Kiedy tylko zaczynam myśleć o takich tematach od razu przyglądam się redakcyjnym koleżankom. Tym razem wybór padł na Magdę, która ma tak piękne, długie i naturalnie jasne włosy, że aż proszą się o jakąś fryzjerską porażkę. Nie zawiodłam się.
- Jestem tchórzem w kwestii obcinania moich włosów i od 11 lat oddaję się w ręce zaufanej fryzjerki. Kilka miesięcy temu wpadł mi jednak do głowy pomysł na fryzurę a'la Alexa Chung. Okazało się, że moje włosy przyzwyczajone do przedziałku na środku głowy nie poddały się grzywce i zamiast układać się w lekki nieład, rozchodziły się na boki. Wyglądałam jak Zenek ze "Złotopolskich" - wspomina Magda. Teraz grzywka odrosła już na tyle, że nie odznacza się za bardzo na tle pozostałych włosów.
Magda winą za swoje nieudane cięcie obarcza samą siebie. Pytanie brzmi jednak do kogo powinno należeć w salonie ostatnie słowo - do klientki czy fryzjera? To my wiemy najlepiej czego chcemy, ale on potrafi wyczuć czy nam to posłuży.
- Wśród moich klientek kilka jest właśnie w trakcie rozwodu. To najczęstsza okazja do radykalnej zmiany fryzury. Kobiety przychodzą do mnie i chcą zmiany - pragną być seksowne, bardziej wyzwolone i oczywiście totalnie inne od tych kur domowych gotujących codziennie obiadki dla męża - tłumaczy Dariusz Wójcik, stylista fryzur z warszawskiego LoveConcept .
- Zazwyczaj proszą więc o radykalną przemianę. Ścinają długie włosy do kilku centymetrów, zmieniają kolor. Słucham ich uważnie, ale zwykle decyduje jednak moja intuicja. Wiem w czym będą wyglądać dobrze i one mi ufają - dodaje. Dariuszowi wierzę na słowo, bo sama byłam jego klientką i poprosiłam o to samo co Magda - fryzurę na Aleksę Chung. Skomentował to krótko - zwariowałaś, będziesz miała głowę jak balon.
Nie każdy fryzjer wykazuje na tyle rozsądku i wyczucia, by opanować entuzjazm klientki. Niektórzy godzą się na nawet najbardziej szalone pomysły. - Moja przyjaciółka postanowiła poprawić sobie humor po burzliwym zerwaniu z chłopakiem. Długie, ciemne włosy zamieniła na krótką, rudą i asymetryczną fryzurkę wypatrzoną w katalogu Avonu.
Po wyjściu od fryzjera weszła do pierwszego napotkanego sklepu, schowała się w przymierzalni i stamtąd wysłała mi zdjęcie. Znamy się długo, a ona naprawdę wyglądała tragicznie, dlatego nie mogłam skłamać. Powiedziałam wymijająco, że może kiedy umyje włosy w domu i ułoży je po swojemu, będą wyglądać lepiej. Nie wyglądały - opowiada Daria.
Czasem kończy się jednak nie tylko niezadowoleniem z wyglądu. - Znajoma postanowiła radykalnie zmienić fryzurę, gdy dostała nową, wymarzoną pracę. Przez całe życie nosiła jasnobrązowe włosy z delikatnymi, jaśniejszymi refleksami. Tym razem zrobiła sobie balejaż w odcieniach brązu i blondu. Nie wiem czy jej fryzjerka zagapiła się, czy po prostu nie była wystarczająco doświadczona, ale nałożone na pofarbowane włosy kawałki folii znalazły się zbyt blisko skóry i ją poparzyły. Po zabiegu miała na głowie dużą, ropiejącą ranę.
Fryzjerka pokryła koszty leczenia, oddała pieniądze za farbowanie i przeprosiła, ale Aga zamiast cieszyć się nowym imagem, przez tydzień płakała z bólu, załamana swoim wyglądem. Na dodatek w trakcie leczenia nie mogła myć głowy, by nie podrażnić rany. W pracy miała tak jak chciała "wielkie wejście" - żartuje Monika.
Dariusz Wójcik twierdzi, że kobiety najczęściej zmieniają fryzurę przy okazji rozwodu. Bardzo prawdopodobne, ale powodów bardziej wyszukanych też nie brakuje. - Znam dziewczynę, która zrobiła sobie grzywkę, bo wyskoczył jej pryszcz na czole - mówi mi koleżanka z pracy. Śmieję się, ale tylko trochę, bo pamiętam swoją pierwszą grzywkę, która miała być sposobem na zamaskowanie trądziku. Wyszło średnio, a dermatolog popukał się w głowę.
Szukam dalej i docieram do znajomej młodej mamy. - Moja córeczka ma 10 miesięcy i jest na etapie ciągnięcia za włosy dłuższe niż kilka centymetrów. Koleżanki uśmiechają się wyrozumiale i tłumaczą, że z tego wyrośnie, ale ja nigdy nie byłam cierpliwa. Po tygodniu bezskutecznego tłumaczenia obcięłam moje sięgające do łopatek włosy na Anne Hathaway. Jestem bardzo zadowolona, choć do Anne mi daleko - śmieje się Aldona.
Po wysłuchaniu wszystkich tych historii (i po wspomnieniu moich nieudanych przemian) doszłam do wniosku, że gdy mamy dużo na głowie nie ma sensu tej głowy dodatkowo ozdabiać ryzykowną fryzurą. Dariusz Wójcik jest jednak innego zdania. - Czas zmian, to idealny moment na nową fryzurę. Kobiety stają się w obliczu takich sytuacji silniejsze, odważniejsze i pewne siebie. Fryzura tylko pomaga zakomunikować to światu - tłumaczy. A co wynika z waszych doświadczeń?