Gwiazdorski poród - gdy pacjentka staje się klientką

"Czadowa porodówka? Jakoś mi się to nie składa" - tak na moje wrażenia z wizyty na oddziale położniczym w słynnym szpitalu ukochanym przez gwiazdy skwitowała moja szefowa. A jednak! Było naprawdę ekstra.

To nie żaden układ, artykuł sponsorowany, znajomości... Po prostu byłyśmy ciekawe jak wygląda poród w gwiazdorskim stylu. Taki za 16 tysięcy, w apartamencie vipowskim, podobny do tego, jaki przeszły: Anna Mucha, Aleksandra Żebrowska, Dorota Gardias, Sylwia Gruchała. Na portalach plotkarskich naoglądałyśmy się wystarczająco dużo zdjęć sławnych mam, ich partnerów i schowanych w fotelikach noworodków na tle wielkiego napisu Medicover. Jak jest na zewnątrz już wiedziałyśmy, teraz chciałyśmy zobaczyć te luksusy z bliska.

 

.. Fot. Materiały prasowe

Szpital znajduje się w świetnym miejscu - w środku miasteczka Wilanów, prawdziwym zagłębiu potencjalnych pacjentek. Fot. Materiały prasowe.

Dla porównania

Państwowe szpitale są mi doskonale znane - odwiedzałam mamę w dwóch różnych placówkach, byłam także w dwóch szpitalach dziecięcych i na dwóch oddziałach położniczych. Wszystko to w ciągu ostatnich pięciu lat. Ostatnie wspomnienia - z Centrum Zdrowia Dziecka są najświeższe i jak najbardziej pozytywne. - O tak, ja też mam dobre wspomnienia z państwowych szpitali - opowiada oprowadzająca mnie o Medicover Izabela Murawska. - Te wrażenia się jednak psują, natychmiast po opuszczeniu oddziału, gdy trzeba dotrzeć na konsultację w zwykłej poradni. Mieliśmy kiedyś pacjentkę, która - chociaż bez problemu było ją stać na pobyt w naszym szpitalu - zdecydowała, że skoro płaci składki, to urodzi państwowo. Zmieniła zdanie gdy przed porodem przeżyła odsyłanie od szpitala do szpitala oraz przeprawy na izbach przyjęć.

Jak w Spa

- Rodziłam w - słyszę od znajomej.

- I jak było? - dopytuję zaciekawiona.

- Jak w Spa - odpowiada Monika.

Inna znajoma, która leżała tam na oddziale ginekologicznym dodaje, że czuła się tam trochę jak klientka, a nie pacjentka - do tego spostrzeżenia jeszcze wrócimy. Teraz zajmijmy się wrażeniami.

Moje pierwsze odczucie? Wchodząc przez rozsuwające się przede mną z cichym świstem automatyczne drzwi, poczułam się, jakbym właśnie wysiadła z taksówki w obcym kraju i weszła do pięciogwiazdkowego hotelu z opcją all inclusive.

Po obu stronach recepcje, na środku parteru pod przeszkloną piramidą jak w Luwrze, rzeźba Gudmara Olovsona, a obok niej czarny fortepian i miękkie kanapy. Na tym poziomie znajduje się także bistro (lunch 17 zł: zupa, drugie danie i kompot), salonik prasowy i przypominająca perfumerię apteka. W hallu krążą rozmawiające po rosyjsku panie z iPhone'ami przy uszach. O tym, że to jednak nie hotel świadczy brak miękkich dywanów, lamp stojących na drewnianych komodach oraz obecność ubranych w medyczne uniformy lekarzy i pielęgniarek. No bo to jednak szpital, o czym łatwo zapomnieć.

 

.. Fot. Materiały prasowe

Pokój z łazienką. Jego standard i wielkość zależą od wykupionego pakietu. Fot. Materiały prasowe.

Dojrzałe, ale niekoniecznie bogate

Na poród z Medicover decydują się gwiazdy - o tym już wiemy. Te, które są wymienione na stronie szpitala z nazwiska podpisały z placówką umowę (jej treść jest tajemnicą), reszta gwiazd płaciła jak zwykłe pacjentki.

Do szpitala zgłaszają się kobiety dojrzalsze, świadome, mające swoje wymagania, chcące mieć gwarancję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Mają 32-35 lat i nierzadko opłata za poród jest dla ich rodzinnego budżetu sporym wydatkiem.

- Wolą się jednak zapożyczyć albo wcześniej oszczędzić i mieć święty spokój, niż denerwować się, że coś pójdzie nie tak - tłumaczy Murawska. Zresztą 16 tysięcy to opcja najdroższego porodu - kobieta mieszka wtedy w dwupokojowym apartamencie, ma w pobycie pięć dni na oddziale (pierwsza doba liczy się od momentu pojawienia się dziecka na świecie) i wiele innych ponadstandardowych rozwiązań. Zwyczajny poród zaczyna się od 6 tysięcy złotych (sala jednoosobowa bez rozkładanej kanapy dla partnera).

Specjalistka z Medicover tłumaczy, że tylko pozornie państwowe szpitale są bezpłatne. Jeśli chciałybyśmy przejść przez poród rodzinny, mieć do dyspozycji osobny pokój z możliwością zakwaterowania partnera, znieczulenie, położną na wyłączność i parę innych atrakcji to w warszawskich szpitalach, które gwarantują taką opcję, trzeba do porodu dopłacić około czterech tysięcy złotych.

 

.. Fot. Materiały prasowe

Sale porodowe: wanna do relaksu, piłki, materace - wszystko, czego rodząca zapragnie. Fot. Materiały prasowe.

Gwarancja na piśmie

To co mnie zaskakuje to spokój i cisza panująca na oddziałach. W szpitalu, w którym ja rodziłam życie kwitło na korytarzach. - Wszystko, czego pacjentki potrzebują - łazienka, telewizor, kuchenka - znajduje się w pokoju, nie ma więc potrzeby snucia się po piętrach - wyjaśnia moja przewodniczka.

Pacjentka, która rodzi w tym szpitalu może spać spokojnie. Plan porodu ma dokładnie rozpisany, wcześniej zaznacza jakie posiłki będzie jadła (dieta wegetariańska czy wegańska to nic zaskakującego), czy chce żeby dziecko było z nią przez cały czas. Co więcej ma pewność że kiedy przyjedzie do szpitala będzie na nią czekał pokój i sala porodowa. To gwarancja, którą dostaje na piśmie.

Zagraniczne klientki to także norma - stąd nikogo nie dziwi rosyjski czy arabski słyszany przy recepcji. - Mamy dużo klientek ze Wschodu, z nami rodzą Angielki i Amerykanki, które są w Polsce na kontraktach. Zapewniamy im usługę w ich języku, ale także z poszanowaniem dla ich wyznania i z szacunkiem dla ich woli - dodaje Murawska.

Dotyczy to także prawdziwie naturalnych porodów - takich bez ładowania w organizm oksytocyny. - One są długie, ale my tutaj mamy dużo czasu - słyszę. Poszanowanie dla pacjentki to w ogóle jeden z najczęściej przewijających się określeń w mojej rozmowie z Izabelą Murawską.

- Pacjentka chce rodzić z doulą? Nie ma problemu. Nie chce karmić piersią? Nie zmuszamy jej i nie wzywamy psychologa, który ma wpłynąć na zmianę jej decyzji.

W przeciwieństwie do państwowych szpitali rodzące mają także możliwość spędzania czasu z całą rodziną, a nie tylko z osobami, które skończyły siedem lub bardziej restrykcyjnych przypadkach, 12 lat. Ważne jedynie, żeby odwiedzające na oddziale mamę potomstwo było zdrowe.

Ha, tu panią mam!

Wszystko pięknie, chociaż jednak drogo, ale jest jedna sprawa, która rzuca cień na porodową sielankę Medicover. - A co jeśli stanie się coś naprawdę złego podczas porodu - dziecku lub matce? Co wtedy się dzieje? Dokąd trafiają? Pytam, bo moje znajome tego się właśnie najbardziej obawiają. Izabela Murawska uśmiecha się i mówi: - Ach to pokłosie tego, jak kiedyś działały kliniki prywatne, które przyjmowały tylko idealnie zdrowe ciąże, a w razie taki powikłań taki szpital miał wyłącznie inkubator do transportu - wzdycha.

- W razie powikłań - a i takie się zdarzają - pacjentka trafia na OIOM a dziecko na OIOM dla noworodków - obydwa znajdują się w tym budynku. Cztery lata temu opiekowaliśmy się urodzonymi w Medicover w 26. tygodniu ciąży bliźniętami. Mają się świetnie - proszę mi wierzyć - dodaje z uśmiechem Murawska.

 

W Medicoverze przyjmuje się maksymalnie trzy porody dziennie. Fot. Materiały prasowe.

Vip zupełnie incognito

Za całą koncepcję oddziału położniczego - usług, procedur, funkcjonowania - odpowiada jego twórca i pomysłodawca, prof. Tomasz Niemiec, położnik, który przez wiele lat szefował państwowym szpitalom. - W Medicover wdrożył pomysły, których nie miał szansy wcielić w życie w innych miejscach - tłumaczy Murawska. Wzorce czerpał z zachodu, ale także z władnych doświadczeń i marzeń.

Gwiazdy, których zdjęcia sprzed szpitala trafiają do sieci i gazet, chcą by tam trafiły. Gdyby było inaczej, mogłyby - podobnie jak politycy, biznesmeni i inne znane osobistości - skorzystać z usługi anonimowego pobytu. W jej ramach ograniczona jest liczba osób mających kontakt z pacjentem, można także tak zorganizować przyjazd i wyjazd ze szpitala, że nawet najczujniejszy paparazzo nie wytropi hospitalizowanego.

Pacjentka klientka

Czy są jakieś minusy pobytu w tym szpitalu? - Ooo na pewno znalazłoby się kilka pacjentek, którym coś się nie podobało - mówi szczerze moja rozmówczyni. - Kobiety, które płacą niemałe pieniądze za usługę są naprawdę bardzo wymagające. A skargi można przecież pisać na wszystko - na chłodny posiłek, czy brzydki widok z okna - wymienia.

W państwowych szpitalach jesteśmy petentami, raczej nie pozwalamy sobie na roszczeniowość, w placówce prywatnej role się odwracają. Pacjentka płaci i wymaga perfekcji na każdym kroku. - Jeśli jest komunikacja, udaje się uniknąć nieporozumień - zapewnia Murawska. Lekarze, pielęgniarki i położne są weryfikowane i oceniane każdego dnia - pacjentki wypełniają przy wypisie ankietę satysfakcji. A dzieci na do widzenia dostają swoje zdjęcie (fotograf przychodzi co trzy dni) i powitalny prezent (w zeszłym roku dziewczynki złote bransoletki, w tym roku piękne kocyki).

Gdybym miała wybór, wybrałabym...
Więcej o: