Najgorsze i najlepsze doświadczenia z pracy w korporacjach [ROZMOWA]

O wadach i zaletach korpożycia rozmawiamy z Maciejem Balcerzakiem, który zna "korpę" od początków jej funkcjonowania w Polsce. Dlaczego tak na nią narzekamy, a rzadko potrafimy porzucić?

Ola Długołęcka, Kobieta.gazeta.pl: Proszę mnie zapytać o moje najgorsze doświadczenie związane z korporacją.

Maciej Balcerzak, autor książki "Planeta Korporacja - jak przetrwać, zrobić karierę, zostać prezesem": - Jakie jest Pani najgorsze doświadczenie z życia korporacji?

Moment, w którym dowiedziałam się, że mój pracodawca zdecydował, że nie przedłuży ze mną umowy i rozwiąże ją wraz z dniem porodu. Byłam wtedy w szóstym miesiącu ciąży. A proszę zapytać o najlepsze doświadczenie z korporacji.

- Pewnie dokładnie to samo?

Zgadza się. Po tamtym doświadczeniu nic w życiu korporacyjnym nie jest mnie w stanie złamać i niczego się nie obawiam. Pewnie jest Pan sobie w stanie wyobrazić, jak się czuje kobieta, która ma spędzić pół roku macierzyńskiego szukając kolejnej pracy.

- To musiało być kilka lat temu...

Pięć.

- Tak myślałem, korporacje od jakiegoś czasu, przynajmniej od dwóch-trzech lat, bardzo dbają o ludzki wizerunek firmy. I są szalenie wyczulone na takie sytuacje jak pani. Dzisiaj takie działanie uznałbym za samobójcze, bo ten przypadek idealnie nadaje się do mediów i może poważnie nadszarpnąć reputację firmy.

Inna rzecz, że w korporacji element niepewności jest bardzo istotny. Mój znajomy, który pracował w korporacjach także w Kanadzie i w USA, mówił mi: "Ja codziennie przychodzę do pracy ze świadomością, że mogę zostać zmuszony do wyłączenia komputera i opuszczenia biura na zawsze. Bo akurat dziś mogą się tak potoczyć rozgrywki na górze". W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni, że jak zaczniemy pracować w jakiejś firmie po studiach, to spędzimy w niej 30 lat. Takie założenie - zwłaszcza w świecie korporacyjnym - jest błędne.

 

Maciej BalcerzakMaciej Balcerzak Fot. Katarzyna Rainka/Materiały prasowe

Maciej Balcerzak od wielu lat pracuje w korporacjach pełniąc funkcje dyrektorskie i menedżerskie. Pracował m.in. dla Ernst&Young, Lukas Banku, Orange. Fot. Katarzyna Rainka/Materiały prasowe

Ta niepewność w korporacji dotyczy wszystkich? Rozumiem, że prezes i dyrektor generalny mogą tak samo łatwo "polecieć" jak ktoś na stanowisku asystenckim?

- Owszem, ale w wypadku osób na wysokich stanowiskach ta obawa jest jednak trochę inna. Oni mają wiele różnych parasoli ochronnych, no i oczywiście zarabiają sporo pieniędzy. Problem prezesów dotyczy tego, że po zwolnieniu nie powinni później przyjmować niższych stanowisk. Trzeba bardzo rozsądnie prowadzić swoją karierę, żeby zbyt szybko nie awansować: łatwo jest spaść, ale bardzo trudno wrócić z powrotem na górę.

Pana zdaniem korporacja słusznie czy niesłusznie cieszy się złą sławą?

- Kiedy pisałem moją książkę, spotykałem się z bardzo negatywnymi opiniami na temat korporacji, moim zdaniem w wielu przypadkach bardzo niesłusznymi. Zależało mi na pokazaniu ich prawdziwego oblicza. Wyszedłem z założenia, że gdyby korporacje były naprawdę tak potwornymi miejscami, to albo nikt by w nich nie pracował, albo 99 procent ich pracowników można by było uznać za masochistów.

Moim zdaniem praca w korporacji to jest w ogóle dobre doświadczenie. Uczy organizacji pracy, kultury bycia z ludźmi, kultury zachowania - zwłaszcza ludzi, którzy nie przyswoili tej wiedzy w domu. Oczywiście, że potrafi też zniewolić, ale większość osób czuje się w niej dobrze, a wpływy korporacyjne rozrastają się na relacje koleżeńskie, małżeńskie, rodzinne.

Czy w lokalnych oddziałach międzynarodowych korporacji zasady funkcjonowania, płace, kultura organizacyjna są adaptowane 1:1, czy są dostosowywane do potrzeb tych rynków?

- Korporacje bardzo dbają o lokalne przyzwyczajenia związane z obyczajowością i ich nie naruszają. Polski klient różni się od francuskiego czy amerykańskiego, stąd między innymi ogromne kwoty przeznaczane na badania lokalnego rynku. Jednak część zasad funkcjonowania organizacji jest niezmienna. Wiele lat pracuję z Francuzami i często zadawałem sobie pytanie, po co oni przenoszą zasady z Francji do Polski. Mój kolega z większym doświadczeniem zasugerował mi: " a po co mają cokolwiek zmieniać, skoro u nich ten model zarządzania jest skuteczny i przynosi sukcesy?"

Co do płac, to odpowiem przewrotnie - zdarza się, że menadżerowie z Francji przyjeżdżając do Polski zarabiali więcej niż ich koledzy na tych samych stanowiskach, który zostali na miejscu. Jest to forma zachęcenia ich do przyjazdu do Polski. Różnice wynikające ze średnich zarobków są, ale nie uważam, żeby Polacy zarabiali znacznie gorzej niż ich koledzy z Unii Europejskiej.

Różnice są także w innych elementach życia korporacyjnego, np. we flocie samochodów służbowych. W Niemczech osoba na takich samym stanowisku co w Polsce ma do dyspozycji samochód o klasę wyższy.

- Samochody! Dobrze, że Pani porusza tę kwestię. W polskich korporacjach samochody są traktowane jak bożek, do którego się wszyscy modlą. Moi znajomi z innych krajów byli zawsze zaskoczeni, jaką wagę polscy menadżerowie przywiązują do służbowych samochodów. To był jeden z podstawowych punktów negocjowania kontraktu. Nie tylko, ile będą zarabiać, ale jakim samochodem jeździć.

Kiedy pracowałem przez wiele lat w Lukas Banku byłem jedynym menadżerem, który nie miał służbowego samochodu. Pracowałem wtedy we Wrocławiu, mieszkanie miałem 300 metrów od biura, w Warszawie z kolei miałem prywatne auto. Wszyscy, którzy wiedzieli o tym, że nie wziąłem służbowego samochodu, pukali się w głowę.

 

Czasem warto zastanowić się, dlaczego odszedł twój poprzednikCzasem warto zastanowić się, dlaczego odszedł twój poprzednik Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl

Fot. Mateusz Skwarczek/Agencja Gazeta

Co w związku z kryzysem zostało pierwsze ścięte z listy wydatków?

- Flota samochodów właśnie.

Stały się mniej ekskluzywne czy zabrano przywileje?

- I to i to. Wprowadzono także szereg ograniczeń związanych z ich eksploatacją. Poza tym ścięto koszty, które nie wpływają bezpośrednio na sprzedaż: wyjazdy integracyjne, szkolenia, kursy.

Kiedyś Polska była korporacyjnym eldorado. Wystarczyło kupić jakąś państwową firmę, przekształcić ją, doinwestować, a po kilku latach wyciągano z niej kilkukrotność poniesionych kosztów. Byliśmy tak konsumpcyjnie wyposzczeni, że kupowaliśmy wszystko. Teraz jesteśmy już bardziej świadomymi konsumentami i trudniej nas "kupić". Oprócz kryzysu finansowego to główny czynnik, który miał wpływ na spowolnienie gospodarcze.

Poza tym mówiąc o korporacjach często zapominamy, że to system naczyń połączonych - Polska jest tylko ogniwem w działalności światowych firm. Aby przetrwać kryzys firmy przestały zatrudniać i wydawać.

Czy Polacy jako naród, który wyszedł z dość opiekuńczego systemu pracy dobrze odnaleźli się w strukturach korporacyjnych?

- Bardzo dobrze się odnaleźli, czego ja jestem najlepszym przykładem. Kiedy dostawałem się do korporacji lata temu, wcale nie było trudno o pracę. Wystarczyło znać angielski, mieć obeznanie w świecie, wyższe studia specjalistyczne. I to był dla mnie zupełnie nowy świat - ze służbowymi podróżami do Paryża, szkoleniami, gadżetami. Myślę, że wielu moich rówieśników czuło się jak dzieci w piaskownicy pełnej zabawek. I jeszcze dostawaliśmy za to pieniądze, lepsze niż w mniejszych firmach.

Polacy wyróżniają się na tle Europejczyków entuzjazmem, zaangażowaniem, chęcią awansu - chociaż ta jest może nieco słabsza niż kiedyś. Na początku tego wieku, mój znajomy prezes zadawał na rozmowach rekrutacyjnych pytanie kandydatom: gdzie się widzą za kilka lat. I wtedy większość osób odpowiadała: "Na pana miejscu". Teraz mówią, że chcą przejechać świat rowerem, przepłynąć kajakiem kanał La Manche. Brzmią całkiem jak Francuzi sprzed kilkunastu lat.

Chciałabym się zatrzymać przy tej wypowiedzi pańskiego znajomego prezesa. Czy deklarowana ambicja zastąpienia go na stanowisku była odbierana jako plus czy minus w rekrutacji?

- Oczywiście jako plus! Negatywne odbieranie to jeden z mitów, którymi obrosły korporacje, że niby wszyscy musimy się zniżyć do kolan i bić pokłony przed prezesem, bo inaczej nas zwolni. W korporacji co do zasady panuje konkurencyjność. Gdy do naszej firmy przychodzi duży klient i mamy trzydziestu potencjalnych konsultantów do jego obsługi, to wiadomo, że wybrany zostanie ten, który w rozumieniu klienta jest dla niego najlepszy.

Oczywiście są różni prezesi, ale ci w miarę normalni, pomyślą o takim kandydacie: "No super, człowiek chce się rozwijać, to cenne".

W swojej pracy bierze Pan także udział w rekrutacji. Co robić, żeby dostać pracę?

- Wydaje mi się, że ludzie są teraz świetnie wykształceni, ale brak im elokwencji. W rozmowach kwalifikacyjnych zwracam uwagę na błyskotliwość i umiejętność radzenia sobie w nieprzewidzianych sytuacjach. Bo korporacja z jednej strony jest bardzo zrutynizowana, ale z drugiej ciągle dzieje się w niej coś nowego. Trzeba się umieć przystosować.

Podczas spotkań rekrutacyjnych często słyszę te same odpowiedzi - wyuczone i nie przekazujące tak naprawdę niczego o kandydacie. Np.: czym się pan interesuje? "Teatrem". A co pan poleca? Odpowiada mi cisza.

Inna sprawa. Ludzie myślą, że w korporacji trzeba tylko przytakiwać. Wcale nie. Poziom asertywności jest oczywiście przycinany, ale jest ona ceniona. Podobnie jak samodzielne myślenie. W Polsce, z tego co wiem, mamy statystycznie jeden z najwyższych poziomów ludzi z wyższym wykształceniem - edukacja nie będzie więc naszym wyróżnikiem, musimy eksponować inne elementy naszej osobowości, które nas wyróżnią.

Idąc na spotkanie trzeba się za każdym razem przygotować - dowiedzieć, czym się firma zajmuje, jakie ma struktury, jakie ma plany. Rozmowa o pracę jest jak spektakl jednego aktora. Warto się wyróżnić także w CV - działaniami społecznymi, pasjami, autentycznym hobby.

Mówił Pan o tym, że nieco przystrzyżona asertywność jest mile widziana. Wyznaczenie granic także? Stanowcza odmowa, kiedy przełożony nam w piątek o 17:00 wrzuca zadanie, które naszym zdaniem może poczekać do poniedziałku?

- To zależy od sytuacji, w jakiej jesteśmy. Jeśli dopiero zaczęliśmy pracę w danej firmie, to raczej powinniśmy się wykazać, odmowa może być źle przyjęta. Kiedy już udowodnimy swoje zaangażowanie i przydatność korporacji możemy wyznaczać granice.

Jak mój kolega, prawnik, który miał małego synka i strasznie dużo pracy. Od dawna planował urlop, bo już fizycznie nie dawał rady, był ledwo żywy, wyglądał wakacji jak kania dżdżu. W ostatniej chwili jego przełożony kazał mu z nich zrezygnować. Mój znajomy nie zastosował się do polecenia szefa, tylko poszedł do jego przełożonego i wyjaśnił swoją sytuację i koniec końców na urlop pojechał. Nie należy generalizować. W korporacjach wbrew pozorom bardzo ważne są relacje, które mamy z innymi. I to na nich bazuje nasze funkcjonowanie.

A jakie było najgorsze i najlepsze doświadczenie w Pana korporacyjnej karierze?

- Najgorsze - kiedy jeden jedyny raz zostałem zwolniony. To było negatywne doświadczenie z powodów ambicjonalnych. A najlepsze? Kiedy ja postanowiłem podziękować korporacji i założyć własną firmę z przyjaciółmi. Mimo, że przedsięwzięcie się nie udało i znowu od kilku lat jestem na Planecie Korporacji.

 

.. Fot. Materiały prasowe

Maciej Balcerzak jest autorem książki "Planeta Korporacja - jak przetrwać, zrobić karierę, zostać prezesem?" wydanej przez The Facto Fot. Materiały prasowe

Więcej o: