Jedną z książek, która wylądowała ostatnio na moim biurku była "W obronie Kory i wolności. List do premiera" napisana przez Kamila Sipowicza. Przez wydawnictwo Czerwone i Czarne reklamowana jest jako odpowiedź na proces Kory w sprawie posiadania niecałych trzech gramów marihuany. W komunikacie prasowym przeczytać można, że pozycja ta jest także "kopalnią wiedzy na temat używek, również tych, które przez wieki stosowali Polacy".
Zaciekawiona zabrałam się do lektury. Muszę jednak zaznaczyć, że moja wiedza na temat cannabisu - jego szkodliwości lub nie, jest minimalna, a informacje podawane przez autora na temat marihuany są bardzo przekonujące. W tym samym mniej więcej czasie, w którym czytałam książkę "W obronie Kory i wolności" trafiłam na wywiad z terapeutą uzależnień i osobą, która zgłębiła temat narkotyków także w praktyce - Robertem Rutkowskim. I ten wywiad był - przynajmniej dla mnie - jasnym sygnałem, że jaranie jointów wcale nie musi być takie kolorowe, jak się je przedstawia.
Ostateczne zdanie na ten temat pozostawiam już ocenie czytających, ja tylko zestawiłam fragmenty książki Sipowicza, które moim zdaniem najlepiej przemawiają za nieszkodliwością marihuany z komentarzami Roberta Rutkowskiego, których mi specjalnie udzielił jako odpowiedzi na konkretne argumenty.
Kamil Sipowicz: "Od owego czerwcowego dnia tkwimy w stresującej, absurdalnej sytuacji. W Polsce posiadanie najmniejszej ilości marihuany może zrobić z człowieka przestępcę. Może, ale nie musi, sławetny artykuł 62 ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii daje prokuratorowi możliwość odstępstwa od prowadzenia postępowania w takiej sprawie. (...) Za posiadanie 2,8 grama marihuany można otrzymać wyrok 2 lata więzienia, tyle samo, co za pedofilię i inne groźne przestępstwa. Absurd".
Robert Rutkowski: Współczuję sytuacji, w której przez złamanie art. 62 ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii zostało od 2000 roku skazanych 400 tys. osób. Funkcjonując w oparach absurdalnego prawa bezpieczniej jest odmówić sobie drobnych przyjemności, jeśli mogą generować tak dojmujące doświadczenia. W Szwecji przekraczając prędkość mogłem skarżyć się na represyjność prawa uboższy o duże pieniądze za mandat, mając skonfiskowany samochód lub decydować się na jazdę o 5-10 km/h wolniejszą niż zalecana. Przekroczenie prędkości o ponad 40 km/h to w Szwecji sprawa prokuratorska i sąd.
Wolność to możliwość wyboru. Jeśli dokonałem złego wyboru, powinienem ponieść karę w ramach obowiązującego prawa, nawet jeśli to prawo jest idiotyczne. Walka o zmianę prawa jest jak najbardziej dopuszczalna, a w tym wypadku nawet wskazana, ale wiarygodność walczącego jest dużo większa jeśli chce zmiany, nie będąc oskarżonym jednocześnie o jego łamanie. Bycie stroną we własnej sprawie uniemożliwia bycie niezależnym i wiarygodnym. Dyskusja nad tym, czy marihuana jest zła, czy dobra, to wejście w ideologię. Osoby chcące zmiany prawa na bardziej liberalne, czy wręcz doprowadzenie do legalizacji robią błąd próbując czynić z niej niewinne ziółko. Jest ona zwykłym narkotykiem, czy jak wolą inni, środkiem odurzającym, podobnie jak alkohol, czy nikotyna, ale powinna być legalna, gdyż obecność jej w szarej strefie przynosi więcej szkód niż korzyści. Depenalizacja to półśrodek, również niebezpieczny, gdyż oto mamy sytuację, że można mieć, ale nie można kupić. Potrzeby chętnych zaspokoją jedynie dilerzy i struktury mafijne, które modlą się, aby marihuana nie stała się legalna.
Kamil Sipowicz: "W Polsce przyjęło się wrzucać do jednego worka marihuanę, kokainę czy heroinę, nazywając to narkotykami. Tymczasem jestem za tym, żeby marihuanę, jak LSD, DMT nazywać enteogenami. To są substancje rozszerzające świadomość potrzebne do poznania sacrum. Narkotyk zaś to substancja, która powoduje zmianę świadomości i prowadzi do uzależnienia. Najsilniejszymi narkotykami są alkohol, kokaina i heroina".
Robert Rutkowski: Enteogeny to inaczej psychodeliki. Mniej popularna nazwa ma zdejmować z wybranych, wygodnych autorowi środków odurzających odium bycia narkotykiem? Narkotykiem jest nikotyna, alkohol, czy np. lek dostępny w aptece na receptę z grupy antydepresantów (Michael Gossop, "Narkomania Mity i Fakty": "Substancją psychoaktywną jest każda substancja chemiczna pochodzenia naturalnego lub syntetycznego, która może zostać wykorzystana do zmiany postrzegania, nastroju czy innych stanów psychicznych").
Fakt pojawienia się uzależnienia w przypadku używania lub nadużywania jakiejkolwiek substancji odurzającej to nie najważniejsza kwestia. Są substancje, które niezwykle trudno uzależniają, głównie społecznie, ale nie są przez to bezpieczniejsze dla użytkownika. To np. LSD, DMT, Ekstazy, pochodne cannabisu. Nie ważnym jest co człowiek pali, wciąga, pije, wdycha , łyka itd., lecz w jakim celu to robi. Ludzie uciekający przed rzeczywistością, tzw. "bólem istnienia" potrzebują pomocy, o którą jednak powinni sami poprosić. Nie można udzielać wsparcia tym, którzy tego nie chcą. Każdy ma prawo cierpieć, jeśli tego sobie życzy.
Człowiek jest najsprawniejszą fabryką chemiczną na świecie. Podawanie substancji z zewnątrz w konsekwencji może prowadzić do atrofii umiejętności produkowania naszych własnych narkotyków typu endorfiny, noradrenalina, dopamina, serotonina.
Kamil Sipowicz: "A ja w kółko powtarzam w prasie, że alkohol etylowy według klasycznej klasyfikacji narkotyków Lewina jest takim samym narkotykiem jak każdy inny, a w Polsce jest legalny, na dodatek sklepów monopolowych czynnych 24 godziny na dobę mamy mnóstwo. Jeżdżę często na Roztocze, na Białostocczyznę i widzę tego skutki. Wystarczy pojechać na "ścianę wschodnią", żeby zobaczyć, jak tam mężczyźni są potwornie zniszczeni przez alkohol. Całe wsie piją tzw. wynalazki, jakieś alkohole z odzysku, rozcieńczane sokiem, czysta tablica Mendelejewa. A ci najniżsi w hierarchii piją denaturat. Jakoś polskim politykom nie przeszkadza, że 30 tysięcy ludzi rocznie w Polsce umiera od chorób alkoholowych, że 80 procent wszelkich mordów jest dokonanych pod wpływem alkoholu, 77 procent aktów przemocy w rodzinie, gwałtów, nie mówiąc już o liczbie wypadków samochodowych".
Robert Rutkowski: Nie rozumiem celu tej argumentacji. Czy to teza na sens delegalizacji alkoholu? Czy może apel aby go mniej lub wcale nie pić? Zgadzam się z podanymi przykładami, ale czy dobrze rozumiem, że szeroki dostęp marihuany ma zmniejszyć popyt na alkohol? Czy też - alkohol jest zły, to zalegalizujmy też marihuanę, która jest mniej zła, a nawet jest dla niektórych fajna? Przypomina mi to argument w czasów PRL usprawiedliwiający niedostatki pod rządami komuny, "u nas jest źle, ale u was (USA) to biją Murzynów". Jeśli Kamil Sipowicz, widzi zagrożenia konsumpcją alkoholu w Polsce, to może powinno to wyraźniej wybrzmieć, gdyż nie widzę związku między dostępnością marihuany, a ilością wypijanego alkoholu. To zupełnie inne tzw. grupy docelowe klientów.
Skutecznym argumentem na legalizację marihuany nie będzie zestawianie jej z alkoholem, czy nikotyną, bo to są wszystko środki zmieniające świadomość, których używanie może spowodować negatywne konsekwencje. Najistotniejsze jest to, że represyjność prawa nie zwiększa skuteczności jego oddziaływania, ale nieuchronność egzekwowania. Mamy w chwili obecnej całkowicie martwe, szkodliwe i niebezpieczne prawo, które stygmatyzuje wiele tysięcy ludzi, jako przestępców.
Kamil Sipowicz: "Wracam do tego, że bez marihuany nie byłoby sztuki. Wywarła ogromny wpływ na muzyków jazzowych. Paliła większość z nich, z Louisem Armstrongiem i Billie Holiday na czele. Ich śladem szli muzycy, którzy tworzyli nurty wywodzące się z jazzu: blues, soul, rap, hip-hop. Reggae, muzyka latynoska, z Kuby, Puerto Rico jest nasycona marihuaną, tak jak cały rock psychodeliczny, lata sześćdziesiąte, siedemdziesiąte".
Robert Rutkowski: To bardzo ryzykowna i karkołomna teza. Niektórzy artyści, którzy przesadzili z ilością konsumowanej marihuany, często deklarowali, że przestali jej używać, z powodu impotencji twórczej, która czasem dokucza osobom mającym zbyt dużo do czynienia z pochodnymi THC. Magik z Paktofoniki popełnił samobójstwo z powodu depresji. To, że palił dużo każdy wie. Czy marihuana przyczyniła się do tego bezpośrednio, ciężko stwierdzić, ale facet palący jak parowóz "strzelił samobója". Tricky, twórca triphopu, jak napisało pewne branżowe pismo w Kalifornii "przejarał swój talent", czego dowodem są nieudane kolejne płyty po rewelacyjnej pierwszej "Maxinquaye". Wielu natomiast bez protezy takiej jak marihuana, nie stworzy nic.
Podczas rozmowy z Larrym Kingiem, gospodarzem amerykańskiego talk show, Snoop Dogg wyznał, że regularnie pali marihuanę, którą przepisuje mu lekarz: - Przez cały czas jestem pod wpływem marihuany leczniczej - oświadczył artysta. - Nigdy nie wyszedłem na scenę trzeźwy. Zazdrościć, czy może współczuć?
Śmiem twierdzić, że niektórzy stworzyliby większe i ciekawsze dzieła, gdyby nie jointy. Nie odnalazłem w życiorysach wielkich twórców muzyki poważnej informacji, aby Mozart, Beethoven, Chopin, czy w końcu Penderecki inspirowali się marihuaną, czy innymi narkotykami. Wspomniana Billy Holiday umarła na serce i choroby wątroby spowodowane wieloletnim przyjmowaniem alkoholu i heroiny. W jej przypadku palenie marihuany nie wyszło na zdrowie, bo stało się jednym z wielu etapów autodestrukcji. Nie odnajdziemy wśród laureatów Nagrody Nobla osób przyznających się do takich doświadczeń na większym poziomie niż faza sporadycznych eksperymentów w czasach szkolnych.
Kamil Sipowicz: "W Polsce około 9 procent ludzi przyznaje się do używania marihuany. Moim zdaniem pieniądze, około 80 milionów złotych rocznie, które wydajemy na walkę z palaczami marihuany, najczęściej uczniami, studentami, można by przeznaczyć na coś innego, na przykład na ośrodki terapii czy kuracje metadonowe dla heroinistów, tak jak to się dzieje w Szwajcarii i innych cywilizowanych krajach".
Robert Rutkowski: Polska pod względem leczenia uzależnionych to bardzo cywilizowany kraj mający jeden z lepszych modeli terapeutycznych w Europie. Samych ośrodków Monaru jest w Polsce 135, plus ośrodki innych stowarzyszeń, które dadzą liczbę ok. 200 miejsc, gdzie można stacjonarnie leczyć osoby uzależnione od innych narkotyków. W samej Warszawie jest pięć programów substytucyjnych opartych miedzy innymi na metadonie (heroina jest obecnie de mode i ilość osób od niej uzależnionych stale się zmniejsza). Nie ma w Polsce bezpłatnych programów dedykowanych tylko osobom mającym problemy z THC, a powinny powstać ze względu na konieczność identyfikacji problemu u uczestników terapii. Palacz brown sugar (heroina) nie identyfikuje się z palaczem marihuany i odwrotnie. Największy w Polsce model leczenia osób uzależnionych od alkoholu również wydaje się nieprzydatny dla większości uzależnionych od marihuany, wśród których są też tacy, którzy alkohol kontestują.
Nie znam badań, z których wynika, że 9 procent Polaków pali marihuanę. Jedynym wiarygodnym badaniem jakie w Polsce przeprowadzono to ostatnia ankieta z 2009 roku, w której 5 procent respondentów przyznaje się do jednorazowego kontaktu z marihuaną raz w życiu, 2 procent do palenia w ciągu ostatniego roku, ani jedna do używania w ciągu ostatnich 30 dni. 9 procent badanych z aglomeracji pow. 500 tys. mieszkańców przyznało się do kontaktu raz w życiu, 2 procent na terenie reszty kraju (Źródło: Europejskie Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii). Problemem jest natomiast zwiększające się palenie marihuany przez dzieci i młodzież (Źródło: ESPAD 2011, Polska). W okresie 2007-2011 wzrost o ok. 10 procent badanych przyznających się do jednorazowej konsumpcji pochodnych cannabisu.
Teoria, że w momencie zalegalizowania marihuany wysypie się worek z pieniędzmi jest mocno naciągana. Doświadczenia Holandii pokazują, że po otwarciu w Amsterdamie w 1972 roku pierwszego coffee shopu o nazwie Mellow Yellow, zanotowano w ciągu kilku lat lawinowy wzrost konsumpcji pochodnych cannabisu, który po ok. 10 lat zmalał do poziomu aktualnie jednego z najniższych w Europie. Wzrost sprzedaży i zyski z tego wynikające zostaną nie tylko nie zrównoważone, ale też znacznie przekroczone przez negatywne konsekwencje medyczne związane z przyjmowaniem pochodnych cannabis. Mimo faktu, że konsumpcja marihuany jest dużo mniej szkodliwa dla zdrowia niż takich środków jak heroina, kokaina, nikotyna, alkohol, mefedron, to jednak jej duża popularność i przewidywany jej wzrost mogą mieć znaczący wpływ na stan zdrowia publicznego. Dodać należy jeszcze fakt, że w chwili obecnej, chcąc wprowadzić legalizację cannabis, rozwiązanie, które jest jedynym logicznym, należy się liczyć z koniecznością wydania wielkich pieniędzy na akcję edukacyjną, przygotowującą Polaków, a szczególnie tych najmłodszych, do wprowadzenia tak radykalnych zmian. Decydując się na legalizację, czy chociaż depenalizację, należy wydać środki finansowe na profilaktykę i na leczenie już mających problemy zdrowotne związane z konsumpcją marihuany.
Kamil Sipowicz: "Przeciętni ludzie uważają, że alkohol nie powoduje żadnego rozszerzenia świadomości. I nie boją się, że ktoś po alkoholu zabije żonę, czy spowoduje wypadek, lecz boją się tego, że po marihuanie owe pasmo spostrzeżeniowe, którym biegnie normalny bodziec, ulegnie poszerzeniu i ludzie będą się zachowywać inaczej niż zwykle. Boją się nieprzewidywalności zachowań. Alkohol jest swojski i kryminogenne zachowania pijanych ludziom nie przeszkadzają. Nie dostrzegają tego, że po marihuanie praktycznie nie spotyka się zachowań agresywnych, wypadków samochodowych. Oczywiście marihuana powoduje pewien uskok w paśmie przenoszenia bodźca i powoduje efekt rozluźnienia i inną percepcję czasu, przestrzeni, barw, dźwięków".
Robert Rutkowski: Tylko w tym roku miałem pięciu pacjentów, którzy mieli wypadki samochodowe będąc pod wpływem THC. W dwóch zginął człowiek. Pierwszy z pacjentów czeka na miejsce w więzieniu, drugi ma sprawę w toku i jest na krawędzi wyczerpania nerwowego. Już nie pali. Prowadzenie auta pod wpływem marihuany to duże wyzwanie - wymaga koncentracji na wielu czynnościach, którą marihuana uniemożliwia. Z jakichś powodów sprawdza się w USA pilotów samolotów, czy mieli przez ostatnie pół roku kontakt z cannabis. Dlaczego? Z powodu pogorszenia się zdolności psychomotorycznych nawet przez kilka tygodni od momentu intoksykacji.
Sama marihuana nie jest groźna. Staje się taka dopiero w połączeniu z człowiekiem. W zetknięciu z jego deficytami, kompleksami, wygórowanymi ambicjami, żądzami może stać się odbezpieczonym granatem. Stan po marihuanie jest zależny od stanu psychofizycznego osoby jej używającej. Jeśli jest on zły, palenie spotęguje wszystkie problemy i niedoskonałości. Stąd niektórych, tych słabszych, nieprzygotowanych, dopada po pierwszej sesji z jointem stan psychozy, kończący się niekiedy interwencją u psychiatry i podaniem trankwilizatorów.
Kamil Sipowicz: "(...) medyczna marihuana w Kalifornii jest już legalna. Również w stanie Kolorado. W Kalifornii można posiadać do jednej uncji, czyli do mniej więcej 28 gramów. (...). W Kalifornii wystarczy mieć receptę od lekarza, marihuanę przepisuje się tam na wiele chorób, na depresję, stwardnienie rozsiane, bóle okołorakowe, przy kuracji lekarstwami przeciwko AIDS".
Robert Rutkowski: Gwoli ścisłości - w Kalifornii wystarczy ustna dyspozycja do stosowania cannabis. W prawie federalnym natomiast konopie indyjskie są sklasyfikowane jako niebezpieczna substancja nieposiadająca zastosowania medycznego. Umożliwia to rządowi federalnemu ściganie sądownie wszystkich osób używających konopi indyjskich lub będących dostawcami tego narkotyku.
Wprowadzenie koncepcji marihuany medycznej w Polsce jest czymś nad czym warto rozmawiać, gdyż jest to dla rzeszy osób uzależnionych od cannabis, nie wyobrażających sobie życia bez skręta, pewne rozsądne rozwiązanie, w przypadku braku możliwości wprowadzenia legalizacji. Ci ludzie przestaliby żyć w poczuciu ciągłego zagrożenia represjami prawnymi, a wielu z nich to osoby o głębokim poczuciu sprawiedliwości np. prawnicy, lekarze, urzędnicy. Pochodne cannabis są podawane niekiedy przy powyższych schorzeniach, ale nie w celu ich wyleczenia, bo marihuana nie wyleczy AIDS, ale może pomagać niektórym chorym przy zaburzeniu np. łaknienia, którego zanik jest skutkiem ubocznym np. chemioterapii.
Kamil Sipowicz: "Nigdy nie twierdziłem, że marihuana jest panaceum na choroby tego świata. Oczywiście może też uzależniać, może powodować stany paranoidalne, lękowe, szczególnie jeśli jest to skun sztucznie napędzany. Ale uzależnienie od marihuany jest tylko uzależnieniem psychicznym, a nie fizycznym, toteż daje nadzieję na szybkie wyleczenie".
Robert Rutkowski: To mit funkcjonujący w środowisku palaczy cannabis, że jest zły skun chemicznie napędzany i dobra trawa domowo hodowana. Są na świecie dwie odmiany marihuan: monoploidalna i poliploidalna. Różnią się ilością chromosomów na gen, co wpływa na jakość i ilość tetrahydrokanabinoli zawartych w roślinie, czyli moc towaru. Wyhodowanie tak mocnej odmiany cannabis było zabiegiem stricte handlowym, gdyż obecny 1 g towaru to jak kiedyś ok. 10 g. Mniej trzeba przewozić i wydawać pieniędzy na transport niż przy słabszych odmianach. To tak jakby porównać lekkie wino do spirytusu. Efekt odurzenia i odlotu jest dużo szybszy. Problem z marihuaną polega również na tym, że ma ona odwrotną tolerancję tzn. ktoś kto dużo pali np. raz dziennie, potrzebuje do odurzenia się dużo mniej niż ktoś kto pali raz na miesiąc. THC odkłada się, kumuluje w komórkach lipidowych, co powoduje, że taka osoba praktycznie jest non stop pod wpływem marihuany, nawet jeśli paliła tydzień temu. Miałem pacjentów u których testy wykazywały obecność THC w moczu nawet po półtora miesiąca. Skun jest odmianą genetyczną marihuany na poziomie genu i już nasiona są skunem, a nie jak się powszechnie uważa, że to technologia hydroponiczna stosowana powszechnie w Holandii plus dodawanie jakiejś bliżej nieokreślonej chemii powodują jego stworzenie. Konsumenci marihuany kupują w dobrej wierze nasiona licząc na wyhodowanie czegoś ekologicznego, nie zdając sobie sprawy, że palą mutanta zmodyfikowanego genetycznie, czyli roślinę z grupy GMO. Nikt na świecie nie prowadzi badań o wpływie palenia takich odmian na konsumenta w perspektywie wieloletniej. Ryzyko jest moim zdaniem duże.
Nie każda osoba używająca narkotyków od razu staje się narkomanem. Na to trzeba trochę popracować. Nie od razu trzeba wszystkich leczyć. Uzależnienie jest terminem diagnostycznym, którego nie należy nadużywać. Pojawia się dopiero wtedy, gdy mamy straty w obszarze zdrowotnym, czy społecznym. Natomiast jeśli już się pojawi uzależnienie, to najłatwiej leczyć uzależnienie fizyczne, a najtrudniej psychiczne. Trwa to niekiedy długie lata. Szybkie wyleczenie nie istnieje w obszarze psyche. To niekiedy nauka chodzenia od początku.
Postulowanie o zmianę restrykcyjnego prawa obowiązującego w Polsce względem osób konsumujących pochodne cannabis nie oznacza jednoczesne bycie zwolennikiem palenia. Sami konsumenci próbując wywalczyć zmianę swojego prawnego status quo używają argumentów niewiele mających wspólnego z rzeczywistością np. o nieszkodliwości palenia marihuany. Podobnie zresztą jak przeciwnicy jej używania często używają argumentów daleko zgodnych z faktami np. że palenie cannabis to wstęp do brania innych narkotyków.
Jestem zdeklarowanym przeciwnikiem brania narkotyków, w tym również palenia marihuany, jednocześnie dając prawo do używania jej przez tych, którzy bez względu na stan prawny i tak będą to robić. Istniejący stan rzeczy jest niedopuszczalny, gdyż od wielu miesięcy trwa permanentna promocja marihuany. Przekaz szkodliwy i niebezpieczny dla dzieci i młodzieży, choćby w kontekście wspomnianych już badań ESPAD 2011.
Legalizacja to opcja radykalna, ale najbardziej logiczna, gdyż jeśli prawo umożliwia posiadanie, nie dając prawa na legalne kupowanie, to mamy stan prawny pozwalający na nielegalne dystrybuowanie marihuany na terenie Polski. Możecie sobie palić, posiadać, ale kupujcie u dilerów. Mafia rośnie w siłę, a ludzie głupieją. Inna opcja to model singapurski z zamordyzmem i brakiem swobód obywatelskich, na jaki ciężko się będzie Polakom zgodzić. Każdy z tych modeli będzie lepszy od obecnej sytuacji zawieszenia w próżni.
Fot. Materiały prasowe