Żeby mówić tak otwarcie jak Marek Raczkowski w książce "Książka, którą napisałem, żeby mieć na dziwki i narkotyki" należy pozbyć się wstydu i nie oglądać na innych. Prowokacja? Może. Szok? Poniekąd. Interesująca lektura? Z pewnością.
Marek Raczkowski: 18. To właśnie w tamtych czasach było. Dziewczyna, którą przygarnąłem była moją drugą partnerką seksualną.
Też myślę, że późno, ale po prostu wcześniej nie chciałem. Bardzo długo odpowiadał mi sam seks oralny. To zresztą była norma w tamtych czasach, czyli "wszystko oprócz tego". Mniej więcej od ósmej klasy do matury. Wszyscy się lizali, nikt nie wkładał. Poza tym wszystkie dziewczyny, które chciały ze mną były dziewicami.
Bardzo źle. Straciłem dziewictwo z pierwszą napotkaną niedziewicą, która mnie chciała.
Wyobrażałem sobie, że dobrze by było i wszystko by sprawniej przebiegło, gdyby choć jedna strona wiedziała co nieco na ten temat. A poza tym bałem się ciąży - w domyśle było, że dziewica nie łyka pigułek antykoncepcyjnych, a wizja utraty dziewictwa przez dwoje ludzi przy użyciu prezerwatywy była dla mnie jednak jakoś groteskowa.
Tak, było na tyle dobrze, że ta dziewczyna nie zorientowała się nawet, że to mój pierwszy raz. A potem to kolejne partnerki już się posypały - jak się miało takie mieszkanie, to trudno było zachować umiar. Jakoś tak się zresztą złożyło, że większość moich partnerek seksualnych to były dziewczyny moich kumpli. Bardzo łatwo było u mnie zostać sam na sam. Na ogół udawało mi się z tymi dziewczętami zakochanymi w swoich chłopakach, czyli moich kumplach, zwykle dużo wyższych ode mnie, co też dodawało sprawie pikanterii i narażało mnie na niebezpieczeństwa. Z tego też powodu zapisałem się na judo żeby móc się obronić w razie ataku jakiegoś zazdrośnika. (...)
Nie mam pojęcia. Kobiety są przedziwne jeśli o to chodzi. Zdarzyło mi się, że jedna z nich zachęcając mnie gestami i pozwalając na moje gesty, jęczała jednocześnie: "O nie, tylko nie to, nie mogę zdradzić Andrzeja!". Do tej pory zresztą zdarzają mi się podobne przypadki. Ostatnio - z jedną z naszych wspólnych koleżanek, ale jakby tego było mało, następnego dnia w rozmowie ze mną mówi: "Nie wyobrażam sobie, żebym mogła zdradzić męża". Czyżbym popełnił przestępstwo i wykorzystał upośledzoną osobę?!
Tak, ale znam dobrze swoich kolegów i wiem, co oni robią, kiedy tych żon nie ma. Mam ich w związku z tym w dupie. Nawet nie próbuj wywołać u mnie wyrzutów sumienia. Miałem przyjaciela, który był niewyobrażalnie zazdrosny o żonę, a gdy jej nie było, opowiadał mi, jak to na wyjeździe jakąś laskę dorwał i zerżnął ja na zapleczu sklepu. Rzygać się chce. Ten zanik dyskrecji jest u mężczyzn nie do zniesienia. Ale dzięki temu nie miałem żadnych skrupułów przed pójściem do łóżka z jego żoną. Nie myśl tylko, że ja aktywnie podrywam te żony kolegów. Nie. Ja po prostu korzystam z okazji. Weźmy na przykład Euro 2012. To jest rozrywka tylko dla połowy narodu. Druga połowa, zwana piękną, ma to generalnie w dupie. Faceci spotykają się w pubach, po domach, gromadzą się stadnie przed telewizorami. A gdzie ja wtedy jestem? Z ich żonami! (...)
Ja prostytutki kocham i szanuję. A już zwłaszcza te zza wschodniej granicy. Mam bardzo zażyłe stosunki z prostytutkami. Sam mam przecież lekkie obyczaje. Czasami zapraszam dziewczyny z agencji towarzyskich tylko po to, żeby z nimi pogadać albo zrobić im przedstawienie, które trwa dwie-trzy godziny w zależności od tego, ile mam pieniędzy. Zawsze wychodzą zachwycone.
To rodzaj przemówienia o prawach człowieka, o tym, że są wspaniałe, że uszczęśliwiają ludzi takich jak ja. Bo straszne jest to, że większość z nich ma wyrzuty sumienia i poczucie, że robi coś złego. A co one takiego złego robią? Sprawiają, że mój mózg produkuje substancje, które sprawiają, że mniej wydam na narkotyki. A może właściwie produkuje te substancje, które produkowałby po narkotykach? Więc mówię im, żeby przestały się przejmować społecznym piętnem, że nie muszą dźwigać traumy - bo one przecież wciąż mają głębokie poczucie potępienia i tego, że są grzesznicami. W większości zresztą to poczucie - o paradoksie - pogłębiają w nich klienci. Bo problemem nie są prostytutki, tylko klienci, to oni są potworami w tym układzie. Gdyby nie klienci, ten zawód byłby szanowaną i pożądaną wśród kobiet profesją.
No jasne. Zresztą działa też inny mechanizm - alkoholicy mają największy wstręt do wódki, kryptogeje są największymi homofobami, a kurwy są najbardziej pruderyjne.
Znam wiele takich ślicznotek. Ciągle chichoczą i chodziły kiedyś z Mikołajem Komarem. Po wódce słucham często ich rozmów o mężczyznach - jak oni się do nich podwalają, przysiadają się do stolika w kawiarni i mówią: "Taka piękna i sama, a ja miałem czwórkę plus z historii w gimnazjum i jeżdżę golfem". I one z nich szydzą, prowokują ich, a potem chichocząc, znikają. To okropne. Mówię im: "Nie róbcie tak. To są może idioci, ale ludzie, oni czują". Forma, w której ci chłopcy wyrażają swoje zainteresowanie nimi, jest z pewnością żenująca, ale odrzuceni cierpią tak samo jak ci, co znają się na technikach podrywania. Chłopcy mimo że całe życie udają macho, potrafią się strasznie załamać, stracić całą pewność siebie po takim spotkaniu. Oni tego nie okażą, oni nawet powiedzą za nią: "Ty kurwo", ale mogą się po czymś takim do końca życia nie pozbierać i do końca życia będą potem zatruwali swoimi smutnymi historiami życie dziewczyn w burdelach. (...) Nie wiem, czy wystarczająco to wyjaśniłem, ale chodziło mi z grubsza o to, że śliczne młode, chichoczące i pewne siebie dziewczęta z dobrych domów są mało dla mnie pociągające. Jest w nich coś zbyt łatwego i bezwzględnego zarazem. (...)
Mam dla niej wiele szacunku. Także dlatego, że urodziła tyle dzieci. To trzeba szanować. Odchodząc od tematu pani prezydentowej, dla mnie kobiety w jakimś sensie zniszczone fizycznie przez macierzyństwo są very sexy. To chyba tak, jak dla kobiet sexy są rany, które mężczyzna zdobył na wojnie. Piersi, które wykarmiły wiele dzieci, są sexy, bo są dowodem na złożone w życiu jakieś ofiary. Skoro mężczyźni podrywają na blizny, to dlaczego kobiety matki miałyby się wstydzić obwisłych piersi?
Oczywiście, jak każdy normalny mężczyzna najchętniej uprawiałbym seks z nastolatką. Ale jednocześnie mówię o obwisłych piersiach całkowicie poważnie. Nie teoretycznie, z ubolewaniem, że chociaż powinno tak być, to jednak macho we mnie wybiera jędrne cycki. Mówię jako praktyk. Być może wynika to z tego, że mam mniejsze problemy z erekcją, niż ma większość mężczyzn (...).
Nie wiem, czy po trzydziestce, czterdziestce, czy po pięćdziesiątce. Ale po pięćdziesiątce na pewno też.
Ale ja sam, na własne oczy widziałem 30-letnich wymuskanych chłopców, pięknie ubranych i na pewno wydepilowanych na klacie i łydkach, którzy przychodzą do burdelu i szukają w nim właśnie takich kobiet.
Oni na skutek tego, że ciągle ćwiczą na siłowni i mają muskuły, i zażywają różne środki, które powodują zaburzenia erekcji, a nawet podobno zmniejszanie się penisa, przychodzą do burdelu, aby po jakiś ogromnych trudach osiągnąć wreszcie choć krztynę satysfakcji. A wybierają dojrzałe kobiety, takie mamuśki, ponieważ się przed nimi nie wstydzą. Krępują się tych opalonych na solarium dziewczyn, które mają silikonowe cycki. Bo to, jak wiadomo, bardzo podnieca polskich mężczyzn. (...)
Marek Raczkowski i Magda Żakowska w 1998 roku. Fot. Materiały prasowe
Dla mnie to kompletna dyskwalifikacja potencjalnej partnerki. To jak seks z upośledzonym. Coś strasznego. Generalnie chciałbym zrozumieć kobietę. Chciałbym być z kimś, kto tak jak ja jest człowiekiem i możemy ze sobą rozmawiać, żartować, przekomarzać się, uprawiać seks. Ale jeśli ktoś pozwala, żeby mu rozcinać ciało i wtykać coś pod skórę, nie po to, żeby uratować mu życie, tylko po to, żeby mężczyźni za nim gwizdali i cmokali, to ja nie mam mu nic do powiedzenia. Zadziwiają mnie też kobiety, które w dojrzałym wieku decydują się wyprostować sobie zęby. 40-latki z aparatem na zęby. Po co?! Do trumny? Też nie, bo na koniec i tak zażądają, żeby je spalić.
Tylko dla urody! Ale co w prostych zębach jest znowu takiego pięknego? Przecież to banał. (...)
Kiedyś - tylko chude. Dzisiaj zwracam uwagę na inne rzeczy, ale o tym już rozmawialiśmy. Chociaż jak zauważył ostatnio mój kolega, znowu wróciliśmy do sytuacji, w której ładna laska to chuda laska. (...)
Bo poprzeczka jest niżej ustawiona. Bo one tak łatwo mężczyzny nie zapędzą w rozmowie w kozi róg. Wymagania są mniejsze. Mężczyzna nie czuje, że po raz kolejny się ośmiesza. Pełna akceptacja i pełen zachwyt. Z młodymi kobietami czujemy się przyjemnie i to jest całkiem zrozumiałe. Generalnie czujemy wtedy, że jeszcze nie umieramy, że wciąż żyjemy i że może być jeszcze w życiu fajnie. (...)
Długa choroba. Czasami trwa nawet rok. A potem mogą wystąpić nawroty.
I bardzo dobrze. Musiałem upaść na samo dno, żeby już tam nigdy nie wrócić. Jeśli się na dno nie trafi, to człowiekowi może się do końca życia wydawać, że w tym uczuciu kryje się jakaś większa wartość, głębia.
Fot. Materiały prasowe
Przytoczone fragmenty pochodzą z książki - rozmowy Magdy Żakowskiej z Markiem Raczkowskim wydanej przez wydawnictwo Czerwone i Czarne.