Kilka lat temu odbierałam z lotniska im. Chopina mamę, która wracała z wakacji. Czekając, aż razem z innymi pasażerami wyjdzie zza szklanych drzwi, przyglądałam się ludziom radośnie wpadającym w ramiona oczekujących członków rodziny. Pasażerowie jednego lotu wyjątkowo zaciekawili mnie liczbą markowych torebek i bagaży podręcznych, które ładowali na wózki. Ze zdziwieniem obserwowałam kolejne kobiety dzierżące dumnie torby od Louis Vuitton i Gucci. Zaintrygowana sprawdziłam nawet skąd przyleciały niewątpliwie bogate elegantki. Okazało się, że samolot zabrał je z Turcji. Ta sprawa nie dawała mi spokoju, dlatego po tym jak bezpiecznie odstawiłam rodzicielkę do domu, zgooglowałam salony firmowe wspomnianych marek. W Turcji Gucci, Vuitton i Chanel mają po dwa salony firmowe, z czego wszystkie mieszczą się w Istambule... Tak zapamiętałam moje pierwsze zetknięcie na masową skalę z podróbkami.
Oryginalna markowa torba od Vuittona to spory wydatek. W zależności od materiału, z którego została wykonana i kolekcji, która zmienia się co sezon, może kosztować od 500 dolarów wzwyż. Linia należąca dla klasycznej oferty firmy nie ulega zmianie i nie podlega także wyprzedażom. Ceny markowych toreb trzymają stałą wysoką cenę, ale przy zapewnieniu im odpowiedniej opieki, dzięki świetnej jakości materiałom, z których zostały wykonane, będzie je mogło nosić kilka pokoleń kobiet. Posiadanie markowej, oryginalnej torebki świadczy o statusie jej właścicielki i informuje o tym, że jest zamożna i modna. Celebryci, którzy ulegają pokusie i kupują najlepsze nawet i najdroższe podróbki często zostają publicznie wyśmiani i potępieni, całkiem zresztą słusznie. Kogo nie stać, ten nie powinien udawać, że jest inaczej. Oryginał jest jeden - ten, który kupujesz we flagowym sklepie, w autoryzowanym concept storze lub licencjonowanym butiku. Największe firmy mają swoje stanowiska np. w dużych domach handlowych (Paryż, Londyn, Barcelona), ale nigdy w małych butikach. Z miejscem, w którym sprzedawane są luksusowe dobra, także idzie prestiż.
Na ulicy - nawet w Nowym Jorku, czy Paryżu - nie kupisz markowej torebki. W tureckim kurorcie i od pana z ciężarówki także nie. To po pierwsze. Po drugie, cena markowej torebki jest wysoka, dlatego nic, co kosztuje 80 dolarów, nie może być oryginałem. Po trzecie, za markową torebką idzie jakość wykonania, hologramy, wykończenie i kolorystyka. Nie daj się także skusić na kupno tzw. replik. Wiem, wiem, wchodząc na stronę internetową oferującą takie atrakcje, aż Ci się oczy błyszczą z radości. Też byłam pod wrażeniem. Ale nie tędy droga! Czy torebka Hermesa albo Prady, która znajduje się na oferujące repliki witrynie jest oryginalna? Nie, jest fałszywką, podobnie jak ta ze sklepiku w Tajlandii.
Niektóre podróbki nie udają nawet, że chcą coś udawać. Po prostu są tandetne, źle wykonane, śmierdzą plastikiem i klejem, a napis Dolce&Gabbana staje się na nich Dolce&Bannaną. Co innego torby, które powstały z inspiracji znanymi markami. Chanelowskie pikowania i łańcuszek przeplatany skórą to właśnie takie, często powielane elementy. Torebki utrzymane w tym stylu mają sieciówki i droższe marki. Pozbawione loga, bez żadnych ozdób, nie udają czegoś, czym nigdy nie były i nie będą...