Ucieszyłam się, że wnioski, do których doszłam we własnym życiu oraz obserwacje, które zbieram podczas pracy z paniami na warsztatach rozwojowych, nie są tylko moim subiektywnym doświadczeniem. Cieszy mnie, gdy coraz więcej autorytetów staje po stronie piękna rozumianego wielowymiarowo i proponuje narzędzia, które pomagają nam czuć się atrakcyjnymi kobietami, a nie tylko "malowanymi lalami". Mam wrażenie, że tak wiele wokół mnie jest pięknych kobiet, które albo tego nie widzą, albo nie chcą zobaczyć, bo uwierzyły, że piękno kryje się wyłącznie w idealnych proporcjach, smukłej sylwetce, jedwabistych włosach, gładkiej skórze, fachowym makijażu.
Podzielę się z Panią moim osobistym doświadczeniem - oglądałam kiedyś z moją siedmioletnią wtedy córką film nakręcony przez kuzyna podczas moich siedemnastych urodzin. Nagle moja córka mówi: Mamo, ty jesteś na tym filmie strasznie chuda, a mówiłaś, że zawsze byłaś gruba. Ja na to: wiesz co, to pewnie dlatego, że nie było technologii cyfrowej i obraz podczas nagrania się wydłużał no i wygląda się szczupło. Ale dziadek nie wygląda, odparowała moja córka. Mąż zaczął się śmiać, że technologicznie to akurat jest odwrotnie, a ja poczułam, że dotknęłam sedna sprawy. Uświadomiłam sobie, jak wielką siłę ma kwestia akceptacji ciała i jak odległa potrafi być od rzeczywistości oraz faktów. Zaczęłam zauważać, ile jest wokół mnie kobiet, u których brak akceptacji siebie prowadzi do tego, że zamykają oczy na swój wygląd, na swoje zasoby, naginają fakty do swego obrazu siebie, a potem tracą przez to na wielu innych polach - np. w związkach. Często się nam wydaje, że wygląd zewnętrzny to taki nieruchomy obrazek. I wkładamy wiele wysiłku w to, aby był jak najbardziej bez skazy. Tymczasem wygląd to tylko jedna ze składowych naszej atrakcyjności. Robię czasem na warsztatach ćwiczenie polegające na tym, że osoby w grupie wypisują na karteczkach "prezenty", jakie wnosi ze sobą wchodząca osoba. Bardzo często pojawiają się takie hasła jak: "piękny uśmiech", "jasna energia", "ciepło", "zmysłowość". Nie przypominam sobie, żeby ktoś kiedyś napisał "szczupła sylwetka", "piękny makijaż", czy coś w tym stylu. Związek między atrakcyjnością a wielowymiarowością udowadniają także badania psychologiczne. Zapadło mi w pamięć takie, w którym panowie oceniali atrakcyjność pań przedstawionych na zdjęciach. Cześć z nich otrzymała dodatkowe informacje o usposobieniu oglądanych pań - że są miłe, otwarte, ciepłe itp. Cześć nie otrzymała żadnych informacji albo informacje negatywne. Co się okazało? W grupie, która otrzymała pozytywne informacje o oglądanych paniach, najwięcej pań zostało wskazanych jako atrakcyjne
Wilde przenikliwie odczytywał rządzące nami mechanizmy. Można powiedzieć, że jego słowa to przepis na piękno, z tym że oczywiście można je zrozumieć dwojako - jako zaproszenie do udawania i sprzedawania na zewnątrz swego wizerunku (czego nie polecam), albo zobaczenia w sobie piękna i zachowywania się w zgodzie z tym odkryciem. Warto zadać sobie kilka pytań - jakbym się zachowywała, gdybym uważała się za piękną? Co bym robiła, a czego nie? Co zmieniłoby się w moich relacjach z ludźmi? A z samą sobą? Na co bym sobie pozwalała z tych rzeczy, na które teraz sobie nie pozwalam, bo uważam, że nie jestem piękna? Kiedyś zadałam sobie te pytania i zobaczyłam na przykład, że boję się zobaczyć piękno w sobie, bo obawiam się, że będę się przez to w związku mniej starać, no i go stracę. Dziwne przekonanie, prawda? A jednak, gdy pozostawało nieuświadomione, miało swoją siłę.
To zależy. Znam kobiety, które w związku z atrakcyjnym partnerem kompletnie tracą pewność siebie, wszędzie węszą zdradę, w każdym "krzywym" spojrzeniu lub chłodniejszym tonie głosu odczytują koniec. Bardzo je to mobilizuje, wkładają wiele wysiłku w pracę nad swoim wyglądem, wyglądają coraz lepiej, ale są też coraz bardziej nieszczęśliwe. Znam też kobiety, które dzięki atrakcyjnym partnerom rozwinęły skrzydła. Ale wydaje mi się, że tak naprawdę to zależy od tego, że w końcu uznały siebie za atrakcyjne we własnych oczach. Atrakcyjny partner to może być dobry początek - skoro on mnie wybrał, to coś musi we mnie być. Ale to, czy w to uwierzę i co z tym zrobię, to już zależy ode mnie. Mogę spojrzeć na moje zasoby jego oczami, uwierzyć w nie, docenić je i rozwijać, a wtedy nawet, gdy on zmieni zdanie, ja już mam świadomość moich skarbów i mogę z tym żyć. Ale może być też tak, że ciągle patrzę na siebie jego oczami - podobam mu się - jest super, nie podobam mu się, zdradził - koniec świata, nie jestem już nic warta.
Nie jest łatwo. Chcemy wyglądać jak kobiety z okładek, bo czujemy, że tego oczekują od nas inni, np. nasi partnerzy. Istnieje coś takiego jak efekt Vogue Factor, który polega na tym, że oglądanie zdjęć atrakcyjnych osób w mediach powoduje krytyczniejsze odnoszenie się do wyglądu partnera. To, co możemy zrobić, to pracować nad poczuciem własnej wartości i wybierać media, które pokazują prawdziwą różnorodność świata. Brzmi trochę jak utopia?
Jasne, że tak. Kobiecość to jedna z cech bardzo często wskazywanych przez mężczyzn jako składowa atrakcyjności - warto o tym pamiętać, gdy zależy nam na zewnętrznej akceptacji. Kobiecość to też nasza wielka siła. Gdy docieramy do jej prawdziwej istoty, nagle stajemy się atrakcyjne tak po prostu. Sama tego doświadczyłam. Choć na zewnątrz niewiele się zmieniłam, maluję się tak samo, jak kiedyś, ważę podobnie, a czas - jak dla wszystkich - ma dla mnie ten sam kierunek, od momentu, gdy mam dostęp do mojej wewnętrznej kobiecości, ilość pozytywnych komentarzy, które otrzymuję ze świata, samą mnie zdumiewa.
Może zawężę to pytanie do kontekstu atrakcyjności i ciała. Wiem, jak ciężko jest myśleć o sobie dobrze w dobie, jak Pani powiedziała, photoshopa. Ale też wiem, że to się daje zrobić. Na początek warto wziąć na tapetę przekonania - co tak naprawdę myślę o moim ciele, wyglądzie? Czy te przekonania mi służą? Jeśli nie, w czym mnie blokują, jaką cenę za to płacę, jaką cenę płaci za to moje ciało? Pytań jest naprawdę wiele, wiele więcej. Tę pracę dobrze wykonać na warsztatach, w grupach, w programach rozwojowych, w terapii. Wybór jest naprawdę wielki. Samemu warto pracować nad realnym spojrzeniem na ciało - zobaczmy, ile mu zawdzięczamy, bo jest z nami zawsze i wszystko z nami robi. Doceńmy to. Pomyślmy, co jemu jest potrzebne. Ciało, co wynika z naszej genezy, najbardziej potrzebuje ruchu. Buduje się z tego, co zjadamy. Z fizjologii wiemy, że potrzebuje odpoczynku. Ile z nas pójdzie do fryzjera, bo ma odrosty, a nie idzie na cytologię, bo nie ma czasu? Zacznijmy spełniać jego prawdziwe potrzeby, a zaczniemy pięknieć od wewnątrz.
Serdecznie zapraszamy do udziału w warsztatach i programach rozwojowych Dojrzewalni Róż. Szczegółowe informacje na stronie Dojrzewalni Róż .
Ewa Tyralik - komunikacją zajmuje się od kilkunastu lat. Współaścicielka InOut Pracownia Komunikacji, agencji PR wspierającej wizerunkowo firmy i osoby publiczne. Trenerka Rozwoju Osobistego na stałe związane z Dojrzewalnią Róż oraz Korporacją z Duszą. Dojrzewalnia Róż - inspirujące miejsce rozwoju Dojrzewalni Róż .