Agnieszka: - Ja od sześciu.
Michał: - Od trzech.
Agnieszka: - Myślę, że równie szczególny jak dla osób, które są w związkach. To czas rodzinnych spotkań, miłych i tych niemiłych rozmów, napięcia, zmęczenia, natłoku wrażeń, przejadania się, leżenia przed telewizorem i oglądania bzdurnych filmów familijnych...
Michał: - Szczególny, ale ze względu na święta, a nie fakt, że nie mam dziewczyny.
Agnieszka: - Mogę mówić za siebie, a nie za uniwersalną postać singla. Święta to są raczej lajtowe - Wigilię spędzam z rodziną, podobnie pierwszy i drugi dzień świąt - jadę w rodzinne strony. Moi bracia, chociaż mają dziewczyny, nie zapraszają ich na święta do nas do domu, sami także nie jeżdżą do ich rodzin. Taką mają zasadę - do dnia ślubu jest świąteczna rozdzielność.
Dzięki temu nie czuję się więc inna ani gorsza, bo nie mam chłopaka. Najsmutniej zawsze jest mi w sylwestra, zwłaszcza jak o północy osoby w parach się tulą i składają sobie życzenia, a ja stoję sama jak kołek. Od kilku lat, tuż przed północą znikam w łazience i wychodzę, jak już się przewali noworoczne szaleństwo pocałunków i uścisków.
Michał: - Sądzę, że mężczyźni nie mają aż takiej presji ze strony bliskich na zakładanie rodziny, dlatego nikt mnie nie męczy, pytaniami o to, czy mam dziewczynę. Poza tym namolnej cioci mogę zawsze zmyślić jakąś historię, że moja dziewczyna wyjechała na misję humanitarną do Sudanu albo ma sesję zdjęciową w Kenii, a i tak ciocia tego nie sprawdzi, bo i jak?
Czasami mam wrażenie, że moje święta są o wiele szczęśliwsze niż kuzyna, który siedzi koło swojej wiecznie krytykującej go publicznie żony albo siostry stryjecznej, która marzy, żeby się rozwieść z mężem. Ja przynajmniej mam wolną głowę, no i mam perspektywy - na pewno lepsze niż wymieniona dwójka.
Michał: - Fajnie byłoby rozładować napięcie i wymienić się wigilijnymi anegdotami o członkach rodziny, zawinąć się po powrocie do domu z dziewczyną pod kocem, trawić i oglądać seriale, miło byłoby otrzymać i podarować prezent od serca, a rano rozpakować wałówkę od mamy i wspólnie zjeść śledzia w śmietanie popijając kompotem z suszu.
Agnieszka: - Błagam, ja mam jak najgorsze doświadczenia... Mama i tata wiedzą, że temat mojego braku "szczęścia w miłości" jest dla mnie bolesny, przykry i tak samo mnie martwi jak ich, a może nawet mnie bardziej. Dlatego nie poruszają ze mną tej kwestii, ale wiem od braci, że temat jest wałkowany przy każdej okazji i w każdej konfiguracji towarzyskiej. Bracia ze mną na ten temat w ogóle nie rozmawiają, mówią, żebym się nie martwiła, że trafię na miłość w najmniej oczekiwanym momencie. No a dalsza rodzina...
Podam ci kilka przykładów typowych stwierdzeń i pytań: "No a ty Agniesiu, kiedy wyjdziesz za mąż, bo moja Joasia to już z drugim dzieckiem chodzi", "Kochana, latka lecą, za chłopem czas się rozejrzeć", "Agnieszko, a może ty za wybredna jesteś i kandydatów odstraszasz?", "No patrz, żebyś nawet w tej Warszawie nie mogła kogoś spotkać...", "Moja sąsiadka ma syna, bardzo fajny chłopak, na pewno przypadniecie sobie do gustu, naprawdę taki zaradny i z twarzy też interesujący".
Oni mają prawo włazić w moje życie z butami, ale żebym ja się broniła, to już nie wypada. A mam na końcu języka pytania typu: "A wujek Krzysiek to już skończył ten romans z koleżanką z biura, co cała firma o nim huczała?", "Podobno cioci córka to w ciąży z żonatym szefem jest?" itd. Może tak jak Michał powinnam wymyślić jakiegoś figuranta i nim się posiłkować, tłumacząc, że "Kajetan" nie mógł przyjechać, bo udziela się charytatywnie i Wigilię dla bezdomnych współorganizuje.
Michał: - Moja mama bardzo by sobie życzyła, żebym jakąś sensowną dziewczynę jej do domu przyprowadził. Jestem jedynakiem, a ona już wnucząt doczekać się nie może. Ja jednak zawsze byłem dość zachowawczy jeśli chodzi o przedstawianie partnerek. Tak naprawdę to ze dwie, a mam 34 lata, przyprowadziłem. O całej reszcie z tatą wiedzieli, ale ich nie poznali. Ja jestem trochę na okresie ochronnym, bo ostatnia dziewczyna mnie brutalnie rzuciła dla innego i oficjalnie ciągle liżę rany. A w oczach wujków to ja uchodzę za playboya i "przewalacza", więc patrzą na mnie z podziwem, a nie z litością.
Michał: - Wiesz co, ja - chociaż jestem sam od trzech lat - sam nie dramatyzuję, dlatego nikt mnie nie musi pocieszać, ani wspierać. Nie ma dziewczyny, ale zaraz na pewno będzie. To kwestia czasu - ja to wiem i przyjaciele także. Dziewczyny kumpli zawsze mi proponują, że mnie przytulą do piersi jak mi będzie źle. To miłe i zabawne.
Kumple też ze mną nie wałkują tego tematu, no oprócz jednego. Ten to by mi się najchętniej wgryzł w duszę, ale on uwielbia drążyć i analizować. Moje rozmowy z przyjaciółmi wyglądają mniej więcej tak:
- Jak tam? Jakąś fajną dziewczynę poznałeś?
- Nie, posucha.
- A spoko, luz.
I po temacie.
Agnieszka: - No ja nie mam aż tyle wewnętrznego spokoju co Michał, ale i singielką jestem dwa razy dłużej niż on. Ja bym się strasznie chciała zakochać, spotkać miłość życia, założyć rodzinę, mieć dzieci, mieć z kim dzielić smutki i radości, mieć wsparcie finansowe i je dawać.
Jakkolwiek to banalnie brzmi.
Od sześciu lat nie poznałam nikogo, dla kogo mogłabym stracić głowę i owszem, boję się, że już nikogo nie spotkam. Że już zawsze będę sama, że nie zdążę urodzić dzieci, że będę jeszcze bardziej nieszczęśliwa.
Moje przyjaciółki wspierają mnie od sześciu lat, ale to ciężkie zadanie. Nie mówią mi, że "będzie dobrze", bo przecież nie wiedzą, że będzie. Ich wsparcie polega na wyciąganiu mnie na wspólne wyjścia, imprezy, wyjazdy. Ale czasami mam zniżkę formy, dopada mnie beznadzieja i sobie ryczę, a one mnie wtedy trzymają za ręce i po prostu są.
Michał: - A to mamusia celuje w takich przekazach. Śmieję się, że to są jej - pobożne życzenia, nie moje. Tata w sferę moich uczuć nie wnika, klepiąc mnie mocno po plecach i mówiąc: "Synu, niech ci się dzieje".
Agnieszka: - Myślę, że życzenia w stylu: "Żebyś odnalazła szczęście i spełniła swoje najgłębsze marzenia" nie pozostawia pola zbyt wielu interpretacjom, zwłaszcza kiedy słowa te padają z ust mamy, która ma łzy w oczach.