Anna wie doskonale, że nie wygląda, jak kiedyś. Po dawnej szczupłej i umięśnionej sylwetce zostały jedynie zdjęcia i miłe wspomnienia. Nie jest w swoim stanie ducha i ciała osamotniona. Kobiet, które mocno przytyły jest więcej, o swojej tuszy i nienawiści do własnego ciała mówią jednak dopiero, kiedy uda się im osiągnąć sukces i... schudnąć. Wtedy, w kontekście sukcesu i zadziwiającej metamorfozy zbierają słowa uznania i pochwały. A co się dzieje w dołku, gdy jest źle, grubo, aseksualnie? Zanim się zmobilizujemy i weźmiemy za siebie? O tym opowiada Anna, która przeszła przemianę i to dosłownie na plus - bo "wrzuciła" ponad 20 kilogramów.
Anna: - W mniej szczupłą? To delikatnie powiedziane. Ja bym użyła określenia "w grubą". Mimo, że przeraża mnie to słowo, muszę jednak spojrzeć prawdzie w oczy.
Początkiem "zmiany kształtów" była oczywiście ciąża. Do czwartego miesiąca starałam się jeszcze ćwiczyć, ale potem trenerka pogoniła mnie z siłowni. Na konia wsiadałam do siódmego miesiąca, dopóki nie dowiedziałam się, czym może grozić odklejenie łożyska. Mimo, że nie ćwiczyłam, niemal do końca byłam aktywna. Pomalowałam mieszkanie, skręcałam mebelki dla dziecka, przekopałam ogródek. Całą ciążę odżywiałam się zdrowo i racjonalnie - tak jak przez ostatnie lata.
Kasię urodziłam niemal w biegu i powoli zaczynałam gubić zbędne kilogramy. Ale kiedy córka miała dwa miesiące - przyszedł kryzys. Budziła się po 8-10 razy w nocy, a że byłam z nią sama - popołudniami padałam na twarz i nie miałam siły na nic.
Z pomocą przyszły niezawodne słodycze, których nie jadłam od lat. Poziom cukru podnosił się niemal momentalnie, dostawałam kopa i funkcjonowałam dalej. I tak zaczęłam rosnąć.
- To zależało od kroju ubrania: 34 lub 36. Zawsze byłam dobrze umięśniona i nie w każde 34 wchodziły moje ręce czy nogi. A teraz do niedawna nie znałam swojego rozmiaru, bo starałam się unikać sklepów i kupowania nowych ubrań, zakładając, że "szybko schudnę". Niemniej ostatnio "zmierzyłam się" ze swoim nowym wizerunkiem i wyszło na to, że powinnam kupować 40 lub 42. Choć jedna z bluzek z Reserved, którą kupiłam miesiąc temu i która jest DOBRA ma rozmiar S. W ciąży przytyłam 12 kg, a łącznie do dziś 22 kg. Oczywiście bardzo długo nie stawałam na wadze ale doszłam do wniosku, że uciekanie od problemu na pewno nie pomoże mi schudnąć. Psychicznie czuję się tak, jakbym była w podwójnej ciąży.
- Oj, ćwiczyłam niemal codziennie. Trzy-cztery razy w tygodniu biegałam na siłownię. W tak zwanym międzyczasie jeździłam konno, a gdy nadarzyła się okazja, uprawiałam inne sporty. Nie stosowałam jakiejś specjalnej diety cud, po prostu żywiłam się racjonalnie i zdrowo.
W ostatnim okresie, po tym jak przyjaciółka namówiła mnie na siłownię i na dorzeźbienie ciała, położyłam większy nacisk na produkty białkowe i odpowiednie spożycie zdrowych węglowodanów. Efekt bardzo mi się podobał. Niemal zaraz po jego osiągnięciu, czyli po tym, jak się super wyrzeźbiłam, okazało się, że jestem w ciąży.
. Fot. Archiwum prywatne
"Dużo ćwiczyłam i miałam dobre efekty". Fot. Archiwum prywatne
- Myślę, że mogłabym mieć, gdybym o siebie nie dbała. Oczywiście miałam okresy, gdy bywałam o parę kilogramów większa, ale nigdy nie rzucało to się bardzo w oczy.
- Bo zaczęłam - przepraszam za określenie - wpieprzać słodycze. Dosłownie, nie jeść, delektować się nimi, ale je wpieprzać. Do tego doszedł brak ruchu. W ciąży mocno ograniczony, po porodzie praktycznie zerowy, bo kładziono mi do głowy, że jak się karmi dziecko, to nie wolno uprawiać sportów - kwas mlekowy jest szkodliwy dla pokarmu.
Ja karmiłam rok. Po roku próbowałam wrócić na siłownię, ale po pierwsze szkoda było mi mamy, która cały dzień, gdy ja byłam w pracy, opiekowała się moją córeczką. Nie miałam sumienia prosić ją jeszcze o godzinę czy dwie, po drugie najzwyczajniej mi się nie chciało. Miałam zresztą na to świetną wymówkę - Kasię. Czas z nią leczył moje utyte serce.
Choć zdarzały się momenty, że wyrwałam się na basen, na konną przejażdżkę czy "latanie" motocyklem. Oj, dostawałam wtedy fajnego kopa. Mimo całodziennego zmęczenia wracałam do domu pełna energii.
. Fot. Archiwum prywatne
" W ciąży przytyłam 12 kg, a łącznie do dziś 22 kg.". Fot. Archiwum prywatne
- Psychicznie fatalnie, a że i fizycznie koszmarnie przekonałam się o tym ostatnio, gdy próbowałam stanąć na głowie. Do tej pory nie było to dla mnie problemem, teraz o mało sobie karku nie złamałam. Ponad 20 kg więcej to jednak bardzo dużo
Nie podciągnę się na drążku, nie umiem wskoczyć z ziemi na konia. Męczę się. Ostatnio na firmowej imprezie zabiły mnie rock and rolle na parkiecie.
A psychicznie? Zawsze byłam dość pewną siebie kobietą, a teraz czuję się nieatrakcyjna, gruba, mało seksowna. Jest jednak jeden plus! Urosły mi cycki!
- Oczywiście, że tak. Po pierwsze dlatego, że nie mam czasu i siły przygotowywać sobie tych moich "starych" posiłków. Ale wiem, że to wymówka, bo gdybym zaczęła ćwiczyć, siły i chęci by wróciły. Po drugie jem nieregularnie, a po trzecie - nadal te nieszczęsne słodycze.
Zastanawiałam się, jak to możliwe, że omijając z daleka fast foody, nie pijąc coca coli można AŻ tak przytyć. Przecież JAKIŚ ruch mam. Poszłam nawet do lekarza zbadać tarczycę, krew, pierwiastki - wszystkie wyniki są idealne.
Lekarz uświadomił mi, że jestem uzależniona od sportu. Brak ruchu jest dla mojego organizmu zabójczy. Im większy wysiłek, im więcej wydzielających się endorfin, tym ja czuję się lepiej, choćbym spała cztery godziny na dobę. I to jest prawda.
- Uważam, że tylko i wyłącznie w mojej psychice. Nie jestem zagubioną we mgle grubą babą, która nie wie co robić. Ja doskonale WIEM co zrobić, żeby schudnąć, co mi jest potrzebne. Nie umiem się tylko zmobilizować, bo czuję się zmęczona, a czuję się zmęczona, bo nie uprawiam sportów, jem nieracjonalnie. Błędne koło, z którego nie umiem się wyrwać.
- Może poznanie nowego faceta? Albo jakiś przystojny trener? A tak poważnie. Może jakieś nowe wyzwanie, nowe cele. Poproszono mnie ostatnio o zrobienie cyklu materiałów ze znanymi ludźmi w mojej branży pod hasłem "Dzień spędzony z ".
Miałabym dzielić z nimi ich pasje, hobby... To może jest niezły kop do tego, żeby się wziąć za siebie, bo jak nie wcisnę się w piankę do nurkowania, albo dostanę zadyszki goniąc jakiegoś starszego pana - to dopiero będzie materiał.
W mojej pracy mam zająć się dwoma nowymi projektami, które wiążą się z kontaktami z ludźmi, w tym bardzo młodymi. W środku, aż cała się gotuję od planów na "metamorfozę". Muszę to tylko wdrożyć w życie, dla siebie, dla mojej córki. Na razie zaczęłam od zmiany kosmetyków, bo i dbanie o siebie lekko zaniedbałam.
- No jasne. Ale przez to jak teraz wyglądam, jestem tak zblokowana na facetów, że choćbym była na bezludnej wyspie i przypłynąłby jakiś rozbitek to uciekłabym na jego tratwie omijając go z daleka. Wiem, że to głupie, bo mężczyźni patrzą na nas trochę inaczej niż my na siebie i mimo, że czuję się obecnie aseksualna, spotkałam się w ostatnim roku z zainteresowaniem ze strony mężczyzn.
. Fot. Archiwum prywatne
"Ważę 22 kg więcej niż przed ciążą. Fot. Archiwum prywatne
- Różnie ale raczej na wesoło. Choć są i tacy, którzy udają, że nic się nie zmieniłam. Spodobał mi się tekst mojego sąsiada, który stwierdził, że "zmatkowiałam". Spytałam go, co ma na myśli. Odpowiedział: "Do tej pory byłaś taka szalona, zwariowana ". A teraz? - zaczęłam dociekać. Na co on: "No teraz też jesteś tyle, że..." - nie dokończył. - Że gruba?" - podsumowałam za niego. Sąsiad przyznał mi rację: "No tak, taka właśnie zmatkowiała".
Staram się nie narzekać, bo uważam narzekanie na to jak wyglądam za hipokryzję. Stać przed lustrem i narzekać, że się jest grubą, a jednocześnie trzymać w ręku słoik nutelli? Jak to mówi moja przyjaciółka: "Po co jesz? Od razu sobie w biodra wetrzyj".
Najbardziej irytują mnie rozmowy, w których słyszę, że "wcale źle nie wyglądam", "dużo nie przytyłam". Noż ku..a! 22 kg przy 160 cm wzrostu to nie jest dużo?
Mam wrażenie, że to ja bardziej zdaję sobie z tego sprawę, ile przytyłam niż moje otoczenie. Unikam rozmów na ten temat, zwłaszcza z najbliższą rodziną.
- Nie chcę i nie lubię obciążać ich swoimi problemami. U mnie w rodzinie nigdy nie było zwyczaju zwierzania się sobie. Dla mnie nie byłoby naturalne usiąść z nimi i opowiadać im, jak się z tym czuję. Poza tym po co? Od tego nie schudnę.
Mleko się rozlało, trzeba się zmobilizować i szybko powycierać, a nie zastanawiać się, czy użyć żółtej czy różowej szmatki. Poza tym jak to mówi mój szef, macierzyństwo jest piękne, pod warunkiem, że matka czuje się psychicznie dobrze. Ja się czuję prawie dobrze, choć uważam, że macierzyństwo jest piękne.