"Niektóre szukają przygody, inne chcą znaleźć męża, a część przyszła do programu po to, żeby zaistnieć w telewizji"

Kim są uczestniczki show TVN "Kto poślubi mojego syna"? Czy matki uczestników są toksyczne? - pytamy o to Agnieszką Jastrzębską, prowadzącą program.

To od początku miał być hit TVN. I rzeczywiście nim jest. Ponad dwumilionowa widownia, emocjonalne komentarze w sieci. Bo tym programem rządzą emocje. Mam i synów. - Nie powtarzaliśmy scen, nie podkręcaliśmy atmosfery. Zależało na tym, żeby uchwycić emocje, żeby uchwycić prawdę - twierdzi Agnieszka Jastrzębska, prowadząca show TVN "Kto poślubi mojego syna" (finał dzisiaj w TVN, godz. 21.30). Co ją najbardziej zaskoczyło? Jak odbiera komentarze krytykujące show? To tylko niektóre z pytań, jakie jej zadaliśmy.

Angelika Swoboda, Gazeta.pl: - Coś cię zaskoczyło na planie show "Kto poślubi mojego syna"?

Agnieszka Jastrzębska, prowadząca show TVN "Kto poślubi mojego syna": - Silne emocje uczestników, których nie ukrywali. Otwartość bohaterów programu w rozmowach z ich matkami, dzielenie się z nimi pierwszymi wrażeniami, chęć wspólnego przeżywania z nimi relacji z dziewczynami. Po prostu - ogromna bliskość matek i dorosłych już synów. Po emisji kolejnych odcinków dostawałam też sporo wiadomości od widzów, znajomych i wiem, że to samo również ich zaskakiwało. A mieli szansę zobaczyć w programie dokładnie to, co ja obserwowałam na planie. Powstało prawdziwe reality show. Po latach doświadczeń telewizyjnych, wielu programach reality - począwszy od najsłynniejszego "Big Brothera" - wiemy, co ma szansę spotkać się z zainteresowaniem widzów. Dlatego nie powtarzaliśmy scen, nie podkręcaliśmy atmosfery. Zależało na tym, żeby uchwycić emocje, żeby uchwycić prawdę.

Jaka jest ta prawda?

- Może zaskakująco duże zaufanie wchodzących w dorosłe życie dzieci do rodziców, liczenie się z ich zdaniem, chęć oparcia się na ich doświadczeniach. W programie nie ma tego buntu młodych, chęci usamodzielnienia się, które były charakterystyczne dla naszego pokolenia. Dodatkowo coraz silniejsze związki synów z matkami. Oni nie wstydzą się tego, że są blisko, przytulają się, dużo czasu spędzają na rozmowach. A wydawałoby się, że chłopcy w wieku nastoletnim wręcz bronią się przed okazywaniem czułości. Tymczasem tu dorośli mężczyźni nie mają z tym problemu. Oczywiście w programie pokazujemy tylko relacje matka - syn, nie widzimy jak zachowują się córki, chociaż one prawdopodobnie też mają bardzo bliskie relacje z rodzicami. Ja takie miałam i mam do dziś.

Rozpieszczają ich?

- Nie da się ukryć, że mają do synów słabość. Niestety, nadal w wielu obszarach życia prywatnego, zawodowego mężczyznom więcej uchodzi, a od kobiet więcej się wymaga. Już w domu córkom częściej narzuca się normy, a synom odpuszcza. Obserwujemy to też w programie, choć nie w każdej parze matka - syn.

Ty też masz syna.

- Po programie z nowej perspektywy przyjrzałam się sobie w relacji ze swoimi dziećmi. I dostrzegłam, że być może coś w tym jest, że czasem inaczej zwracam się, na czym innym koncentruje się w przypadku syna, który ma sześć lat, a inaczej w stosunku do mojej pięcioletniej córki. Ta obserwacja to jedna z ogromnych zalet mojego udziału w tym programie i okazja do nowego spojrzenia na siebie w roli matki.

A potem mamy maminsynków...

- Show TVN wyraźnie pokazuje, że uczestnicy maminsynkami nie są. Co prawda mieszkają z mamami, ale nie jest tak, że są od mam zależni. Bardzo często ich wybory są samodzielne. A mamy czasem to akceptują - tak jak to robi Beata, mama Konrada, a czasem jak Ewa - rozpaczają. Wydaje mi się, że uczestnicy naszego show mają ze swoimi mamami relacje raczej partnerskie. Chociażby wspomniana Ewa i Patryk. Wydaje się, że to nierozerwalna więź, idealne porozumienie, a tymczasem to on najczęściej spośród uczestników "Kto poślubi mojego syna" buntuje się przeciwko mamie. Choć pozornie wydaje się, że poddaje się jej decyzjom, tak jak to było z przywróceniem do programu ulubionej przez mamę Joanny. Przed nami finał i to jest moment szczególny, ujawniający emocje, uczucia bohaterów, czasem zaskakujące.

Zobacz wideo

Nie buntują się na pokaz?

- Nie. Wszyscy uczestnicy programu szybko zapomnieli o ekipie, obecności kamer, o tym, że za chwile zobaczą się na ekranie, a nawet, że ich perypetie będą przedmiotem oceny milionów telewidzów. Jedna z bohaterek - Marzanna, mama Artura, powiedziała mi, że jak jej odpięli mikroport po miesiącu zdjęć, to poczuła się nieswojo, czegoś jej brakowało.

Ktoś próbował cenzurować nagrania?

- Myślę, że wielu z naszych bohaterów chętnie by powtórzyło niektóre ujęcia, może ukryło pewne emocje, wybuchy, nie ujawniło po raz drugi tego, że zostali zranieni. Od Big Brothera minęło ponad 12 lat. Pierwszą edycję śledziły miliony widzów a sama idea programu była tematem prac naukowych, przedmiotem debat socjologów, medioznawców. Wiemy na czym polega reality show. Uczestnicy rozumieją, że to, co zarejestrują kamery, może być pokazane w programie. Byli jednak nagrywani bez przerwy. A to sprawia, że przyzwyczajali się do sytuacji i... zapominali, że są obserwowani. Oczywiście na początku się kontrolowali, ale potem sami przyznawali, że nie byli w stanie powściągnąć emocji. Pomimo świadomości, że wszystko rejestrują kamery.

Ludzie chcą jeszcze oglądać reality show?

- Bez wątpienia. Eksperci od jakiegoś czasu ogłaszają, że ta formuła nie jest już aż tak gorącym formatem, jak to było jeszcze chwilę temu i pewnie teraz nie powstałby "The Truman Show", ale nadal tego rodzaju programy cieszą się dużym zainteresowaniem. Wiesz, kiedyś kobiety wysiadywały w oknach obserwując życie sąsiadów. Reality show odpowiada na podobne potrzeby. W "Kto poślubi mojego syna" nowe jest to, że żaden program nie pokazał jeszcze tak blisko relacji matka - syn.

Te mamy są toksyczne?

- Zależy im, żeby synowie ułożyli sobie to życie, byli szczęśliwi, żeby znaleźli sobie wartościowe partnerki. Czy to objaw toksyczności? Moim zdaniem to objaw miłości matki do dziecka. Choć czasem chcą tego bardziej niż sami uczestnicy. Dobrym przykładem jest bardzo rozrywkowy Artur. Ma 24 lata i nie wiem, czy to nie bardziej mama by chciała, żeby się ustatkował. On jest chyba na innym etapie życia. Z kolei Konrad trafił do programu po zawodzie miłosnym, dziewczyna oszukiwała go przez długi czas. Mama to wyczuwała. Program miał być dla niego odskocznią, przygodą. Zresztą wszyscy uczestnicy tak ten program traktują, my też podkreślamy, że to jest przygoda. Może się przełożyć na życie, ale nie musi.

Czyli na końcu nie ma ślubu?

- Na koniec jest pierścionek zaręczynowy. W finałowym odcinku na spotkanie z bohaterem jedynymi drzwiami wchodzi mama, a drugimi dziewczyna, wybrana przez niego w programie. Pytanie komu wręczy ten pierścionek - dziewczynie czy mamie?

A jakie są te singielki?

- Tworzenie portretu polskiej singielki na podstawie uczestniczek programu byłoby karkołomne. To program rozrywkowy. Trudno mówić o normie na przykładzie kilkunastu kobiet czy czterech młodych mężczyzn. Choć może sam format - komunikat "Kto poślubi" jest pewnym sygnałem. Dziesięć lat temu singielka była zadowoloną ze swojego życia kobietą prowadzącą aktywne życie zawodowe i towarzyskie, bliską bohaterkom "Seksu w wielkim mieście". Chwilę temu ten portret wyparły bohaterki serialu "Dziewczyny" już nie tak zadowolone z siebie i skazane na sukces, jak mające świat u stóp Carrie Bradshaw czy Samantha Jones. Myślę, że nie ma już dziś tej manifestacji samozadowolenia z faktu bycia singielką. Coraz bardziej zwracamy się w kierunku tradycji rodzinnych. To rodzina staje się największą wartością, ponad stabilizacją zawodową. Być może w czasie kryzysu potrzebujemy takich ponadczasowych wartości, osób na których możemy się oprzeć, które będą dla nas azymutem. Instytucja małżeństwa jest nadal w kryzysie, ale sam związek, zaangażowanie, dzieci stają się priorytetem. Ja sama funkcjonuję w środowisku, gdzie single powinni być zadowoleni z życia. Tymczasem większość moich znajomych chce i próbuje ułożyć sobie życie w parze. Nie chcą odkładać zakładania rodziny na później.

Jaką motywację mają uczestniczki?

- Różną. Niektóre są bardziej zaangażowane, inne mniej. Niektóre szukają przygody, inne pragną znaleźć męża, pewnie część przyszła do programu po to, żeby zaistnieć w telewizji, założyć stronę na Facebooku i na tym budować popularność.

Nie masz czasem ochoty, by zainterweniować na planie?

- Nie oceniam uczestników, nie radzę im, co mają robić. Moją rolą nie jest mówienie uczestnikom, jak żyć. Moją rolą, wynikającą z formatu, jest przedstawienie ich, zaprezentowanie reguł programu. Oczywiście, rozmawiam z nimi o tym, co się wydarzyło, pytam o motywy decyzji. W finałowym odcinku też o tym rozmawiamy. Jednak pamiętajmy, że "Kto poślubi mojego syna" nie jest programem interwencyjnym. To rozrywka, pokazujemy różne ludzkie zachowania i emocje. Z drugiej strony w tym show nie dzieje się nic takiego, co by bardzo zmieniało obyczajowość. Jak chociażby 13 lat temu w Big Brotherze, gdy polscy widzowie zobaczyli w swoich domach jak Frytka ląduje z Kenem w jacuzzi...

Co myślisz o komentarzach krytykujących program?

- Powtarzam, to jest po prostu rozrywka. Dziwią mnie negatywne opinie dotyczące chęci poznania uczestniczek przez mamy bohaterów. Która matka nie chce sprawdzić, czy jej syn spotyka się z wartościową dziewczyną? Czy jej uczucia są szczere, czy traktuje tę relację poważnie? Czy syn będzie z nią szczęśliwy? Dla jednej matki jest ważne, żeby dziewczyna była elokwentna i miała dużo energii, dla innej, by potrafiła oszczędzać, dobrze gotować i prowadzić dom, a jeszcze dla innej, aby była reprezentacyjna. W drugą stronę działa to tak samo. Mamy córek też chcą, żeby wybierały sobie wykształconych, troskliwych mężczyzn, a nie wulgarnych czy agresywnych. To absolutnie naturalny mechanizm. Nie wierzę, by istniała jakakolwiek matka, której nie leży na sercu dobro własnego dziecka, która nie stara się dowiedzieć czegoś o jego potencjalnym partnerze. Każdy rodzic chce, żeby to był jak najlepszy możliwy kandydat.

Masz to samo?

- Myślę, że chciałabym, by mój syn poślubił najwspanialszą kobietę na świecie. A moja córka poznała mężczyznę, który sprawi, że będzie szczęśliwa.

Jak odeprzesz zarzuty, że czasem ten program traktuje kobiety przedmiotowo?

- W mojej ocenie wszyscy uczestnicy poddawani są ocenie - zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Mężczyźni tylko pozornie są w uprzywilejowanej sytuacji. Kontrowersje budzi dzielenie się synów wrażeniami, opiniami na temat dziewczyn z mamami. Jestem jednak przekonana, że w większości polskich domów, gdzie panują w miarę zdrowie stosunki rodzinne, takie rozmowy się odbywają. Jaką masz gwarancję, że po randce facet nie dzwoni do mamy i nie mówi: Słuchaj, spotkałem fajną dziewczynę. Spodoba ci si bardziej niż poprzednia. Ale kompletnie nie umie gotować. W mojej rodzinie rozmawiało się z rodzicami. Panowały bliskie relacje. Dzieliłam się z nimi sukcesami i porażkami. To mi się wydaje zupełnie naturalne, że rodzice są dla dzieci bardzo bliskimi ludźmi. Być może niektórzy żyją inaczej, ale ja wychowałam się w takiej rodzinie. Nie wyobrażam więc sobie, że informuję rodziców - tydzień temu wyszłam za mąż, wpadnijcie w wolnej chwili to poznacie mojego męża.

Twój mąż też pytał mamę?

- Poznałam jego rodziców kilka miesięcy przed ślubem. Lubimy się. Moi rodzice też lubią mojego męża. Czy pytał rodziców o zdanie? Szczerze mówiąc nie wiem, zapytam (śmiech).

Który program jest lepszy - "Kto poślubi mojego syna" czy konkurencyjny "Rolnik szuka żony"?

- Wiesz, niezręcznie mi je porównywać (śmiech). Ale wysoka oglądalność obu tych produkcji pokazuje, że ludzie chcą obserwować, podglądać, jak rodzą się związki, uczucia. Interesuje ich to. Pytanie tylko, czy interesuje ich część uczuciowa, czy po prostu chętnie oglądają reality show w nowej odsłonie. Sukces tych programów jest oczywisty i pokazuje wyraźnie, że jedno i drugie.

Więcej o: