Nie chcę być domowym robotem, czyli partnerstwo dla pokoju. Oraz kuchni, łazienki i sypialni

Związki partnerskie? A może porozmawiajmy jeszcze trochę o partnerstwie w związku, bo ono ciągle kuleje. I nadal większość nudnych obowiązków wykonują darmowe roboty domowe: kobiety.

Marcin Sztetter boleje, że mu się konkubina zamienia w AGD . Zamęcza siebie i otoczenie ciągłym praniem i sprzątaniem z powodu jakiegoś widzimisia. Ach te baby! Upierają się, by wszystko sobie na głowę brać: zakupy zrobić, dzieciaka odebrać z przedszkola, nastawić pranie, ugotować obiad, odkurzyć mieszkanie, umyć kibel, wyprasować skarpetki i wypolerować rodowe srebra. I jeszcze jakieś niezadowolone, czegoś burkliwe i nadąsane chodzą jak królewny, że ani przystąp. To na pewno PMS (permanentny), albo skutki uboczne przemiany w sprzęt AGD. Nie wiadomo.

A przecież mówił im człowiek (czytaj: mężczyzna ukochany), uprzedzał lojalnie, że on umie wyprać, wyprasować i ugotować, ale jak się go wyręcza, to on nie robi. Bo nie. I już. Czyli: sama sobie winna baba jedna z drugą, że taka umęczona, bo przecież nikt jej nie każe robić tych wszystkich rzeczy. Proste? Jak konstrukcja cepa mniej więcej. W imię legendarnej solidarności konkubin (prawie jak masoneria i cykliści) wystąpię więc z maleńką polemiką w obronie żywego AGD.

Cep obosieczny

Przede wszystkim cep bywa niestety obosieczny. Bo skoro to takie proste, to czemu łosiu jeden z drugim nie wyręczysz swej żony/narzeczonej/konkubiny, gdy się tak kobiecina miota z tą miotłą? Byś wziął raz czy drugi pozmywał te gary co stoją w zlewie, to ona by się nie umęczała tak na stojąco. A może jako człek rozsądny mógłbyś zaproponować jakiś stały podział obowiązków: ja pranie - ty prasowanie, ja zakupy - ty obiad, ja Tarzan - ty Jane... Bo jednak te rzeczy nie zrobią się same a miło by było w czystych gaciach paradować i jeść z talerza, który się nie przykleja do blatu.

Oczywiście, wiadomo: mężczyzna nowoczesny, nasz partner najmilszy, przecież bierze na siebie te wszystkie ciężary. Nie ma że gazetka i piweczko przed telewizorem, tylko razem kredyt spłacamy, razem wychowujemy dzieci i razem ogarniamy domową logistykę. Otóż jednak niekoniecznie. Jak dowodzą kolejne badania istnieje wciąż spora dysproporcja między męskim a kobiecym zaangażowaniem w sprawy domowe.

Dlaczego? Przyczyn pewnie jest wiele: ekonomiczne (no skoro więcej zarabiam w hucie, to ty haruj w chacie), obyczajowe (taki już porządek rzeczy, że od porządków są kobiety), psychologiczne (skoro ona nie mówi, że jej ciężko, to znaczy, że daje radę) i rozmaite indywidualne (tak Marcin, o Tobie mówię). No ale podstawowa przyczyna jest taka, że dziewczynki od dziecka przyuczano do zawodu domowego robota, a rozmaite perfekcyjne panie domu tylko utwierdzają je/nas w przekonaniu, że nie może być kurzu pod kanapą, ani nieprzyjemnego zapachu w łazience, bo jak jest to: ZAWIODŁAŚ.

Zobacz wideo

Lament nad rozlanym mlekiem

No dobrze, nie będę już dłużej lamentować nad tym rozlanym mlekiem (wytrę zaraz ściereczką), ani uprawiać wrednej generalizacji. Są złote chłopaki, które sprzątają, są nygusy, co się migają. Znam też niejedną babę, która prędzej umrze niż kurz zetrze - c'est la vie.

Ale jeśli mogłabym coś doradzić, chłopaki, to jednak weźcie się do roboty. Program partnerstwo dla pokoju (oraz kuchni i łazienki) może przynieść wam wiele korzyści. Bo wbrew temu co twierdzą różni niedowarzeni naukowcy, że panowie, którzy więcej pomagają w domu mają mniej udane życie seksualne , sądzę że jest dokładnie odwrotnie.

fot. flickr.com/photos/mrmorodo fot. flickr.com/photos/mrmorodo

Ci, którzy mało robią nie mają tego życia wcale: wkurzona baba nie wpuści do nieodkurzonej sypialni, mowy nie ma. A jak obiad ugotowany i gary pozmywane (przez Ciebie mój misiu), to i nastrój od razu jakiś lżejszy, wręcz frywolny i można założyć seksowną bieliznę zamiast starego dresu do prac domowych. Także: partnerstwo dla pokoju. Peace and love. A teraz idź, posprzątaj.

Więcej o: