Środa - zaproszenie przyjęte
- Ola, odezwała się do mnie dziewczyna z produkcji Pytania na Śniadanie, czy mogę przekazać jej twój telefon? - zapytała mnie w przedświąteczną środę koleżanka z redakcji. Chodziło o zaproszenie do programu w związku z materiałem, który napisałam o tygodniu z podbitym okiem. Miałam na wizji opowiedzieć o mojej redakcyjnej prowokacji, która prowokacją tak naprawdę nie była.
Zaproszenie przyjęłam. W końcu każda przygoda jest ciekawym doświadczeniem - w telewizji nigdy nie byłam, może być ciekawie. Data została ustalona na wtorek tuż po Wielkanocy. Godzina - czego się obawiałam najbardziej - nie była zabójcza - "wejście" ustawiono na 8.30. Zalecenia? - Proszę się ubrać w ubrania w jasnych kolorach - takie wiosenne - zasugerowała kontaktująca się ze mną osoba.
Jeszcze w piątek zrobiłam analizę strojów zapraszanych gości. Wśród gwiazd panuje niepokojąca moda na nienoszenie rajstop ani pończoch i pokazywanie się w butach z odkrytymi noskami. Pomysł ciekawy, ale raczej nie do wcielenia w życie. Zwłaszcza, że zima nie odpuszcza.
Piątek - będziemy kręcić
W piątek z Karoliną - koleżanką z redakcji - wpadamy na pomysł, żeby zrobić telewizyjną dywersję. Do telewizji pójdziemy z kamerą - zabieramy ze sobą Anię - operatorkę, która przygotuje materiał zza kulis. Karolina będzie robiła zdjęcia i pomoże mi w przygotowaniu materiału od strony dokumentacyjnej.
Ostatnie wymiany telefonów z produkcją. Osoby od nas zgłoszone, tablice rejestracyjne samochodu także. Jesteśmy umówione - pod nowym budynkiem TVP przy Woronicza w Warszawie, o 7.40 przed wejściem. Życzymy sobie wesołych świąt i rozbiegamy się do domów.
Poniedziałek - w co się ubrać?
Do rozmowy przygotowywać się specjalnie nie musiałam - w końcu materiał napisałam sama, bazował na moich przeżyciach, więc czułam, że test z wiedzy raczej przejdę. Wiedziałam także, że razem ze mną będzie jeszcze jeden gość, a czasu antenowego nie przypadnie mi więcej niż 2 minuty. Raczej więc będę oglądana, a nie słuchana. Termin ciężki - i to dosłownie. Dwa dnia świąt i dwa kilo więcej, a jeśli dodamy do tego pięć kilo, o które ponoć powiększa kamera... Skoro tak, to jeszcze jeden kawałek babki ajerkoniakowej na pewno mi nie zaszkodzi.
Na skomplikowane wymyślanie stroju także nie mam czasu - w drugi dzień świąt gościmy rodzinę. Wybieram więc szybko różową bluzkę, czarną spódnicę, naszyjnik z pereł i cienkie jak mgiełka pończochy (na gołe nogi się jednak nie decyduję). Muszę także wziąć buty na zmianę - nie mam zamiaru brnąć przez zaspy na szpileczkach.
Wtorek - kamera, akcja
Zgodnie z ustaleniami spotykamy się pod wejściem do gmachu TVP. Panie w recepcji odznaczają nasze nazwiska i kierują do studia na piętrze. A tam wszyscy w pełnej gotowości. Panie ze słuchawkami na uszach koordynują gości, w makeupowni pierwsi goście poddawani są matowieniu i upiększaniu.
- Kawa, herbata, woda? - pyta pani z produkcji. Pan z obsługi technicznej podłącza mnie do mikrofonu - w kolorze cielistym - żeby pasował do bluzki. W małym pomieszczeniu pełnym kanap i foteli czekają goście. Jest lekarz, który będzie mówił o rewolucyjnej metodzie walki z łysiną, chłopak w masce Pokemona na oczach układający kostkę Rubika, po korytarzach krążą modelki w sukniach ślubnych i ze sztucznymi brzuchami ciążowymi. Dzieje się.
Zostajemy skierowane do studia z okrągłymi kanapami. Okazuje się, że razem ze mną w programie wystąpi Krystyna Kofta, a rozmowę poprowadzą Marzena Rogalska i Łukasz Nowicki. Bardzo sympatyczni wszyscy troje. Kamera! Poszła! Siedem minut później jest już po wszystkim.
Możemy sobie pochodzić po studiu, pogadać z prowadzącymi i innymi zaproszonymi. Zaglądamy do biblioteki i lodówki. Po drodze mijamy Hannę Lis, która okazuje się filigranową kobietą (telewizja dodaje centymetrów także we wzroście). I już. 5 minut sławy mamy za sobą.