Świat zwariował! Ciuchy są za tysiące, a biżuteria za grosze! [Z wizytą w pracowni złotników]

Zmieniamy bieliznę, pierzemy ubrania, myjemy włosy - dlaczego nie dbamy tak samo o biżuterię? - pyta Marcin, złotnik. - W niektórych pierścionkach można znaleźć wszystko - od mydła, po powidła - wzdycha. Czego jeszcze dowiedziałam się po pięciu godzinach spędzonych z Marcinem i Janem?

Jest piątkowy ranek. Zima zaskoczyła wiosnę, więc z nieba sypie śnieg, a w twarz szczypie mróz. Sprawdzam w kalendarzu adres i szukam kamienicy położonej w jednej z dzielnic w centrum stolicy. Znajduję dom, ale nie mogę odszukać mieszkania. Wędruję po schodach i nic... Pracowni nie ma tam, gdzie podpowiada mi logika, że powinna być.

Wreszcie zgarniają mnie Marcin Gronkowski i Jan Suchodolski - przyjaciele i złotnicy, którzy zaprosili mnie do swojego królestwa. - Nie mogłaś nas znaleźć? - pytają. - To dobrze, bo to pracownia, a nie salon jubilerski. My nie epatujemy neonami i szyldami - tłumaczą.

Najpierw projekt. Zastanawiamy się z narzeczonymi nad przekrojem obrączek, czyli ogólnie mówiąc nad ich wyglądem. Fot. Pink Clouds

Zobacz wideo

Pracownia złotnicza prezentuje się imponująco. Staro wyglądające maszyny stoją na stołach i podłodze. Na elektrycznym palniku pod wyciągiem grzeje się przezroczysty płyn - kwas siarkowy - jak się później dowiem. Przy stanowiskach w równych rzędach wiszą kombinerki, dłuta, suwmiarki i setki innych przyrządów, a każde nazywa się z niemiecka (to specyfika złotniczej nomenklatury, która została zapożyczona od naszych zachodnich sąsiadów). Trochę jak w szopie mojego dziadka na działce - myślę z sentymentem.

Topienie materiału na testowe obrączki ze srebra. Fot. Pink Clouds

Biżuteria za grosze

Marcin i Jan nie są zadowoleni z czasów, w którym, jako złotnikom, przyszło im żyć. - Przeglądamy pisma modowe i rejestrujemy światowe tendencje - mówi Marcin, przy okazji starając się nie zahaczyć wzrokiem o mój naszyjnik. - W większości stylizacji jest ten sam sznyt - buty za dwa tysiące złotych, kiecka za pięć tysięcy, torebka za półtora, kolczyki - 19,90 zł, bransoletka 29,90 zł - wylicza Jan. - Kiedyś biżuteria stanowiła rodzaj psychicznego zabezpieczenia. Pierścionki po babciach, kolczyki po mamie - cokolwiek się działo na świecie, można było wybiec na ulicę i po krótkim czasie wymienić je na konkretne dobro. Doskonale widać to na giełdzie, na której gdy robi się gorąco, ludzie inwestują w złoto, a jego cena nie spada, tylko ciągle rośnie - tłumaczy z nostalgią Gronkowski.

Różne kształty, przekroje i wzory - obrączki wykonane z miedzi pomagają w wyborze ideału. Fot. Pink Clouds

Dla obydwu panów złoto i srebro mają ogromną wartość, ale nie, jak zapewniają, dlatego, że opanowali pracę w tych metalach, ale dlatego, że dla nich szlachetność materiału ma ogromne znaczenie. Marcina dziwi, że siła srebra jest lansowana w reklamach środków czystości i produktów pielęgnacyjnych - w proszkach do prania, dezodorantach trąbi się o jego bakteriobójczych właściwościach. - Na srebrze buduje się renomę proszku, a nie biżuterii - żałuje Jan.

Jak tłumaczą, w kulturze anglosaskiej małe dzieci dostają na urodzenie srebrne łyżeczki - właśnie dlatego, że jest ona aseptyczna, można ją odłożyć na bok upapraną, a dziecko i tak niczym się nie zarazi, jeśli za chwilę wpakuje ją sobie w usta. Złoto ich zdaniem także jest przyjazne człowiekowi.

Złoto, z którego powstaną obrączki. Fot. Pink Clouds

Kolczyki, które 'uczulają'

- To jest czerpanie garściami z plastiku - tak jak w przypadku twojego naszyjnika - śmieje się Marcin. Wiedziałam, że ten temat wcześniej, czy później wypłynie, dlatego zanim zacznę polemizować, uważnie słucham. - Ja nie kwestionuję jego urody, bo naszyjnik jest ładny, ale szkoda, że został wykonany z takich materiałów (metal i plastik - przyp. red.). Szlachetniejsze wzniosłyby go na wyższą półkę - dodaje.

Walcowanie materiału na obrączki w walcarce. Fot. Pink Clouds

Kwestia materiału i jakości będzie przewijała się podczas naszego spotkania jeszcze niejednokrotnie, ponieważ złotnicy są zobligowani do przestrzegania przy pracy z metalami określonych norm. Marcin: - Kobiety często mówią: 'kupiłam sobie kolczyki, ale mnie uczulają i mi się uszy paprzą'. No błagam, a jak mają nie uczulać, skoro jest w nich pół tablicy Mendelejewa, a sztyfty zrobiono ze starych komputerów rozkładanych niewiadomo gdzie...i> Marcin zamieniał kiedyś sztyfty w kolczykach na zrobione przez siebie z białego złota. Kolczyk przed zamianą końcówki wart był nie więcej niż kilkanaście groszy - były koszmarne, patrzeć na nie nie mogłem!. Czułem się, że profanuję to złoto, no ale co miałem zrobić - klient nasz pan...

Ja akurat rozumiem kobiety i fakt, że kupują tanią biżuterię, a powody staram się przedstawić obu panom. - Biżuteria to dodatek, który chcemy zmieniać - argumentuję. Chociaż dodatki 'robią całą stylizację', to są tak małe, że nie wystarczą za nią. To moim zdaniem także kwestia oswojenia się z cenami. Wydanie 500 zł na buty jest w głowie kobiet mniejszą ekstrawagancją, niż kupienie za tę samą kwotę kolczyków. Biżuteria zgodna z trendami nie może być droga, bo w kolejnym sezonie nie będzie już modna. A kupowanie ponadczasowych ozdób ucina możliwości bycia trendy i bawienia się modą - podsumowuję, ale wiem już, że moja argumentacja nie trafia ani do Marcina, ani do Jana.

embed

Kontrola jakości. Fot. Pink Clouds

Biżuteria to moda

Żeby nie było, że tylko sieciówki przyprawiają złotników o ból serca. Do Marcina do naprawy trafiają także świecidełka firm, które są nie tylko drogie, ale uchodzą również za prestiżowe. Tam sytuacja wcale nie wygląda lepiej: - Chanel to także plastik. Tyle, że metalizowany. W przypadku niektórych marek najwięcej kosztuje logo. Reszta nie ma znaczenia - czy dana rzecz jest wykonana z przetworzonych starych szmat, papieru czy plastiku. Nie za jakość się płaci fortunę, tylko za napis.

Jest jednak nadzieja - nisza, w której mogą się spełnić złotnicy zdający sobie sprawę, że nie wygrają z modą, trendami i świecidełkami taśmowo produkowanymi na zamówienie sieciówek.

Opiłowywanie obrączki pilnikiem. Fot. Pink Clouds

Jest nią biżuteria, w przypadku której jakość ma ogromne znaczenie. To obrączki, które młoda para może pod okiem złotników wykonać sama. Nie będą z odlewu, a wykonane od zera. Cena? Zbliżona do tej, którą proponują salony jubilerskie (tysiąc złotych plus koszt materiałów). Zalety? Ciekawe przeżycie, dwa komplety obrączek - srebrne, które wykonywane są jako wzór oraz te właściwe - złote. Jak to wygląda w praktyce?

Narzeczeni przy pracy

Zdaniem Suchodolskiego są dwa sposoby na sprawienie, by obrączka była wyjątkowa. - Albo zażyczymy sobie wzoru, który będzie wybitnie oryginalny i miał przysłowiowe wodotryski albo dodamy im uczuciowe zabarwienie poprzez wygrawerowanie osobistych treści. My w Waszych Obrączkach oferujemy trzecią opcję - dajemy parze możliwość wykonania obrączek własnoręcznie, wedle projektu, który im się wymarzył . On robi obrączkę dla niej, ona dla niego - romantycznie, przyznacie?

W trakcie mojej wizyty swoje obrączki robiła Ola, aktorka, i Jurek, architekt, para, która do ślubu pójdzie w maju. Wybrali wzór klasyczny, nazwany przez siebie 'babcinym'. O 10.00 przyszli do pracowni z pomysłem, siedem godzin później wyszli z gotowymi obrączkami. W tym czasie topili srebro, nadawali metalowi kształt w maszynie do walcowania, piłowali, lutowali, pracowali z pilnikiem i polerowali. Przy okazji dowiedzieli się wiele o złotnictwie i obróbce metali.

A ja? Spędziłam ciekawie pół dnia, nabrałam szacunku do złotniczego fachu i mam nadzieję, że pomysł schwyci! W końcu ponad 200 tysięcy par przysięga sobie co roku, że już na zawsze, na dobre i na złe.

Lubisz nasze artykuły? Zostań fanem i kliknij tutaj.

Więcej o: