"Przez cztery lata pływałam w błękitnym oceanie - nie miałam konkurencji - byłam w niszy" [ROZMOWA]

Osoby, które rozkręciły własny interes (i osiągnęły sukces) różnią się od tych, które tkwią na etatach i tylko snują plany zmiany. Odwaga, determinacja ale i niewyczerpane pokłady energii - to cechy rozpoznawcze "ludzi na swoim". Przykładem potwierdzającym tę regułę jest Iza Makosz, której Time for Wax od siedmiu lat depiluje warszawianki.

Spotykamy się w kawiarni. Na pierwszy rzut oka widać, że mam do czynienia z kobietą sukcesu. Uśmiechnięta, dobrze ubrania, otwarta. Izabela Makosz w siedem lat stworzyła biznes, z którego branża kosmetyczna się podśmiewała, a reszta świata nie wróżyła sukcesu. Jej się udało stworzyć nie tylko pierwszą w Polsce sieć salonów depilacji ( Time for Wax ), ale także wprowadzić rozpoznawalną markę i ustalić rynkowe standardy usług woskowania ciała.

Teraz najchętniej dzieliłaby się wiedzą z innymi osobami, które mają dobry pomysł, niezły plan, ale brakuje im wsparcia i wiary w sukces. Jaką drogę pokonała od bycia mamą na wychowawczym do prężnego przedsiębiorcy?

Ola Długołęcka, Kobieta.gazeta.pl: Dla mnie podstawą do otworzenia własnego biznesu jest dobry pomysł. Czy mam rację?

Izabela Makosz, założycielka sieci salonów depilacji ciała Time for Wax: Muszę się nie zgodzić. Uważam, że dobrych pomysłów są tysiące. To co się liczy, poza pomysłem, to jego wcielenie w życie i doprowadzenie do końca.

Znam mnóstwo osób, które mają ideę, o której latami opowiadają, ale niczego z nią nie robią. A te pomysły są naprawdę niegłupie. Niestety nic z tego nie wynika.

U pani zadziałały te trzy czynniki?

- Tak, ale po drodze popełniłam wiele błędów. Co ważne uczyłam się na nich, wyciągając wnioski i wcielając zmiany. Na początku oprócz depilacji miałam także manicure, pedicure i hennę. Po to, żeby się utrzymać. Docelowo planowałam jednak wąską specjalizację - ograniczenie się do jednej usługi - depilacji.

Dlatego zaczynając własny biznes trzeba ciągle obserwować, przyglądać się z dystansu i na bieżąco wprowadzać zmiany, pytać klientów.

Najczęściej "przewracające" się inwestycje w mojej okolicy, a mieszkam w centrum Warszawy, to kawiarnie. Kawiarnia z galerią - to najczęściej powielany pomysł, który jak widzę na rotujących się przykładach, nie chwyta.

- Tak jak lokale przy Kruczej [ulica, przy której jest wiele restauracji - przyp. red.]. Ludzie wynajmują powierzchnie za 30 tysięcy złotych miesięcznie, które na siebie nie zarabiają. I po trzech miesiącach - bo taki mają czas wypowiedzenia w umowie, padają. A wcześniej inwestują w remont... Tworząc własny biznes trzeba o takich rzeczach wiedzieć.

A skąd pani wiedziała: że właśnie wosk, że od razu sieć, które lokalizacje wybrać?

- Nie wiem... To jest w ogóle dziwna historia. Nie korzystałam z usług kosmetyczki, nie chodziłam na wosk...

Jak jeszcze pracowałam w korporacji koleżanka opowiedziała mi o specjalistce, która świetnie depilowała. Zdecydowałam się skorzystać z jej usług. Ta dziewczyna depilowała w domu, byłam zadowolona, ale z drugiej strony nie miałam porównania. Kiedy w lecie wyjechała, poszłam do innego sieciowego salonu, w którym mnie zmasakrowano - zrywając naskórek i fundując krwiaki. Później zaczęłam szukać pomysłu na biznes, zobaczyłam, że za granicą są sieci oferujące usługę woskowania bez zapisów.

Nie miałam żadnych badań, nie wiedziałam, czy pomysł chwyci. Z doświadczenia pracy w Benckinserze, producencie m.in. plastrów Veet, wiedziałam, że depilacja jest bardzo sezonowa - sprzedaje się w lecie, a później produkt właściwie znika z rynku.

Kiedy otwierałam swój biznes kosmetyczki patrzyły na mnie z przerażeniem mówiąc, że w Polsce nie ma miejsca na salony do depilacji. Że to nisza - nawet w salonach kosmetycznych, że one same robią po trzy-cztery depilacje w miesiącu.

Gdybym więc sugerowała się analizami i opiniami to w ogóle nie powinnam się za to brać. Bo sezonowy biznes, brak klientek. Ja jednak wierzyłam, że kobiety się nie depilują, bo po prostu nie mają gdzie. Ale nie powiem, żeby w dniu otwarcia pod pierwszym salonem stały tłumy, nie będę kłamać, że się na początku nie martwiłam.

Ile czasu upłynęło od decyzji o uruchomieniu firmy do dnia otwarcia pierwszego salonu?

- Trzy miesiące... Ja jestem torpeda, tak działam. W przypadku przedsiębiorczości to jest zaleta.

A co z etatem i dotychczasową pracą w korporacji? Pracowała pani równocześnie w dwóch miejscach?

- Kiedy wymyślałam biznes byłam na urlopie wychowawczym. I to był bardzo dobry moment, żeby stworzyć coś własnego. Bardzo pomógł mi w podjęciu decyzji mój partner, który jest dla mnie ogromnym autorytetem i daje mi duże wsparcie.

Rzuciła się pani na głęboką wodę, a może doświadczenia zawodowe przygotowały panią na poradzenie sobie na nowym terenie?

- Nie, ja pracowałam wcześniej w trade marketingu w sprzedaży jak tysiące ludzi. Poza tym nigdy nie chciałam być przedsiębiorcą. Moi rodzice byli przedsiębiorcami i doskonale widziałam, jak ciężko pracują. Moim marzeniem była praca w korporacji.

Po urodzeniu drugiego dziecka zaczęłam się zastanawiać, co mam ze sobą zrobić. Pracowałam w Danone, do pracy miałam bardzo daleko, obawiałam się, że nie dam rady ze wszystkim sobie poradzić. A miałam przykład koleżanki z firmy, która wyszła z korporacji i z sukcesem stworzyła coś swojego.

Ale chyba musiała pani zdobyć wiedzę?

- Sama się wszystkiego uczyłam. Na taką skalę jak my i tak nikt w Polsce nie potrafił woskować. Przychodziły do mnie dziewczyny - kosmetyczki, które od początku wszystkiego uczyłam, bo sama wyznaczałam swoje własne standardy. Na początku trafiłam na świetną specjalistkę, która pomogła mi w wyszkoleniu dziewczyn, które zatrudniłam. Teraz mamy cały system szkoleń, opracowane procedury - jak, do którego zabiegu ułożyć ciało. W salonach bywa różnie, a w naszej sieci wszędzie jest tak samo.

 

Standardy depilacji.Standardy depilacji. Fot. Materiały prasowe

We wszystkich salonach jest podobny wystrój i kolorystka. Fot. Materiały prasowe

Po trzech miesiącach od stworzenia koncepcji miała pani idealnie przemyślany wizerunek, kolorystykę, wystrój salonów?

- Tak. Wiedziałam, że otworzę sieć salonów, że stworzę linię kosmetyków, i że kiedyś moją sieć sprzedam. Wiedziałam, że kiedyś zostanę rentierem - trzeba mieć marzenia (śmiech). Do tego w każdym razie dążę budując firmę.

Ponieważ stworzyłam biznes, którego nie było w Polsce, świadczący nowe i dość specyficzne usługi, więc na początku się ze mnie śmiano. Branża kosmetyczna mówiła, że pewnie mąż dał mi pieniądze, że zaraz się będę zwijać...

No właśnie, pieniądze. Skąd miała pani środki na własny interes?

- To były moje oszczędności - pracowałam rok za granicą sprzątając uniwersytet, pracowałam sprzedając na targu kurtki, które produkowali moi rodzice, pracowałam w korporacji. Zawsze pracowałam.

Pierwszy salon otworzyła pani w Warszawie przy...

- ... przy Domaniewskiej.

W zagłębiu biurowców i korporacji. Dobry punkt?

- Niby dobry, i niedobry. Z perspektywy czasu wiem, że najlepszymi miejscami na taki biznes są lokale przy ulicach, po których szybko przemieszcza się dużo ludzi, ale także centra handlowe.

Po jakim czasie pani interes się zwrócił?

- Po roku. I w zasadzie tak to powinno wyglądać. Działam siedem lat i niebawem będę otwierała siódmy salon w Warszawie. Chcę wyjść także poza Warszawę, ale kontrolując jakość usługi. Myśląc o rozwoju w Polsce widzę punkty w galeriach handlowych.

Czy ma pani sytuację, w której lepsze salony zarabiają na gorsze?

- Mam salony bardziej i mniej dochodowe, ale zarabiają wszystkie. Czegoś takiego sobie nie wyobrażam, ale wiem, że przy sieci na wielką skalę, takiej, w której otwiera się po kilkanaście punktów rocznie, zdarzają się takie sytuacje. Przy takiej skali ciężko przewidzieć wszystko.

Pani była w Polsce pierwsza, czy znaleźli się już naśladowcy?

- Tak, i to tacy, którzy dosłownie zrobili "kopiuj - wklej". Nie tylko w Warszawie, ale także w innych miastach. Konkurencja musi być, już przeszłam przez zamartwiania się tym faktem. Dzięki konkurencji ciągle się rozwijam, nie osiadam na laurach.

Przez cztery lata pływałam w błękitnym oceanie - nie miałam konkurencji - byłam w niszy. Ale miałam świadomość, że któregoś dnia ta sielanka się skończy. Powstając więc salony sprofilowane wyłącznie na depilację, co świadczy o tym, że kategoria cały czas się rozwija. Cieszę się jednak z pozycji lidera na rynku i chciałabym zawsze być numerem jeden.

Chodzi pani w takie miejsca, żeby podejrzeć konkurencję?

- Staram się orientować w działaniach konkurencji, ale jestem rozpoznawalna, więc nie robię tego osobiście.

Pani branża to nie gastronomia, w której istnieją tysiące możliwości okradania i oszukiwania właściciela. A może się mylę?

- Tak, tutaj nieuczciwe osoby nie mają zbyt dużego pola do popisu, ale w każdej branży zdarzają się tacy ludzie. Staram się kontrolować sytuację i nie mam na razie złych doświadczeń.

W porównaniu z życiem na etacie, co pani wygrała własnym biznesem?

- Pieniądze, ale one nie są dla mnie teraz najważniejsze. Fakt, że mam wyzwanie, mogę się realizować, realizować swoje wizje, poza tym mam wolność.

A to nie jest pozorna wolność? Nie pracuje pani 24 godziny na dobę?

- Kiedyś z przepracowania doszłam do ściany. Byłam zmęczona, zła, przepracowana, miałam dosyć. Nie mogłam jednak rzucić papierami. Na szczęście uwielbiam to, co robię, mam satysfakcję, nauczyłam się delegować obowiązki i skupiać się na rzeczach, które mnie interesują, i w których jestem dobra.

Powiedziała pani, że docelowo chciałaby pani sprzedać swoją sieć. Czy są już pierwsi chętni?

- Owszem, przygotowujemy się do negocjacji. To jest idealny biznes do kupna, znajdujący się nadal w fazie rozwoju i myślę, że ta kategoria jest bardzo perspektywiczna.

Czy zatrudnia pani mężczyzn?

- Nieee, chociaż aplikowali. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której mężczyzna depiluje klientkę. Panie także nie widzą takiej możliwości. Słyszałam o takich przypadkach w Stanach Zjednoczonych, ale w Polsce... Zdecydowanie nie.

Skoro jesteście pierwszą siecią w Polsce to trudno wymieniać czynniki, które was wyróżniają...

- Wyróżnia nas wąska specjalizacja oraz fakt, że nie prowadzimy zapisów. Klientka wchodzi do salonu i czeka aż zwolni się kosmetyczka, która będzie mogła ją wydepilować. Poza tym dzięki ciągłym analizom doskonale znam mojego klienta.

W salonach jest czysto, ascetycznie, gra określona muzyka. Nie jesteśmy ani za drodzy, ani za tani - przez siedem lat zrobiliśmy dwie podwyżki, nie robimy także obniżek cenowych, za to zachęcamy klientów przy pomocy wielu oryginalnych i atrakcyjnych promocji.

Cenowo jesteśmy na poziomie małego osiedlowego salonu kosmetycznego, a proponujemy usługę lepszą niż w takim salonie i lepszą niż w ekskluzywnym spa. My się specjalizujemy w depilacji i w tym jesteśmy najlepsi.

 

Rodzaje depilacji bikini.Rodzaje depilacji bikini. Fot. Materiały prasowe

Rodzaje depilacji bikini. Rys. Materiały prasowe

Która pozycja z waszego cennika cieszy się największą popularnością?

- Depilacja brazylijska, czyli całkowita depilacja bikini. Takie bikini w USA nazywa się depilacją hollywoodzką. Oprócz tego jest jeszcze z paskiem lub klasyczna - niezbyt głęboka. Zastanawialiśmy się, czy nie wprowadzić różnych kształtów depilacji, fryzur intymnych, farbowania, ale nie cieszyły się zainteresowaniem.

Jak wygląda pierwsza wizyta w waszym salonie?

- Dobrze powiedzieć, że jest się pierwszy raz. Klientka jest zapraszana do łazienki, gdzie prosimy o skorzystanie z bidetu. Tam się pani przygotowuje i odświeża. Klientka zakłada specjalne stringi i jest później instruowana - jakie pozy przyjmować. Między pośladkami włoski depilowane są w pozycji "na pieska".

To są zabiegi bardzo intymne, na początku trzeba pokonać barierę wstydu. Warto przed przyjściem pierwszy raz przeczytać nasz regulamin i zalecenia - znajdują się na naszej stronie.

Mężczyźni także mogą skorzystać z waszych usług?

- Tak ale nie depilujemy im linii bikini - dziewczyny stanowczo odmówiły zgody na wprowadzenie takiej usługi. Są miejsca w Warszawie, z których mogą skorzystać klienci.

Jak się przez te siedem lat zmieniły klientki?

- Są coraz bardziej wymagające. Zwracają uwagę na detale. Nasza branża to ciągła praca z klientami - komunikujemy się z nimi, słuchamy ich, stosujemy się do rad, rozpatrujemy zażalenia. Ja zresztą domagam się tych uwag, bo dzięki nim mogę się poprawiać. I czuję, że na tym polu zawsze będzie coś do zrobienia.

 

Izabela Makosz chętnie doradza innym osobom - przede wszystkim kobietom - jak otworzyć własny interes i go rozwijać. Na stworzonym przez nią kanale na YouTubie Time for Business znaleźć można ponad 30 filmików, w których dzieli się swoimi doświadczeniami.

Własny biznes to...
Więcej o: