Spotykamy się w kawiarni. Na pierwszy rzut oka widać, że mam do czynienia z kobietą sukcesu. Uśmiechnięta, dobrze ubrania, otwarta. Izabela Makosz w siedem lat stworzyła biznes, z którego branża kosmetyczna się podśmiewała, a reszta świata nie wróżyła sukcesu. Jej się udało stworzyć nie tylko pierwszą w Polsce sieć salonów depilacji ( Time for Wax ), ale także wprowadzić rozpoznawalną markę i ustalić rynkowe standardy usług woskowania ciała.
Teraz najchętniej dzieliłaby się wiedzą z innymi osobami, które mają dobry pomysł, niezły plan, ale brakuje im wsparcia i wiary w sukces. Jaką drogę pokonała od bycia mamą na wychowawczym do prężnego przedsiębiorcy?
Izabela Makosz, założycielka sieci salonów depilacji ciała Time for Wax: Muszę się nie zgodzić. Uważam, że dobrych pomysłów są tysiące. To co się liczy, poza pomysłem, to jego wcielenie w życie i doprowadzenie do końca.
Znam mnóstwo osób, które mają ideę, o której latami opowiadają, ale niczego z nią nie robią. A te pomysły są naprawdę niegłupie. Niestety nic z tego nie wynika.
- Tak, ale po drodze popełniłam wiele błędów. Co ważne uczyłam się na nich, wyciągając wnioski i wcielając zmiany. Na początku oprócz depilacji miałam także manicure, pedicure i hennę. Po to, żeby się utrzymać. Docelowo planowałam jednak wąską specjalizację - ograniczenie się do jednej usługi - depilacji.
Dlatego zaczynając własny biznes trzeba ciągle obserwować, przyglądać się z dystansu i na bieżąco wprowadzać zmiany, pytać klientów.
- Tak jak lokale przy Kruczej [ulica, przy której jest wiele restauracji - przyp. red.]. Ludzie wynajmują powierzchnie za 30 tysięcy złotych miesięcznie, które na siebie nie zarabiają. I po trzech miesiącach - bo taki mają czas wypowiedzenia w umowie, padają. A wcześniej inwestują w remont... Tworząc własny biznes trzeba o takich rzeczach wiedzieć.
- Nie wiem... To jest w ogóle dziwna historia. Nie korzystałam z usług kosmetyczki, nie chodziłam na wosk...
Jak jeszcze pracowałam w korporacji koleżanka opowiedziała mi o specjalistce, która świetnie depilowała. Zdecydowałam się skorzystać z jej usług. Ta dziewczyna depilowała w domu, byłam zadowolona, ale z drugiej strony nie miałam porównania. Kiedy w lecie wyjechała, poszłam do innego sieciowego salonu, w którym mnie zmasakrowano - zrywając naskórek i fundując krwiaki. Później zaczęłam szukać pomysłu na biznes, zobaczyłam, że za granicą są sieci oferujące usługę woskowania bez zapisów.
Nie miałam żadnych badań, nie wiedziałam, czy pomysł chwyci. Z doświadczenia pracy w Benckinserze, producencie m.in. plastrów Veet, wiedziałam, że depilacja jest bardzo sezonowa - sprzedaje się w lecie, a później produkt właściwie znika z rynku.
Kiedy otwierałam swój biznes kosmetyczki patrzyły na mnie z przerażeniem mówiąc, że w Polsce nie ma miejsca na salony do depilacji. Że to nisza - nawet w salonach kosmetycznych, że one same robią po trzy-cztery depilacje w miesiącu.
Gdybym więc sugerowała się analizami i opiniami to w ogóle nie powinnam się za to brać. Bo sezonowy biznes, brak klientek. Ja jednak wierzyłam, że kobiety się nie depilują, bo po prostu nie mają gdzie. Ale nie powiem, żeby w dniu otwarcia pod pierwszym salonem stały tłumy, nie będę kłamać, że się na początku nie martwiłam.
- Trzy miesiące... Ja jestem torpeda, tak działam. W przypadku przedsiębiorczości to jest zaleta.
- Kiedy wymyślałam biznes byłam na urlopie wychowawczym. I to był bardzo dobry moment, żeby stworzyć coś własnego. Bardzo pomógł mi w podjęciu decyzji mój partner, który jest dla mnie ogromnym autorytetem i daje mi duże wsparcie.
- Nie, ja pracowałam wcześniej w trade marketingu w sprzedaży jak tysiące ludzi. Poza tym nigdy nie chciałam być przedsiębiorcą. Moi rodzice byli przedsiębiorcami i doskonale widziałam, jak ciężko pracują. Moim marzeniem była praca w korporacji.
Po urodzeniu drugiego dziecka zaczęłam się zastanawiać, co mam ze sobą zrobić. Pracowałam w Danone, do pracy miałam bardzo daleko, obawiałam się, że nie dam rady ze wszystkim sobie poradzić. A miałam przykład koleżanki z firmy, która wyszła z korporacji i z sukcesem stworzyła coś swojego.
- Sama się wszystkiego uczyłam. Na taką skalę jak my i tak nikt w Polsce nie potrafił woskować. Przychodziły do mnie dziewczyny - kosmetyczki, które od początku wszystkiego uczyłam, bo sama wyznaczałam swoje własne standardy. Na początku trafiłam na świetną specjalistkę, która pomogła mi w wyszkoleniu dziewczyn, które zatrudniłam. Teraz mamy cały system szkoleń, opracowane procedury - jak, do którego zabiegu ułożyć ciało. W salonach bywa różnie, a w naszej sieci wszędzie jest tak samo.
Standardy depilacji. Fot. Materiały prasowe
We wszystkich salonach jest podobny wystrój i kolorystka. Fot. Materiały prasowe
- Tak. Wiedziałam, że otworzę sieć salonów, że stworzę linię kosmetyków, i że kiedyś moją sieć sprzedam. Wiedziałam, że kiedyś zostanę rentierem - trzeba mieć marzenia (śmiech). Do tego w każdym razie dążę budując firmę.
Ponieważ stworzyłam biznes, którego nie było w Polsce, świadczący nowe i dość specyficzne usługi, więc na początku się ze mnie śmiano. Branża kosmetyczna mówiła, że pewnie mąż dał mi pieniądze, że zaraz się będę zwijać...
- To były moje oszczędności - pracowałam rok za granicą sprzątając uniwersytet, pracowałam sprzedając na targu kurtki, które produkowali moi rodzice, pracowałam w korporacji. Zawsze pracowałam.
- ... przy Domaniewskiej.
- Niby dobry, i niedobry. Z perspektywy czasu wiem, że najlepszymi miejscami na taki biznes są lokale przy ulicach, po których szybko przemieszcza się dużo ludzi, ale także centra handlowe.
- Po roku. I w zasadzie tak to powinno wyglądać. Działam siedem lat i niebawem będę otwierała siódmy salon w Warszawie. Chcę wyjść także poza Warszawę, ale kontrolując jakość usługi. Myśląc o rozwoju w Polsce widzę punkty w galeriach handlowych.
- Mam salony bardziej i mniej dochodowe, ale zarabiają wszystkie. Czegoś takiego sobie nie wyobrażam, ale wiem, że przy sieci na wielką skalę, takiej, w której otwiera się po kilkanaście punktów rocznie, zdarzają się takie sytuacje. Przy takiej skali ciężko przewidzieć wszystko.
- Tak, i to tacy, którzy dosłownie zrobili "kopiuj - wklej". Nie tylko w Warszawie, ale także w innych miastach. Konkurencja musi być, już przeszłam przez zamartwiania się tym faktem. Dzięki konkurencji ciągle się rozwijam, nie osiadam na laurach.
Przez cztery lata pływałam w błękitnym oceanie - nie miałam konkurencji - byłam w niszy. Ale miałam świadomość, że któregoś dnia ta sielanka się skończy. Powstając więc salony sprofilowane wyłącznie na depilację, co świadczy o tym, że kategoria cały czas się rozwija. Cieszę się jednak z pozycji lidera na rynku i chciałabym zawsze być numerem jeden.
- Staram się orientować w działaniach konkurencji, ale jestem rozpoznawalna, więc nie robię tego osobiście.
- Tak, tutaj nieuczciwe osoby nie mają zbyt dużego pola do popisu, ale w każdej branży zdarzają się tacy ludzie. Staram się kontrolować sytuację i nie mam na razie złych doświadczeń.
- Pieniądze, ale one nie są dla mnie teraz najważniejsze. Fakt, że mam wyzwanie, mogę się realizować, realizować swoje wizje, poza tym mam wolność.
- Kiedyś z przepracowania doszłam do ściany. Byłam zmęczona, zła, przepracowana, miałam dosyć. Nie mogłam jednak rzucić papierami. Na szczęście uwielbiam to, co robię, mam satysfakcję, nauczyłam się delegować obowiązki i skupiać się na rzeczach, które mnie interesują, i w których jestem dobra.
- Owszem, przygotowujemy się do negocjacji. To jest idealny biznes do kupna, znajdujący się nadal w fazie rozwoju i myślę, że ta kategoria jest bardzo perspektywiczna.
- Nieee, chociaż aplikowali. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której mężczyzna depiluje klientkę. Panie także nie widzą takiej możliwości. Słyszałam o takich przypadkach w Stanach Zjednoczonych, ale w Polsce... Zdecydowanie nie.
- Wyróżnia nas wąska specjalizacja oraz fakt, że nie prowadzimy zapisów. Klientka wchodzi do salonu i czeka aż zwolni się kosmetyczka, która będzie mogła ją wydepilować. Poza tym dzięki ciągłym analizom doskonale znam mojego klienta.
W salonach jest czysto, ascetycznie, gra określona muzyka. Nie jesteśmy ani za drodzy, ani za tani - przez siedem lat zrobiliśmy dwie podwyżki, nie robimy także obniżek cenowych, za to zachęcamy klientów przy pomocy wielu oryginalnych i atrakcyjnych promocji.
Cenowo jesteśmy na poziomie małego osiedlowego salonu kosmetycznego, a proponujemy usługę lepszą niż w takim salonie i lepszą niż w ekskluzywnym spa. My się specjalizujemy w depilacji i w tym jesteśmy najlepsi.
Rodzaje depilacji bikini. Fot. Materiały prasowe
Rodzaje depilacji bikini. Rys. Materiały prasowe
- Depilacja brazylijska, czyli całkowita depilacja bikini. Takie bikini w USA nazywa się depilacją hollywoodzką. Oprócz tego jest jeszcze z paskiem lub klasyczna - niezbyt głęboka. Zastanawialiśmy się, czy nie wprowadzić różnych kształtów depilacji, fryzur intymnych, farbowania, ale nie cieszyły się zainteresowaniem.
- Dobrze powiedzieć, że jest się pierwszy raz. Klientka jest zapraszana do łazienki, gdzie prosimy o skorzystanie z bidetu. Tam się pani przygotowuje i odświeża. Klientka zakłada specjalne stringi i jest później instruowana - jakie pozy przyjmować. Między pośladkami włoski depilowane są w pozycji "na pieska".
To są zabiegi bardzo intymne, na początku trzeba pokonać barierę wstydu. Warto przed przyjściem pierwszy raz przeczytać nasz regulamin i zalecenia - znajdują się na naszej stronie.
- Tak ale nie depilujemy im linii bikini - dziewczyny stanowczo odmówiły zgody na wprowadzenie takiej usługi. Są miejsca w Warszawie, z których mogą skorzystać klienci.
- Są coraz bardziej wymagające. Zwracają uwagę na detale. Nasza branża to ciągła praca z klientami - komunikujemy się z nimi, słuchamy ich, stosujemy się do rad, rozpatrujemy zażalenia. Ja zresztą domagam się tych uwag, bo dzięki nim mogę się poprawiać. I czuję, że na tym polu zawsze będzie coś do zrobienia.