- Byłam na ogniskach, na których nie było kiełbasy i karkówki, ale na grilla bez lejącego się obficie alkoholu jeszcze nie trafiłam - mówi Tatiana Mindewicz-Puacz, szefowa Fundacji FIRST i terapeutka. To jej upór stoi za ponownym wydaniem książki Caroline Knapp "Picie. Opowieść o miłości". Książki, która pokazuje mechanizmy prowadzące do uzależnienia i pozwala przejrzeć się w niej, jak w lustrze. Kiedy spotykam się po jej lekturze z Tatianą Mindewicz-Puacz, na pytanie o wrażenia, odpowiadam: - Od miesiąca nie tknęłam alkoholu. Terapeutka uśmiecha się i mówi, że to normalna reakcja, przez którą przechodzą wszyscy, potem mi minie.
Zanim pojechałam pogadać o książce i wysokofunkcjonujących alkoholikach (przeciwieństwo panów, wystających pod monopolowym), napomknęłam o tym przyjacielowi, który ma własny sklep spożywczy w centrum Warszawy. - Ja mogę powiedzieć ci, jak wygląda alkoholizm wśród dobrze ustawionych warszawiaków - mówi. - Wciąż widzę te same eleganckie sylwetki, które co wieczór kupują wino lub mocniejsze trunki - rzucając mimochodem, że "rodzina przyjechała", "oblewają awans", "mieli taki ciężki tydzień" . Ta potrzeba tłumaczenia się zawsze wzbudza moją podejrzliwość, podobnie jak kupowanie gorzkiej żołądkowej miętowej w setkach - największego hitu wśród alkoholików na stanowiskach, bo podobno nie czuć jej w oddechu.
- A nie masz tam osób, które są zniszczone przez alkohol i widać, że przez procenty przegrali życie? - pytam. - Na takich ludzi mówię "Taternicy", bo kilka razu w ciągu dnia uzupełniają poziom alkoholu we krwi piwem Tatra, które w moim sklepie należy do najtańszych. Jasne, mam i takie postacie - kobiety, mężczyzn - w nieokreślonym wieku... Moja żona twierdzi, że z jedną z taterniczek chodziła do szkoły, więc musi mieć 40 lat, na które rzecz jasna nie wygląda. - Fioletowe nosy - tak o alkoholikach z naszych wyobrażeń, mówi strażnik miejski, który prosi o niepodawanie swojego imienia. - To oni zazwyczaj śpią na przystankach autobusowych, stoją w bramach i zapominają o swoich psach przywiązanych pod sklepami spożywczymi. "W rzeczywistości tylko trzy do pięciu procent ogółu alkoholików, czyli drobny ułamek stanowi zapijaczone męty z rynsztoka" - przekonuje w książce Caroline Knapp. Kim jest cała reszta?
- Kto z państwa miał do czynienia z szefem lub szefową, którzy mieli problem z alkoholem? - padło pytanie podczas konferencji poświęconej premierze książki Caroline Knapp. Wszyscy, a w sali było około 12 osób, zgodnie podnieśli ręce, w tym także ja. - Miałem dyrektor ds. marketingu, która miała ksywkę AAneta. Wiadomo było, że wszelkie sprawy można z nią załatwiać wyłącznie do południa, bo potem była tak pijana, że żadne ustalenia nie miały sensu - opowiada Andrzej. - Kiedyś na spotkaniu biznesowym tak się upiła, że w pewnym momencie twarz jej opadła centralnie w stojący przed nią talerz z makaronem w sosie pesto. Dlaczego jej zachowanie tolerowano? O mafii dobrze sytuowanych alkoholików będzie za chwilę. Oliwia także miała szefa, który wyglądał świetnie - młody, przystojny, dobrze ubrany, kreatywny. Taki był punktualnie do 13.30, później znikał na obiad, który stanowiło kilka szybkich kieliszków wódki i zagrycha. Po powrocie robił się agresywny, nieprzyjemny. Praca z nim była koszmarem, bo wszystkie pomysły, które akceptował do południa, po południu "zwalał" - wspomina kobieta. Co ciekawe przyjęto go do pracy, chociaż od lat ciągnął się za nim smród alkoholu, a jego uzależnienie wcale nie było tajemnicą. Najbardziej mnie jednak przerażało, że on jeździł samochodem i odbierał swoje dzieci z przedszkola.
Alkohol i alkoholizm są wszechobecne - ile razy do mediów trafiały informacje o pijanej lekarce, kierowcy autobusu, aktorze, któremu zabrano prawo jazdy, gwieździe, która wylądowała w izbie wytrzeźwień? Przypadek, czy problem alkoholowy, który latami tolerowany nagle ujrzał światło dzienne?
- Ja "zaawansowanych alkoholików" rozpoznaję bez pudła - twierdzi znajomy właściciel sklepu - mają napuchnięte, obrzęknięte twarze, popękane naczynka na buzi, lekko spowolniony ruch powiek. Knapp w swojej książce ma podobne spostrzeżenia, alkoholików porównując do ogórków: "(...) prawdziwy alkoholik to ktoś, kto ze świeżego ogórka zmienił się w marynowany. Można spróbować powstrzymać proces marynowania, ale w żaden sposób nie da się zmienić marynowanego ogórka z powrotem w świeży".
Caroline Knapp zaczynała picie od razu po pracy w pobliskim barze. Fot. roberthuffstutter/Flicr (www.flickr.com/photos/huffstutterrobert)
Czy picie tylko w weekendy - na dwie osoby dwóch butelek wina wieczorem w piątek i sobotę oraz jednej flaszki w niedzielę powinno zwrócić uwagę na problem? Czy to już cotygodniowy ciąg? Takie pytania pojawiły się, kiedy byłam na 130 stronie książki "Picie, opowieść o miłości". Mowa tam o kontrolowanym piciu. "Wysiłki zmierzające do kontrolowania picia - wprowadzanie zmian, ograniczanie, rozwijanie setek rozmaitych strategii - należą do najbardziej rozpowszechnionych cech postępowania alkoholika. Wyrzekamy się mocnych trunków i postanawiamy wytrwać przy piwie. Ustalamy nowe zasady: nie będziemy pić w samotności, nie będziemy pić przed południem, nie będziemy pić w pracy, będziemy pić tylko w weekendy albo dopiero po piątej (...), zrobimy wszystko - wszystko - aby sobie udowodnić, że naprawdę potrafimy pić odpowiedzialnie". Bo wysokofunkcjonujący alkoholicy (ang. HFA - High-Functioning Alcoholics) radzą sobie świetnie i to usypia czujność otoczenia i ich samych.
Jak alkoholikiem może być osoba, która zajmuje wysokie stanowisko, zarabia kupę kasy, jest punktualna, żyje na wysokich obrotach, pije ekskluzywny alkohol, a nie jakiś "Czar Teściowej" czy "Siarofrut"? Kobiety, które są HFA wyglądają idealnie - wyperfumowane, umalowane, świetnie ubrane - tak, jak potrafią zorganizować w najdrobniejszym detalu życie swoich działów, z taką samą starannością zacierają ślady picia. Butelki wyrzucają hurtowo wożąc je do oddalonych od miejsca zamieszkania kontenerów, alkoholu nie kupują w tym samym sklepie, tylko w różnych, żeby nikt nie kojarzył ich z procentami, piją w domu, ukryte przed spojrzeniami innych, flaszki kamuflując w sobie tylko znanych miejscach. - Szokiem było dla mnie odkrycie w zamrażarce znajomej kompletnie zamrożonej butelki wódki - wspomina Marzena. - Ona musiała metodycznie uzupełniać wódkę wodą, aż do stanu, w którym płyn tak rozcieńczył alkohol, że ten zamarzł. A to tylko jeden z miliona kreatywnych pomysłów na tworzenie iluzji.
Wyniki badania EZOP (pierwszego w Polsce badania stanu zdrowia psychicznego Polaków na próbie 10 000 respondentów) sugerują, że tradycyjny wzór picia (mała częstotliwość sięgania po alkohol i relatywnie wysokie dawki jednorazowe), jaki był powszechny w Polsce jeszcze w latach osiemdziesiątych, ulega transformacji. Alkohol staje się produktem codziennego użytku. Większa częstotliwość picia wiąże się z ryzykiem wykształcenia się tolerancji na działanie alkoholu, co zwykle poprzedza zwiększenie jednorazowo konsumowanych ilości. Najpierw pijemy tylko w weekend - butelkę wina, później dwie butelki. Coś się wydarza w naszym życiu i pojawia się drink we wtorek, później jeszcze w czwartek i nie mija rok, a pijemy codziennie. HFA czują się zawstydzeni swoim zachowaniem po alkoholu, dodatkowo nie potrafią pić umiarkowanie chociaż bardzo starają się kontrolować swoje picie.
"Bez alkoholu nie ma zabawy" a "kto nie pije, ten donosi" - takie hasła promują picie. Fot. Jeffk/Flicr (www.flickr.com/photos/jeffk)
- Ma pani depresję/cierpi pan na bezsenność/jest pani wypalona zawodowo - jeśli taką diagnozę słyszą od lekarza osoby, które czują, że coś im w życiu nie idzie, to same nie wpadną na pomysł, że źródłem problemów jest alkohol. Zwłaszcza, że wspominana już wcześniej rodzina często ma interes w tym, żeby sytuacja nie ulegała zmianie.
- Kobieta, która decyduje się na odwyk oznacza poważne obciążenie dla rodziny. W wielu domach jej zniknięcie oznacza zapuszczenie mieszkania, stosy nieuprasowanego prania, przepełniony kosz z brudną bielizną, pustą lodówkę i stołowanie się na mieście. Mężczyzna w tej samej sytuacji to bohater, witany w lśniącym czystością domu girlandami przez wyszorowane dzieci i odpicowaną żonę - o parującym rosole dostarczonym przez mamę nie wspominając - mówi terapeutka Tatiana Mindewicz-Puacz. Inny jest także odbiór ze względu na płeć trzeźwych alkoholików - mężczyźni są postrzegani jako silne osobowości, osoby godne podziwu, o których mówi się z dumą, a kobiety to słabe, żałosne istotki, które robią z siebie pośmiewisko i są piętnowane.
W tajnym spisku, który ma na celu kamuflowanie nałogu HFA biorą udział wszyscy - on sam, rodzina, pracownicy, znajomi. - Jeśli do pracy przyjdzie pijany górnik, i pracodawca złapie go pijanego, to raczej pewne jest, że dostanie wypowiedzenie albo co najmniej wpis do akt i naganę. Co mają zrobić podwładni pani prezes, która na imprezie firmowej pijana w sztok dostawia się do swoich pracowników, tańczy na stole i w końcu spada ze schodów? - Asystent może w pewnym momencie zamiast whisky z colą podawać jej samą colę - tak to się dzieje w pewnym bardzo konkretnym przypadku - mówi Ania, która więcej szczegółów nie ujawni. Złapani po pijaku za kierownicą mogą uruchomić koneksje, których osobom dobrze ustawionym - prawnikom, prezesom, profesorom, dziennikarzom raczej nie brakuje. Dlaczego AAneta po wybryku z twarzą w makaronie pesto nie wyleciała z hukiem z roboty? - Bo prezes zawdzięcza jej awans, a lata temu połączył ich ognisty romans.
Ekstrapolacja wyników badania EZOP na populację Polski w wieku produkcyjnym pozwala szacować liczbę osób nadużywających alkoholu na ponad 3 miliony, a wśród nich ponad 600 tysięcy to osoby z zespołem uzależnienia. Z analiz wynika, że w grupie tej zdecydowanie dominują mężczyźni, wśród których zidentyfikowano 20,5 procent nadużywających alkoholu i 4,4 procent - uzależnionych. Oznacza to, że co piąty mężczyzna w wieku produkcyjnym nadużywa alkoholu. Wśród kobiet odsetek nadużywających jest znacznie mniejszy i wynosi 3,4 procent. Badanie wykazało, że ponad 80 procent populacji w wieku 18-64 lat można zaliczyć do kategorii konsumentów alkoholu, tzn. osób, które w ciągu ostatnich 12 miesięcy piły go. Wcale mnie to nie dziwi - z punktu widzenia miesięcznej abstynencji obserwowałam moje otoczenie podczas przedłużonego weekendu połączonego ze Świętem Zmarłych. Środa - spotkanie ze znajomymi - każdy przynosi wino, czwartek rodzinny obiad, wino, koniak, sobota - impreza w klubie - drinki, niedziela, spacer po mieście - piwo. I jeszcze zasłyszane rozmowy, w których ewidentnie skacowani młodzi ludzie licytują się, kto bardziej popłynął minionej nocy.
"Rano kawka, wieczorem "Żubr""? I kawka i żubr (jako symbol procentów) idealnie wpisuje się w życie, które czasami dosłownie... płynie litrami.
Świetna książka, która wiele uświadamia - pijącym i ich bliskim. Caroline Knapp, "Picie. Opowieść o miłości". Fot. Materiały prasowe
Jeśli chcesz sprawdzić, czy masz problem, wejdź tutaj i odpowiedz sobie na pytania.