Poniedziałek rano, moja znajoma zawiesza na swoim profilu na Facebooku poniższy status:
"Z dokumentu na TVN Style o dojrzałych paniach poszukujących młodych chłopaków zainteresowanych dobrą zabawą w zamian za prezenty, kolacje w restauracjach itd. Scena w dyskotece dla takich właśnie pań i rozczarowanie jednego z zaproszonych młodzieniaszków (jakieś 23-25 lat):
Chłopak: - Ale one są strasznie stare, mają wszystkie po 50 lat!
Reporterka: - A jakich kobiet spodziewałeś się na balu dla starszych pań?
Chłopak: - No takich mających 35-40 lat..."
Już kilka lat temu zorientowałam się, że chociaż w sercu ciągle czuję się nastolatką, to dla prawdziwych nastolatków jestem starym grzybem. Żaden licealista nie wystartuje do mnie na "ty", tylko zwraca się per pani. Jak o coś mnie pytają, to wyjmują ręce z kieszeni i jakoś tak bardziej na baczność stają. - Czy ja także 20 lat temu miałam wrażenie, że osoba po trzydziestce jest stara? - powtarza moje pytanie znajoma, która zawiesiła ten wpis. - Szczerze mówiąc, w ogóle nie istniała dla mnie ta grupa wiekowa, chyba wrzucałam ich do wspólnego worka z rodzicami - bezwiekowych zgredów. - Dlaczego więc oczekujesz, że będziesz inaczej postrzegana? - drążę. - Bo teraz mnie to dotyczy, bo nie czuję się staro, bo trzydziestka to nowa dwudziestka - zasypuje mnie odpowiedziami znajoma.
Jest piątek, wracam warszawskim metrem z odwiedzin u znajomej, jest tuż po 23. Dla mnie to pora, gdy grzecznie kładę się spać, przeczytawszy wcześniej kilka stron książki. Dla siedzących obok mnie chłopaków po dwudziestce to pora na przeszeregowanie się i ruszenie w nocne życie stolicy. Rozmawiają o kobietach, bezczelnie więc przysłuchuję się ich wymianie zdań. Okazuje się, że jednego z nich podrywała ostatnio na imprezie, na której dorabiał sobie jako kelner, kobieta "w wieku jego matki". Zakładając, że a) matka może mieć nawet odrobinę po czterdziestce i b) chłopak zapewne zawyżył wiek adoratorki, czuję, że mógł mieć do czynienia z uwodzicielką około czterdziestki. Nasłuchuję więc uważniej. - Stary z nimi to nigdy nie wiadomo - poważanie tłumaczy kumpel - jak nie możesz powiedzieć, ile ma laska lat, to znaczy, że jest starsza niż 30 lat. Im większy masz problem, tym większe prawdopodobieństwo, że jedzie na botoksie, silikonie i kolagenie. - A ty po
czym poznajesz, że kobieta jest stara? - prosi o radę jeden z młodzieńców. - Po rękach, zmarszczkach wokół oczu i ust oraz po tapecie. Im kobieta starsza, tym więcej kosmetyków nakłada.
Makijażu nie mam wcale, ledwie rzęsy wytuszowane, patrzę na ręce - żadnych żył, plam, zmarszczek. Aż mnie korci, żeby zapytać, na ile mnie mądrale wyceniają.
Z amerykańskich filmów i seriali wiem, że istnieją tzw. "pumy" - czyli cougars, zwane także cougarettes. To dojrzałe kobiety, które nie chcą dorosnąć, czują się jak dwudziestolatki i z takimi mężczyznami chcą się umawiać. - Nie podoba mi się taka definicja - mówi znajoma znajomej, która ma młodszego o 10 lat chłopaka (on ma dwadzieścia i jest na studiach, ona trzydzieści i własną firmę). - Ja jestem może starsza, ale wciąż mam w sobie dzikość i szaleństwo, a mój facet - chociaż młodszy - jest super dojrzały i odpowiedzialny. Znajoma znajomej nie jest z definicji pumą - dyskwalifikuje ją wiek - cougar ma 40 lat w górę i myśląc o takiej kobiecie należy wizualizować panie w wieku i z pozycją Madonny, Demi Moore czy Courtney Cox. Nie mogę jednak odetchnąć z ulgą. Może nie jestem cougar, ale za to idealnie - przynajmniej pod względem wieku - pasuję do grupy nougar - młodszej wersji cougar. Dziennikarka jednej z angielskich gazet ogłosiła, że młodsze "pumy" już ruszyły na polowanie... Są świeżo po rozwodzie i przeżywają długą młodość. Czyżby to o nich mówili panowie w metrze?!
Lubisz nasze artykuły? Zostań fanem i kliknij tutaj.