Kiedyś na początku procesu uczenia się hiszpańskiego, przerabialiśmy w grupie temat "części garderoby i wygląd". Nauczycielka, Hiszpanka, tłumaczyła nam, że gdy ktoś prawi nam komplement - zachwycając się na przykład naszą sukienką, w dobrym tonie jest, podziękować, równocześnie deprecjonując daną część garderoby: - Ach, to? Naprawdę? To taki staroć, kupiłam ją w za grosze...
Co kraj, to obyczaj? Nie do końca.
W obliczu wyników międzynarodowych badań, które przeprowadził Pentor Research International, a z których wynika, że Polki są jedynymi z najbardziej samokrytycznych kobiet świata (pierwsze miejsce zajmują pod tym względem Japonki), przeprowadziłam jednodniowy test. Komplementowałam kobiety w najbliższym otoczeniu, skupiając się na rzeczach, które moim zdaniem na zachwyt zasługiwały.
- Masz dzisiaj takie iskierki w oczach, ślicznie wyglądasz! - zaczęłam poranek w pracy tymi słowy.
- Bo się umalowałam... - padła odpowiedź okraszona skrzywionym uśmiechem.
Kolejne komplementy także dotyczyły wyglądu:
- Łałałiła, w tych spodniach masz nogi do nieba! - mówię.
- Łałałiła, tylko szkoda, że nie są szczuplejsze. - słyszę.
Czasami nawet nie muszę otwierać ust i werbalizować zachwytu, żeby usłyszeć:
- Ale mi się syf zrobił na policzku, wyglądam okropnie. Oczywiście gdybym nie została poinformowana o dokładnej lokalizacji pryszcza, nawet nie zwróciłabym na niego uwagi, zajmując się wytuszowanymi rzęsami lub fajnym kokiem. Komplementy dotyczące umiejętności, czy pracy także nie pozostają bez umniejszającego im echa:
- Jesteś moim wzorem i królową marketingu - mówię przyjaciółce, która została podkupiona przez konkurencyjną firmę, zarabia pierdylirad i zarządza kilkoma zespołami.
- Proszę cię, nie wiem, nawet co ja tam robię i kiedy zorientują się, że się pomylili... - odpowiada zlęknionym głosem.
Czy Hiszpanki tylko przez grzeczność deprecjonują komplementy - tego nie wiem, ale z badań wynika, że sztukę tę do perfekcji opanowały również Polki. I w tym przypadku nie ma mowy o pozornym umniejszaniu, ale deprecjacji wynikającej z głębokiego przekonania, że wcale nie jesteśmy takie boskie.
Wygląda na to, że tylko 40 procent z nas dobrze się czuje, gdy słyszy komplement, a siebie oceniamy o wiele bardziej krytycznie niż robi to otoczenie.
Żeby nie było - ja także raczej znajduję się w tych 60 procentach, chociaż coraz częściej na miłe słowa odpowiadam: Tak, myślisz? Dzięki . Po dzięki stawiam kropkę, gryzę się w język i przez wzgląd na lojalność względem siebie samej nie wytykam publicznie swoich potknięć czy niedociągnięć.
A co z kobietami, które wyglądają na zadowolone z siebie? Z analiz Pentoru wynika, że aż 90 procent z pań, które przez otoczenie odbierane są jako pewne siebie, silne i znające swoją wartość, w głębi duszy czują się kruche i niepewne. A to, jak udowadniają badania Instytutu Przemiany i Akademii Kobiet Sukcesu - źle.
Warto polubić siebie i z wiarą i otwartością przyjmować komplementy od innych. Może nie w tak ekstremalnej formie jak potrafią to robić niektórzy mężczyźni samozachwalając własne dokonania: Cudowne kotlety usmażyłem, takie chrupiące i soczyste w środku lub Po tym szamponie mam takie gładkie i błyszczące włosy...
Uczmy się, bo dobrze nam to zrobi.
Jak twierdzą specjaliści, konsekwencją braku pewności siebie jest odmawianie sobie prawa do zaspokajania własnych potrzeb, pragnień i udanego życia. Dla kontrastu, zwiększona pewność siebie przyczynia się także do osiągania sukcesów w pracy, wzrostu odwagi do samodzielnych działań i lepszych relacji z bliskimi.