Od kiedy pięć razy w tygodniu stawiam się karnie na siłowni, a dodatkowo raz w tygodniu idę do wielkiego kompleksu sportowego na pomiary, otworzył się przede mną świat, o istnieniu którego wcześniej nie miałam pojęcia. Świat, w którym pojawia się wielu atrakcyjnych i wyglądających na interesujących ludzi. Takich, którzy mogą zainteresować singli i singielki.
Moje obserwacje są oczywiście czysto teoretyczne, ponieważ kocham mojego męża szalenie, a tym samym na poważnie nikt nie byłby mnie w stanie uczuciowo uwikłać w romase. Gdybym jednak nie była w szczęśliwym i spełnionym w związku albo w ogóle nie miała partnera zdecydowanie potraktowałabym siłownię jako kopalnię potencjalnych znajomości. Dlaczego?
Żeby się z kimś umówić, zawsze potrzebowałam dużo czasu na stopniowe zacieśnianie znajomości. Spojrzenia, długo, długo nic, uśmiechy, długo, długo nic, rozmowa i dopiero randka. Takie podchody potrafiłam przeciągnąć i do roku. Na siłowni ma się zagwarantowaną regularność widywania ludzi, co sprzyja takiemu oswajaniu. Regularność rządzi się jednak w tym wypadku elementem nieprzewidywalności, co tylko - moim zdaniem - sprzyja flirtom. Bo niby zawsze przychodził na 17, a tu nagle trzy dni go nie ma Zamiast tego jest dreszczyk, oczekiwanie, a może nawet tęsknota.
Wygląda na to, że na siłowniach wszyscy są ze sobą na Ty, miło się pozdrawiają, łatwo łapią kontakt - nawet jeśli można go uznać za powierzchowny. W takich warunkach o wiele łatwiej przełamać nieśmiałość i zagadać. Wyjść od banalnego: - Ile ci minut jeszcze zostało na bieżni? , a potem gładko pociągnąć rozmowę przechodząc do formy, osiągów, treningów i wreszcie wyjść poza sportową tematykę.
Na siłowni widać jak na dłoni, kto jak jest zbudowany i wygląda. To idealna sytuacja dla tych, którzy są wzrokowcami. Kilka dni temu obserwowałam, z jakim zainteresowaniem dwie dziewczyny przyglądały się chłopakowi, któremu podczas ćwiczeń podjeżdżała do góry koszulka odsłaniając nieznacznie brzuch - płaski i ładnie wyrzeźbiony. A atrakcyjność to wabik, który zdecydowanie działa - zwłaszcza na siłowni, na której aż duszno od testosteronu. Panowie się prężą podnosząc ciężary, panie zgrabnie ćwiczą na maszynach aerobowych w strojach, które podkreślają ich kształty.
I na mojej siłowni pojawiają się zjawiskowe kobiety i bardzo przystojni mężczyźni. Fot. PETAR JURINA/Flicr.com
Z drugiej strony siłownia to nie miejsce, w którym prezentujemy się w pełnym makijażu, utrefionych włosach i idealnie zmatowionej cerze. Po godzinnym treningu czoło zrasza pot, policzki są czerwone, a włosy w nieładzie. To wprowadza naturalność - od razu widać, jak człowiek wygląda naprawdę i albo się w takiej wersji spodoba albo nie.
Najbardziej jednak bawi mnie to, że na siłowni - w trykotach, podkoszulkach i sportowych butach gubimy nasze "ozdobniki", które zazwyczaj wysyłają sygnały na temat statusu, zawodu, stanu posiadania. Mężczyzna w dresie może po wyjściu z szatni zamienić się z elegancika w garniturze, a kobieta w czarnych legginsach w ceniącą minimalizm studentkę.
Na koniec jeszcze jeden argument na tak - w razie niepowodzenia lub rozczarowania - zawsze można zmienić siłownię.
Lubisz nasze artykuły? Zostań fanem i kliknij tutaj.