Czy współczesne bestsellery, czyli "Zmierzch", "50 twarzy Greya", "Sekret" to powtórka z Harlequinów?

Gdy mężczyźni walczą z kryzysem na rynkach finansowych albo sami w kryzysy popadają, za ratowanie czytelnictwa wzięły się kobiety. I to zarówno jako czytelniczki, jak i autorki. Bo coraz więcej bestsellerów wychodzi spod damskiego pióra. A w nich seks, wampiry, czarodzieje i biała magia.

Czytelnik była kobietą

Pamiętacie jak ogłoszono, że 56 procent Polaków nie czyta ani jednej książki rocznie? Wszystkie media biły na alarm na ten stan kryzysowy. Ale programy popularyzujące czytelnictwo nie pojawiły się w ramówkach, a recenzenci dalej częściej promują na łamach te wydawnictwa, z którymi ich pisma współpracują, coraz rzadziej zaś przedzierają się przez gąszcz nowości rynkowych i wyławiają dla czytelników perełki. Przestańmy udawać, że zależy nam na czytaniu ambitnych książek czy załataniu przepaści między wyrafinowanymi i wybrednymi czytelnikami, którzy są w mniejszości, a czytelnikami pozostałymi, którzy są w tylko trochę większej mniejszości i sięgają głównie po lekturę przyjemną i/lub pożyteczną. Cieszmy się, że czytane są jakiekolwiek książki: kulinarne, kiepskie romanse, schematyczne thrillery, no i te straszne bestsellery, z których Empik buduje całe meblościanki.

Z badań przeprowadzonych przez Biblioteką Narodową wynikało, że więcej czytają kobiety niż mężczyźni. Najchętniej zaś sięgają po książki edukacyjne, poradniki, książki kulinarne i - o wiele częściej niż mężczyźni - książki czytane tylko w celach rozrywkowych. Czytanie dla przyjemności znajduje się w odwrocie, dlatego powinno być pod ochroną. Według badań CBOS tylko 32 procent ankietowanych deklarowało, że przeczytało ostatnio książkę dla przyjemności.

Tymczasem atakujemy babskie czytadła za nieodpowiedni poziom. Może to trochę zazdrość o to, że dla niektórych czytanie jest przyjemnością tak łatwą i oczywistą jak oglądanie telewizji. Jednym z moich ulubionych widoków są starsze panie wyciągające z torebki sfatygowany, biblioteczny egzemplarz książki, często romansu. Zresztą takie pochłonięte lekturą czytelniczki spotykam nie tylko w tramwajach...

Grey jak Pan Darcy

 

Siedziałam w tzw. chińskiej restauracji (restauracją nie była czy chińską też nie jestem pewna, ale z pewnością była jednym z ostatnich miejsc, w których dopadłyby mnie refleksje czytelnicze, gdyby nie zaskakujące dźwięki...), a naprzeciwko mnie dziewczyna nie była w stanie się zdecydować czy je, czy czyta. Kiedy już jadła to nagle dławiąc się rzucała się na lekturę. A po chwili wzdychała "Już nie mogę" i wracała do jedzenia. Jej sąsiadka kiwała ze zrozumieniem głową. Już to czytała. Chyba nawet sama jej pożyczyła. "Straszne, że to się tak nagle kończy, że nie wiadomo, co będzie dalej". "No tak jak Zmierzch". "Moja mama też narzekała, że tyle niedopowiedzeń na końcu każdego rozdziału". "Wiesz, ja twojej mamie współczuję, że ona już pewnie czegoś takiego nie przeżyje...".

I tak dopadło mnie "50 twarzy Greya". Książka o której słyszałam, że jest dla znudzonych życiem 30-50-latek - czytelniczka wydawała się jednak młodsza. Nie podobała mi się ta sceneria, nie podoba mi się ta lektura, ale samo zajście tak. Autentyczny głód czytelniczy. Nie jakiś udawany, dobrze widziany zachwyt, że Krzysztof Bartnicki przetłumaczył po 10 latach "Finneganów tren" Joyce'a. Doceniam, ale jestem pewna, że ten drogocenny (książka kosztuje ok. 100 zł) przekład podzieli los "Ulissesa", o którym się powszechnie mówi, że "przeczytało go więcej snobów niż krytyków literackich".

Skacząc znowu z wysokiej literatury w internet: jest taka kolekcja obraźliwych memów "Twoja stara cośtam". A tu: "Twoja mama nie przeżyje już pewnie tego, co w "50 twarzach Greya". Jak mocno ta książką musiała wciągnąć siedzącą naprzeciwko dziewczynę, że jeszcze dodała z wypiekami na twarzy: "On [Grey] jest dokładnie takim mężczyzną, jakiego chciałabym spotkać". Prawie jak u Jane Austen w "Dumie i uprzedzeniu": "Zaczęła pojmować, że Darcy był ze względu na swój rozum i charakter najwłaściwszym dla niej mężczyzną. Jego rozsądek i usposobienie, choć tak zupełnie odmienne doskonale by jej odpowiadały"...

Za postacią Greya wywołującego takie emocje stoi Erika Leonard James, internetowo-rosła pisarka, która zaczynała od historii o bohaterach sagi "Zmierzch" (tzw. fanfiction, czyli utwory literackie pisane przez amatorów i związane zwykle z postaciami ze znanych książek, publikowane w internecie).

W 2012 roku tworząca początkowo jako Snowqueens Icedragon, E.L. James znalazła się na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi świata według "Time Magazine". "Porno dla mam" wyprzedziło sprzedażowo Harry'ego Pottera. Dlaczego? Bo stanowi dla żon "ucieczkę od ich mężów", od nudy i codzienności w świat romansu i erotyki, ekscytującej gry. I cóż z tego, że to jest bardzo źle napisane? To książka dokładnie taka na jaką chciałyby trafić czytelniczki, które wyrosły z sagi "Zmierzch", ale wciąż lubią - oczekując na księcia, który już się nie zjawi - uciekać w świat bajek.

"Sfrustrowane kobiety w średnim wieku" tak eksperci nazwali potencjalne miłośniczki sagi o Greyu. Ale czyta ją znacznie więcej osób. To jedna z tych powieści, o której się ciągle słyszy, więc nawet trochę bardziej wyrobiony czytelnik w końcu się poddaje i zgadza na własnej skórze sprawdzić, jak jest zła. I co w niej znajduje? Choćby takie fragmenty:

"Ja go pieprzę. Ja rządzę. Jest mój, a ja jego. Ta myśl popycha mnie, jak obciążoną betonem, na skraj przepaści i dochodzę... krzycząc nieskładnie. Chwyta moje biodra i z zamkniętymi oczami , odchylając głowę w tył, z zaciśniętymi ustami dochodzi cicho. Opadam na jego klatkę piersiową, napełniona nim, gdzieś między fantazją a rzeczywistością, tam gdzie nie ma granic względnych i bezwzględnych".

A potem odreagowuje nie zostawiając na książce suchej nitki i zachęca tym samym innych, żeby też doświadczyli tej "beznadziei". Trudno o lepszy marketing niż ten z ust do ust. Przyjrzyjmy się teraz lekturze, która zainspirowała E.L. James do opisania aż w trzech tomach erotycznych przeżyć Christiana Greya.

Stephanie Meyer - pogromczyni wampirów

 

Gdy wydawało się, że w sprawie wampirów w popkulturze ostatnie słowo powiedziały Anne Rice ("Wywiwad z wampirem") i Buffy (bohaterka serialu "Buffy postrach wampirów", w którą wciela się Sarah Michelle Gellar), na rynku wydawniczym pojawiła się Stephanie Meyer i jej saga "Zmierzch". Od razu okazało się, że wampir to najlepszy przyjaciel nastolatka. To kolejna historia, w której fantazja miesza się z rzeczywistością, ale książki przynoszą całkiem realne pieniądze.

1 stycznia 2003 roku Stephanie Meyer miała sen: młoda dziewczyna rozmawiała z przystojnym mężczyzną na skąpanej w słońcu łące. Byli zakochani. On - choć słońce go nie zabijało - był wampirem i właśnie mówił, jak ciężko mu jest powstrzymać się przed... zabiciem jej. Choć wcześniej największym artystycznym osiągnięciem Meyer w nurcie noir były kostiumy na Halloween, zdecydowała się zapisać swój sen, a potem także całą historię miłości wampira Edwarda Cullena i śmiertelniczki Belli Swan. Bella zmienia szkołę, czuje się wyobcowana. Edward jako wampir jest wyobcowany od 1918 roku. Ta dwójka będzie się miotać między młodzieńczymi namiętnościami.

Czy ta historia jest zbyt nieprawdopodobna? Skądże, melodramatycznie usposobione nastolatki bez problemu utożsamiają swoje niespełnione miłości z problemami przed jakimi stanęli Edward i Bella. Napisałam nastolatki? To wspomnieć jeszcze muszę o dorosłych fanach Meyer, którzy zakładają w internecie własne funcluby - tylko dla czytelników powyżej 25 roku życia. Czy jest jakiś klucz do twórczości Stephenie Meyer? Przerabianie gatunków na historie miłosne. Horrory, w tym wypadku opowieści o wampirach, przestają trwożyć serca, za to są sercowe. Powieść sciene-fiction w jej wydaniu ("Intruz") również traci na "science", a zamiast tego rozbudowuje wątek miłosny w "fiction".

Wydaje się, że przed sagą "Zmierzch" w życiu Stephanie Meyer nie było większych kontrowersji niż picie dietetycznej Pepsi (jako mormonka powinna unikać takich używek, ale przyznaje że ma do niej słabość). Dorastała w Phoenix, w Arizonie studiowała i poznała swojego męża. Ma trzech synów. Ale po tym jak przyśnił jej się zwiastun książki, siedziała jak w transie z dzieckiem na kolanach i jedną ręką wstukiwała jej kolejne rozdziały. Jest zaprzeczeniem tego, co powiedziała Virginia Woolf, że pisarka, aby tworzyć potrzebuje własnego pokoju i niezależności finansowej. Meyer pisze siedząc w samym środku domowego chaosu, a gdy pracowała nad "Zmierzchem" każde z jej dzieci było poniżej piątego roku życia.

J.K.Rowling dla dzieci i dla dorosłych

 

Być może nie byłoby tak dużej popularności Stephanie Meyer i zaufania wydawców dla mam-debiutantek gdyby nie wcześniejsze sukcesy J.K. Rowling. Autorki sagi o Harrym Potterze nie trzeba nikomu przedstawiać, a jeśli już to w dużych liczbach: 450 mln sprzedanych egzemplarzy, osiem hitów kinowych na podstawie jej prozy i tłumaczenia na 73 języki. Pracując nad pierwszym tomem również Rowling była bezrobotną mamą malucha i nie miała łatwo. Już inicjały na okładce wskazywały na uprzedzenia wydawców. Woleli, żeby nie ujawniać, że za powieścią stoi nie autor, a autorka.

Harry Potter dorastał, a każdy z kolejnych tomów stawał się coraz bardziej mroczny. I gdy na rynek trafiła ostatnia powieść z serii o młodym czarodzieju, wszystkie tomy doczekały się filmowych adaptacji, a część czytelników wyrosła z Hogwartu, wówczas Rowling wzięła się za pisanie książki dla dorosłych. W listopadzie trafi na polski rynek "Trafny wybór" ("Tha Casual Vacancy"), tymczasem w Wielkiej Brytanii już jest bestsellerem.

To książka o lokalnych wyborach, przez pryzmat których małe miasteczko Pagford i generalnie świat dorosłych to pozbawiona poczucia humoru przestrzeń pełna napięć i intryg, w którą wcześniej czy później wkraczają też niepełnoletni mieszkańcy. Jest tu i gwałt i prostytucja i przemoc domowa (Czyżby echa pierwszego małżeństwa pisarki?). Jest wojna wszystkich ze wszystkimi.

Gdyby "Trafny wybór" był debiutancką książką Rowling, pewnie powieść przeszłaby bez echa, choć zdaniem niektórych krytyków i tak jest lepiej niż zakładali. Pewnie żaden wydawca nie zgodziłby się też na taką długość (ponad 500 stron). Rowling zawsze miała tendencję do opisywania poprzez rozpisywanie się, co w baśniowym świecie bywa pomocne, ale już poza nim może czytelnika nużyć. Ale magia Harry'ego Pottera nadal działa - czarodziej miał charakterystyczne znamię, a tu jeden z bohaterów ma równie przyciągający uwagę trądzik - i już w pierwszym tygodniu "The Casual Vacancy" znalazła się na szczycie listy bestsellerów.

Rhonda Byrne zdradzi "Sekret" i doda "Siły"

 

Odrobina magii nie zaszkodziła też sukcesowi wydawniczemu Rhondy Byrne. Możecie nie kojarzyć nazwiska, ale hasło "Sekret" przed wieloma osobami nie ma dzisiaj tajemnic. Ten empikowy bestseller nad bestsellerami przybliżył czytelnikom działanie "prawa przyciągania", dzięki któremu dostajemy w życiu wszystko, co chcemy: "Poznając Sekret, zrozumiesz, jak mieć wszystko, być wszystkim albo robić wszystko, czego tylko pragniesz. Dowiesz się, kim naprawdę jesteś. Ujrzysz prawdziwą wspaniałość, która oczekuje cię w życiu".

Z dalszej lektury dowiadujemy się, że spodziewać się też można czeków w skrzynce pocztowej. Wiem, jak to brzmi. Z drugiej strony nigdy nie mogłam odmówić autorce jednego - wlania nadziei w tysiące serc i promowanie optymistycznego myślenia o świecie, w którym wszystkiego może wystarczyć dla wszystkich i nic nie jest ponad nasze siły. A propos "Siły" tak nazywa się kolejna książka popularnej autorki - jej akcja promocyjna (cenowa) właśnie trwa. Chcecie wiedzieć, czym jest ta tytułowa siła? Już wiecie, tylko Byrne sprzeda wam to swoimi słowami.

"Sekret" w rozumieniu Byrne mieli znać i stosować Platon, Galileusz, Beethoven, Edison i Einstein - niestety żaden z nich nie może dzisiaj tego potwierdzić ani zaprzeczyć. "Sekret" bliski jest także Oprah Winfrey, a ta o bliskich jej rzeczach mówi bardzo medialnie. W programie Larry'ego Kinga przyznała, że przekaz zawarty w książce Rhondy Byrne jest dokładnie tym, czym starała się dzielić ze swoimi widzami przez ponad 20 lat, a znajomości osobliwych praw "Sekretu" zawdzięcza rolę w filmie "Kolor purpury". Kiedy Oprah mówiła, że chce, żeby Amerykanie więcej czytali - w księgarniach ustawiały się kolejki. To za sprawą jej klubu książkowego kształtowały się czytelnicze nawyki jej rodaków. Trudno powiedzieć, czy jakikolwiek krytyk literacki cieszył się kiedyś takim autorytetem. Wifrey sprzedawała książki i promowała pisarzy - w tym zakresie była Platonem i Edisonem marketingu.

Szybko więc "Sekret" stał się częścią kultury masowej. Zobaczyć go można nawet w pełnometrażowej wersji "Seksu w wielkim mieście" jako plażową lekturę przebojowej Samanthy Jones. Jak grzyby po deszczu wyrastały także inspirowane nim książki, ponieważ Nowa Myśl - mistyczny nurt, na który powołuje się Byrne istniał w Ameryce już w XIX wieku (pisma Prentice'a Mulforda czy Wallace'a Wattlesa) - jej zasługą jest zaś ich zgrabna kompilacja, okraszenie przypisami od współczesnych, czasem dziwnych ekspertów (od fizyki kwantowej po feng shui) i zamknięcie w wiele obiecującej okładce.

Takie uduchowienie nie musi być dla literatury szkodliwe. A najlepszym przykładem jest Elizabeth Gilbert i jej bestseller "Jedz, módl się, kochaj" - książka dobrze napisana, której nie należy sprowadzać jedynie do ekranizacji z Julią Roberts. Gilbert to już jednak bardziej kompetentny gracz w dziedzinie słowa pisanego - dziennikarka, dla której pisanie jest sposobem na życie, więc ten sukces nie był aż takim objawieniem, jak pojawienie się nikomu nieznanej Susanne Boyle w "X Factor". Za to gwarantuje podobnie pozytywne emocje.

Jedz, módl się, kochaj i czytaj

Czarodzieje i wampiry, mistyka i filozofie wschodu, seks i eskapizm. Spagetti i sansara. Czy faktycznie tylko taka literatura ma szansę na masowego czytelnika, czyli statystycznie rzecz ujmując czytelniczkę? Sprzedając się w milionowych nakładach motywuje kolejne matki na urlopach wychowawczych do chwytania za pióro i powoływaniu krain pełnych smoków, wróżek, zjaw i namiętności. Krytykować, palić na stosie? Chyba nie. Przecież chodzi nam o czytelnictwo. A tak przynajmniej przetrwa w społeczeństwie odruch czytelniczy - fizyczny nawyk sięgania po książkę. Przewracania stron (page-turner to w języku angielskim inne określenie na bestseller) zanim na dobre wyprą je czytniki, po które kobiety póki co sięgają trochę opornie.

Można narzekać, że współczesne bestsellery to powtórka z Harlequinów, ale niech pierwszy rzuci kamieniem ktoś, kto faktycznie może o sobie powiedzieć, że czyta, a nie tylko zwraca uwagę, że coś trzeba będzie przeczytać - aktualnie "Książkę twarzy" Marka Bieńczyka, a za chwilę powieści tegorocznego noblisty Mo Yana. Od samych nagród i samego "trzeba" książki nie stają się przeczytane.

Cieszę się, że są bestsellery, że młodzież chce czytać "Zmierzch", "Igrzyska śmierci" i "Harry'ego Pottera", a autorka tej ostatniej sagi próbuje wciągać do lektury także rodziców. Cieszę się, że kobiety choć często skrycie czytają romanse i poradniki. Że kupujemy i wypożyczamy fantastykę. Może uda się kiedyś zbudować jakiś magiczny most, który poprowadzi czytelników od J. K. Rowling do J.R.R. Tolkiena, od E.L. James do Colette czy od Stephanie Meyer do Edgara Allana Poe?

Lubisz nasze artykuły? Zostań fanem i kliknij tutaj.

Więcej o: