Zakupy w rozmiarze XXL i plus

Rynek odzieżowy po spadku dochodów szuka nowych klientów, i odkrył ogromną, zaniedbaną przez siebie grupę - ludzi o rozmiarze większym niż XL. Dla nich wymyślono nawet specjalne przymierzalnie! Czy to akceptacja ludzi otyłych, czy tylko kolejna forma ich odróżnienia?

Nowy rynek zbytu

Wygląda na to, że przemysł odzieżowy otwiera się w końcu na osoby, które nie mieszczą się w rozmiar 42. Rynek ten rozwija się w dość dużym tempie i trudno się temu dziwić. W samych Stanach Zjednoczonych w 1985 roku, przeciętna Amerykanka nosiła rozmiar 36. Teraz jest to 42. Prawie 2/3 mieszkanek Nowego Kontynentu ma nadwagę lub cierpi na otyłość. W Polsce problem ten zaczyna być również coraz większy.

Koniec z ignorowaniem?

Na wybiegach, w sklepach, a nawet na stronach pism kobiecych poświęca się coraz więcej uwagi kobietom o rozmiarze większym niż 38. W czerwcu na okładce włoskiego wydania Vogue pojawiło się czarno-białe zdjęcie autorstwa Stevena Meisela pokazujące trzy zmysłowe modelki o "rozmiarze plus". Redaktor naczelna magazynu postanowiła walczyć z ideałem anorektycznego ciała i promować bardziej pulchne kształty, a w serwisie internetowym Vogue Italia stworzono specjalną sekcję dla takich kobiet. Jedyny satysfakcjonujący wzrost sprzedaży w przemyśle odzieżowym w zeszłym roku odnotowano właśnie w kolekcjach XXL.

Trudności

Do tej pory sklepy kończyły produkcję swoich kolekcji na rozmiarze XL ze względu na zbyt duże koszta. Ubrania obszerniejsze są trudniejsze i droższe w wykonaniu, niż te mniejsze. Materiał wykorzystywany do ich uszycia stanowi 60% ich ceny. Trudno jednak rozwiązać ten problem podnosząc ceny w miarę jak rośnie rozmiar danej części garderoby. Trzeba też użyć nieco innego sprzętu do wyprodukowania takiego stroju, m.in. dlatego, że wykorzystuje się większe belki tkanin. Sklepy są również ograniczone powierzchnią swoich butików i nie mają zbytnio miejsca na wystawienie rozmiarów od 34 do 48 i więcej. Nie wszystkie puszyste kobiety cierpią na nadmiar ciała w tym samym miejscu - jedne mają duży brzuch i chude nogi, inne na odwrót, obfite biodra i uda. Dlatego trudno jest przeznaczyć na nie kolekcje, w której chodzą osoby o rozmiarze mniejszym, bo nie wykluczone, że proponowane tam kroje, choć w odpowiednim rozmiarze, nie będą na nie pasować. Dlatego wiele marek decyduje się na wprowadzenie kompletnie oddzielnych linii ubrań dla pulchnych kobiet.

Rosnące przymierzalnie

Zaskoczeniem dla mnie była informacja o tym, że wiele kobiet o większych rozmiarach nie lubi przymierzać ubrań w tym samym miejscu co inne, szczuplejsze klientki. Niedawno pisano na Wyspach w The Daily Mail, że brytyjska marka Simply Be wypuściła nową kolekcję przeznaczoną specjalnie dla kobiet o kształtach bardziej obfitych, a wraz z nią wprowadziła do sklepów specjalne przymierzalnie. Są one wyposażone w sofy zamiast krzeseł, na których panie mogą się wygodnie usadowić. Wcześniej kobiety te kupowały ubrania tej marki wyłącznie w internecie, by uniknąć wizyty w sklepie. Teraz przymierzając różne stroje nie muszą stale porównywać się do kobiet o mniejszych rozmiarach, bo będą one przeglądać się w lustrach w innym miejscu. Do tego nie muszą nawet wychodzić na korytarz, by móc spojrzeć na siebie w nowym stroju pod różnymi kontami, gdyż w ich kabinach zamontowane będą aparaty, które wykonują im zdjęcie z 4 różnych ujęć. Puszyste klientki mogą te fotografie przesłać od razu swojej przyjaciółce, by uzyskać drugą opinii o swoim wyglądzie w nowym stroju.

Nie ma co się oszukiwać - ideałem w świecie mody wciąż jest wychudzona sylwetka w maksymalnym rozmiarze 34. Przemysł odzieżowy zaczyna produkować rozmiary XXL i większe, które wyglądają jak te 36, tylko dlatego, że jest głodny dochodów więc zmuszony jest otworzyć się na rosnąca grupę klientów starszych i większych.

Czy uważacie, że przymierzalnie dla osób XXL to dobry pomysł i życzliwy ukłon w ich stronę, czy tylko kolejny sposób pokazania im, że są, mówiąc bez ogródek, gorsi?

Więcej o: