W Polsce mamy już ponad 180 mikro brandów projektujących ciuchy i akcesoria inspirowane przestrzenią uliczną, łączącą luz i wygodę z dużą dozą indywidualizmu. I pomimo, że na tle Europy to wciąż mało, branża streetowej mody rozwija się ostatnio wyjątkowo dynamicznie.
Młodzi przedsiębiorcy cały czas dbają o unikalność projektów, dlatego swoich ubrań i akcesoriów nie produkują w tysiącach egzemplarzy. Stawiają na niewielkiej serie i niebanalne wzory. Nie jest łatwo dotrzeć do ich sklepów w świecie realnym, bo tylko część z nich je ma (większość działa wyłącznie on-line). Nie znajdziemy nigdzie ich reklam, a najlepszym sposobem na dotarcie do ich kolekcji jest kontakt ze znajomym, który lubi ich pomysły na facebooku lub sam nosi ich ubrania. A i tak nie kupimy takiej samej koszulki lub sukienki - w końcu chodzi o to, żeby projekty były niebanalne i żeby nie spotkać na swojej ulicy kogoś w tym samym ciuchu.
Kim są ludzie zmieniający wygląd młodych Polaków i na czym polega fenomen ich sukcesu, zapytaliśmy właścicieli Local Heroes, SHE/S A RIOT, MISBHV oraz Pan tu nie stał.
- Nie mogłyśmy nigdzie dostać rzeczy, które nam się podobały. I w pewnym momencie pomyślałyśmy, że może same mogłybyśmy zacząć robić ciuchy - opowiadają nam dziewczyny z Local Heroes . Twórcy streetwearowych brandów udowadniają, że aby zbudować od podstaw spójną markę modową nie trzeba mieć wykształcenia związanego z projektowaniem, ani dużego doświadczenia ze światem mody wysokiej. - Nie śledzimy na bieżąco pokazów, więc na tych trendach za bardzo się nie znamy. Bardziej kierujemy się tym, co dzieje się w internecie, na ulicy i co same czujemy - tłumaczą projektantki z Local Heroes . Najważniejsza jest kreatywność, niepodważalna wiara we własne możliwości i przysłowiowy łut szczęścia..
Wspomniane Local Heroes stworzyły dwie młode dziewczyny, Areta Szpura i Karolina Słota. Ich znakiem rozpoznawczym są koszulki i bluzy z wymownymi sloganami. - Chcemy dać ludziom możliwość wywalenia na zewnątrz, właśnie na koszulkę czegoś, co ich określa, jakiegoś fragmentu ich osobowości - opowiadają.
Firmę założyły niecały rok temu. Od samego początku miały ambitne plany, koszulkę z pierwszej kolekcji z kultowym już hasłem DOING REAL STUFF SUCKS wysłały do hollywoodzkiego idola nastolatek, Justina Biebera. Miały szczęście: ciuch wpadł mu w oko, a jego zdjęcia w t-shircie z prowokacyjnym napisem obiegły cały świat.
fot.Archiwum prywatne
fot. archiwum prywatne Local Heroes
Była to najlepsza promocja dla Local Heroes, z miejsca stały się marką o światowym zasięgu, a zamówienia spływają do nich z różnych zakątków świata, między innymi z USA, Brazylii, Australii czy Nowej Zelandii. - Siła internetu - komentują dziewczyny.
O Natalii Maczek i Katarzynie Kotnowskiej mówi się, że są gwiazdami, a na pewno prekursorkami rodzimej mody streetwearowej. Siedem lat temu dwie przyjaciółki z Krakowa stworzyły MISBHV , markę charakteryzującą się kalifornijskim luzem, chwytliwymi i prowokującymi nadrukami na t-shirtach oraz oryginalnymi legginsami. - MISBHV to zachowanie niepokorne, pod prąd, samodzielne myślenie i nieuleganie schematom - odpowiadają na pytanie o nazwę swojej firmy .
Od samego początku zdobyły uznanie wśród młodych niepokornych, ale obecny status zawdzięczają w dużym stopniu wpływowej blogosferze. Ich ciuchy noszą najlepsze polskie blogerki: Alicepoint czy Maffashion.
Maffashion w bluzie Team Paris, fot. facebook.com/MISBEHAVE.MISBHV
Dziewczyny są bardzo świadome źródeł swojego sukcesu - MISBHV powstało naturalnie dzięki wsparciu ludzi, którzy po prostu chcieli nosić nasze ubrania i uwierzyli w nas. W czasach, gdy internet jest głównym narzędziem promocji koszty reklamy w magazynach nie stoją na przeszkodzie powstawaniu i wybijaniu się marek lub projektantów.
Pan tu nie stał to łódzki brand stworzony przez małżeństwo Justynę Burzyńską i Macieja Lebiedowicza. Na randce sześć lat temu wymarzyli sobie sklep, który bez taniej nostalgii przywróci smak minionej epoki, kiedy "byliśmy mali, piliśmy herbatę ze szklanek w koszyczkach i oglądaliśmy TIK-TAKA". Swoimi projektami nawiązuje do estetyki okresu PRLu, inspiruje się starymi reklamami, projektami graficznymi z lat 50.-70, "zapomnianymi, staromodnymi wyrazami, które wyszły już z obiegu np. sprawunki, bonifikata itp.".
- Trendów nie śledzimy, bo nie mamy ambicji, żeby kreować wielką modę. Sprzedajemy bardziej projekty graficzne na ubraniach niż modę - opowiadają . Projektują t-shirty, bluzy, czapki i gadżety, np. oldschoolowe kubki, gry. Najnowszy debiut to podobno ulubiony z dotychczasowych projektów, czyli majtki dla każdego .
Jedną z najmłodszych marek jest SHE/S A RIOT , założona pół roku temu przez dziennikarkę Ewelinę Kustrę. Bezpośrednią inspiracją był komplement obcego chłopaka. Stwierdził, że jej pupa dobrze wygląda w kombinezonie, który zaprojektowała. - W pierwszej chwili trochę mnie zatkało, ale gdy wróciłam do hotelu i przejrzałam się w lustrze pomyślałam, że miał chłopak rację i że fajnie by było pomóc innym dziewczynom odpowiednio wyeksponować swoje walory - wspomina .
Pierwsza kolekcja samych kombinezonów była gotowa niedługo po tym. Jednak do decyzji o własnym sklepie dojrzewała jeszcze dwa lata. - Pracowałam cały dzień w redakcji, wieczorami biegałam na imprezy z gwiazdami, z których przygotowywałam relacje. Wracałam o 23-24 i siadałam do komputera, by do 2, 3 nad ranem dopracowywać pomysł na SHE/S A RIOT. Uznałam, że tak się dłużej nie da - postawiła wszystko na jedną kartę i odeszła z korporacji. - Teraz jestem swoją własną szefową, to wspaniałe uczucie. Sama decyduję o tempie i zakresie działań i nie jestem od nikogo uzależniona.
Ewelina Kustra z Anją Rubik. Zwróćcie uwagę na koszulkę Eweliny! fot.Archiwum prywatne projektantki
fot. archiwum prywatne projektantki
O SHE/S A RIOT zrobiło się naprawdę głośno po tym jak Anja Rubik założyła na wakacjach koszulkę z napisem "I slept with Anja" .
W ofercie SHE/S A RIOT można nabyć koszulki z chwytliwymi hasłami, jedwabne sukienki, wełniane płaszcze. - Wszystkie ubrania robię najpierw dla siebie. W fazie testów potrafię dany ciuch nosić całymi dniami po to, by przekonać się, że można w nim zarówno wygodnie siedzieć w biurze przed komputerem jak i tańczyć na imprezie."
Zyskać klientów to jedno, ale to zatrzymać ich na dłużej to prawdziwe wyzwanie i zazwyczaj wymaga precyzyjnie obmyślanej strategii marketingowej. Jednak twórcy polskich brandów streetowych jednogłośnie twierdzą, że nie mają żadnego biznesplanu, a z PR-em zawsze idą na żywioł. Ich projekty są nierozerwalnie związane z wyznawaną filozofią życiową, z której wypływają też pomysły na promocję i komunikację poszczególnych marek
Rita Ora, Local Heroes fot.Archiwum prywatne
fot. archiwum prywatne Local Heroes
Duet Local Heores po udanym eksperymencie z Bieberem stawia na światowe nazwiska, ich koszulki noszą znane polskie modelki - Kasia Struss i Monika JAC Jagnaciak . Na gali MTV we Frankfurcie wręczały prezenty swoim ulubionym gwiazdom. Torby ubrań powędrowały do Rity Ory, Lany del Ray i PSY. - Przez długi czas polowały na Rihannę i w pewnym stopniu dopięły swego.
fot. http://www.facebook.com/pages/LOCAL-HEROES
Ewelina Kustra wychodzi z założenia, że sami założyciele marek streetwearowych są najlepszą reklamą. - Przechodziłam obok kawiarnianego ogródka, na ramieniu miałam wypchaną po brzegi firmową torbę SHE/S A RIOT z nadrukiem. Usłyszałam fragment rozmowy dwóch siedzących przy stoliku dziewczyn. Wskazując na torbę jedna opowiadała drugiej: - "Patrz, to jest właśnie ta zaje...sta marka, o której ci mówiłam". To są dla mnie właśnie chwile, w których wiem, że moje wysiłki mają sens.
Bezwzględnie jednak głównym narzędziem promocji i komunikacji polskich streetwearowców jest internet. Facebook, instagram, twitter, tumblr - to ich naturalne środowisko, z którego czerpią inspirację i w którym budują swoją pozycję. SHE/S A RIOT zwraca się do czytelniczek bardzo bezpośrednio "rajotki" lub "piździpałki". MISBHV ma w zwyczaju pytać się fanów jak spędzili weekend "pobalowaliście trochę?" Odnosi się przez to wrażenie, że klienci są ich bliskimi znajomymi.
Na tablicach umieszczają zdjęcia ludzi ubranych w ciuchy marki, zdradzają prototypy nowych kolekcji. - W tym momencie mamy prawie 40 tys. fanów na fb. Obserwujemy ich na też instagramie. To młodzi, przebojowi, ciekawi mody i świata klienci - opowiadają dziewczyny z MISBHV.
Powoli stają się ekspertami od e-biznesu. - Nie tworzymy kolekcji sezonowych - jak rodzi się pomysł - wdrażamy go w życie - ciągle pojawiają się nowe produkty. Na własnej skórze odczuliśmy, że sklep internetowy funkcjonuje najlepiej, kiedy często pojawiają się nowe artykuły - tłumaczą projektanci z Pan tu nie stał.
Oprócz sklepów internetowych twórcy często prowadzą sklepy tradycyjne (Pan tu nie stał) lub pracownie do których chętnie zapraszają fanów i klientów, by przy kawie i ciastku bliżej się poznać i zwyczajnie pogadać (SHE/S A RIOT i MISBHV).
Myli się jednak ten, kto po przeczytaniu tego artykułu pomyśli, że prowadzenie takiego biznesu jest proste. Przede wszystkim, co podkreślają wszyscy, własna marka wymaga absolutnego poświęcenia i pracy 24 h na dobę, siedem dni w tygodniu.
Młodzi kreatywni wymyślają, projektują, odpisują na maile, wysyłają przesyłki i spotykają się z klientami. Jeżdżą do podwykonawców (a np. różne szwalnie zajmują się szyciem dzianin, skór, akcesoriów czy jeansu), zamawiają materiały w zaprzyjaźnionych przędzalniach. Biorą czynny udział na każdym etapie powstawania produktów. Znają krawcowe, konstruktorów, technologów odzieży, grafików i fotografów. I stale się czegoś przy tym uczą.
- Pierwsze miesiące były bardzo ciężkie, bo naprawdę nie miałyśmy pojęcia, jak to się robi. Teraz gdy przychodzimy do naszej pani krawcowej do szwalni to wiemy, że trzeba zawsze prosić o koszulkę z bawełny o konkretnej gramaturze - mówi Areta z Local Heroes.
Ceny? - Cała produkcja odbywa się w Polsce. Również większość tkanin, o ile to możliwe, nabywamy od polskich producentów. Dlatego też staramy się uświadamiać naszych klientów, że za indywidualność, rodzimą i nie taśmową produkcję trzeba niestety zapłacić trochę więcej niż w galeriach handlowych - podsumowuje MISBHV.
MISBHV: - Poczucie wolności i niezależności, możliwość kreowania pewnej rzeczywistości, patrzenia na ludzi w naszych ubraniach, na zdjęcia, otagowanych na instagramie, na ulicy w magazynach. To jest niesamowite.
Local Heroes: - DOING REAL STUFF SUCKS: to hasło najlepiej pokazuje nasz tok myślenia. Nie chcemy mieć normalnego życia, bo żyjemy tylko raz. Trzeba ten czas wykorzystać i robić to, co się kocha. Często dostajemy maile od ludzi, że stałyśmy się dla nich inspiracją, że pokazujemy jak ważne jest to, aby robić to, co się lubi."
Pan tu nie stał: - Niezależność, wolność, rozwój, który obserwujemy z roku na rok.
SHE/S A RIOT: - Świetne są takie momenty, gdy zakupy u mnie robi cała rodzina: kobieta kupuje sukienkę, mężczyzn płaszcz, a ich syn lub córka koszulkę. W ofercie SHE/S A RIOT każdy znajdzie coś dla siebie, kto ceni wysoką jakość i ma poczucie humoru.
Lubisz nasze artykuły? Zostań fanem i kliknij tutaj.