania parmezanu do pasty frutti di mare. Co jednak wydaje się być bardziej istotne to nie różnica w podejściu do posiłków, ale zwykłe docenienie wysiłków kulinarnych tej drugiej połówki. Ich bagatelizowanie może być traktowane na równi z nierozumieniem wzajemnego poczucia humoru. Zaproszenie kobiety czy mężczyzny na kolację do domu oznacza często wkroczenie w kolejny etap w związku i jest poniekąd ważnym wydarzeniem. To pokazanie, że właśnie na tej osobie nam zależy, bo poświęciliśmy swój czas i energię na to, by przygotować dla nich coś pysznego. Nawet jeśli posiłek wcale tak pysznie nam nie wyjdzie. Niektórzy zakochują się w sobie przy pierwszej wspólnej kolacji, inni traktują jedzenie jako element utrwalający ich związek. Autorzy książki "Life is Meal" ("Życie jest posiłkiem"), Kay Eldredge i Jim Salter, gotują wspólnie codziennie. Ubóstwiają też swoją małą kuchnię, które daje im poczucie intymności. Wspólne gotowanie porównują do wspólnej podróży - to swoisty test zgodności. Będą wzloty i upadki, ale jeśli wszystkie te momenty przejdzie się we dwójkę, to już życiowe problemy nie będą im takie straszne.

Pamiętacie może scenę z pierwszego filmu o Batmanie, kiedy to Michael Keaton siedzi na jednym końcu długiego stołu, a Kim Basinger przy drugim i starają się prowadzić rozmowę? Zakańczają posiłek w malutkiej kuchni słuchając opowieści starego lokaja, co oczywiście ich bardzo zbliża. Kuchnia jest centralnym miejscem wielu domów. Może pokazywać, że gospodarz czy gospodyni jest osobą ciepłą i rodzinną, co dla wielu stanowi bardzo ważną wartość. Ale czy rzeczywiście ktoś, kto traktuje tę część mieszkania jako kolejne pomieszczenie do składowania książek, i je wyłącznie na mieście jest do skreślenia dla tych, którzy są domatorami i ubóstwiają wspólne, domowe posiłki? Zakończyć z kimś związek z powodu czosnku wydaje się co najmniej fanaberią. Trudno jednak być konkretnie tym przypadkiem oburzonym, gdy słyszy się, że powodem zerwania znajomości może stać się wiadomość, że wymarzona kobieta okazała się być nienaturalną blondynką. Może trzeba się pogodzić z tym, że dla każdego co innego jest ważne. Co zaś rzeczywiście jest istotne, to trafienie ostatecznie w swoim życiu na odpowiednią osobę, a według jakich wytycznych - niech każdy sam sobie ustali.

Przez żołądek do serca, czy to naprawdę działa?

Gwiazdy z efektem jo-jo

Więcej o: