Niemcy są rządzone z siódmego piętra Urzędu Kanclerskiego w Berlinie, w którym znajduje się gabinet kanclerza. Sam gabinet ma powierzchnię odpowiadającą dużemu mieszkaniu (142 m kw.) i roztacza się z niego fantastyczna panorama stolicy.
Centrum dowodzenia stanowi półokrągłe biurko, długie na 3 metry 90 centymetrów i szerokie na metr trzydzieści. Należy ono do najbardziej znanych mebli w RFN. I najbardziej posprzątanych, gdyż jego zdjęcia nieustannie pojawiają się w mediach. Nie daj Boże tonęłoby ono w nieładzie. Siedzący na kanapie przed telewizorem Niemiec wiedziałby niechybnie o przepracowaniu kanclerza i jego złej organizacji pracy.
Same piętrzące się góry akt nie szkodzą, o ile są równo poukładane. Dowodzą dobrego zarządzania krajem. Biurko i jego wygląd są papierkiem lakmusowym kondycji szefa niemieckiego rządu.
. Fot. MARCUS BRANDT (AP Photo/Marcus Brandt, Pool) ---German Chancellor Angela Merkel sits at her desk in her office in the Berlin chancellery in front of a painting by Oskar Kokoschka (1886-1980) showing first German chancellor Konrad Adenauer, Tuesday Feb. 21, 2006 in the chancellery in Berlin. Merkel received the work of art by President of the German parliament, Norbert Lammert. (AP Photo/Marcus Brandt, Pool)
Angela Merkel w swoim gabinecie przy masywnym biurku. Fot. MARCUS BRANDT (AP Photo/Marcus Brandt, Pool
Posada kanclerska obwarowana jest szczególnymi przepisami prawnymi - szef rządu RFN nie posiada umowy o pracę. Zawarty z nim szczególny stosunek pracy wyklucza prawo wypowiedzenia pracy, pobierania wynagrodzenia za nadgodziny czy pracę w porze nocnej. Pracodawca, RFN, nie wyznacza mu też szczegółowego zakresu obowiązków.
Kanclerzowi nie wolno podjąć dodatkowego zatrudnienia. Natomiast pierwszego dnia miesiąca wpływa mu na konto pensja w wysokości 14 893,25 euro brutto. Plus dodatki: zamiejscowy 810,24 euro i urzędniczy 1022,58 euro. Niby dużo, ale mniej niż dochód przeciętnego właściciela gabinetu stomatologicznego czy dyrektora kasy oszczędnościowej na głuchej prowincji.
Co prawda nie ścibioli jak każdy śmiertelnik na składkę rentową i ubezpieczenie od bezrobocia, ale za to musi głęboko sięgać do kieszeni, opłacając luksusy związane z prestiżowym stanowiskiem: czynsz za wynajmowanie mieszkania służbowego w Berlinie i korzystanie poza godzinami pracy ze służbowej limuzyny. Rzecz jasna zamówienie taksówki po wieczornym koncercie czy raucie wyniosłoby taniej. Ale nie zezwalają na to przepisy gwarantujące bezpieczeństwo.
Gdzie mieszka kanclerz? Po przeniesieniu stolicy z Bonn do Berlina oficjalną rezydencją kanclerza Niemiec została specjalnie przebudowana w 1999 roku willa w parkowej dzielnicy miasta Dahlem. Jej pierwszy użytkownik, Gerhard Schröder, uznał, że 4 tysiące euro opłaty za miesięczny wynajem to zbyt dużo i zamieszkał piętro wyżej nad swoim biurem w Urzędzie Kanclerskim (płacił za nie 500 euro).
Oczywiście kanclerz może zamieszkać w lokum wynajętym przez siebie na wolnym rynku - jak uczynił to wicekanclerz Joschka Fischer, który wprowadził się do czynszowej kamienicy. Wtedy jednak wszystkie szyby w oknach zostają zamienione na pancerne o grubości 80 mm. A przed wejściem, na klatce schodowej oraz w windzie instaluje się kamery. Przed domem kręcą się borowcy, a każdy wchodzący do kamienicy podlega kontroli. kanclerz współlokator staje się prawdziwym utrapieniem dla sąsiadów.
Gdy o fotel kanclerza ubiegała się Angela Merkel, w Urzędzie Kanclerskim zatrudnione były oprócz mistrza kucharskiego jeszcze 463 osoby. W tym także spec od klimatyzacji i trzech ogrodników. Najważniejszymi współpracownikami są szef Urzędu Kanclerskiego, kierownik biura kanclerza i główna sekretarka.
By uniknąć wpadek, listę terminów spotkań sekretariat prowadzi podwójnie, w komputerze i na papierze. Tygodniowo kanclerz przyjmuje około 40 gości, co daje 2000 rocznie. Sporo z nich przypada na przedstawicieli różnych organizacji - odrzucenie audiencji mogłoby przynieść szefowi rządu więcej strat niż korzyści wynikających z zaoszczędzonego czasu.
Do każdego spotkania kanclerz musi się przygotować. Podejmując na przykład Niemiecki Związek Pszczelarzy, musi zapoznać się z warunkami hodowli pszczoły i aktualnymi cenami miodu w skupie.
. Fot. (Guido Bergmann/German Government/MBER101 (AP Photo/Guido Bergmann/German Government)
Angela Merkel w Gdańsku podczas spotkania z niemieckimi piłkarzami. Fot. AP Photo/Guido Bergmann/German Government
Kanclerz mógłby wypoczywać tak długo, ile dusza zapragnie. Brak umowy o pracę implikuje brak zapisu o długości urlopu. W praktyce jednak haruje na okrągło. I gdyby tak znikł na Malediwach na dłużej niż miesiąc, w Berlinie wybuchłaby polityczna burza.
Pierwotną normę urlopu wyznaczył patriarcha Adenauer. Staruszek odpoczywał przez osiem tygodni w roku, raz w zimie, raz w lecie. Brandt, Schmidt i Kohl urlop skrócili do miesiąca, Schröder do trzech tygodni. Coraz krótszy wypoczynek jest znakiem czasu. Niebanalny
jest wybór miejsca - ważny dla budowy wizerunku. Dobrze widziany jest wypoczynek w kraju lub w strefie języka niemieckiego. Wyraża się w nim patriotyzm i solidarność z narodem.
. Fot. MARIO LAPORTA / AFP/EAST NEWS
Angela Merkel na wakacjach we Włoszech. Fot. MARIO LAPORTA/AFP/EAST NEWS
Brandt wyjeżdżał do Norwegii, w której spędził lata młodości i w której znalazł sobie pierwszą żonę. Kohl przez trzydzieści lat z rzędu odpoczywał latem w tym samym miejscu - austriackim St. Gilgen, w skromnym, żółtawym domku z porożem nad wejściem.
Kanclerz nawet na wypoczynek musi lecieć maszyną rządową. Nie wolno mu korzystać z połączeń rejsowych. Ze względów bezpieczeństwa. Nie swojego, lecz współpasażerów. Coma głęboki sens. Gdyby szykowano zamach w powietrzu, nie muszą razem z nim ginąć niewinni ludzie.
Kolejna niedogodność: szef rządu na wypoczynek lata za darmo, ale najbliższa rodzina, żona i dzieci, płacą za lot według stawki, jaka obowiązuje w klasie ekonomicznej Lufthansy.
Podróże samolotem to chleb powszedni na kanclerskiej posadzie. Lepiej więc, jeśli szef rządu nie cierpi na lęk przed lataniem. Kanclerz nie posiada wyłączności na flotę powietrzną, lecz użytkuje ją do spółki z prezydentem Niemiec i przewodniczącym Bundestagu oraz z resztą ministrów, najczęściej szefem MSZ.
. Fot. OLE KRUENKELFELD / AFP/EAST NEWS
Kanclerz Niemiec wysiada z rządowego samolotu podczas wizyty w Capm Marmal w Afganistanie. Fot. MARIO LAPORTA/AFP/EAST NEWS
Do wyłącznej dyspozycji kanclerza stały: mercedes klasy S, bmw serii 7, volkswagen Phaeton oraz audi A8 L 4.2 quattro. Cena tego przedostatniego to, bagatela, 115 tysięcy euro. Wszystkie limuzyny z wyjątkiem srebrnego audi są w kolorze czarnym; wszystkie wyposażono w telefon i faks. Ochrona jeździ identycznymi samochodami, by nikt nie mógł rozpoznać, w którym wozie siedzi kanclerz.
. Fot. JOHANNES EISELE / AFP/EAST NEWS
Angela Merkel podjeżdża służbową limuzyna pod studia telewizcji ZDF. Fot. JOHANNES EISELE/AFP/EAST NEWS
Zabieg ten jednak bierze w łeb, ponieważ przy okazji wymienia się też tablice rejestracyjne w kanclerskim wozie, a każdy szef rządu umieszcza na nich początkowe litery rodzinnego miasta. Kierowca kanclerskiej limuzyny nigdy nie musi się martwić o to, że utknie w korku. W Berlinie nie potrzebuje nawet włączać syreny. Na trasie przejazdu limuzyny z kanclerzem wszystkie sygnalizatory świetlne na skrzyżowaniach automatycznie zapalają się na zielono. Nikt inny nie cieszy się w Niemczech takim przywilejem.
Emerytura jest zapewniona niezależnie od tego, czy kanclerz odszedł w chwale, czy w niesławie. Po jednej kadencji ekskanclerzowi przysługuje 4,3 tysiąca euro. Najwyższą emeryturę pobiera Kohl, za cztery kadencje 11,3 tysiąca euro. Podreperowanie jej nie przychodzi trudno.
Byli kanclerze nie narzekają na finanse. Po przejściu na polityczną emeryturę nie muszą kasować biletu w tramwaju. Schröder jeździ obecnie siedmioma służbowymi samochodami, w tym kilkoma limuzynami Mercedesa i dwoma volkswagenami T5, Kohl trzema luksusowymi mercedesami 600 SEL, a Schmidt czterema, w tym dwoma mercedesami 420 cdi.
Wszystkie wyposażone są w szyby pancerne i dostosowane do indywidualnych kaprysów właściciela. Im więcej czasu upływa od odejścia z urzędu, tym lepiej jest oceniane sprawowanie władzy; na biurku rosną stosy zaproszeń na wykłady, przyjęcia i jubileusze, na ścianie dyplomy doktoratów honoris causa, a szuflady zapychają liczne wyróżnienia i nagrody.
. Fot.