Kasia Tusk na swoim blogu makelifeeasier.pl pisze : "Choroba to nic przyjemnego, ale jeden czy dwa dni spędzone na rekonwalescencji mogą być fajniejsze niż nam się wydaje. Ulubiona smakowa herbata, ciepły koc którym można się owinąć i książka może nie postawią nas od razu na nogi, ale z pewnością umilą nam czas. A może dzięki temu odkryjecie nową świetną lekturę, która cierpliwie czekała przy łóżku na swój dzień? Mnie przypadła do gustu "Utrata" Rachel van Dyken, bo wciągające historie miłosne zawsze wprawiają mnie w lepszy nastrój ;).
Po dwóch dniach spędzonych pod kołdrą z ogrzewającym termoforem, zdrowe i wypoczęte jak nigdy możemy znów wrócić do swoich obowiązków. A nawet jeśli nie chorujemy (czego wszystkim Wam życzę z całego serca), może czasem warto zamienić sobotnie popołudnie w galerii handlowej na spokojną chwilę z książką pod miękką kołdrą :)."
A ja choruję tak... (Fot. CC/stocksnap.io) A ja choruję tak... (Fot. CC/stocksnap.io) A ja choruję tak... (Fot. CC/stocksnap.io)
I zrobiło mi się przykro. Bo ja też przed chwilą byłam chora (ciągle jeszcze nie mogę się z tego wygrzebać), ale moja choroba wyglądała zupełnie inaczej. Przez trzy dni leżałam w domu prawie nieprzytomna, w mokrej od potu pościeli. Wokół mnie walały się koty, tony zasmarkanych chusteczek do nosa (bo kto by tam wstawał, żeby je wyrzucić), puste opakowania po lekach przeciwbólowych, które łykałam garściami, bo ból wszystkiego był nie do zniesienia. Od czasu do czasu otwierałam zaropiałe oczęta, bo wydawało mi się, że może spróbuję coś poczytać, ale z rozmaitych powodów było to kompletnie niemożliwe. Po pierwsze - bolały mnie oczy. Po drugie - głowa. Po trzecie - wszystko inne, co skutecznie uniemożliwiało mi przyjęcie jakiejkolwiek pozycji umożliwiającej czytanie. Myślałam więc, że może coś sobie obejrzę, ale niestety, z tych samych powodów to również okazało się niemożliwe. Chciałam spać, ale budziły mnie mokre od potu, przyklejające się do ciała szmaty. Poza tym zapchane zatoki i gorączka również nie sprzyjają spaniu. I pomyślałam sobie - jak to tak? Dlaczego mój świat wygląda inaczej? Dlaczego moja choroba tak bardzo różni się od choroby Kasi Tusk? Może brak mi modnych, niezbędnych do chorowania gadżetów? A jeśli tak, to jakich? O co muszę się postarać, żeby nawet w chwili słabości być GLAMOUR? Jak, nie przymierzając, blogerki?
1. Ciepły koc. Koniecznie z frędzlami, w czerwoną kratę. Albo szary, minimalistyczny, w stylu Muji czy innego Zara Home. Kiedy dygoczemy z gorączki, owijamy się takim kocem i od razu robi nam się lepiej. Ale nie idealnie, bo do koca potrzebujemy jeszcze...
2. Termofor. Ale, ale! To nie może być jakiś zwykły gumowy termofor, który kojarzy się z lekko chłodnym starszym człowiekiem, który już nie wstaje z łóżka i czasem trzeba mu ogrzać stopy, żeby nie odpadły. To musi być termofor w modnym sweterku, z aplikacją jakiegoś miłego zwierzątka czy innego serduszka. Może być też w futerku ewentualnie, ale koniecznie niebieskim lub różowym, bo takie lepiej się kojarzy.
3. Potrzebujemy również kolorowego termicznego kubka , w którym trzymać będziemy modną gorącą herbatę bez herbaty, bo herbata przecież jest niezdrowa i na pewno nie pomaga wyzdrowieć. W tej herbacie bez herbaty musi być pewnie imbir, cytryna, miód... chociaż, nie wiem, może ten napar jest już jednak niemodny, w związku z czym - niezdrowy? Może dzisiaj trzeba zalać wrzątkiem proso, żeby uwolniły się jakieś magiczne cząsteczki, które pomagają zwalczyć przeziębienie? Kto wie, co się dzisiaj pije (bo przegryzać wiadomo co: pudding z nasion chia, zielone koktajle ze spiruliną i kaszę jaglaną pod dowolną postacią).
Ciekawe, czy do kubka można wlać eleganckie latte? (Fot. CC/sumall.com) Ciekawe, czy do kubka można wlać eleganckie latte? (Fot. CC/sumall.com) Ciekawe, czy do kubka można wlać eleganckie latte? (Fot. CC/sumall.com)
5. Przydałby się jeszcze jakiś wygodny fotel , w którym byśmy siedziały owinięte tym cholernym kocem, obłożone termoforem i z tym kubkiem w ręku, bo wiadomo, że w takim fotelu lepiej się wygląda niż w rozgrzebanym przez cały dzień łóżku, do którego w dodatku nakruszymy wszystkim, co będziemy przegryzać, a co oczywiście nie ma glutenu, bo gluten, jak wiadomo, szkodzi na wszystko, a najbardziej na przeziębienie.
6. A przytulne, góralskie skarpety takie na futerku? A świece o ozdrawiającym zapachu czegokolwiek? A aromaterapeutyczne olejki, które uwalniają się mimochodem odblokowując nasze zatoki? A specjalny kosz na zużyte chusteczki, który uniemożliwia rozprzestrzenianie się wirusów i bakterii? A maść wazelinowa z bamberonem, dzięki której nasze nadwyrężone chrapy wrócą do stanu pierwotnej użyteczności? A lekka i nie męcząca lektura w stylu "50 twarzy Greya", dzięki której krew żywiej zacznie nam krążyć? A miękki szary dres melanżowy, "na misiu", do wygodnego siedzenia z podkulonymi nogami w naszym fotelu? A nawilżacz powietrza? Chorowanie bez tego wszystkiego jest kompletnie bez sensu, źle się zdrowieje, a przede wszystkim - źle wygląda. Radziłabym dobrze się zastanowić, zanim się w ogóle zacznie. Ja się muszę położyć, bo znowu dostałam gorączki.