- Mam ci o moich wydatkach opowiadać? Przecież mnie zeżrą w komentarzach! - taką odpowiedź na pytanie o budżet w dobie kryzysu dała mi mailowo Dorota. Rzeczywiście, na reakcje na szczerą wypowiedź o obcięciu wizyt w restauracjach serwujących sushi, która padła z ust znanego dziennikarza, nie trzeba było długo czekać. Nie odpuszczam jednak i drążę dalej. - Moja pensja zjechała ostro w dół i osiągnęła poziom 2/3 dawnej wysokości - zaczyna swoją opowieść Weronika. - Musiałam obciąć większość przyjemności, bo inaczej nie starczyłoby mi do pierwszego, a właściwie dziesiątego.
Na pierwszy ogień poszedł cotygodniowy manicure i pedicure raz w miesiącu - zaczyna wyliczać Weronika.- Na szczęście potrafię sama dbać o paznokcie, więc moje stopy i dłonie nie ucierpiały na tym. Kolejnym krokiem było zainwestowanie 100 zł w maszynkę do wosku, zapas wkładów i plastrów do depilacji. Ten zakup zwrócił się natychmiast. Nie jestem kosmetyczką, dlatego zabiegów w salonie nie jestem w stanie odtworzyć w domu, ale tutaj także kryzys mnie dotknął - zamiast raz w miesiącu, chodzę do salonu raz na dwa, zainwestowałam jednak w specjalistyczne kosmetyki do mojej cery.
Własnoręcznie wykonany manicure to oszczędność rzędu 40 zł. Fot. Bex.Walton/flicr.com
A i jeszcze nie chodzimy z chłopakiem do kina na filmy, na które możemy poczekać, aż będą w telewizji lub jako dodatek do gazety - są wtedy tańsze niż dwa bilety do kina. Ciuchów nie kupuję, chyba, że naprawdę mam potrzebę - na szczęście z tłustych lat zostały mi dobre gatunkowo ubrania, które są ponadczasowe. Jak nadchodzą moje urodziny lub imieniny to proszę o jeden składkowy, porządny bon podarunkowy do EMPiKu lub ulubionego sklepu z ciuchami, opcjonalnie voucher na jakiś wypasiony masaż.
Karolina nie odczuwa za bardzo kryzysu, bo jej uposażenie się nie zmieniło, ani na plus, ani na minus - chociaż przyznaje, że widzi, że ma mniejszą siłę nabywczą. W jej podejściu do konsumpcji pojawiła się jednak większa świadomość. - Jak patrzę na swoje dawne zakupy - np. ubraniowe - to teraz są one bardziej przemyślane, a za każdym razem kiedy mam ochotę coś kupić, zastanawiam się, czy aby na pewno jest mi to niezbędne do szczęścia - mówi. - Czuję się źle obrastając w niepotrzebne przedmioty i ubrania. Karolina najwięcej wydaje na bilety do teatru - nie ma jednak zamiaru z nich rezygnować.
Przemyślane zakupy i jakość, która starcza na dłużej. Fot. twicepix/flicr.com
Ania, która także nie narzeka na kryzysowe obniżenie stopy życiowej opuściła nieco poprzeczkę i zmieniła miejsce, w którym robi zakupy. - Kiedyś kupowałam w Piotrze i Pawle, teraz w Lidlu. Do tego pierwszego jeździ po sery i wędlinę na wagę oraz pieczywo, resztę kupuje w tym drugim. Kolejną zmianą była sprzedaż dwóch samochodów i zakup jednego, młodszego i mniej awaryjnego. Z zabiegów upiększających i wydatków na własne przyjemności Ania nie zrezygnowała wcale: - W tej kwestii wszystko jest po staremu. Inaczej sprawa się ma z wakacjami - nie polecimy z mężem w wymarzoną podróż, bo jest jednak zbyt droga, a jak wiadomo, czasy są niepewne, lepiej więc nie ryzykować i przełożyć ją na bliżej nieokreślona przyszłość.
Ola nie jest typem rozszalałej konsumentki, ale ma dziedziny, w których potrafi finansowo popłynąć. - Kiedyś potrafiłam kupić 10 książek tygodniowo, teraz papier zamieniłam na tańsze wersje elektroniczne. Ubrań nie kupuję, póki nie muszę - a zazwyczaj muszę dwa razy w roku - na wiosnę i na jesieni. Słabością Oli są taksówki. - Mam bilet miesięczny, ale uwielbiam jak ktoś mnie wozi, tutaj jednak także poszłam w wersję kryzysową i jeżdżę klekotami najtańszej korporacji.
Taksówka zamiast autobusu? Czysta rozpusta. Fot. vincent desjardins/flicr.com
Sytuacja finansowa Marzeny z roku na rok poprawia się, samoograniczanie się w jej przypadku nie ma więc uzasadnienia. - Najwięcej wydaję na kulturę, np. bilety na koncerty. Sama jednak staram się - pomimo sprzyjających warunków - oszczędzać. Nie mam może celu, na który odkładam, po prostu doszłam do wniosku, że nadszedł w moim życiu moment, w którym wydawanie wszystkiego na bieżąco powinno się skończyć.
- Moim jedynym ograniczeniem jest zima - bo wtedy część budżetu zżerają opłaty za gaz - wyznaje Kasia. - Przez resztę roku nie ograniczam się w żaden sposób, a najwięcej pieniędzy wydaję na ciuchy i dodatki. Czy kryzys zmienił jej nastawienie do zakupów? - Nieee, korzystam z życia, jakby nie miało być jutra. No, może mniej wydaję na knajpy - dodaje po chwili zastanowienia.
Edyta padła ofiarą kryzysu już na początku jego trwania. - Przez rok żyliśmy z jednej pensji i z oszczędności, ale była do dla całej naszej rodziny lekcja pokory. Przeprosiłam się ze sklepami, do których wcześniej nie chodziłam - Kauflanda i Lidla, a pożegnałam z Bomi i Piotrem i Pawłem. Wszystkie zakupy były bardzo przemyślane, a ilość np. jedzenia dokładnie zaplanowana. Paradoksalnie kryzysowa sytuacja finansowa uświadomiła Edycie, że za jakość warto płacić. - Drogie ubrania i dodatki wykonane z dobrej jakości materiałów starczają na dłużej i szlachetnie się starzeją, nie musiałam więc kupować nowych ubrań, a w noszonych od lat wciąż wyglądałam dobrze.
Także próby oszczędzania kosztem jakości skończyły się źle - tańsza fryzjerka spartaczyła robotę, a samodzielnie wykonywany manicure wymagał interwencji specjalistki. Chociaż teraz Edyta nie narzeka już na kryzys, niedawne nawyki weszły jej w krew - staliśmy się rozsądniejsi i o wiele lepiej kontrolujemy wydatki.