Lana del Rey, a właściwie Elizabeth Grant pojawiła się na Youtubie w zeszłym roku jako produkt marketingowo gotowy. Mówiło się, że od czasu Adele nie było tak wielkiego odkrycia w amerykańskim przemyśle muzycznym. "Video Games" - jej pierwszemu utworowi towarzyszył wideoklip, będący kolażem scen z kreskówek, zdjęć amerykańskich przedmieści i samej Lany. Ze zmysłowymi ustami (podobno naturalnymi), w makijażu i fryzurze retro, artystka miała stanowić ucieleśnienie swojego pseudonimu artystycznego: "Lana", na cześć hollywoodzkiej gwiazdy Lany Turner, zaś "Del Rey" od nazwy Forda Del Rey. Sama o sobie mówi "gangsta Nancy Sinatra" i stąd te przedmieścia i opowieści o dorastaniu na biednym osiedlu w przyczepie. "Independent" wyśmiał Lanę niedawno pisząc, że jej sprawdzona metoda na sukces teledysku to mroczne ujęcia wielkiego miasta, hipsterskie towarzystwo, basen, narkotyki i alkohol.
Biografia Lany to historia szkatułkowa. Im głębiej zaglądamy, tym więcej wątków tam znajdujemy, a wszystkie mocno osadzone we współczesnej popkulturze. Ma się wręcz wrażenie, że jakiś specjalista od PR-u był tam przed nami i celowo pozostawiał takie a nie inne tropy. Zresztą nie jeden PR-owiec. Za Laną "silikonowe usta" stoi podobno cały sztab ludzi zatrudnionych przez jej ojca, milionera Roberta Granta.
Wracając do muzyki. Kolejny singiel "Born to Die" miał być potwierdzeniem, że Lana swoim przejmującym głosem naprawdę śpiewać potrafi. Jednak w połowie stycznia piosenkarka wystąpiła z dwoma piosenkami w programie Saturday Night Live. Coś poszło nie tak. Śpiewała i zachowywała się tak, jakby zjadł ją stres. Pojawiły się głosy, że to najgorszy występ w historii tego telewizyjnego show. Nie zniechęciło to jednak ludzi do zapozania się z całym materiałem z debiutanckiego albumu, który pod koniec stycznia znalazł się w sprzedaży. Płyta zatytułowana "Born To Die", co powszechnie odczytuje się jako nawiązanie do "Born This Way" Lady Gagi, szybko trafił na pierwsze miejsca list muzycznych bestsellerów w 14 krajach. W Polsce pokryła się platyną.
Gdybyśmy dalej chcieli śledzić losy Lany del Rey - więcej jej było na pokazach mody i okładkach magazynów niż na scenie muzycznej (głośne odwoływanie koncertów). Przede wszystkim potencjał atrakcyjnej wokalistki szybko wychwycili przedstawiciele agencji modelek. Jeszcze w styczniu kontrakt podpisała z nią agenecja Next Model Management. Ta sama, która reprezentuje Arizonę Muze, Karlie Kloss czy Anję Rubik. Już miesiąc później Lana pojawiła się na okładce brytyjskiej "Biblii mody" - magazynu "Vogue". Redaktor naczelna Alexandra Schulman twierdziła, że jest oczarowana gardłowym głosem wokalistki, a do sesji z jej udziałem zaprosiła fotografa rodziny królewskiej, Mario Testino.
Potwierdzeniem, że Lana Del Rey jest już ikoną stylu było stworzenie przez dom mody Mulberry specjalnej lini torebek nazwanej "Lana". Artystka z dumą prezentowała ją, siedząc w pierwszym rzędzie w czasie pokazu mody tej marki. Dopiero co ogłoszona współpraca z marką sieciową H&M to już ostatni etap podboju rynku mody. W ten sposób Lana zaistnieje na każdym jego poziomie. W jesiennej kampanii szwedzkiej sieciówki przywoła swój ulubiony styl retro, pozując wystylizowana na gospodynię domową z lat 60-tych w blado różowym swetrze z angory i dopasowanych kolorystycznie skórzanych spodniach. Tak przerysowana, ryzykowna stylizacja określana przez dyrektora artystycznego jako "LA noir" (mroczne Los Angeles), mogła sprawdzić się tylko na kimś takim.
Za sprawą tej kampanii Lana del Rey będzie na nas patrzeć (w bardzo mroczny sposób) niemal z każdego billboardu. A to sygnał, że czas odstawić na bok kolejne zlecenia reklamowe i wziąć się za muzykę. W przeciwnym razie nawet ci, którzy z niecierpliwością czekają na nowy album Lany del Rey (ma się ukazać w listopadzie) będą się bali otworzyć lodówkę, żeby przypadkiem nie trafić tam na wokalistkę reklamującą Colę lub Pepsi. Muzyczne fenomeny mają to do siebie, że szybko się rodzą (born this way), ale ostatecznie się słuchaczom nudzą (born to die). Póki co Lana del Rey zaprezentowała wideoklip do piosenki "National Anthem', w którym wciela się w Jackie Kennedy. W roli prezydenta występuje czarnoskóry raper A$AP Rocky. Jest i retro i gangsta i glamour i chyba wszystko już gdzieś widzieliśmy.