Kanadyjski bloger Kyle McDonald w 2005 roku miał kiepski czas - stracił pracę, brakowało mu na czynsz, ale fantazja go nie opuściła. Z pliku kartek ze swoim CV ściągnął czerwony spinacz i wystawił go w sieci z opcją wymiany. Przedsięwzięcie, które opisywał barwnie na swoim blogu trwało rok, a efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania. Ostatecznie udało mu się zamienić spinacz biurowy na dom w miasteczku Kipling w Saskatchewan. Jak mówił, inspiracją była gra, którą pamiętał z dzieciństwa: "Bigger and Better", w której grupa dzieciaków biega po okolicy i próbuje dokonać z sąsiadami wymiany na coś "większego i lepszego". MacDonalowi zdecydowanie się to udało!
Zaczął skromnie - za spinacz dostał najpierw długopis w kształcie ryby, który następnie wymienił na rzeźbioną klamkę. Wkrótce jednak ruszyła prawdziwa lawina atrakcji: trafił mu się m.in. grill ogrodowy, skuter śnieżny, ciężarówka do przeprowadzek, popołudnie z Alice'm Cooperem, propozycja nagrania płyty i występu w hollywoodzkim serialu. W pewnym momencie akcję obserwowało już pół Ameryki, a jej organizator udzielał dziesiątek wywiadów. Szalona jazda zakończyła się ostatecznie ofertą miasteczka Kipling, które zaproponowało Kyle'owi piętrowy domek i honorowe obywatelstwo. Sympatyczny Kanadyjczyk zarzekał się jednak, że chodziło mu przede wszystkim o przygodę i swoisty społeczny eksperyment.
W czasach, gdy wszystko przelicza się na pieniądze, udowodnił, że wciąż można, choć na chwilę, uciec o bezdusznego systemu kupna-sprzedaży. Podkreślał, że najważniejsze były kontakty z ludźmi. Każda wymiana odbywała się w wyniku osobistego spotkania i wymagała podróży od Vancouver po Nowy Jork, a jak to wyglądało można poczytać w bestsellerowej książce, którą Kyle napisał o swej barterowej przygodzie. Ostatecznie nie osiadł w życzliwym mu Kipling, mieszka w Montrealu i prowadzi firmę Red Paperclip, zajmującą się nietypowymi akcjami społecznymi na zamówienie. Na swoim biurku zawsze trzyma podobno czerwony biurowy spinacz! Tropem Kanadyjczyka usiłował pójść potem niejeden internauta, w tym grupa młodych ludzi z Przemyśla. W zeszłym roku postanowili wymienić niebieski spinacz biurowy na wymarzonego volkswagena transportera T4, którym chcą się wybrać w podróż dookoła Europy. Jak można wnosić z ich profilu na Facebooku. Tym razem nie poszło już tak gładko i dotarli jedynie do etapu drukarki z trzema tonerami, po czym pomysł zgasł śmiercią naturalną.
Idea wymiany jako przygody natchnęła z pewnością założycieli polskiej platformy Thingo.pl , służącej kreatywnej wymianie przedmiotów, usług i talentów. Stworzyła ją w 2011 roku czwórka przyjaciół zajmujących się fotografią, sztuką, filmem i designem: Łukasz Gronowski, Ania Łoskiewicz, Natalia Jakubowska i Jacek Kołodziejski. Chcą w ten sposób pobudzić pozytywną energię w wiecznie spiętych i poważnych rodakach, ale doceniają również, że barter pozwala uwolnić się od nadmiaru przedmiotów i ustawicznego myślenia o pieniądzach. Zachęcają do kontaktu międzyludzkiego przy wymianie i mają sygnały, że czasem wynikają z takich spotkań przyjaźnie, czy choćby współpraca zawodowa. Na Thingo, co prawda, na razie nikt nie wymienił jeszcze spinacza na dom, ale zdarzają się inne ciekawe transakcje, np. sesja foto w zamian za mini-recital z piosenkami Jacka Kaczmarskiego w wykonaniu oferenta, sajgonki za tajskie cygara, czy "torba vintage cudnej urody, na obłędny masaż stóp"!
Serwis Thingo.pl czyli wkładasz coś fajnego do pudła i coś innego wyciągasz Thingo.pl Portal wymiany społecznościowej Thingo.pl
Bardzo podobnie działa portal Wymiennik.org , którego twórcy przedstawiają go jako "społecznościowy, alternatywny systemem wymiany". Tak tłumaczą jego zasady działania: "Maja chce zjeść domowy obiad, ale nie potrafi gotować. Wchodzi więc na wymiennik i znajduje ogłoszenie kucharza Igora, który tworzy smakowite cuda. Maja odwiedza Igora i wychodzi od niego bogatsza o pyszności i nową znajomość. Potem Igor loguje się w wymienniku i zapisuje na swoim koncie 20 punktów (zwanych alterkami), które zostają odjęte od konta Mai. Za jakiś czas ktoś inny skorzysta z umiejętności Mai, która potrafi szyć piękne wełniane czapy - wtedy to Maja zdobywa co nieco alterek. I tak to się kręci, wiruje, krąży i wraca". Nie jest to więc klasyczny barter, bo zobowiązanie dotyczy całej społeczności i można je potem spłacić komuś innemu.
Z myślenia o społecznym aspekcie wymiany wyrósł też bARTer, czyli wymiana dzieł sztuki (obrazów, grafik, rzemiosła) za cokolwiek, co artysta zaakceptuje. To impreza organizowana nieregularnie przez warszawskie fotografki Martę Pruską i Martę Zasępę. Podczas kilku odsłon bARTeru każdy miał szansę stworzyć zalążek własnej kolekcji sztuki, pod warunkiem, że wymyślił, co może dać w zamian i to coś zostało zaakceptowane przez autora dzieła. Artystów zasypały propozycje: od całkiem praktycznych, jak np. miesięczna dostawa domowych pierogów, po zaskakujące i nieoczywiste, jak przelot sportowym samolotem, czy nocna przejażdżka cadillakiem po mieście wraz ze zwiedzaniem zabytków architektury!
Cafe Fińska w Krakowie Fot. Michał Łepecki / Agencja Wyborcza.pl Cafe Fińska - kawiarnia barterowa w Krakowie
Kiedy w 2008 światowa gospodarka wpadła w szpony finansowego kryzysu, który odbija się nam czkawką do dziś, w Grecji i Hiszpanii, natchnionej duchem Oburzonych, pojawiły się liczne portale, a także stacjonarne sklepy bezgotówkowe (kurtka za adapter, etc.). Jakieś półtora roku temu Agencja Reuters donosiła, że także niektóre małe firmy hiszpańskie rozliczają się za wynajem biura w towarze lub w usługach. I tu też, oprócz aspektu ekonomicznego, ważne okazywało spotkanie z drugim człowiekiem, kontakt, życzliwość i zaufanie, którego nie da się przeliczyć na mamonę. W takim właśnie duchu utrzymana jest kawiarnia barterowa w Krakowie - Cafe Fińska , na ulicy Józefińskiej 47. Powstała w czerwcu zeszłego roku, jako projekt artystyczny w ramach festiwalu Artboom, i działa do dziś, w międzyczasie zbierając dodatkowe fundusze na portalu Polak Potrafi. W kawiarni klientów obsługują wolontariusze, kawę można dostać w zamian za uśmiech, wiersz lub rysunek. Można przynieść domowej roboty ciasto i podzielić się nim z bywalcami, albo zagrać spontaniczny koncert. Brak dochodów nie musi być już barierą dla uczestniczenia w życiu miasta. Krakowska utopia społeczno-artystyczna na razie trwa i choć nie jest to może trwały sposób na zastąpienie kapitalizmu kulturą wymiany, to pozwala na chwilę oddechu i odrobinę nadziei, że nie tylko kasa się liczy. Bo nawet jeśli barter nie jest do końca przekonującą odpowiedzią na kryzys ekonomiczny, to na pewno sprawdza się jako odpowiedź na kryzys zaufania społecznego.