Już samo imię i nazwisko - Anda Rottenberg - brzmi tak, jakby zapowiadało osobowość nietuzinkową i tak jest w istocie. Przez niektórych nazywana "matką polskiej sztuki", jest autorką najważniejszych wystaw po upadku komunizmu, m.in. "Gdzie jest brat twój, Abel?" (1995), czy "Obok. Tysiąc lat historii w sztuce" (2011). Pochodzi z rodziny o poplątanych korzeniach.
W autobiografii "Proszę bardzo" odkrywała przemilczaną, dramatyczną przeszłość żydowskiej rodziny swego ojca, docierała do wojennej historii matki, która przetrwała blokadę Leningradu i zdawała relację z tragedii, jaką było uzależnienie syna od narkotyków, które doprowadziło do jego zaginięcia i śmierci. W wydanej właśnie książce "Już trudno" otrzymujemy dopełniający tamte opowieści, obraz zawodowego i życiowego dorastania Andy Rottenberg od lat 60-tych XX-wieku, z burzliwą polską historią w tle.
Wraca temat głośnych polityczno-medialnych awantur związanych z wystawami w Zachęcie lat 90., za jej dyrektorskiej kadencji: Daniel Olbrychski tnący szablą zdjęcia aktorów w hitlerowskich mundurach na wystawie Piotra Uklańskiego "Naziści", czy prawicowy poseł Tomczak oburzony rzeźbą Maurizio Cattelana przedstawiającą meteoryt przygniatający Jana Pawała II. Jak sama mówi, chciała tylko robić dobre wystawy, a tymczasem znalazła się nieoczekiwanie w samym środku bitwy o sztukę i prawo artysty do wolności wypowiedzi. Z książki wyłania się portret mocnej osobowości, intrygującej i - co także nie bez znaczenia - nieodmiennie stylowej kobiety. Dziś wykłada na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, nadal robi wystawy jako niezależny kurator i jeździ po Warszawie na rowerze.
"W akademiku na Kickiego, gdzie mieszkałam, toczyło się dość swobodne i właściwie niecenzurowane życie polityczne. Mieszkali tam ludzie o rozmaitych poglądach i prowieniencjach społecznych, zarówno późniejsze pieszczochy reżimu, które trafiły do służb specjalnych, czy dyplomatycznych, co często było tożsame, a nawet do KC, jak i przyszli opozycjoniści, na przykład Józik Dajczgewand. Częstym gościem był założyciel Unii Polityki Realnej Janusz Korwin-Mikke, już wówczas uważany za oszołoma. Chodził w muszce i sandałach, organizował zawody brydżowe. W męskim akademiku odbywały się tańce. Królował twist, potem madison."
"Miałam dziewiętnaście lat, głównie myślałam o tym, w co się ubiorę, jak się umaluję i wyjdę na miasto, żeby zrobić wrażenie. To mnie interesowało w tamtym czasie, a ponieważ nie bardzo było się w co ubrać, uruchamiałam inwencję, żeby się czymś wyróżnić na ulicy. Nie ja jedna zresztą. Zdarzały się takie miesiące, że brałam stypendium, szłam na Chmielną i kupowałam sobie parę butów za 300 złotych, czyli za całość. No i później było raczej kiepsko z jedzeniem. Modne były wtedy buty z bardzo długimi czubkami. Mam dużą stopę, jak do tego doszło 5 centymetrów czubka, wyglądałam jak w kajaku, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało, uważałam, że jest super. Na pierwszym roku studiów zaprzyjaźniłam się z Jolą, dalej się przyjaźnimy, to jest już rodzina. Miałyśmy ten sam rozmiar butów, więc ona kupowała inne, ja inne i w ten sposób miałyśmy dwi pary. Wymieniałyśmy też ciuchy, bo wtedy każda wyglądała, jakby ich miała dwa razy więcej."
"A ja wyglądałam chyba jak Doda Elektroda. Obcas, tapir, ciężki makijaż, szminka cyklamen, biustonosz bardotka. W związku z tym, jak na mnie patrzyli profesorowie, to co sobie myśleli? - Właśnie, co? - Że nie wiadomo, dlaczego się dostałam na historię sztuki, bo w głowie nic nie mam. Nie wyglądałam na dziewczynę z dobrego domu. Z dobrych domów, to się nosiło bliźniaczki."
"Myśmy należały do pierwszego pokolenia kobiet, które nie rozpatrywały pojęcia sukcesu w kontekście zamążpójścia, stworzenia rodziny. Nie to było dla nas celem życia. Owszem, świat damsko-męski był nad wyraz ważny, ale nie przesłaniał nam innych spraw. Miałyśmy swoją osobowość, zainteresowania, poglądy, ważne było to, co chcemy zrobić. Oczekiwałyśmy od mężczyzn czego innego, niż nasze mamy. (...) Ale model się nie zmienił, nadal był patriarchalny. Mężczyźni, którzy nas otaczali, nadal należeli do świata ukształtowanego przez tradycyjne wzorce. Wynieśli je ze swoich domów rodzinnych, przynajmniej, jeśli chodzi o ojca mojego dziecka. Żadne partnerstwo nie wchodziło w grę, jeśli była mowa o pieluszkach, praniu, zmywaniu, czy gotowaniu."
22 grudnia 2001 roku w Zachęcie poseł Witold Tomczak z Porozumienia Polskiego ze swoją partyjną koleżanką Haliną Nowiną-Konopczyną usiłował zdjąć z figury papieża kamień, bo jak mówił chciał ją przenieść do kaplicy sejmowej. Wcześniej ogłosił list, w którym żądał odwołania Andy Rottenberg jako "żydowskiego pochodzenia urzędnika państwowego". W wyniku rozpętanej afery Rottenberg została zmuszona do odejścia ze stanowiska dyrektora galerii:
"Dwa razy się wstydziłam za Polskę: w 1968 roku i przy okazji tej akcji. To był moment, w którym nie byłam w stanie bronić swego kraju. Myślałam: kurczę, nie mam słów. Bo to, że są tacy posłowie, to pół biedy. Chodzi o proporcje. O świadomość, że Tomczak został zgłoszony do komisji etyki poselskiej i głosy się podzieliły po połowie. Komisja nie zajęła stanowiska. Nie było nagany. Zrozumiałam, że połowa polskiego sejmu zgadza się z tym, co on zrobił. Sejm jest emanacją narodu. I musiałam sobie odpowiedzieć na pytanie, gdzie ja żyję? Dlatego, kiedy usłyszałam, że wydaję pieniądze katolickich podatników na obrażanie ich uczuć religijnych, pomyślałam: weźcie sobie tę Zachętę".
"Widziałam żyły mojego dziecka. On poszedł w heroinę. Dzisiaj nie bierze się ciężkich, dołujących narkotyków, raczej amfetaminę, ecstasy czy nawet kokainę, one dają kopa do przodu, a nie powodują zatopienia się w nicości. Heroina wywołuje zjazd bardzo szybko. Mateusz miał skończone 18 lat, w świetle prawa był pełnoletni. Trzeba było go namawiać na leczenie, wyczekać na moment, kiedy powie "dobrze, do jutra". Wtedy szłam z nim do szpitala na Nowowiejską i dowiadywałam się, że łóżko będzie za miesiąc."
"Kiedy syn mojego kolegi z roku, twórca Rastra, Łukasz Gorczyca mówi: - Jesteś matką polskiej sztuki - to myślę sobie: fajny żart. I rozstajemy się, chichocząc. Ale - żeby była jasność - nie czuję się matką polskiej sztuki. Jest duży rozziew między tym, na co ja w swoim wyobrażeniu zapracowałam, a tym jak jestem postrzegana. Ale parę rzeczy się udało w relacjach zawodowych i ludzkich. Nie napisałam ani jednej negatywnej krytyki. Nie koncentrowałam się na szkodzeniu ludziom. Nigdy nie będę się koncentrować, nie interesuje mnie to. Opatrzność czy Pan Bóg obdarzył mnie taką cechą, za którą czuje się wdzięczna - chociaż są takie środowiska, w których straszy się mną dzieci."
"Już trudno". Z Andą Rottenberg rozmawia Dorota Jarecka. Wyd. Krytyka Polityczna Fot.Rafał Masłow
"Już trudno". Z Andą Rottenberg rozmawia Dorota Jarecka. Wyd. Krytyka Polityczna (2014)