Niezależnie od tego, skąd pochodzimy, jakiego jesteśmy wyznania, ile mamy lat i jakie doświadczenia za sobą posiadamy, jest coś, co nas łączy. Są to potrzeby. Wszyscy pragniemy bezpieczeństwa, miłości, wsparcia czy kontaktu. Różnią nas najczęściej sposoby, za pomocą których dążymy do zaspokojenia swoich potrzeb i stąd właśnie się rodzą konflikty. Chcę odpocząć, spędzić czas z partnerem i mam pomysł, żeby iść razem na spacer. On z kolei chce tego samego, ale ma inną koncepcję, chce posiedzieć w domu i posłuchać ze mną muzyki. Jeśli nie skontaktujemy się ze sobą na poziomie potrzeb, konflikt gotowy.
Najczęściej przywiązujemy się do swojego pomysłu i myślimy, że to jedyny sposób na zaspokojenie naszych pragnień. Jeśli powiem, że zależy mi na tym, żeby razem spędzić ten czas, może się zdarzyć, że mój partner inaczej spojrzy na propozycję spaceru i na nią przystanie. Możemy też poszukać innego rozwiązania, np. posiedzieć w ogródku, pojechać gdzieś na rowerze, razem poczytać na tarasie. Chodzi o to, żeby nie myśleć w kategorii "spacer albo nic", bo jest to mylenie strategii z potrzebami. Marzę o czymś np. o domku z ogródkiem i dążę do tego za wszelką cenę, a tak naprawdę chcę bliskości, ciepła, która kojarzy mi się z tym domem, bo prawie w każdej reklamie szczęśliwa rodzina siedzi w ogródku przy domu. A przecież bliskość, czyli tę potrzebę, która kryła się pod marzeniem o domku, mogę uzyskać w zupełnie inny sposób.
Jestem przeciwna wszelkiego rodzaju klasyfikacjom, ocenom i porównaniom. Taki rodzaj osądu sugeruje, że osoby zachowujące się niezgodnie z naszym systemem wartości są złe, lub nie mają racji. Kiedy nie mam ochoty na konfrontację i chcę jej uniknąć, powiem o innej osobie, że jest konfliktowa, ale jeśli mam ochotę na konfrontację a ktoś nie, mogę go ocenić jako konformistę, słabeusza. Oczywiście wszyscy potrzebujemy kryteriów, by zakwalifikować wydarzenia i sytuacje w sposób, który umożliwi nam poradzenie sobie z nimi. Tylko poradzić sobie można mniej lub bardziej. Marshall Rosenberg, twórca metody znanej jako Porozumienie bez przemocy (nonviolent communication), proponuje skupić się na uczuciach i wartościach oraz zamienić osądy moralne na sądy wartościujące. Mogę powiedzieć, że "czuję niepokój i ważne jest dla mnie wyjaśnienie sprawy do końca" zamiast "nie można z tobą rozmawiać, bo jesteś taki konfliktowy". Inaczej się przyjmuje, prawda?
Nie lubię słowa walka, bo ono sugeruje, że ktoś musi przegrać, żeby ktoś inny mógł wygrać. Mam głębokie przekonanie, że możemy rozstrzygać konflikty w taki sposób, żeby potrzeby obu stron były wzięte pod uwagę i na tej podstawie budować wzajemne relacje. Konflikt to informacja. Pokazuje, że przekroczyliśmy jakąś ważną dla nas granicę i za wszelką cenę chcemy ją odzyskać. Zachęcam wtedy do nawiązania kontaktu z samym sobą i zastanowienia się, o co tak naprawdę mi chodzi. Często walczymy o rację, a pod spodem kryje się zupełnie inna potrzeba.
Kiedy rozmawiam oddzielnie z partnerami, którzy się właśnie rozwodzą, każdemu z osobna jestem w stanie przyznać rację, nawet jeśli mówią o tym samym wydarzeniu. Osoby, które są w konflikcie najczęściej opisują tę samą sytuację zupełnie inaczej, a dzieje się tak dlatego, że poziom emocji jest wówczas bardzo wysoki. Nic dziwnego, że trudno w takiej sytuacji osiągnąć porozumienie. Kiedy jesteśmy czymś mocno poruszeni, automatycznie wchodzimy w język ocen i interpretacji, mówiąc "to twoja wina, ciągle się mnie czepiasz, ciągle mnie wykorzystujesz" itp. Wtedy druga strona zaczyna się bronić i atakować, kontakt zostaje zerwany, a do porozumienia daleka droga. Pojawia się uraza, żal i niestety często chęć odwetu.
By osiągnąć porozumienie potrzebna jest jedna wersja wydarzeń. Mówmy o tym, co postrzegamy za pośrednictwem naszych zmysłów, czyli o tym, co widzimy, co czujemy, co słyszymy. To tak jakbyśmy dokumentowali rzeczywistość okiem kamery. Jeśli rozmówca nie może powiedzieć "to nieprawda" to znaczy, że mówimy językiem faktów, nie ocen czy interpretacji. Kiedy powiem do mojej nastoletniej córki "ale masz bałagan w pokoju", od razu odpowiada "to nieprawda, to nie jest bałagan, wiem gdzie co mam, to wyraz mojej osobowości", ale kiedy powiem, że widzę porozkładane rzeczy na dywanie i jestem zirytowana, trudno temu zaprzeczyć. Rozwiązanie konfliktu jest łatwiejsze jeśli odnosimy się do zaistniałej sytuacji tu i teraz. Jeśli uogólniamy efekt będzie przeciwny. Stwierdzenie "zawsze się spóźniasz, czy "rok temu też mnie zawiodłeś" oddala nas od osiągnięcia porozumienia. Nie jest to łatwe, ponieważ często odkładamy załatwianie różnych bolących nas kwestii "na później", czyli jak to się mówi "zamiatamy sprawy pod dywan" i w efekcie narasta frustracja, rozczarowanie, aż wreszcie wybuchamy gniewem, złością w na pozór niewinnej sytuacji.
Nie jest łatwo, gdy ktoś obok jest w konflikcie. Zawsze na przykład mam dylemat, czy ingerować w konflikty między dziećmi?
To, w jaki sposób my rodzice reagujemy na konflikty u dzieci, ma wpływ na wszystkie relacje naszych pociech, i te w rodzinie, i w przedszkolu, i w szkole. Może prowadzić do wzmocnienia lub osłabienia bezpieczeństwa i zaufania. Wierzę, że sprawdza się w tym przypadku zdanie, że "dzieci robią, to, co my robimy, a nie to, co mówimy". Dorosły wyrywający dziecku wiaderko, mówiąc przy tym "nie zabieraj", nie jest przekonywujący. Ważne, żeby pokazywać dzieciom, że potrzeby wszystkich są istotne i dążyć do ich zaspokojenia. Jeśli dorosły w konflikcie między dziećmi popiera jedną ze stron, spór się zaostrza, a relacje między dziećmi psują się. Warto spojrzeć na konflikt jako na możliwość uczenia się współpracy.
Oczywiście. Podoba mi się sposób, w jaki o konflikcie pisze trenerka NVC, Liv Larsson, w swojej książce "Porozumienie bez przemocy w mediacjach". Liv mówi, że konflikty zawsze zawierają dary i ich rozwiązywanie prowadzi do otwarcia zamkniętego dotychczas pudełka z prezentem, a to niewątpliwie jest źródłem radości. W czasie konfliktu poszerzamy swoją świadomość, dowiadujemy się więcej o sobie i innych. Konflikt zdecydowanie ma w sobie twórczy potencjał. Znam wiele przypadków, kiedy właśnie poprzez konflikt udało się uleczyć bolesne relacje, niestety nie zawsze jednak tak się dzieje. Jeśli sami sobie nie radzimy, warto poprosić kogoś o pomoc, mam na myśli mediatora. Trzecia osoba może nam pomóc zbudować bardziej ludzki obraz drugiego człowieka i ułatwić wzajemne porozumienie. Jeśli zaczniemy się wzajemnie słyszeć, to oznacza, że jesteśmy na dobrej drodze do rozwiązania konfliktu.
To zależy. Jeśli ktoś jest wygrany, a ktoś inny przegrany, zdecydowanie oddalają, mogą nawet prowadzić do zakończenia relacji. Jeśli ktoś coś dla nas robi pod przymusem, a więc z lęku, poczucia winy czy wstydu, zwykle płacimy za to wysoką cenę i zwyczajnie tracimy tę relację. Konflikty zbliżają, jeśli uda nam się nawiązać kontakt i zaspokoić potrzeby wszystkich zainteresowanych stron.
Iza Ziemińska - trenerka rozwoju osobistego i komunikacji opartej na empatii, związana z Dojrzewalnią Róż. Prowadzi zajęcia w ramach projektu "Kobiety w wewnętrznej podróży". Od ponad 15 lat zawodowo zajmuje się komunikacją. Doradza także w kwestiach wizerunku osobom publicznym. W pracy trenerskiej interesuje ją człowiek na każdym etapie swojego rozwoju oraz podążanie za jego wewnętrzną uzdrawiającą siłą. W unikalny sposób łączy wieloletnie doświadczenie zawodowe z umiejętnościami psychospołecznymi. Prywatnie - żona i mama dwójki nastoletnich dzieci.