Marcin Subaczewski: Zostałem wodzirejem zupełnie przypadkowo. Mój kolega, inny wodzirej, poprosił mnie pomoc przy prowadzeniu wesela. Początkowo miałem być prezenterem muzycznym - DJem, do puszczania piosenek i zapowiadania utworów. Nie znałem się na tym w ogóle, ale od dziecka interesowałem się muzyką i amatorsko grywałem na gitarze. Po udanym weselu kolega zaproponował mi współpracę na stałe, co w późniejszym etapie zaowocowało tym że sam zostałem wodzirejem i teraz ja mam swojego prezentera muzycznego. Zawsze pracujemy we dwójkę - motywujemy się i razem mamy milion pomysłów, w końcu co dwie głowy to nie jedna.
Myślę, że tej profesji nie można do końca nazwać zawodem. To raczej pasja, hobby i w pewnym sensie powołanie. Wodzirej to przede wszystkim dusza towarzystwa, konferansjer i animator. Ma za zadanie sprawić, aby wszyscy uczestnicy imprezy jak najlepiej bawili się na parkiecie. Narzędzia, którymi się posługujemy, to muzyka, słowo i taniec. Dlatego ważne są elementy w sylwetce wodzireja: nienaganna prezencja, postawny głos, elegancja, empatia.
Nie ma konkretnych szkół dla wodzirejów natomiast są warsztaty, które odbywają się w różnych częściach Polski. Z łatwością można je odnaleźć w internecie.
Według mnie każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu jest wodzirejem. Wszystko jednak zależy od indywidualnych predyspozycji.
Ważny jest charakter prawdziwego wodzireja. To przede wszystkim wesoła, pogodna osobowość połączona z silnym i zdecydowany charakterem.. Jeżeli ktoś posiada w sobie takie cechy jest na dobrej drodze do bycia wodzirejem już nie tylko w życiu ale także w zawodzie.
fot. Marcin Subaczewski fot. Marcin Subaczewski
Na to nie mogę odpowiedzieć jednoznacznie. Dobre kapele z dobrą muzyką oraz osobą prowadzącą - liderem, który potrafi również poprowadzić dobrą integracyjną zabawę na parkiecie są rozchwytywane, ale jest ich bardzo mało. Ja pracuję z prezenterem muzycznym, zapotrzebowanie na nas jest duże, ale tu też tak samo trzeba powiedzieć, że dobrych wodzirejów jest mało i oni mają naprawdę duże obłożenie nawet z wyprzedzeniem 2-3 lat do przodu.
Każde wesele to sprawa indywidualna. Zazwyczaj pierwszy kontakt odbywa się telefonicznie albo mailowo. Następnie umawiam się z daną parą na spotkanie podczas którego omawiamy wszystkie szczegóły ich wesela. Wtedy wyciągam jak najwięcej informacji i robię wywiad dotyczący gości, preferencji muzycznych oraz technicznych aspektów wesela.
Każdy wodzirej posiada arsenał sprawdzonych gier i zabaw, tekstów, żartów oraz zachowań w określonych sytuacjach, które może dostosować do danego wesela. Każde wesele jest jednak inne i wtedy muszę wykazać się idąc na żywioł, zaskoczyć, rozbawić i porwać ludzi do zabawy.
Można powiedzieć, że moja praca zaczyna się już w domu. Transport na miejsce, rozpakowanie sprzętu i przygotowanie się do imprezy (frak i stylizacja przede wszystkim!) - zawsze zajmują trochę czasu. Od przyjazdu pierwszych gości zaczyna się drugi etap: staję się organizatorem - informuję gdzie nastąpi powitanie państwa młodych, gdzie są miejsca gości oraz pilnuję innych szczegółów. Parę młodą witamy zazwyczaj chlebem i solą, wznosimy pierwszy toast i zapraszamy do stołu. Wtedy to goście wznoszą toasty i wygłaszają przemówienia. Tak naprawdę cała nasza robota zaczyna się po obiedzie. Zazwyczaj zaczynamy od wspólnego zdjęcia, na którym nikogo nie może zabraknąć. Jest to nasz sposób na wyciągnięcie gości zza stołów. Po wspólnym zdjęciu prowadzimy poloneza, zwykle rozluźnia gości i oswaja z parkietem. Po nim - pierwszy taniec pary młodej - ważny element każdego wesela. Później już sama zabawa. Prowadzę tańce integracyjne i synchroniczne. Zachęcam gości do gier i zabaw.
info@flatrockstudio.pl info@flatrockstudio.pl
O takich rzeczach się nie rozmawia, to tajemnica zawodowa [śmiech]. Można to porównać do trzeciej tajemnicy fatimskiej. Jakieś elementy ujawniono, ale dalej jest to tajemnica. Dlatego w tym miejscu uchylając rąbka tajemnicy powiem, że wpadki zdarzają się, ale raczej ze strony techniczno-materialnej - złośliwość rzeczy martwych. Wtedy staram się ratować sytuację i obracam w żart sytuacyjny.
Francuzi na weselach stukają w kieliszki oznacza to samo co u nas - śpiewane "gorzko, gorzko" i para młoda musi się pocałować.
Belgowie mają swoją tradycyjną pieśń na weselu, podczas której białymi serwetkami kręcą w powietrzu. Niemcy to zwykle większy orzech do zgryzienia. Mówi się, że to nudziarze, nie tańczą, nie śpiewają tylko siedzą i piją piwo. Trzeba mieć na nich dobry sposób. Moim sposobem jest muzyka. Kiedy usłyszą swoje kultowe, wszystkim znane piosenki nie można ściągnąć ich z parkietu.
W przypadku Brytyjczyków bardzo ważna jest przemowa świadka - część bez której wesele jest nieważne. To musi być i tyle. Zagadkowi są dla mnie Amerykanie, ale to chyba dlatego, że nie mają tradycji w ogóle, takie wesela trwają krótko i są dość nudne. Trochę się boję bo w tym roku takich wesel będziemy mieć najwięcej. Ormianie natomiast mają dużo tradycyjnych pieśni, podobnie Holendrzy. Coś w rodzaju polskiej piosenki "Ona temu winna", zachęcającej do pocałunków.
Na każdym weselu dochodzi do jakiejś śmiesznej sytuacji. Pamiętam gdy część gości przybyłych na wesele trafiło nie tą imprezę, na którą powinni. Po przybyciu pary młodej zdziwieni, że to inna para niż ta, która była w kościele, zaczęli nerwowo szukać w nawigacji miejsca, do którego powinni trafić. Okazało się, że blisko znajduje się drugi dom weselny o takiej samej nazwie. Wyglądało to bardzo zabawnie gdy w pośpiechu część gości podczas powitania młodych z piskiem opon opuszczała parking, a część przybywała z drugiego domu weselnego.
Moim ulubionym momentem wesela, który zdarza się naprawdę bardzo często jest moment wjazdu piętrowego tortu weselnego. Ja zachęcam do oklasków, tort jedzie z wielką pompą i nagle górna część wali się jak ścięte drzewo. Zawsze wywołuje skrajne emocje wśród gości, a nam zapewnia masę śmiechu.
Muzyka i dobry wodzirej. Dobra muzyka ruszy do tańca ludzi w każdym wieku, a wodzirej będzie stał na straży dobrej zabawy i poprowadzi imprezę tak, żeby goście i sama para młoda pamiętała ją przez długie lata.
Myślę że jest to taniec integracyjny który nazywam "Bollywood". Bardzo go lubię i goście też zawsze się przy nim dobrze bawią. Zaskakujące jest w nim to, że nie tłumaczy się kroków. Wychodzę przed ludzi i mówię, żeby powtarzali moje ruchy. Muzyka i kroki są bardzo specyficzne, a efekt jest tak śmieszny, że zawsze wywołuje uśmiech na twarzach naszych i gości.
Czasami się sprawdzają, ale raczej rzadko. Poza stereotypem wujka - taki pan znajdzie się prawie zawsze.
Nie ma różnicy między weselami miejskimi i wiejskimi, ani między starszymi i młodszymi nowożeńcami. Wesele to impreza wielopokoleniowa, a czasami nawet wielokulturowa. Goście weselni przybywają na przyjęcie z różnych stron, z różnych regionów, miast, wsi. Wszystko zależy od podejścia państwa młodych, od ich pomysłu na swoją imprezę. Można powiedzieć, że jedyna różnica polega na tym czy ma być orkiestra czy wodzirej. Jest taki stereotyp, że na wsiach jest tradycja zespołu weselnego, orkiestry, ale to w dzisiejszych czasach zmienia się bardzo szybko.
Sezon na wesela trwa od Wielkanocy do Bożego Narodzenia. Występujemy praktycznie w każdą sobotę, coraz częściej również w czwartki i w piątki, kiedy są tańsze koszty wynajmu sali i obsługi. W miesiącach zimowych jest najmniej tego typu imprez. W tym czasie występujemy na imprezach firmowych, spotkaniach integracyjnych, studniówkach i balach karnawałowych.
Chyba nie ma nic takiego. Samo wesele jest zawsze ciekawe, każde jest inne i zaskakujące. Techniczna strona wesela jest elementem, którego nie lubię. Nikt, kto nie pracuje przy organizacji nie zwraca na to uwagi. Chodzi o rozstawianie sprzętu, a raczej już po weselu, nad ranem składanie i powrót do domu, które bywają bardzo ciężkie, w szczególności gdy odległość jest duża. Jedyne o czym wtedy marzę to szybko wskoczyć pod prysznic i do łóżka, a kiedy widzę ile jest do zebrania kabli i sprzętu a następnie szmat drogi, to mam ochotę pod nosem przekląć.
Trema to nie do końca dobrego określenie. Mi się kojarzy z sytuacją napiętą nerwową a "wesele" jak sama nazwa mówi to sytuacja wesoła, radosna. Ja nazwałbym to zdrową adrenaliną. Ciśnieniem, które nakręca człowieka pozytywnymi emocjami i myślami. Ten moment zawsze jest na początku podczas oczekiwania na przyjazd gości weselnych i samej pary młodej.
Moja odpowiedź oczywiście musi być jednoznaczna - TAK, GWARANTUJĘ!
Magdalena Sulwińska Photography Magdalena Sulwińska Photography