"Z modela chciałabym wydobyć wszystko, co najlepsze. Nasze spotkanie to rodzaj rozmowy" - wywiad z Lidią Popiel

Wie doskonale, jak to jest stać po drugiej stronie obiektywu - przez wiele lat pracowała jako modelka. Techniki i warsztatu uczyła się na własnych błędach, przyglądając się pracy najlepszych. Wciąż kojarzona głównie jako żona aktora Bogusława Lindy, pozostaje poza show-biznesem, robiąc swoje - nastrojowe portrety.

Ola Długołęcka, kobieta.gazeta.pl: Fotografowie - jak malarze kreski - mają swoje charakterystyczne światłocienie. Czy twoje prace mają 'coś', co sprawia, że wiadomo, że ty je zrobiłaś?

Lidia Popiel, fotografka, wykładowczyni w Warszawskiej Szkole Filmowej: Nie. I nie wiem nawet, czy chciałabym, żeby miały. Nie chciałabym, żeby moje prace były ujmowane w ramy, a mnie jako autorkę wsadzano do szufladki. To moim zdaniem zawęża możliwości.

Często słyszę, jak fotografowie mówią, że coś 'nie jest ich', 'nie jest w ich stylu'.

Są też twórcy, który próbują różnych możliwości i rozwiązań - zmieniają aparaty, formaty. Nic ich nie ogranicza i chętnie eksperymentują. Jeżeli w tej mnogości uda się znaleźć łączący je wspólny mianownik, który można opisać jako autorskość, to stoją za nim świadome wybory autora. Fotograf wybiera podobny kadr, ekspresję modela.

Jest zatem coś co łączy twoje prace?

- Mam różne upodobania - lubię dużo czarnego albo białego, lubię portrety i krajobrazy...

A osoby, które znają twoje zdjęcia, znajdują w nich rys charakterystyczny dla ciebie?

- Czasami docierają do mnie takie informację - że ktoś rozpoznał moje zdjęcie, bo było takie 'moje'. Zawsze mnie takie opinie zaskakują.

Kiedyś wszędzie było pełno zdjęć Marka Straszewskiego, później Roberta Wolańskiego, Marcina Tyszki, a teraz Zuzy Krajewskiej i Bartka Wieczorka. Jaki masz stosunek do mód panujących w fotografii - szczególnie do gorących nazwisk?

- Lubię tych wszystkich autorów i ich prace, bo są od siebie kompletnie różne - tak jak osobowości ich autorów. Co do trendów w fotografii...

W sztuce i w fotografii jest tak, że gdzieś w różnych miejscach na świecie twórcy zaczynają w tym samym czasie robić podobne rzeczy i tak się tworzy nurt. Jeśli są to silne osobowości, to lansują trendy - także w portretach. Osoby, o których mówisz są w konkretnych nurtach, dlatego cieszą się zainteresowaniem i znajdują swoich odbiorców.

Gdybyś jako wykładowca miała ocenić swoje prace sprzed lat i doradzić sobie - młodej kobiecie z początków kariery - co byś powiedziała?

- Pochwaliłabym swój zapał, inwencję i chęci! To domena młodości - kiedy nie jesteśmy jeszcze zawodowo uwikłani, chce nam się tworzyć i wymyślać.

Z perspektywy czasu stwierdziłabym, że moja nonszalancja dotycząca techniki i posługiwania się nią była te trzydzieści lat temu daleko posunięta.

Sama wywoływałaś swoje zdjęcia?

- Częściowo.

A teraz ile ludzi stoi za zdjęciami, które robisz?

- To zależy od projektu i budżetu. Lubię pracować przy małych projektach, które ograniczają się do dwójki ludzi - mnie i portretowanej osoby. Dużo radości sprawiają mi duże projekty, w które zaangażowanych jest kilkudziesięciu profesjonalistów.

 

Fot. JAN BIELECKI EASTNEWS/EAST NEWS

Lidia Popiel w 2008 roku na wernisażu swoich prac. Fot. Jan Bielecki/East News

Czy to nie jest tak, że czasami fotografowie, którzy mają specjalistów od ustawiania świateł, przesłon, czasu ekspozycji, obróbki zdjęć, pozostawieni sami sobie, nie poradziliby sobie z techniką?

- Ja bym dała radę, ale fotografowie wcale nie muszą tego robić. Od tego mają właśnie specjalistów. Ich zadaniem jest osiągnąć z pomocą asystentów efekt, który chcą osiągnąć.

Muszą wiedzieć, czego chcą od zespołu. Nie muszę być mistrzem retuszu, ale muszę wiedzieć, jak ma wyglądać finalne zdjęcie i na czym polega taka praca.

Jak długa jest droga od zrobionego przez ciebie ujęcia do gotowej pracy? Mam na myśli retusz, obróbkę.

- Czasami bardzo krótka. Komputer to jest taka ciemnia cyfrowa. I do tego się go wykorzystuje - a nie jak się niektórym wydaje, żeby wygładzać i wyszczuplać. Kiedyś wybierało się rodzaj filmu, jego czułość, wreszcie rodzaj papieru i jego twardość po to, by powiększenie wyglądało w konkretny sposób. Teraz na to wszystko pozwala obróbka zdjęcia w komputerze.

Kto ma twoim zdaniem większą władzę - osoba fotografująca, czy fotografowana?

- Fotograf. Osoba stojąca przed aparatem jest zmuszona do okrywania swoich tajemnic, więc od razu jest na gorszej pozycji, jest wystawiona. Ona siebie nie widzi w obiektywie, nie wie, co z tego zdjęcia wyjdzie. Dlatego ludzie boją się robienia zdjęć - chcą za wszelką cenę dobrze wyglądać, a nie mają nad tym kontroli.

Co jest niefotogeniczne?

- Wszystko jest fotogeniczne!

Zdarza ci się polować na ciekawe twarze - robić interesującym ludziom spontaniczne zdjęcia?

- Czasami zdarzają się takie sytuacje. Kiedyś miałam więcej czasu i częściej łapałam interesujące twarze.

Jak określiłabyś swoją niszę w polskiej fotografii? Gdzie jesteś?

- Robię portrety - potrzebne w różnych dziedzinach życia. Nie robię jedynie portretów do dowodów i paszportów - chociaż to trudna sztuka. Portrety używane są na różne potrzeby - twarz może firmować przedsięwzięcia, dokonania, być zrobiony dla przyjemności, na pamiątkę.

 

Lidia Popiel w 2010 roku na wernisażu "Jesteś w centrum uwagi". Fot. VIPHOTO/East News

Od kogo uczyłaś się fotografii?

- Przyglądałam się pracy najlepszych fotografów na rynku: Czudowskiego, Sobolewskiego, Rolkego. Znałam ich, przyjaźniliśmy się i kiedy wzięłam aparat do ręki dostałam od nich wsparcie i instrukcje. Obserwowałam, pytałam, dociekałam. Poza tym przeglądałam zagraniczne gazety modowe.

Szewc bez butów chodzi? Jak wyglądają twoje rodzinne albumy?

- Część zdjęć można by nazwać profesjonalnymi, a reszta to zdjęcia typowo rodzinne. Co więcej nie można tych zbiorów nazwać albumami, bo leżą pomieszane w pudełkach.

Czy udaje ci się wybrnąć z trudnych sytuacji na planie - model nie współpracuje, zdjęcia nie idą...

- Miałam takie sytuacje. Kiedyś nad morzem o czwartej rano robiłam zdjęcia modelce. Na początku dziewczyna była strasznie nadąsana (pozdrawiam Różę serdecznie), ja miałam problemy ze sprzętem. Kiedy wreszcie udało się nad wszystkim zapanować, okazało się, że ten cały dąs wyszedł na zdjęciach świetnie.

Co w procesie robienia zdjęć lubisz najbardziej?

- Spotkanie z człowiekiem. Kontakt z ludźmi.

Osobą portretowaną, czy ludźmi na planie?

- Z punktu widzenia fotografa kontakt z portretowaną osobą. Jestem zawsze ciekawa, co ma do przekazania. Chciałabym wydobyć wszystko, co najlepsze - nasze spotkanie to rodzaj rozmowy.

 

Fot. East News

Zawsze miałaś wolny zawód?

- Zawsze, nigdy nie pracowałam od do. Nie jest to łatwe, bo trzeba sobie wszystko samemu zorganizować, ale jest ciekawe.

Jak wygląda twój przeciętny dzień?

- Nie mam przeciętnego dnia - wszystko zależy od tego, co mam akurat zaplanowane. Czy mam sesję, czy wyjazd. Oprócz tego jest jeszcze szkoła, w której wykładam - w tygodniu i w weekendy, magazyn internetowy fineLIFE.pl, spotkania z ludźmi oraz projekty, w których biorę udział.

Teraz na przykład będę prowadziła warsztaty "For Those Who Do. Zrób to z Lenovo". Wezmą w nich udział laureaci konkursu. W ramach projektu szukamy "DO'ersów", czyli ludzi, którzy mają pasję i chcą ją rozwijać. A my ich będziemy w tym wspierać.

 

Lidia Popiel z mężem, aktorem Bogusławem Lindą. Fot. East News

Czy jesteś rozpoznawana jako fotograf? Ludzie kojarzą cię z fotografią?

- Nie, częściej z mężem (aktorem Bogusławem Lindą - przyp. redakcji). Czasami ludzie pytają się, czy nie jestem przypadkiem aktorką. Ale fotografia zdobywa coraz większą sławę, więc może...

Komu najtrudniej zrobić portret?

- Osobom, które myślą za dużo o swoich wadach i starają się je ukryć. To je krępuje. Wszyscy mają wady, ale może to co nam się wydaje złą stroną, obiektywnie nią nie jest. Trudno pracuje się z osobami, które nie potrafią się skoncentrować. A to zawsze utrudnia komunikację i zaburza kontakt. A portrety to przecież rodzaj rozmowy.

Gdzie bywa, co robi? Zobacz prywatne zdjęcia Lidii Popiel.

Więcej o: