Socjologowie biją na alarm: Polacy stopniowo wymierają! Od lat 80. liczba urodzeń w naszym kraju systematycznie spada i wciąż niebezpiecznie balansujemy na granicy sytuacji, w której więcej nas ubywa, niż przybywa. To ciemna strona przynależności do sytego świata Zachodu, który powszechnie zmaga się z tym problemem. Aktualny wskaźnik dzietności Polek wynosi 1,3, a wszystko wskazuje, że będzie gorzej, co nie napawa optymizmem ani w kontekście przyszłych emerytur, ani budowy świetlanej przyszłości naszej ojczyzny. Oficjalne działania rządu, w rodzaju 1000 złotych becikowego, skromnych ulg podatkowych na dzieci, czy szumnie obtrąbionego wydłużenia urlopu macierzyńskiego, wypadają blado w kontekście codziennych zmagań polskich rodziców z rzeczywistością: choćby brakiem miejsc w przedszkolu, czy traktowaniem matek, jako pracowników gorszego sortu. I skoro nawet wspierany od lat przez konserwatywne kręgi pat w sprawie edukacji seksualnej w szkołach nie sprawił, by Polacy częściej się rozmnażali (choć, powiedzmy sobie szczerze, że rodzenie "przez przypadek" nie byłoby najlepszym sposobem na zbudowanie szczęśliwego społeczeństwa!), to sprawa zaczyna wyglądać na przypadek beznadziejny.
A przecież są kraje, którym prokreacyjne zachęty wychodzą nieco lepiej. Przodują tu Skandynawowie, znani ze swej otwartości w kwestiach seksu i tematów pokrewnych. Nie tylko systemowo znacznie skuteczniej wspierają rodziny na każdym etapie wychowania dzieci, ale pokazują też, że da się o tym niewątpliwie ważkim problemie rozmawiać na luzie i bez ideologicznego zadęcia. W maleńkiej Danii niedawno hitem w internecie stała się reklama biura podróży , skierowana do młodych ludzi, sugerująca w dowcipny sposób, jak rozwiązać problem spadku urodzeń. Spies Travel zachęca w niej Duńczyków, by przyszłe pokolenia płodzili na... wakacjach. Pokazuje wypowiedzi ekspertów, tłumaczących dlaczego pary w podróży łatwiej zachodzą w ciążę, a także cytuje dane, z których wynika, że ok. 10% duńskich dzieci zostało poczętych właśnie w okolicznościach wakacyjnych, a Duńczycy w podróży uprawiają seks nawet 46% częściej. Bohaterka filmu, niejaka Emma, przedstawiana jest jako rodowita Dunka, która jednak "została wyprodukowana" w Paryżu, podczas romantycznej wycieczki jej rodziców. Stąd tylko krok do pomysłu, by namawiać współobywateli do podróży prokreacyjnych z biurem podróży. Jeśli nie dla lepszej przyszłości ojczyzny, to dla... oferowanej przez Spies Travel - "zniżki owulacyjnej". Jak się dowiadujemy z filmu "Do It for Denmark!" : turyści, którzy udowodnią, że ich potomek został poczęty podczas wakacyjnej podróży zorganizowanej przez biuro, mogą liczyć m.in. na darmową dostawę pieluszek przez 3 lata oraz rodzinny wyjazd wakacyjny. A co, jeśli jakaś para spełniła już swój "obowiązek prokreacyjny" i rozmnażanie ma za sobą? Lub gdy, jak w przypadku np. par jednopłciowych, prawdopodobieństwo zajścia w ciążę nie jest zbyt wysokie? No, cóż - odpowiadają twórcy duńskiej reklamy: - Nie chodzi o to, żeby od razu wygrać, liczy się w końcu samo uczestnictwo we współzawodnictwie! Film zrobił już furorę w duńskiej sieci, czy przełoży się na przyrost naturalny bardziej niż programy polityczno-społeczne odpowiedź otrzymamy za kilka lat.