Kiedy usłyszałam, że Gwyneth Paltrow została najpiękniejszą kobietą świata pomyślałam, że to chyba żart. - Wierzy w prorodzinne wartości - nie tylko kocha swoją własną rodzinę, ale wciąż ma bardzo bliskie relacje z matką i bratem. A jako miłośniczka zdrowego odżywiania propaguje go w swoich książkach kucharskich i z innymi kobietami chętnie dzieli się sekretem, jak zachować młodość i urodę - uzasadniał wybór Larry Hackett, redaktor naczelny magazynu "People".
Zdrowy styl życia przedstawiany w książkach kucharskich? Tak, widziałam jej książki i pamiętam jak absurdalne wydało mi się drukowanie w nich przepisów na popcorn, frytki z solą albo kanapkę z awokado. Macierzyństwo? Kojarzę Gwyneth jako matkę chyba tylko dlatego, że nazwała swoją córkę jak owoc (Apple). A co do urody - cóż, jest naturalna i z pewnością ładna, ale żeby od razu najpiękniejsza na świecie?
Z każdym kolejnym komentarzem przeczytanym w internecie ("chyba żart", "tylko nie ona", "jest za stara", "mam dziesięć ładniejszych koleżanek"), zdawałam sobie sprawę, że nie tędy droga. Ona nie wzięła udziału w konkursie piękności, nie walczyła o koronę miss, która ma wykazać się wyłącznie idealnymi wymiarami i nierozdwojonymi końcówkami. Przejrzałam listę wcześniejszych "najpiękniejszych" i doszłam do wniosku, że Gwyneth wpisała się doskonale w typy "People".
W ubiegłym roku tytuł trafił do Beyonce - wróciła akurat na scenę po urodzeniu dziecka w atmosferze sensacji. Najpierw spekulowano o tym, że cała ciąża została zmyślona, a dziecko w rzeczywistości urodzi surogatka (w sieci krążył nawet filmik, na którym "widać" jak brzuch zgina się nienaturalnie, gdy gwiazda siada). Sam poród z wynajęciem całego piętra szpitala i przekupieniem personelu, by milczał na temat rzekomej surogatki też nie przyniosły Beyonce sympatii. Przyniosły za to rozgłos.
Podobnie rok wcześniej, gdy najpiękniejszą została Jennifer Lopez - po 40, z dwójką małych dzieci i gasnącą karierą, ale za to w trakcie rozwodu. Rok 2010 to Julia Roberts i jej wielki powrót w hicie "Jedz, módl się i kochaj", 2009 - tytuł trafia do świeżo upieczonej pierwszej damy, żony pierwszego czarnoskórego prezydenta USA, Michelle Obamy. Rok wcześniej Kate Hudson kończy burzliwe małżeństwo z Chrisem Robinsonem i zostaje piękną i silną samotną matką. Jakie warunki musiała więc spełnić Gwyneth?
Przede wszystkim musiała oczywiście być celebrytką. I niewątpliwie jest, bo choć skandale z jej udziałem zdarzają się raczej rzadko, to ludzie zdążyli ją już znienawidzić. Zbyt ogólnikowe? To wpiszcie w Google hasło "most hated celebrity". Tak, tak - "najpiękniejsza" pokonuje w zestawieniach zdradzającą swojego faceta, "zaniedbaną" Kristen Stewart, skazywaną na więzienie Lindsay Lohan, bijącego Rihannę Chrisa Browna i mającą zbyt dużego farta (w urodzie i karierze) Anne Hathaway. Dlaczego? Bo za bardzo się stara, bo jest białą, bogatą panienką mówiącą ludziom jak mają żyć - to uzasadnienie w wielkim skrócie.
Po drugie musiała być osobą, która wcześniej nie została wybrana na to miejsce. Niby nic trudnego, ale na jej miejscu znalazły się już 23 inne gwiazdy (pierwszą była w 1991 roku Julia Roberts - myślicie, że przez rolę w "Pretty Woman"? Bynajmniej, w 1991 roku na trzy dni przed ślubem odwołała swój ślub z Kieferem Sutherlandem).
Po trzecie "najpiękniejsza" poza skandalem musi mieć akurat w planach jakąś znaczącą premierę, wielki powrót lub metamorfozę. W przypadku Gwyneth była to najnowsza, trzecia część "Iron Man". Trudno wyobrazić sobie dla niego lepszą reklamę niż kontrowersje wokół odtwórczyni jednej z wiodących ról.
Po czwarte i ostatnie, "People" musiał wybrać kogoś, kto zagwarantuje mu jak najwięcej przedruków. Młode i śliczne Allison Williams, czy Emmy Rossum potrzebują jeszcze kilku skandali zanim staną się piękne na miarę świata showbiznesu. Tu wygrywa "najbardziej znienawidzona", nie aż tak piękna, dojrzała, ale promująca najnowszy film Gwyneth Paltrow.