Średnio mamy w szafie około 19 par butów. Jedne znikają, pojawiają się nowe, a ich liczba utrzymuje się mniej więcej na tym poziomie. Można by się spodziewać, że to 19 naprawdę sprawdzonych par, idealnie dobranych do różnych okazji i warunków. Oczywiście istnieją standarowe podziały na buty wyjściowe (3 pary), buty na okres letni jak sandały czy japonki (6 par), buty jesienno-zimowe (3 pary), szpilki (4 pary) i buty sportowe, ale wcale nie jest tak, że we wszystkich tych butach chodzimy. Okazało się, że prawie jedna trzecia kobiet decyduje się na zakup obuwia mimo, że z góry wie, jak niewygodnie lub bolesne będzie ono dla stóp. Trzy na pięć nowo zakupionych par cieszy oko, ale nie stopę i często ląduje na dnie szafy. Według brytyjskiej marki Hotter Comfort Concept aż 40 proc. kobiet zadeklarowało, że kupuje buty tylko dlatego, że im się podobają.
"Buty naprawdę mogą zmienić życie. Mają wpływ na zdrowie i na to, jak się czujemy w ciągu dnia. Niewygodne buty mogą zepsuć nam cały dzień, utrudnić poruszanie się i powodować ból. Wszystkie chcemy wyglądać dobrze, wywiązywać się z naszych zobowiązań i jeszcze mieć siłę na zabawę i relaks. Nic dziwnego, że wygodne buty stanowią istotny element życia współczesnych kobiet i ułatwiają realizację wszystkich trzech celów" - mówi Lisa McCarten, która przeprowadziła badania na zlecenie Hotter Comfort Concept.
Na przekór jej przekonaniu o istotnej roli wygodnych butów okazało się, że 68 proc. kobiet przynajmniej jeden dzień w tygodniu spędza w butach niewygodnych, a 48 proc. robi to z nadzieją, że w końcu uda im się je "rozchodzić". 53 proc. kobiet trzyma takie buty w swojej szafie co najmniej rok, zanim zdecyduje się ich pozbyć - często okazuje się wtedy, że nie założyły ich więcej niż raz. Kobiety przyznały, że mają w swoich szafach również buty, które sprawdzają się jedynie podczas siedzenia lub uroczystych obiadów - wyglądają oszałamiająco, ale nie sposób w nich chodzić.
Nic dziwnego, że Christian Louboutin ma ręce pełne roboty, a o jego butach z czerwoną podeszwą śpiewa Jennifer Lopez i marzą kobiety na całym świecie. Również inni producenci "przede wszystkim pięknych" butów nie mogą narzekać. Kobiety gotowe są dużo zapłacić, a potem jeszcze więcej znieść, by choć raz pokazać się w butach od Jimmy'ego Choo czy Manolo Blahnika. Trudno nie wspomnieć o reklamie, jakie tego typu markom zrobił serial "Seks w wielkim mieście".
Na drugim końcu rozwija się równolegle zjawisko dokładnie odwrotne. Wiele fanek zyskały buty "brzydkie, ale wygodne". I choć stanowią horror każdego redaktora mody - gdy kobieta raz się na nie zdecyduje, zwykle nosi je na okrągło. Mowa tu o obuwiu takich marek jak Crocs czy Emu, a ostatnio także coraz popularniejszych FiveFingers - butach, które wyglądają jak rękawiczki na stopy i służą do biegania.
Największym zaskoczeniem jest z pewnością fenomen Crocsów. Niezgrabne, gumowe, w krzykliwych kolorach. Tim Gunn, amerykański guru mody, powiedział kiedyś, że gdyby miał moc usunięcia jakiegoś jednego elementu garderoby z szaf całego świata byłyby to crocsy. Gumowe sandały przypominające skórę krokodyla (stąd ich nazwa) miały pierwotnie służyć jako buty do prac ogrodowych, a dziś nosi je cały świat. Na początku roku firma oświadczyła właśnie, że sprzedaż crocsów przekroczyła już miliard dolarów, a sam pomysł był interesem życia.
Kolejna zaskakująca historia obuwniczego sukcesu to pochodzące z Australii buty Emu. Mówi się o nich, że są człapiąco-otulające. Wyglądają niczym bardzo ciepłe walonki, tymczasem nosić je można przez cały rok, ponieważ izolują od temperatur wewnętrznych i zewnętrznych, ogrzewają zimą, a chłodzą latem. Często widać je na zdjęciach z tzw. backstage'u pokazów mody - modelki odpoczywają w nich od superwysokich butów, które muszą prezentować na wybiegu.
Najnowsza moda jeszcze do nas w pełni nie dotarła, chociaż już zdarzyło mi się z zainteresowaniem obserwować starszą panią biegającą w tym dziwnym, pięciopalczastym "czymś". FiveFingers jak wskazuje nazwa są zaprojektowane z uwzględnieniem każdego z palców stopy osobno, a dzięki vibramowej podeszwie idealnie nadają się do joggingu. W takich butach biegają m.in. Kate Hudson i Scarlet Johansson.
Oczywiście natychmiast wrzucono je do jednego worka z innym "brzydkim" obuwiem. Ale włoska firma Vibram, która jako pierwsza wypuściła je na rynek, na sprzedaż nie narzeka zwłaszcza, że odnoszą się one do modnego obecnie trendu "naturalnego biegania". Jednym słowem biegamy niczym nasi dawni przodkowie, a but ma za zadanie jedynie osłaniać nogę przed miejskimi warunkami. Oczywiście można je wykorzystać także inaczej. W styczniu Shailene Woodley, gwiazda "Spadkobierców", założyła buty Five Fingers na przyjęcie po uroczystości Złotych Globów. Wystawały spod jej wieczorowej sukni...