Przemysław Małkiewicz: W naszym kraju jest około 500 detektywów czynnych zawodowo. Trudne egzaminy i ciągłe wyrzeczenia skutecznie eliminują amatorów. Ci, którzy zostają, to przede wszystkim byli policjanci lub wojskowi.
- To, co oglądamy w telewizji, to fikcja filmowa. W rzeczywistości nasza praca to w większości obserwacja, śledzenie ludzi i gromadzenie o nich informacji. Nawet zakładanie podsłuchów czy urządzeń GPS jest zabronione. Tak naprawdę detektyw ma niewiele więcej praw niż przeciętny Kowalski. Ale zdarzają się sytuacje, kiedy zleceniodawcy, najczęściej ci, którzy naooglądali się szpiegowskich filmów, przychodzą do mnie z gotowym scenariuszem rozwiązania sprawy. A my metody pracy mamy zdecydowanie mniej spektakularne i o wiele bardziej ograniczone.
- Pozwolenie na broń i posiadanie jej nie jest konieczne w pracy detektywa. Ja mam broń od ok. 15 lat, ale dlatego, że wcześniej pracowałem w policji. Na szczęście ani razu jej nie musiałem użyć i oby tak zostało. Mam broń w razie obrony koniecznej w innym przypadku wykorzystanie jej może rodzić niebagatelne konsekwencje i ze ściganego samemu można stać się ściganym.
- Najpopularniejsze są sprawy dotyczące gromadzenia dowodów wierności małżeńskiej, a raczej jej braku (stanowią one ok. 60 procent wszystkich spraw). Kolejne to poszukiwania osób zarówno tych zaginionych, ukrywających się dłużników, a także kontrola nieuczciwej konkurencji, wywiad gospodarczy, ustalenie stanu majątkowego. Moimi klientami są zarówno duże firmy jak i ludzie prowadzący własny biznes oraz zwykli obywatele.
- W ubiegłym roku otrzymałem zlecenie sprawdzenia wierności-niewierności męża. Kobieta podejrzewała męża o romans, a ponieważ byli to ludzie bogaci dlatego kwestia winy i podziału majątku miała duże znaczenie. Następnego dnia po podpisaniu umowy z nią zgłosił się do mnie mężczyzna ze zleceniem śledzenia swojej żony. Odmówiłem zajęcia się tą sprawą ze względu na brak wolnego terminu, ale skierowałem go do agencji z którą współpracuję. Tak się robi, żeby nie tracić klientów i móc przyjmować duże sprawy. W trakcie pracy detektywistycznej mojej agencji oraz tej zaprzyjaźnionej cztery (po dwie na każdego obserwowanego) ekipy spotkały się pod domem małżonków. Terminy śledzenia zleceniodawców pokryły się i wtedy okazało się, że klient którego skierowałem do znajomego detektywa, to mąż mojej klientki. Detektywi nie potrafili ukryć rozbawienia, choć klientom nie było do śmiechu. Jak się okazało każdy z małżonków miał romans, więc nikt na nikogo nie mógł mieć tzw. haka. Obydwoje potem korzystali z negocjatora, żeby ustalić nowe zasady wspólnego życia lub rozstania.
- Jakiś czas temu zgłosiła się do mnie pani z prośbą o sprawdzenie czy mężczyzna, z którym się spotyka jest naprawdę tym, za kogo się podaje. Zaangażowane strony z bagażem doświadczeń i ostrożnie podchodzące do nowego związku. Klientka nabrała podejrzeń, kiedy jej przyjaciel zostawił w domu telefon, a ona znalazła w nim gorące smsy od i do innej kobiety. Zanim zabrałem się za sprawdzenie "narzeczonego" klientka się wycofała, ponieważ się rozstali.
Całkiem niedawno skontaktowała się ze mną ponownie, bo rozeszli się w tzw. przyjaźni i spotykali się od czasu do czasu. Jechali do znajomych na grilla i kiedy moja klienta chciała włożyć do bagażnika swoją torbę (w tym czasie jej znajomy poszedł do sklepu), znalazła w nim zakrwawione prześcieradło, zabłocone buty i szpadel. W chwili obecnej sprawdzamy do kogo należą te rzeczy i co ten mężczyzna może mieć na sumieniu. Sprawa jest w toku. W tym przypadku będę współpracował z policją, a jeśli doszło do przestępstwa na tle kryminalnym, zajmą się tym organy ścigania oraz prokuratura.
- Aby zdobyć licencję, nie można być karanym ani nawet notowanym. Trzeba też zdać egzamin ze znajomości przepisów prawnych, metod procesowych i zagadnień pracy operacyjnej. Egzaminy są trudne, dlatego do zawodu trafiają osoby dokładnie wyselekcjonowane, fachowcy. Praca w służbach mundurowych daje bardzo dobre podstawy. W moim przypadku właśnie tak było. Mam ponad 15 letnie doświadczenie pracy w policji w wydziałach kryminalnym oraz wywiadowczym.
detektyw Fot. archiwum prywatne Fot. archiwum prywatne
- Takie, gdzie mam od klienta bardzo mało informacji, a sytuacja miała miejsce dawno temu. Ludzie mijają się w przelocie, a potem nagle pragną się odszukać. Ktoś poznał kogoś na wyjeździe. Ktoś rozmawiał z kimś na czacie. Ktoś stęsknił się za dalekim kuzynem, z którym lata temu utracił kontakt. A wtedy na kłopoty - detektyw. Miałem kiedyś takie zlecenie, aby odszukać mężczyznę, którego moja klientka poznała sześć lat wcześniej. Nie znała nawet jego imienia. Jedynymi informacjami był adres imprezy, na której się spotkali oraz to, że mężczyzna jest Holendrem. Nie dawałem klientce gwarancji na odszukanie go i ostatecznie nie doszło do zlecenia. Wolę nie składać obietnic bez pokrycia, dlatego, gdy sprawa jest bardziej skomplikowana przed podpisaniem umowy sprawdzam, czy będę mógł wywiązać się ze zlecenia.
- Firma detektywistyczna przyjmuje różnorodne sprawy. Ma do tego ludzi i możliwości, gdyż współpracuje z wieloma detektywami i informatorami, co poszerza krąg dotarcia do właściwych informacji. Specjalizację mają raczej pojedynczy detektywi, czyli np.: w ustaleniach majątkowych, poszukiwaniu osób., kiedyś także windykacji, która teraz jest osobną działalnością gospodarczą specjalnych firm.
Mając do zlecenia wydawałoby się prostą sprawę typu obserwacja żony czy męża, lepiej wybrać firmę detektywistyczną, która może pozwolić sobie na częste zmiany osób śledzących współmałżonka, szybszą realizację zlecenia i obszerną dokumentację. Klienci myślą, że wystarczą dwie, trzy fotki po 15 latach małżeństwa i mają już materiał do sprawy rozwodowej. A tak jest tylko w filmach. My dostarczamy zdjęcia, filmy, opis zdarzeń, a nawet wyrzucony paragon.
- Tak, dostarczamy wszystko to, co może okazać się pomocne, choć dla osób z zewnątrz wydaje się mało istotne. Miałem kiedyś taką sprawę, w której paragony były dowodami kluczowymi. Mojemu klientowi zginęła pokaźna suma pieniędzy a sąsiad, z resztą zaprzyjaźniony ze zleceniodawcą, nagle zaczął robić duże zakupy. Zaczęliśmy go obserwować i zbierać dowody. Równolegle klient zgłosił kradzież na policję. Wystarczyły trzy dni, a zdobyliśmy paragony i zdjęcia płatności gotówką w czasie zakupów. Mój klient zaprosił sąsiada, poinformował go o toczącym się śledztwie policyjnym i przedstawił zgromadzone dowody. To wystarczyło. aby sąsiad się przyznał i podpisał zobowiązanie do zwrotu skradzionej sumy.
- Obecnie minimalne koszty za sprawy rozwodowe to 4 tys. zł. Zazwyczaj jest to opłata za 40 - 50 godzin naszej pracy. Klient otrzymuje raport opisowy oraz zdjęcia i filmy. W tej cenie zawiera się też stawienie się w sadzie w charakterze świadka, jeśli sprawa tego wymaga.
- Kobieta-detektyw nie jest już w naszych szeregach wyjątkiem. Ok. 10 proc. licencji udzielono paniom. Pracują z podobną skutecznością, jak detektywi płci męskiej. Czasami są nawet lepsze od mężczyzn. Zdobędą takie informacje, do jakich mężczyzna-detektyw nie dotrze. Idealnie nadają się do spraw, w których trzeba śledzić i obserwować ludzi, ponieważ są mniej podejrzewane o takie działania. Poza tym świetnie jeżdżą samochodami, co jest niezbędne przy prowadzeniu obserwacji.
- Gdy sprawa tego wymaga powiadamiamy jednostkę terenową, jesteśmy do tego ustawowo zobowiązani. Dbamy, aby mieć dobre układy z policją, bo najzwyczajniej w świecie obu stronom to się opłaca. Ponieważ pracowałem w tym zawodzie to wiem, jak taka praca wygląda, a jednocześnie czego mi, jako detektywowi, nie wolno. Praca detektywa często wymaga balansowania na granicy prawa.
- Nie można być detektywem bez licencji, ale w przypadku pana Rutkowskiego można prowadzić firmę zatrudniając osoby, które taką licencję posiadają. Nie mogę się wypowiadać na jego temat ani źle ani dobrze, nie spotkałem go osobiście. A to, że lubi robić szum wokół siebie to jego wybór. Wiem, że wzbudza kontrowersje, ale nie można mu również zarzucić braku skuteczności.
- Nigdy nie przyjąłbym sprawy dla klienta, którego ktoś bliski: mąż, żona byli wcześniej moimi zleceniodawcami. Za dużo wiem i nie chciałbym się tym sugerować . Poza tym ustawa nakazuje mi być lojalnym w stosunku do klientów. Nie przyjmuję też spraw, w których klient chciałby, aby kogoś porwać. Nie jestem gangsterem!. No i w końcu nigdy nie podjąłbym się też sprawy, w której żąda się przetestowania wierności współmałżonka. Takich rzeczy się nie testuje, po prostu!